Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Plaża.



— Możesz powiedzieć, gdzie ty mnie ciągniesz? — syknął Koto uchylając się co chwilę, by nie dostać gałęzią w twarz. Maru ciągnęła go za nadgarstek bez słowa zagłębiając coraz bardziej w ciemny las. Dziewczyna nic nie odpowiedziała mijając wysokie pokrzywione sosny. Ściółka składała się właściwie wyłącznie z opadłych suchych igieł. Koto nie dowiedział się gdzie idą, ale nie czuł z tego powodu irytacji, wręcz przeciwnie, w jego wnętrzu nabrzmiewał chichot, który lada moment mógł ulecieć w eter.

Szyli naprawdę długo, Koto stracił rachubę ile minut czy godzin włóczyli się po nieznanej im wyspie, ale Maru zdawała się wiedzieć gdzie idzie. Ostatecznie wędrówka się skończyła, gdy wyszli na wylany betonem chodnik. Miał nie cały metr szerokości, z dwóch stron niski murek. Ten znak cywilizacji prowadził w dół i niknął za zakrętem osłonięty przez krzaki rozmarynu. Koto otrzepał ubranie z gałęzi i liści po czym spojrzał na Maru. Bez słowa poszła w dół skąd rozbrzmiewał miarowy szum fal. O tej porze nawet świerszcze spały.
— Maru. — powiedział ponownie próbując cokolwiek z niej wyczytać. Dziewczyna nawet nie zwolniła. Koto minął za nią tabliczkę z informacją, że plaża jest płatna i chwilę potem znalazł się na usianej tysiącami małych okrągłych kamieni zatoczkę. Miała maksymalnie sto metrów plaży, a z dwóch jej stron skały były wylane betonem, zapewne by ludzie nie musieli leżeć na niewygodnych kamieniach. Morze cicho obijało się o ostre skały, czasami rozbryzgując białą pianą na wzniesieniach.
— Wyjaśnisz mi Maru, czy mam zgadywać?
— Chciałam ci pokazać to miejsce. Bardzo tu ładnie. — rzekła rozglądając się. Zaszłe już słońce czuć był w otaczających ich nagrzanych skałach.
— Szliśmy tu prawie dwie godziny. — zauważył ten niewielki szczegół, ale musiał przyznać, że plaża była przepiękna.
— Wiem, ale było warto. Jesteśmy tu tylko my.
Namukoto uśmiechnął się i przegryzł wargę. A więc o to Maru chodziło. Dojrzewający chichot w końcu znalazł ujście i Maru na niego spojrzała.
— No co? Sam mówiłeś, że mam przychodzić tylko w nocy. — mruknęła lustrując go spojrzeniem.
— Nie mam przecież pretensji. — powiedział i stanął za nią. Pogładził po ramionach i oboje przez chwilę milczeli obserwując zlewającą się linię horyzontu z niebiem. Nad zatoką zawisł sierp księżyca.
— Wiesz co? — zaczęła cicho.
— Nie.
— Podobno to plaża dla nudystów, wiesz? — powiedziała to zdanie jakby od niechcenia, ale Koto znał ją na tyle długo, by wyczytać w niedopowiedzianym tonie, to co chciała zgrabnie ukryć.
— Naprawdę? I co mamy z tym faktem zrobić?
— Nie wiem, ale chyba zasady trzeba przestrzegać, tak?
Koto ryknął śmiechem odchylając głowę do tyłu.
— Od kiedy ty przejmujesz się czym tak banalnym jak zasady?
— Przestrzegam zasad gdy są mi na rękę. — powiedziała i odwróciła się ku niemu. — Wypuść Pardusa, chcę mieć pewność, że nikt na nas nie patrzy.
Koto spełnił jej prośbę obserwując bez mrugnięcia jak czarny Jaguar o połowę większy niż normalny, ociera się pyskiem o dłonie Maru i ucieka w las czarny jak sama noc. Maru przeniosła wzrok z Pardusa na Koto i wolno pociągnęła za sznurówkę trzymającą jej kaftan na miejscu. Cały czas patrząc chłopakowi w oczy zdjęła kaftan i bawełnianą bluzkę odsłaniając swój nagi biust. Koto nie odzywał się, dalej obserwując jej poczynania, a gdy rozebrała się do końca odprowadził wzrokiem jak wchodzi wolno do morza.
Ruszył za nią rozbierając się po drodze i nim Maru dotarła na głębszą wodę doszedł do niej i zatrzymał tuż za jej plecami. Pod stopami czuli przyjemny piasek. Koto bez słowa zaczął rozplątywać jej warkocze pasmo po paśmie, aż grube niczym liny czarne włosy zanurzyły się do połowy w ciepłej wodzie.
— Jak to jest, że tobie te warkocze się nie rozwalają? — spytał pieszcząc jej włosy i skórę głowy.
— Nawet jak się rozwalą to wypuszczam Angulisa, zamieniając się na rogi po czym gdy Angulis wraca znów są ładnie zaplecione.
— A ja umiem zrobić trąbkę z języka. — mruknął od niechcenia. Maru spojrzała na niego więc jej pokazał. Parsknęła śmiechem i ponownie spojrzała na horyzont. Koto stanął tuż za nią i pogładził po ramionach. Woda sięgała mu do bioder, a jej ponad pas, miarowy chlupot nastrajał nostalgicznie. Koto odgarnął jej włosy z ramion, napełnione wodą były niezwykle ciężkie. Nachylił się by pocałować jej ramię, ale Maru powiedziała:
— Muszę ci coś powiedzieć.
— Bardzo istotne? — spytał i pocałował ją w ramię. Wędrował drobnymi pocałunkami wprost na jej kark i by było mu wygodniej odgarnął jej włosy do przodu.
— Trochę. — mruknęła cicho.

Gdyby nie była naga, gdyby byli w innej scenerii i gdyby Koto nie myślał o jednym, zapewne pociągnął by ją za język, bo z kilometra było czuć, że Maru gryzie coś poważnego. Poddała się jednak jego dotykowi. Pocałunki przeszły na szyję, dłonie zawędrowały na brzuch, a palce prawej ręki Koto zaplątały w czarne włoski między udami Maru. Dziewczyna nie potrafiła się hamować, odwróciła przodem ku niemu i zarzuciła mokre dłonie na jego szyję. Koto sapnął i chwycił jej pośladki by wskoczyła mu na biodra. Zachwiał się nie widząc gdzie stąpa przez co oboje znaleźli się pod wodą. Prychając i plując wodą oboje dopłynęli do schodków i wyczołgali na wylaną betonem półkę skalną. Ostra skała musiała szczypać Maru w pośladki, ale nie uskarżała się gdy wziął ją delikatnie i z uczuciem. Satysfakcji nie było, ponieważ nawet świat Koto nie był wyjątkowy. Po wypuszczeniu Pardusa pozbawił ich możliwości radowania się wspólną miłością w pełni. Nie to jednak było najważniejsze, bliskość i czułe słowa szeptane wilgotnymi wargami wprost do ucha wystarczały by oboje poczuli spełnienie.

Obserwował ją gdy siedziała na skraju skały i moczyła jedną nogę w wodzie pół godziny później. Skuliła się i oparła brodę na drugim kolanie, a dłońmi oplotła nogę. Włosy rozpuszczone i mokre sięgały jej do lędźwi. Siniaki i prześwitujące żebra widział nawet w mroku. Usiadł nadal nagi i obserwował ją jeszcze minutę by jej widok wdrukował mu się w głowie. Potem zapytał:
— O co chodzi?
— Widziałam Mo. — szepnęła nie odwracając się ku niemu, nadal patrzyła na morze. Koto bez słowa przysunął do niej i pogładził delikatnie po nagim kręgosłupie. Musiał być delikatny, miał wrażenie, że każde pytanie brzmiałoby źle, a nie chciał by uznała, że jej nie wierzy.
— Opowiedz mi o tym.
— Widziałam ją na dachu budynku gdy was obserwowałam. Chciałam do niej podejść, ale uciekła. Dziś znów ją widziałam.
— Maru... — zaczął, ale mu przerwała ostro.
— Tak wiem, brzmi to beznadziejnie, ale mówię co widziałam.
— Jesteś przemęczona, spędziłaś cały dzień w ostrym słońcu i...
— Nie przygrzało mi Koto, nie upadłam na głowę. Widziałam Mo i jeśli nie chcesz mi wierzyć znajdę sobie kogoś innego. — warknęła sztyletując go wzrokiem. Znów jej oczy płonęły. Koto dotknięty trochę tym zdaniem puścił ją i odsunął się. Maru westchnęła.
— Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć, znaczy ja...
— Kiedy w końcu zrozumiesz, że nie jestem twoim wrogiem? Myślę inaczej niż ty, czasem nawet lepiej niż ty, gdy w emocjach nie myślisz racjonalnie. Nie chcę być tylko twoim narzeczonym gdy jest dobrze, a czasem mam wrażenie, że jesteś ze mną tylko dla dwóch rzeczy. Seksu i by móc na kimś wieszać psy.
— Koto, nie! — pisnęła przerażona łapiąc go za nadgarstek. Nie spojrzał na nią. Przysunęła się i objęła go od tyłu za szyję. Pocałowała w plecy i przeprosiła jeszcze dwa razy.
— Masz rację, jestem impulsywna i głupia. Może faktycznie mogło to być zmęczenie, ale nie wiesz jeszcze wszystkiego. Mo przemówiła do mnie.
— Słucham?
— Stanęła przede mną, jakieś dwa metry i krzyknęła jedno słowo.
— Jakie?
— Sierota. Potem zniknęła.
Koto nic nie odpowiedział tylko odwrócił się ku niej. Siedziała wpatrując się w ziemię i pociągała nosem. Pogładził ją po głowie po czym przyciągnął do siebie i utulił w męskim bezpiecznym uścisku. Wtedy zaczęła płakać. Płakała długo w spokoju puki nie zjawił się Pardus. Przytruchtał do nich i położył przy Maru. Dziewczyna pogłaskała go po nosie uśmiechając przez łzy. Koto rozejrzał się i dostrzegł leżącą obok muszelkę. Podał dziewczynie.
— Każdy za nią tęskni, ja również.
— To naprawdę było tylko przewidzenie?
— Nie widzę innego wytłumaczenia. Tęsknota robi z ludźmi różne rzeczy.
— Pewnie masz rację.
Pocałował ją w głową i pomógł wstać. Maru podeszła na skraj skały i ukucnęła by wypłukać muszelkę z piasku. Koto obserwował ją stojąc z Pardusem i gdy jej dłoń dotknęła powierzchni wody, cała zatoka zalśniła świetlistym blaskiem indygo. Maru krzyknęła odskakując i wypuściła muszelkę, która popłynęła na dno. Dziewczyna stała gapiąc się na świetlisty ocena, po czym wiedząc kto był sprawcą tego cudu odwróciła się do Koto.
— Kocham cię. — rzekł rozkładając ramiona. Puściła się biegiem i przylgnęła do jego torsu ściskając mocno sklejając ich ciała.
— Ja ciebie też, bardzo, bardzo mocno. — rzekła mocząc mu tors świetlistymi łzami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro