Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Wyścig.




Po oswojeniu się z myślą na temat koronacji nie mogłam się jej doczekać. Jednak te wszystkie przygotowanie przyprawiały mnie o mdłości. Za dużo tego było. Wapi poleciał do Argenti i na Wyspy by pozapraszać wszystkich. Na wstępie kazałam Wapiemu mówić władcom, że jako prezenty mają przysyłać jedzenie. Jeśli dobrze liczyłam to gości miało być około tysiąca jak nie więcej. Zaproszeni byli wszyscy z Aurum, oznaczało to ogromne zapotrzebowania na prowiant. Oczywiście z Vividem zobowiązaliśmy się by dostarczyć wszystkie potrzebne składniki, ale i tak bałam się czy wystarczy.
Wraz z Yaku, Wapim i Hanonimem pochowaliśmy zielonego smoka nad rzeką obok grobu Vialina, a ja udekorowałam jak zawsze drzewem o złotych liściach i przysypałam kopczykiem z granatowego piasku. Już się przyjęło na Aurum i wszystkie mogiły tak wyglądały.
Szkoda było tego smoka, ale rozkazałam sobie nie rozpaczać długo, to on nas zaatakował a nie my jego.
Tydzień przed koronacją uciekałam od ludzi jak najbardziej się dało. Wraz z Yaku skryliśmy się na Klifie Tworzenia zajmując się bardzo pochłaniającym zajęciem nie wymagającym rozmowy.

Myślę, że to dobry moment, Livid. Powiedz mu o swoich pragnieniach. Odezwał się Vivid w mojej głowie.
Za chwilę. Warknęłam ucinając rozmowę i z jeszcze większym afektem całując Yaku.
— Jak można być tak spragnionym? —szepnął kąśliwie Yaku między pocałunkami.
—Apetyt rośnie w miarę jedzenia, znasz to powiedzenie? —odparłam odsuwając od niego. Przeczesałam palcami jego włosy, a Yaku przegryzł moją wargę. Pisnęłam ni to z bólu ni to z podniecenia.
—Czy to dobre miejsce, by to zrobić? —zachichotał Yaku oblatając mnie ramionami w ogół tali. Ja jeszcze ciaśniej oplotłam go nogami i pocałowałam.
—Tak, jeśli chcesz mieć na głowie całą wioskę, albo Wapiego podglądającego nas ze swojej Ves. Wieczorem będziemy całkiem sami, kochanie.
—Nie wiem czy wytrzymam. — mruknął mi w usta. Spoważniałam jednak, a gdy dostrzegł moją minę również zmienił nastawienie.
—O co chodzi?
—Od miesiąca się zbieram by ci o tym powiedzieć. —zaczęłam wstając z jego kolan i siadając obok. Narazie nie chciałam widzieć jego twarz.
—Oho, brzmi groźnie.
—Nie, tylko... —zaczęłam, ale gula w gardle nie pomagała. Czemu ja się tak strasznie denerwuje? Przecież nie jestem jeszcze w ciąży tylko pragnę być.
—Myślałeś już o dzieciach? —wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu.
—Co?! —Yaku poderwało i zaczął się w panice rozglądać dookoła —Jakich dzieciach?
—Jak to jakich? —zdziwiłam się patrząc na niego. Był blady jak ściana.
No klarowniej się nie dało. Widzisz Vivid! Miałam rację, on nie chce dzieci!
—Nie przeszkadzam? —Zza krawędzi urwiska wyłoniła się Ves, na której siedział Wapi. Przeczesałam włosy palcami i przełknęłam ślinę. No to temat się skończył.
—O co chodzi Wapi? —spytałam wstając by pozbyć się świdrujących spojrzeń Yaku. Udawałam przed nim, że mnie to wcale nie zabolało, choć szczypało w serce jak trucizna.
—Organizujemy z Ofelią wyścigi konne, chcecie dołączyć?
—Chętnie, zaraz będziemy na dole. —uśmiechnęłam się i wypuściłam Vivida. Wapi odleciał, przez co presja Yaku zwiększyła się.
—Liv, ja... —zaczął Yaku sam nie bardzo wiedząc co chce powiedzieć.
—Spokojnie, rozumiem. Nie jesteś gotowy. —Usiadłam na grzbiecie Vivida i skinęłam by usiadł za mną.
—To nie tak, Livid naprawdę. Przepraszam...
Vivid nie dał mu dokończyć, gdy tylko Yaku usiadł za mną, smok wzbił się w powietrze ucinając rozmowę.
Wylądowaliśmy tam gdzie majaczyła postać Ves i od razu po zejściu z Vivida ruszyłam do Wapiego. Wiem, że robiłam źle zostawiając tę rozmowę nie rozstrzygniętą, ale było mi smutno, potrzebowałam rozrywki. Dostrzegłam w tłumie znajome twarze. Był Zemi, Enif i Remo z Yi Ną. Pomachałam im, a potem dostrzegłam jeszcze Kookiego i Maru trzymających się za ręce i obserwujących całe wydarzenie.
—O jesteście już. —Wapi uśmiechnął się do nas i wskazał na gniadosza trzymanego przez dwóch mężczyzn. —Ten jest dla ciebie, nikt nie chce na niego wsiąść, bo jest dzikusem. Ty sobie jednak poradzisz, co?
—Pewnie. —wzruszyłam ramionami i już miałam podejść do konia, gdy Yaku złapał mnie za łokieć.
—Nie rób tego Livid. To niebezpieczne.
Odwróciłam się do chłopaka i posłałam mu ciepły uśmiech do którego musiałam się zmusić.
—Nic mi nie będzie, wiesz, że trzymam się na grzbiecie konia najlepiej z nich wszystkich.
—Tak, ale...
Pocałowałam go. Po pierwsze by przestał gadać, po drugie by zrozumiał, że nie gniewam się na niego, a po trzecie by go uspokoić.
—Jeden wyścig, obiecuję. —rzekłam po czym z pomocą Wapiego wskoczyłam na grzbiet ogiera. Był chudy i wyglądał jakby miał dwa lata. Od razu się wspiął i zamachał głową, ale ściągnęłam go na cztery nogi. Gniadosz nie dał mi jednak szansy by się rozejrzeć. Cały czas kłusował w miejscu i machał głową.
—Gotowi?! —krzyknął jakiś mężczyzna. Dwoje ludzi podprowadziło mnie na linię startu. Było około pięciu koni. Obok mnie znalazł się Wapi na koni którego pierwszy raz widziałam, a po mojej drugiej stornie Ofelia na kobyle której pomogłam urodzić dwa lata temu.
—Ty też? —fuknęłam widząc ją jak poprawia strzemiona. —Od kiedy ty jeździsz konno?
—Od dziecka! —prychnęła nawet na mnie nie patrząc.
O nie, muszę z nią wygrać! krzyknęłam do Vivida i poprawiłam uścisk na wodzach.
Gdyby były wyścigi smoków to byś już miała wygraną w kieszeni. Jeśli chodzi o kopytne, to ja nie daje sobie obciąć ogona.
Gniadosz pode mną zdenerwował się jeszcze bardziej. Któryś koń zarżał przeraźliwie. Utkwiłam oczy w otwartej przestrzeni. Linia horyzontu aż krzyczała by ją dogonić. Czekałam na sygnał, a gdy nadszedł wszystkie konie zerwały się do panicznej ucieczki. Wstałam w strzemionach, ręce od razu znalazły się gdzieś na wysokości uszu konia. Tętent kopyt uderzał o ziemie niczym bębny, a ja przez chwilę musiałam sobie przypomnieć jak się galopuje. Całe szczęście tego się nie zapominało tak łatwo. Po chwilowej panice przyszła akceptacja, a potem czysta ekstaza. Galop był jednym z najrówniejszych chodów konia, gdy jeszcze miałam w zwyczaju jeździć codziennie to nic tylko bym galopowała. Teraz gdy przypomniało mi się jakie to wspaniałe uczucie łzy same pociekły po skroniach, ale mogły być wywołane wiatrem. Jeszcze pół godziny temu nie sądziłam, że wsiądę na konia, teraz gdy pędziłam z nim jak szalona wiedziałam, że innego lekarstwa dla mnie nie było. Mogłam się wyżyć, wyszaleć po rozmowie z Yaku. Wyrzucić z siebie te negatywne myśli szepczące do ucha, że mnie nie chce. Każde uderzenie nogi o ziemię, każdy ruch mięśnia pompował we mnie hektolitry spokoju i radości. Do czasu.
Obok mnie pojawiła się Ofelia z zaciętą miną chlastała wodzami po zadzie kobyły i posyłała ją jak najszybciej do przodu. Duma mnie zaswędziała i instynktownie też posłałam gniadosza szybciej.
—Gdzie wy się tak spieszycie, dziewczyny? —doleciał nas znajomy głos. Obie spojrzałyśmy w lewo i szczęki nam opadły. Enif jak gdyby nigdy nic siedział sobie na grzbiecie Equsa nonszalancko trzymając się grzywy i zachowywał się jakby nie zwracał uwagi na zawrotną prędkość.
—Jak ty?! —wyrwało mi się.
—Nie mogłem ominąć takiej okazji. —zachichotał —No to która spróbuje mnie prześcignąć?
I nie czekając na odpowiedź przyspieszył tak, że konie na których siedziałyśmy najadły się tylko kurzu.
Ofelia ściągnęła wodze i zwolniła swoją klacz. Na twarzy była wściekła. Ja też nie bardzo wiedząc co się dzieje i gdzie podziała się rywalizacja zwolniłam mojego gniadosza i obserwowałam jak Enif zakręca i wolnym galopem podjeżdża do nas.
—Nie mogłeś sobie darować? —warknęła Ofelia zrównawszy się z Enifm —Musisz się popisywać?
—Nie wiem o co ci chodzi. —Enif wzruszył ramionami i przeszedł do stępa. Podjechałam do niego i teraz jechaliśmy we trójkę z Equsem w środku.
—To nie fair, Emocje zawsze są szybsze od normalnych zwierząt. Mogłeś wybrać innego.
—Nie jestem tak głupi by rezygnować z Equsa. Poza tym to tylko nic nieznaczący wyścig, weź odpuść.
—Dupek. —prychnęła Ofelia i ruszyła galopem w kierunku tłumu.
—Serio chciałeś się zabawić czy był w tym jakiś większy cel?
—Yaku mnie prosił bym miał na ciebie oko. —odparł Enif —Ale zabawa była przednia.
—Jasne. —fuknęłam.
—Coś się stało?
—Oboje z was to dupki. Yaku ma wyrzuty sumienia bo ma inne zdanie niż ja a ty robisz za moją niańkę, tak?
—Nie wiem o co ci chodzi Livid. Chciałem tylko pomóc.
—Ta, jasne. —fuknęłam i też ruszyłam galopem. Nie chciałam na niego naskakiwać, ale niedokończona rozmowa z Yaku nadal huczała mi w głowie. Jechałam wolno trzymając ogierka na kontakcie i wcale nie chcąc ponownie spotkać się z Yaku ani nikim innym. Rozejrzałam się jakby stąd czmychnąć i tem na horyzoncie dostrzegłam postać dziecka. Mała dziewczynka w wieku czterech lat, stała obok budynku i obserwowała to co działo się dookoła. Miała długie blond włosy i ładną opaleniznę. Sukienka za kolana łopotała na wietrze. Nie mogłam zrozumieć czemu nagle ta dziewczynka stała się taka ważna. Zwolniłam do stępa, a potem zatrzymałam się obserwując ją. Byłam przekonana, że dziewczyna patrzy się na mnie. Wcale mi się to nie podobało.
—Livid! —dobiegł do mnie Yaku i przytrzymał ogierka za wodze tak bym mogła zsiąść. Gdyby nie to dziecko już bym mu robiła awanturę, ale dziewczynka świdrowała mnie spojrzeniem do tego stopnia, że poczułam dreszcz. Żadna kłótnia nie była tak ważna jak fakt pojawienia się tej dziewczynki.
—Ej, ta mała chyba się zgubiła. —powiedziałam do Yaku wskazując na nią. Yaku schylił się by spojrzeć pod szyją konia tam gdzie pokazywałam.
—Jaka mała?
—No ta dziewczynka... —urwałam bo gdy spojrzałam jeszcze raz, dziecko zniknęło. Czy udałoby się jej tak szybko schować za budynek?
—Livid, proszę nigdy więcej nie bierz udziału w tych wyścigach. —biadolił Yaku pomagając mi zejść z konia. Jakiś mężczyzna podszedł i zabrał od nas gniadosza.

—Pod warunkiem, że nie będziesz wysyłał za mną nianiek. —fuknęłam sztyletując go wzrokiem.
—Martwiłem się.
—Doceniam to, ale zapomniałeś że mam Vivida? Gdybym tylko się zachwiała ucieleśniłby się i porwał w powietrze.
—Zapomniałem. —Yaku spuścił głowę zawstydzony.

—Mniejsza, czas wracać do domu. —rzekłam i otworzyłam portal. Yaku bez słowa wrócił na Ziemię, a ja za nim przeszłam przez portal uśmiechnęłam się na widok nadal kłócących ze sobą Ofelii i Nifiego.Zachęcam i motywuje do komentowania 😏😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro