Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Dzieci.




Yaku przebudził się w środku nocy i stwierdził, że obok niego nie ma Livid. Usiadł zaspany i rozejrzał się. Livid siedziała pod oknem i szeptała coś do Gebi. Yaku przez chwilę nie mógł pojąć czemu Livid tam siedzi, ale wytłumaczył sobie, że pewnie wstała by dać jej jeść. Już miał się położyć z powrotem i zasnąć gdy zimny pot zalał mu plecy. Livid nie była sama.
Tuż nad nią stał chłopiec. Kilkanaście centymetrów od Livid i gapił się na nią z bardzo niepokojącą miną.
— Livid możesz tu przyjść. — wyszeptał Yaku ze ściśniętym gardłem. Livid obejrzała się przez ramię z łyżą w dłoni i prawie musnęła głową postać chłopca. Yaku poczuł mdłości.
— Już kończę, śpij dalej.
Yaku chciał coś powiedzieć, ale właśnie dostrzegł kątem oka drugiego chłopca. Stał w kącie za palmą i gapił się na Yaku.
— Nie zasługujesz na nią. — powiedział cicho ten w kącie.
— Skrzywdziłeś ją, a teraz spokojnie spisz razem w tym samym łóżku? — zapytał ten nad Livid.
— Livid, błagam chodź do mnie. — jęknął Yaku zaciskając powieki i opadając na poduszkę. Usłyszał jak Livid wstaje, oczami wyobraźni zobaczył, jak przechodzi przez tego chłopca nie mając pojęcia, że tam jest. Yaku zadrżał i nakrył się kołdrą. Livid położyła obok i przytuliła do niego.
— Osobliwości, Yaku ty jesteś cały mokry!
Yaku w odpowiedzi zadrżał jeszcze bardziej i skulił się w panice. Livid schowała się pod kołdrę i otuliła własnymi ramionami.
— Jesteś cały rozpalony! Czemu nic nie mówiłeś?
— Zimno mi. — jęknął wtulając się w jej ciało i trzymając się kurczowo jednej myśli by się tylko nie rozpłakać. Leżał w kokonie z kołdry, ale jego wyobraźnia dorysowywała dwóch chłopców stojących nad łóżkiem i szepczących to jak bardzo Yaku był złym człowiekiem.
— Kochanie — szepnęła Livid teraz już przestraszona nie na żarty. — musisz mieć gorączkę. Poczekaj przyniosę termometr.
— Nie! — złapał ją ramiona i przyciągnął bliżej. — Nie zostawiaj mnie.
— Co się stało, Yaku?
— Zły sen. — skłamał krótko, mając nadzieje, że im częściej będzie to powtarzał to stanie się to rzeczywistością. — Tylko zły sen, ale nie odchodź, proszę.
— Nigdzie nie idę. Spróbuj zasnąć. — szepnęła przeczesując mu włosy palcami. Gest ten był tak kojący, że Yaku po dłuższej chwili rozluźnił się na tyle by przestać drżeć.
Nagle wrzasnął ze strachu gdy materac ugiął się pod czyimś ciężarem. Podwinął nogi pod samą brodę i stwierdził z przerażeniem, że Livid wychyla głowę zza kołdry. Yaku pisnął przecząco.
— To tylko Gebi wskoczyła na łóżko. Co się dzieje Yaku?
Wiedział, że musiała być zmartwiona, ale w tym momencie Yaku był jednym wielkim przerażeniem. Drżał na ciele nie potrafiąc tego kontrolować, a wszystko co kiedykolwiek ten chłopiec do niego powiedział zwaliło się na jego głowę niczym lawina.


***


— Masz Yaku wypij to. — powiedziałam wchodząc do sypialni kubkiem gorącego mleka. Chłopak drgnął i uniósł głowę. Rozejrzał się jakby zdziwimy, że już jest ranek i bez słowa usiadł opierając o ścianę. Przejął ode mnie kubek i westchnął. Usiadłam obok niego i przyłożyłam mu dłoń do czoła. Było ciepłe, ale nie gorące.
— Jak się czujesz?
— Lepiej. — wychrypiał. No dla mnie to wcale nie znaczyło lepiej i spojrzałam na niego z politowaniem.
— Musiało cię gdzieś przewiać. — stwierdziłam otulając szczelniej kołdrą. — Co z tym snem, Yaku? Miałeś koszmar?
— Nie ważne, już jest dobrze. — szepnął bo jego gardło przypominało teraz papier ścierny. Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem i zadałam sobie pytanie czemu mi nie mówi wszystkiego.
— Chyba sama pojadę do Cary, co?
— Jasne.
— A obiecasz mi, że nie wyjdziesz z łóżka?
— Masz moje słowo. Jedź, dam sobie radę.
— No dobrze — kiwnęłam głową — proszę wypij puki jest ciepłe. — skinęłam na kubek, a Yaku posłusznie upił spory łyk.
— Przynieść ci coś jeszcze? Owsiankę ci ugotowałam, jest w garnku, zjedz niedługo puki ciepła.
— Dobrze, obiecuje.
— Wrócę niedługo. — powiedziałam nachylając się i całując go w czoło. — Kocham cię.
— Ja ciebie też, Liv. Pozdrów Carę. — wyszeptał i uśmiechnął się. Pogładził mnie po policzku pocieszająco bym się aż tak nie martwiła. Wyglądał lepiej niż w nocy więc nie miałam aż takich wyrzutów sumienia zostawiając go. Pomachałam mu i wyszłam z sypialni.

Do mieszkania Cary nie było daleko, zwłaszcza jeśli jechało się bocznymi ulicami. Rada, że Yaku pozwolił mi wziąć swój samochód na miejsce dojechałam w dwadzieścia minut. Wjechałam na siódme piętro i zapukałam do drzwi. Trochę się denerwowałam jej reakcją. Napisałam co prawda do niej, że zamierzam się zjawić, bo nie odbierała ode mnie telefonu, ale nie wiedziałam czy naprawdę będzie w domu.
Szczęknął zamek i w drzwiach stanęła Cara.
— Cześć Livid. — mruknęła ani zniechęcona ani zdziwiona, że mnie widzi. Zrobiła mi miejsce i weszłam do środka. Nigdy nie byłam w tym mieszkaniu, ale Yaku opowiadał mi jak wygląda. Dla jednej osoby było za duże, ale gdy mieszkał tu też Yaku zdawało się być idealne.
Cara poprowadziła mnie do salonu i posiadła na kanapie. Mruknęła, że zrobi herbatę i przez chwilę byłam sama, co dało mi szansę przeanalizowania tego jak Cara wygląda. Wychudła i zdecydowanie zmarniała. Włosy nadal były długie, ale z wiązane w niechlujny kok. Wszechobecna tapeta na twarzy zniknęła, a zamiast soczewek nosiła teraz okulary w grubych oprawkach.
— W czym ci mogę pomóc Livid? — spytała wchodząc do salonu z dwoma kubkami. Usiadła na przeciwko mnie i zwinęła w kłębek jakby chciała uciec od świata.
— W niczym, chcę cię zaprosić na moją koronację, która odbędzie się na Aurum za miesiąc.
— Koronację?
— Tak, to pomysł Yaku, ale gdy się z nim oswoiłam uznałam, że to nie najgorszy plan.
— Ale dlaczego mnie chcesz zaprosić?
— Cara, proszę tyle razy ci mówiłam, że nie trzymam do ciebie urazy. Nie byłaś sobą. Zawsze jesteś mile widziana na Aurum.
— A ja nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego jesteś dla mnie taka dobra. Od lat podkładałam ci kłody i...
— Twój ojciec podkładał mi kłody nie ty.
— Przeze mnie.
— Twoim kosztem.
— Zostawmy ten temat — powiedziałam po chwili milczenia czując, że tracę argumenty. Nie wiedziałam jak jeszcze miałam ją przekonać. Cara pokiwała głową i milczała.
— Yaku cię pozdrawia.
— Dzięki, co u niego? Co u was? — odchrząknęła i zarumieniła się.
— Miałam przyjechać z Yaku, ale przeziębił się i leży w łóżku, poza tym w porządku. Alex urodziła.
— Wiem, dostałam zdjęcie od Alex. Śliczny chłopiec.
— Dlatego też odkładam tę koronację, by młody nabrał odporności. Bardzo bym chciała, żebyś przyszła.
— Zobaczę.
Uśmiechnęłam się markotnie do niej i znów zmieniłam temat.
— Co właściwie robisz na codzień?
— Pracuje w MacDonald's niedaleko jest restauracja, a poza tym to nic.

— W MacDonald's? Czemu nie przeniesiesz się na Aurum? Motus to przecież twój prawdziwy dom.
— Rozumiem, że przyszłaś mnie zaprosić na koronacje, za co ci bardzo dziękuję, ale proszę nie zmieniaj mojego życia. Dobrze mi jest tu gdzie jestem.
Chciałam jej pomóc, ale jak pomóc komuś, kto nie chce pomocy? Wyszłam z jej mieszkania nic prawie nie uzgadniając. Nie wiedziałam czy pojawi się na koronacji czy nie, ale powiedziałam sobie, że to nie moja wina. Chciałam dobrze.
Wróciłam do domu i zastałam Yaku śpiącego wraz z Gebi na łóżku. Na podłodze dostrzegłam pustą miskę owsianki i uśmiechnęłam się.
Dobrze gdyby zjadł rosół. Mruknęłam do siebie.
Na całej Ziemi nie znajdziesz tak dobrego rosołu jak w gospodzie na Aurum. Odparł Vivid od niechcenia. Tak jak stałam przeniosłam się na Aurum i ruszyłam od razu do gospody.
— Witaj Gordianie. — przywitałam się ze starszym mężczyzną za kontuarem.
— Panienka Livid! — Gordian wyprostował się po czym ukłonił z szacunkiem.
— Potrzebuje twojego rosołu z kapłona. Nie znalazłby się dla mnie garnuszek?
— Dla Panienki zawsze. Proszę poczekać. — I zniknął za drzwiami kuchni. Wrócił po minucie trzymając czarny kociołek wypełniony po brzegi tłustym rosołem.
— Panienka weźmie. — rzekł podsuwając mi rosół.
— Co byś chciał w zamian za niego?
— Ależ nic, Panienko. Panienka zawsze jest u nas gościem.
— Nie wygłupiaj się Gordianie, to twoja praca. Dobrze, zróbmy inaczej. — dodałam widząc, że mężczyzna już nabiera tchu by się ze mną kłócić - Czy zgodzisz się zostać kucharzem na moją koronację?
— Panienko... — Gordian zbladł.
— Ja zobowiązuję się dostarczyć wszystkie potrzebne ci produkty. Zgodzisz się?
— To będzie dla mnie zaszczyt! A ile Panienka przewiduje gości?
— Całe Aurum oraz goście z innych miast.
Gordian zbladł jeszcze bardziej.
— Dostaniesz tylu pomocników ile będziesz potrzebował.
— Oczywiście Panienko.
— Dziękuję, za rosół Gordianie. — powiedziałam i wyszłam z gospody. Przeniosłam się ponownie na Ziemię i zabrałam do podgrzania rosołu. Pachniał tak wybornie, że nie mogłam się powstrzymać i siorbnęłam kilka łyżek na zimno. Był przepyszny, na dwóch rodzajach mięsa — kapłona i wieprzowiny z dodatkiem najświeższych jarzyn. Zagotowałam cały kociołek i nalałam do dwóch misek. Trzymając kciuki by Yaku już nie spał wzięłam tacę i ruszyłam na górę.
— Zostaw mnie w spokoju! — krzyknął Yaku z sypialni. Zamarłam pod drzwiami i nasłuchiwałam, serce automatycznie przyspieszyło.
— Co ja ci zrobiłem?!
— Yaku? — otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Chłopak poderwał się na łóżku i ściągnął kołdrę z głowy.
— Boże drogi, Livid! Zawału można dostać.
— Krzyczałeś. Ktoś tu jest? — rozejrzałam się po sypialni, ale była pusta.
— Znów miałem sen. — rzekł cicho przecierając spoconą twarz. Postawiłam na łóżku tacę z parującymi miskami i usiadłam obok od razu przykładając mu dłoń do czoła.
— Znów masz gorączkę. Proszę przyniosłam ci z Aurum rosół z kapłona, powinieneś zjeść gorący.
Yaku oparł się o ścianę i na chwilę zamknął oczy. Westchnął wracając do rzeczywistości i pozwolił mi postawić tackę na jego kolanach.
— Opowiesz mi sen? — spytałam nieśmiało, ale pokręcił głową.
— Jak było u Cary? — odpowiedział pytaniem na pytanie. Przegryzłam wargę czując nie przyjemny skurcz w żołądku. Ukrywał coś przede mną.
— Tak sobie. Nawet nie wiem czy przyjdzie. Strasznie zmizerniała.
— Wcale jej się nie dziwie. Nie obwiniaj się proszę jeśli nie przyjdzie, to jej decyzja.
— Wiem, ale to trudne. — mruknęłam i też zabrałam się do jedzenia. Yaku gdy się rozgrzał zdawał się odzyskać dobry humor, bo nawet wstał z łóżka i zniósł naczynia na dół. Poszedł się umyć, a gdy wyszedł z łazienki zdawał się być innym człowiekiem.
— Widzę, że już się lepiej czujesz. — powiedziałam obserwując go bacznie. Udawałam, że czytam, ale jakoś niepokojące myśli nie dawały mi spokoju. Co takiego Yaku mógł przede mną ukrywać. Musiało to naprawdę dawać mu w kość, bo biedak aż się pochorował.
— O tak, już mi lepiej. — westchnął wchodząc do sypialni okryty tylko ręcznikiem. Zmierzyłam go znaczącym spojrzeniem na co chłopak się zaśmiał.

— Ciesze się, że jesteś obok Liv. — rzekł podnosząc mnie za ręce. Wstałam zdziwiona skąd nagle ta wylewność w nim. Pocałował mnie jako kochanek, zachłannie i z prośbą o oddanie. Kłóciła się we mnie ta jego postawa. Wpierw wypierał z siebie, że cokolwiek się dzieje, nie mówił mi całej prawdy, uciekał i udawał, ale ostatecznie odpuściłam i pozwoliłam mu na co tylko miał ochotę, uznawszy, że właśnie tego potrzebuje. Też miałam na niego ochotę więc nie widziałam przeciwskazań.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro