Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

64. Plan ocalenia Ziemi.


Kiko dostrzegła w tłumie Zemiego i zlękniona odwróciła wzrok. Przecisnęła się między ludźmi odchodząc od tłumu wiwatujących i radujących się ludzi po pokonaniu dzieci i zagłębiła się w las mając nadzieje, że Zemi za nią nie pójdzie. Oczywiście, pomyliła się, bo gdy tylko gwar tłumu przycichł zastąpiony, przez świergot ptaków on ją zawołał.
— Kiko, proszę. Chcę tylko porozmawiać.
Uciekła nadal nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz. Uratował ją, porzucił swoje obowiązki i pasje, by uratować jej życie, a Kiko tak bezczelnie chciała się zemścić na Livid — jego przyjaciółce.
Nagle Kiko zatrzymała się w pół kroku. Przed nią stał gigantyczny niedźwiedź polarny. Uniósł przednie łapy i węszył wśród drzew utkwiwszy wzrok w dziewczynie.
— Nie mamy złych zamiarów. — powiedział Maritimus opadając na przednie łapy i podchodząc do niej powoli.
— Chcę tylko pogadać.
— Wiem, ale będziesz mnie oskarżać, krzyczeć, że porwałam ci przyjaciółkę, a ja nie chcę tego słuchać.
— Nie zmierzam robić ci wyrzutów.
— Dlaczego? — zdziwiła się unosząc brwi.
— Przecież jesteś dobrym człowiekiem.
— Zemi, porwałam twoją przyjaciółkę na dodatek ciężarną.
— Livid nam wszystko wyjaśniła. Robiłaś to, by ją chronić. Gdybyś jej nie zamknęła w jaskini tłum by ją zabił.
— Nie takie były moje intencje.
— Z początku pewnie nie, ale zmieniłaś zdanie, mam racje? Ostatecznie ocaliłaś jej życie.
— Wapiego wydałam. Gdybym siedziała cicho nie zostałby wygnany.
— I o ile wiem nie odnalazłby Ques, która pewnie umarłaby z powodu zakażenia.
— Twierdzisz, że to, co robiłam było gdzieś zapisanym planem, a ja tylko marionetką? Po co zatem wolna wola?
Zemi wzruszył ramionami.
— Myślę, że na to pytanie jest więcej niż jedna odpowiedź.
— To którą wybrać, skoro jest kilka?
— Tę, która najbardziej pasuje do ciebie. Nie obwiniaj się, bo nie masz za co. Jesteś wolna i możesz robić co chcesz.
— Ale krzywdziłam... mściłam się.
— To już przeszłość. — szepnął i przytulił ją kompletnie zaskakując. Objął za szyję i tulił w przyjaznym ciepłym uścisku.
— Jesteś dobrym człowiekiem. — rzekł przyglądając się jej twarzy. Widząc jego uśmiech nie mogła się nie zgodzić. Zarażona jego optymizmem uśmiechnęła się.
— Wygląda na to, że będę musiała ci zaufać.
— Jest jeszcze jedna kwestia, o której chcę z tobą porozmawiać. Ten utwór co mi wysłałaś...
Kiko zbladła. Cofnęła się dwa kroki i potknęła o korzeń. Maritimus w ułamku sekundy podbiegł i chwycił ją w wielką łapę amortyzując upadek.
— Osobliwości, zapomniałam... słuchałeś?
— Oczywiście.
— Niech mnie bogowie pożrą!
— Kawałek jest świetny. Właściwie twój głos idealnie pasuje do mojego solowego albumu, nad którym pracuje od przeszło roku. Może zgodziłabyś się nagrać ze mną jeden...
— Żartujesz sobie?!?
— O muzyce? Nigdy!
— Ale ja przecież nie umiem śpie...
— Przestać siebie oszukiwać, masz talent.
— Będę zaszczycona, naprawdę. Ale nie mogę. Nie z taką twarzą... już tyle razy byłam wyzywana z powodu jak wyglądam. Nie mogę pokazać się obok ciebie tak wyglądając.
— Wiesz dobrze, że ludzie są w stanie ciebie obrazić, jeśli im na to pozwolisz? Tylko wtedy. Nie będę prawił ci komplementów, bo zaraz zaczniesz wywracać oczami, że oszukuję, ale tak długo, jak będziesz wierzyć, że bielactwo cię ogranicza, tak długo będzie mieć nad tobą władzę. Tak jak było z dziećmi.
— Ale to trudne tak po prostu pokazać się ludziom.
— Tak naprawdę nie musisz. Nagramy piosenkę, a czy powstanie teledysk to już nasza decyzja.
Kiko przegryzła wargę nie potrafiąc powstrzymać ekscytacji.
— No więc jak? Zgadzasz się?
Kiko pokiwała ochoczo głową i tym razem ona rzuciła się na Zemiego w serdecznym uścisku.

***

— Zobacz, kochanie to są dzieci Livid. Ty też kiedyś byłeś taki malutki wiesz? — powiedziała Alex pochylając Koriego nad łóżeczkiem, w którym spały bliźnięta. Kori zaciekawiony wyciągną rączkę i niezdarnie dotknął twarzyczki Yuli. Dziewczynka zmarszczyła brwi i wysunęła język. Ja w tym momencie rozpłynęłam się w ramionach Yaku nie mogąc uwierzyć jak teraz wyglądało moje życie. Minął tydzień od pamiętnego dnia uwolnienia dzieci i od tamtego momentu żadne dziecko nie pojawiło się na Aurum. Również wszystkich, których znałam na Ziemi i z najbliższego otoczenia chłopaków za sprawą Vivida pobłogosławiłam i uwolniłam dzieci by mogły odejść w spokoju. Hwan również przeszedł na Aurum gdzie wraz z chłopakami wytłumaczyłam mu dokładnie co się wydarzyło i dlaczego wszyscy widzieli dzieci.
— Zrobiłem błąd zawieszając was. — powiedział pocierając kark. — Powinienem był być mądrzejszy. Wiedziałem, że stworzenie zespołu, w którym są sami ucieleśnieni wiąże się z odpowiedzialnością. Ja tylko się bałem, że to wycieknie. Nie chcę byście mieli kłopoty, z powodu jacy jesteście.
— Rozumiemy cię doskonale. Bałeś się, a dzieci to wykorzystały. — powiedział Zemi klepiąc managera po ramieniu.
— Kocham was chłopaki. Nawet jeśli jestem oschły to dlatego, że mi na was zależy i na dobrej twarzy grupy. Jesteście dla mnie jak synowie.
— A ty dla nas jak ojciec. Ufamy ci. — Remo uśmiechnął się kiwając głową.
— Przywrócisz zespół? — spytał Yaku jednocześnie tuląc na rękach Yulę. Na jego twarzy dostrzegłam stres oczekiwania.
— Bardzo bym chciał, ale nie wiem, czy to dobry pomysł. Ostatni wasz koncert był w pewnym sensie klapą. Canis się ujawnił i to wywołało lekką panikę. Nie bardzo wiem, jak to zatuszować. Że niby co? Powiem, że to hologram? Nikt mi nie uwierzy. Strasznie się porobiło.
— Mogę coś powiedzieć? — mruknęłam cały czas obecna przy rozmowie. Każdy na mnie popatrzył, a ja oblałam się rumieńcem. Dziwnie mi było wtrącać się w interesy zespołu, ale miałam pewien pomysł. By dodać sobie otuchy, przytuliłam Kinabariego i westchnęłam.
— Jak wiecie znaleźliśmy sposób jak poradzić sobie z mrocznymi dziećmi. Na Aurum jesteśmy od nich wolni, a nawet jeśli jakieś się pojawi ja jako twórca Aurum jestem w stanie je odesłać. Niestety na Ziemi nie mam takiej władzy. Zastanawiałam się jak pomóc innym ludziom, który nadal i cały czas są nawiedzani przez dzieci. Podejrzewam, że wirus już się rozprzestrzenił na większość planety. Przecież byliście w tak wielu miejscach. Teoretycznie mogłabym spróbować rzucić czar...
— Wykluczone! — krzyknął Yaku, Teni i Alti. Drgnęłam zaskoczona.
— Już raz rzuciłaś czar, dziękujemy serdecznie — burknął Alti — ja uważałem syna za wieśniaka, a żonę za przeklętą dziołchę. Bez urazy, Livid, ale nikt z obecnych tutaj nie pozwoli ci rzucać żadnego czaru... nigdy.
— Zgadzam się z Altim. Liv, kocham cię, jesteś wspaniała i cudowna, ale żadnych czarów! — Yaku posłał mi mrożące spojrzenie, od którego stopniałam.
— Dobra! Żadnych czarów. Nawet nie miałam tego w planie. Chodziło mi o to, byście stali się przykładem. Mroczne dzieci nie miały władzy, gdy wasze Emocje były obecne, może to właśnie jest wyjście?
— Że niby co? Mamy się przyznać, że jesteśmy ucieleśnieni? — Enif uniósł brwi niekoniecznie przekonany.
— Dokładnie. Pokażcie światu, że na Ziemi też są ludzie wyjątkowi, bądźcie przykładem, ujawnijcie się.
— No nie wiem, Livid... to ryzykowne.
— Oczywiście, że tak, ale nie będziecie sami. Na Ziemi są miliony ludzi ucieleśnionych, które potrzebują wsparcia. Też chcą należeć do społeczności i również mają takie same prawa jak inni.
— Może wybuchnąć panika — powiedział Hwan.
— Już wybuchła. Internet ma miliony spekulacji, a z pewnością część podejrzewa słusznie, że jesteście ucieleśnieni.
— No dobrze, a co z ludźmi nieucieleśnionymi. Oni nie mają się gdzie skryć przed dziećmi. Poza tym ukrywanie się to nie jest rozwiązanie. — rzekł Zemi.
— Nie jest, fakt, ale może być odpoczynkiem. Ucieczką na złapanie myśli. A jeśli chodzi o pozostałych, cóż... — uśmiechnęłam się do nich znacząco — pogadajcie z Kiko, co tak naprawdę uratowało jej życie.
— Każdy spojrzał na dziewczynę siedzącą w kącie. Murzynka drgnęła i zlękniona popatrzyła po reszcie.
— To miała być tajemnica! — krzyknęłam na mnie. Uśmiechnęłam się na wspomnienie, które opowiedziała mi, gdy siedziała ze mną w tej grocie.
— Ale nie powinna być tajemnicą, bo może innym uratować życie.
Kiko prychnęła, ale odpowiedziała:
— Ona ma racje. Gdy już byłam gotowa skończyć ze sobą postanowiłam przesłuchać ostatni raz waszą jedną piosenkę. Gdybym tego nie zrobiła, Zemi zadzwoniłby za późno...
Ta informacja wywołała w chłopakach paraliż. Gapili się na Kiko bez mrugnięcia, a Zemi zakrył usta dłonią.
— Nie miałem pojęcia... — szepnął drżącym głosem.
— Widzicie? Dokładnie to tworzycie, muzykę, która ratuje ludzi. Dlatego musicie wykrzyczeć kim jesteście i pomóc Ziemi otrząsnąć się z tego wirusa.
— Zgadzam się — powiedział Koto cicho — tak naprawdę to przez nas Ziemia została zarażona. Nieświadomie przenieśliśmy ten wirus więc musimy coś z tym zrobić.
— Wiesz co nas czeka? Będziemy musieli pokazać Emocje. — Alti westchnął nadal nieprzekonany.
— Dokładnie tak! Bo to one sprawiają, że jesteście ludźmi i mówię tu o każdych emocjach tych ucieleśnionych i tych nie. Przestańcie się ich wstydzić. — powiedziałam, przepełniona ekscytacją pragnąc napełnić ich serca swoim optymizmem.
— Zgadzam się. — odezwał się Yaku. Spojrzałam na niego i zrozumiałam, że to nie Yaku a Canis się odezwał. Chwilę później po kolei każde ze zwierząt materializowało się obok właściciela i zgadzało z Canisem.
— Wygląda na to, że zostałem przegłosowany. — powiedział Hwan, gdy jego niedźwiedź brunatny — Arctos ryknął potężnie unosząc się na tylnych łapach. — Czas przygotować jakiś koncept!
Wszyscy zaczęli wstawać, a zespół wraz z managerem wychodzili z komnaty, by przenieść się na Ziemię i zacząć pracować nad nowym albumem. Noba przejęła od Yaku Yulę, pożegnałam się z Yaku krótkim pocałunkiem, wiedząc, że wieczorem znów się zobaczymy i zwróciłam się do mamy.
— Czy mogę zostawić z tobą moje dzieci?
— Oczywiście. — Noba uśmiechnęła się — Chodźcie szkraby, babcia się wami zajmie.
— Kiko, Cara, Maru, możecie pójść ze mną? — spytałam, a one bez słowa podeszły do mnie.
— W czym ci pomóc królowo? — spytała Cara i dygnęła lekko. Nie skomentowałam tego wiedząc, że nie będzie się czuć z tego powodu komfortowo.
— Musicie mi w czymś pomóc. — powiedziałam i poprowadziłam je na zewnątrz, gdzie czekał Vivid wygrzewając się na dachu katedry.
— Chodź, lecimy. — rzekłam, a smok bez słowa spłynął na schody. Zaprosiłam gestem dziewczyny na grzbiet.
— Ale że niby co? — Kiko i Cara cofnęły się przestraszone.
— Zaufajcie mi. Tak będzie szybciej.
Cara bez słowa sprzeciwu wdrapała się na Vivida, za nią Maru, a Kiko najbardziej przerażona ostatnia. Gdy upewniłam się, że dziewczyny siedzą bezpiecznie na grzbiecie pozwoliłam się Vividowi wziąć w łapy i po chwili wśród pisku dziewczyn i mojego śmiechu wzbiłyśmy się w powietrze. W dwadzieścia minut doleciałyśmy do tunelu gdzie Vivid łagodnie posadził nas na ziemi.
— To było jednocześnie przerażające i ekscytujące! — krzyknęła Cara opadając na kolana i dysząc z emocji.
— Po co tu jesteśmy? — spytała Maru udając niewzruszoną całą tą wycieczką.
— Kiko, daję ci przyzwolenie, abyś rozkazała górom rozstąpić się. Tunel ma zniknąć. My jesteśmy, by cię tu wesprzeć, jako te, które posiadają gwiezdny ogień.
Kiko rozdziawiła buzię. Kiwnęłam głową i gestem zaprosiłam ku skale.
— Ale, Livid, tym sposobem nie będzie miała kontroli kto wchodzi na Aurum. Już nie będzie to niezależny kraj.

— Będzie nadal, bo ja go stworzyłam, ale nie chcę by Aurum było odcięte od reszty Motus, jest jego częścią i to moja ostateczna decyzja. Zagradzając się murem niedostępności i kontrolując wszystkich napawam sobie wrogów, a tego nie chcę. Działaj Kiko, my ci pomożemy.
Murzynka westchnęła i weszła do tunelu. Oglądała go chwilę, dotykała z namaszczeniem ścian coś mruczała do siebie. Ostatecznie stanęła twarzą w kierunku Lum, przyłożyła obie dłonie do dwóch przeciwległych ścian i zamknęła oczy.
Przez pierwsze minuty nic się nie działo, jakby czas zastygł w miejscu również zaciekawiony poczynaniami Kiko. Potem nad naszymi głowami usłyszałyśmy trzask i pęknięcie. Cienka niczym włos szczelina pomknęła w górę rozdzielając skalę na razie na milimetry. W tym właśnie momencie Cara jako pierwsza nadal milcząc, zapłonęła zielonym ogniem i podeszła do Kiko obejmując ją dwiema dłońmi za prawe ramie. Szczelina na górze trzaskiem oznajmiła, że teraz jest większa na kilkanaście centymetrów. Weszłam wraz z Maru do środka, by uniknąć kamieni i skinieniem głowy zachęciłam Maru by podeszła do Kiko. Dziewczyna zapłonęła ogniem w kolorze indygo i dotknęła lewego ramienia Kiko. Uśmiechnęłam się i sama obeszłam Kiko pod jej ramieniem i oparłam ręce na jej obojczykach płonąc na złoto. Kiko w tym czasie rozglądając się dookoła jakby fakt, że rozsuwa góry nie robił na niej wrażenia uśmiechała się. Promienie światła niczym strzały posyłane wprost od słońca dotykały nas i wyznaczały trasę wprost do Lum. Wszystko trwało to długo, bo jednak przesuwanie góry nie jest czymś prostym. Sama, gdy puściłam Kiko drżałam na całym ciele, ale Murzynka zdawała się zadowolona.
— O rany! Nigdy nie czułam takiej mocy! — krzyknęła podskakując. Rozejrzała się oceniając swoje dzieło. Stałyśmy we czwórkę wraz z Vividem w gigantycznym kanionie a daleko przed nami majaczyły pasma wzgórz Motus.
— Dokonałyśmy tego! Aurum już nie jest odosobnione! — krzyknęłam i wyściskałam je wszystkie.
Wróciłyśmy do miasteczka i od razu trzeba było wytłumaczyć ludności, że to wcale nie koniec świata. Gdy każdy w miarę oswoił się z tą myślą, nareszcie dopadłam Carę. Po wycieczce do tunelu już chciała mi uciec.
— Cara, zaczekaj proszę!
— Słucham królowo? — dygnęła znów skłaniając głową.
— Chcę byś została moim doradcą. Nie chcę słyszeć sprzeciwów. Twoje miejsce na Motus, a odkąd Evelyn zginęła nie mam prawej ręki. Chcę, abyś to ty pełniła tę funkcję.
Careula zdębiała, co było do przewidzenia, ale jej odpowiedź jeszcze bardziej mnie zaskoczyła.
— Będę zaszczycona. Livid, królowo, będę ci doradzać do śmierci! — padła na kolano i skłoniła głowę.
— Wstań proszę. Byłam pewna, że się nie zgodzisz.
Cara uśmiechnęła się.
— Sama chciałam ci to zaproponować. Myślałam, że jednak wybierzesz Wapiego. Cieszę się, że to jednak jestem ja.
— Zmieniłaś się Cara. — szepnęłam posyłając jej uśmiech uznania.
— Wiem. W końcu sobie wybaczyłam. — rzekła i zaśmiała się szczerze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro