53. Dostrzec niedostrzegalne.
— Musimy tu być? — jęknął Yaku wściekłym głosem.
— Tak, bo muszę wam coś wszystkim powiedzieć. — odparł Alti. Siedmiu chłopaków zajęła miejsca w jednym z pokoi hotelowych. Yaku zwinął się w kłębek na fotelu i nakrył głowę kapturem. Zrobiłby wszystko by dali mu spokój, był wrakiem człowieka. Samotność wydawała mu się w tym momencie jedynym potrzebnym do przeżycia czynnikiem.
— O co chodzi Alti? — spytał Zemi. Wyglądał znacznie lepiej. Rana zaczynała się goić, a chłopak zrezygnował już z temblaka. Nadal co prawda cały bark miał zabandażowany, ale mówił, że nie boli go tak bardzo.
— To dla mnie bardzo trudne, ale uznałem, że znamy się tak długo i przeszliśmy razem wiele, że rozumiecie mnie.
— Oczywiście Alti, powiedz co się stało. — Enif posłał przyjacielowi budujące spojrzenie, a Alti odchrząknął. Yaku dostrzegł w nim takie zdenerwowanie, że aż zmarszczył brwi. To naprawdę było coś poważnego i Yaku poczuł skurcz niepokoju w żołądku.
Alti znów wypuścił drżąco powietrze i przetarł twarz.
— Boże jak ja się stresuje.
— Co się stało Alti? Coś z Pinną? — spytał Koto również zdenerwowany zachowaniem przyjaciela.
— Widzę dzieci! — wyrzucił z siebie szybko jakby bojąc się, że ktoś mu zatka usta. Yaku zareagował instynktownie:
— Alti nie! — krzyknął, po czym przerażony tym, co zrobił sam sobie zatkał usta. Wszyscy na niego spojrzeli, przez co chłopak jeszcze bardziej zapadł się w fotel i zakrył twarz kapturem.
— Dobra, macie mi wyjaśnić co tu się dzieje! — oznajmił Zemi — O jakich dzieciach ty mówisz?
Yaku spojrzał błagalnie na Altiego i pokręcił głową by nie mówił. Sam doskonale wiedział jak to się skończy.
— Ja oraz Pinna widzimy dzieci. Objawiają się nam i szepczą okropne rzeczy.
— Alti nie mów więcej... — syknął Yaku choć wiedział, że już na to za późno. Jeśli dobrze myślał, za jakiś czas Alti również będzie miał cielesne dzieci.
— Czy ty też je widzisz? — spytał Remo, ale Yaku nie odpowiedział, gdyby fizycznie było to możliwe wcisnąłby się w fotel jeszcze głębiej.
— Ja je widzę. — szepną Nifi — chłopców.
— Ja też widzę chłopców — głos Alti stał się żywszy po tym, jak przyjaciele go nie wyśmiali — Pinna za to dziewczynki.
— Zamknijcie się! — krzyknął Yaku zrywając się na równe nogi.
— Co się z tobą dzieje Yaku? — Zemi wyglądał na przestraszonego i rozczarowanego jednocześnie. Ale Yaku nie odpowiedział, bo gwałtownie zbladł i cofnął się krok.
— Nie błagam... — jęknął, a w oczach stanęły mu łzy. Za Nifim i Remo stał chłopiec. Uśmiechał się zadziornie, a wzrok utkwił w Yaku. Następnie ruszył do przodu.
— Co to było? — wrzasnął Nifi podrywając się na krześle. Remo też krzyknął. Yaku nie znalazł słów, by im wyjaśnić, że jego mroczne dziecko właśnie się przepchnęło między nimi. Był również zbyt przerażony, by dostrzec, że jego dzieci są w stanie dotknąć nie tylko jego, ale też pozostałe osoby w pokoju. Miał ważniejsze sprawy na głowie choćby takie jak fakt, że chłopiec był teraz trzy metry od Yaku.
— Uważają cię za wariata. Boją się ciebie. Nie zasługujesz na ich przyjaźń. — szeptał chłopiec, zbliżając się krok za krokiem. Yaku ignorując krzyki przyjaciół wlazł na fotel i odepchnął z krzykiem chłopca. Trafił go nogą prosto w pierś, przez co chłopiec zwalił się na plecy pod nogi Remo. Chłopak musiał to poczuć, bo zerwał się gwałtownie i wlazł na krzesło.
— Co tu się dzieje? — ktoś krzyknął.
— To mnie nie powstrzyma! — krzyknął chłopiec ponownie wstając i kierując się ku Yaku. — Zaraz wszyscy dowiedzą się, jaki jesteś bezczelny. Wszyscy będą wiedzieć, że żyjesz z Livid jakby się nic nie stało. Udajesz, że ją kochasz. Udajesz, że wszystko jest w porządku, ale ja zamierzam ci przypominać do końca twoich dni jak bardzo ją skrzywdziłeś. Jak zdradziłeś zraniłeś słowem i czynem. Cierpiała przez ciebie...
— Boże ja go widzę! — krzyknął Alti zrywając się z łóżka. — Widzę go!
Yaku nie słuchał, z wrzaskiem pomieszanym z płaczem odepchnął chłopca i z całej siły wypchnął z siebie Canisa. Ryś wylądował miękko na wykładzinie między chłopakami, a chłopiec wolniej niż zwykle rozpłyną się w powietrzu. Yaku rozpłakał się całkowicie.
— Widziałem go Yaku, wiem, że nie kłamiesz! — mówił Alti siedząc przy fotelu i gładząc Yaku po ramionach. Canis również usiadł obok i polizał Yaku po czole.
— Może mi ktoś wyjaśnić co tu się dzieje? — zapytał Teni blady jak ściana — ja nie widzę żadnych dzieci, ale Alex widzi. Dziewczynki, raz ją znalazłem w stanie skrajnego przerażenia w sypialni Koriego. Myślałem, że ma jakiś atak.
— Już za późno. — szepnął Yaku podnosząc się — za dużo o nich mówicie. Za późno.
— Na co za późno.
Yaku usiadł i nadal lekko czkając wytarł nos rękawem. Wyglądał zapewne strasznie, ale nie przejął się tym, widzieli go już w nie jednej podobnej sytuacji.
— Powiedziałem o dzieciach Livid. Kilka tygodni później, gdy się z nią rozstałem przyszedł do mnie chłopiec i dotknął mnie. Powiedział, że to dało mu głos, to, że powiedziałem Livid. Dziś zwierzyliście się reszcie o dzieciach więc zaraz będą mogły was dotknąć.
— Widziałem twojego chłopca Yaku, ale nie mogłem go usłyszeć.
— Myślę, że to kolejny poziom. Zaraz te dzieci będą widoczne dla wszystkich.
— Co będzie, jeśli wszyscy będą je słyszeć?
Nikt nie odpowiedział. Yaku był pewny, że każdy w tym momencie modli się by do tego nie doszło.
— Dobra, skoro już tak nie ma odwrotu niech wszyscy przyznają się kto widzi dzieci. — powiedział Alti jednocześnie podnosząc rękę. Yaku również uniósł swoją. Potem reszta uniosła swoje ręce. Wszyscy z wyjątkiem Teniego.
— Nie patrzcie się tak na mnie, nie widziałem żadnego dziecka, ale Alex na pewno je widzi.
— Maru też, myślała, że to Mo.
— Ofelia też je widzi. — dodał Nifi.
— Wygląda na to, że problem jest szeroki. Dotyczy nas, jak i osób z Motus.
— Ale skąd one się wzięły? Czym są? Nie spadły przecież z nieba — powiedział Remo nadal kucając na krześle jakby bał się, że dziecko może wrócić w każdej chwili. Yaku też się tego bał, chociaż nigdy się jeszcze nie zdarzyło tak by zobaczył dzieci w towarzystwie Canisa.
— Nie mam pojęcia, ale trzeba coś z tym zrobić. Tak nie da się funkcjonować.
— Myślicie, że Hwan też widzi te dzieci? — spytał Teni — Jakoś nie wierzę, że zawiesił nas tylko dlatego, że miał zły humor.
— Trudno powiedzieć. Chodził ostatnio taki zdenerwowany, może faktycznie też je widzi.
— Myślę, że gdy tylko wrócimy do domu trzeba przenieść się na Aurum i pogadać z resztą, może Livid na coś wpadnie, albo ktokolwiek inny. Przecież musi być na to jakieś lekarstwo. — rzekł Koto przegryzając wargę.
Yaku nie odpowiedział, wyłączył się z ogólnej dyskusji i zatopił we własnych myślach. Nie mógł się z nimi zgodzić, bo wiedział, że nie może wrócić na Aurum. Tak, złamie ponownie obietnice daną Livid, ale nie był w stanie stanąć przed nią i udawać, że jest wszystko w porządku. Skrzywdził ją. Skrzywdził tak brutalnie, a ona nadal traktowała go z miłością. Wróci i zastanowi się, w jaki sposób zakończyć to wszystko. Bez niego będzie Livid znacznie prościej.
***
— Mamo! Mamo, obudź się!
Pinna drgnęła i z cichym krzykiem poderwała na łóżku. Wzrok jeszcze nie działał poprawnie więc przed sobą dostrzegła niewyraźną postać Ketu.
— Krzyczałaś przez sen, mamo!
— Przepraszam synku. — westchnęła Pinna siadając na łóżku. Był poranek. Ketu w swojej piżamie i roztrzepanych włosach był równie nieprzytomny, jak ona. Pinna wiedziała jednak, że już nie zaśnie.
— Wracamy do łóżka, Ketu. — powiedziała prowadząc syna na górę. — Jeszcze możesz pospać.
— Co ci się śniło? — spytał wślizgując się pod kołdrę. — Miałaś koszmar?
— Nie, Ketu. Wszystko jest w porządku. — skłamała gładząc go po włosach. Uśmiechnęła dodając mu otuchy i okryła szczelniej futrami.
Poczekała, aż syn ponownie zaśnie, po czym zeszła na dół i zapaliła ogień pod kuchnią. Za jakąś godzinę Ketu wstanie i będzie wściekle głodny. Pinna starała się czymś zająć, by myśli nie brnęły w kierunku jej snu, ale nie miała aż tak silnej woli. Znów z nim była. Przechodziła po raz kolejny przez chęć, pożądanie i ekscytację. Był dotyk, pocałunki i rozkosz. Zatracała się w tym, bawiła i czuła dobrze. Do czasu, aż nie spojrzały na nią nie te oczy co trzeba. Tayirn. Nawiedzał ją w snach w taki sam sposób, w jaki ona odwiedzała Altiego. Gdy się budziła wyrzuty sumienia zjadały ją bez przerwy, po czym pojawiały się dzieci.
— Zdradzasz męża. — szeptała jedna z dziewczynek.
— Właściwie to nie męża. Księżyca już nie ma, a ty nie jesteś związana z Altim.
— Jestem! — krzyknęła wstają — zawsze będę z nim związana!
— Z Tayirnem byłabyś szczęśliwsza. Altiego non stop nie ma.
— Nie prawda!
Ale dzieci nie dawały za wygraną. Były obecne prawie zawsze, gdy Pinna była sama. Nawiedzały wieczorami lub rano po spędzonym śnie z Tayirnem. Pinna była pewna, że nie zamieniłaby Altiego na nikogo innego. Rozumiał ją i był dobry, jaki jedyny wiedział o dziewczynkach. Nie mogła pojąć, dlaczego te sny nie dawały jej spokoju. Musiała się przewietrzyć, ale nie mogła zostawić Ketu. Siedziała jak na szpilkach, póki syn się nie obudził. Jak na złość spał dłużej niż zwykle. W końcu boso zbiegł ze schodów i od razu dorwał ciepłą owsiankę.
— Chcesz iść ze mną nad rzekę? Może uda nam się złowić ryby na obiad. — spytała przyglądając się jak syn pałaszuje śniadanie.
— A złowimy coś dla taty?
— Oczywiście, wiesz dobrze jak lubi ryby.
— A kiedy wróci tato?
— Już jutro, kochanie. Jutro już będzie z nami.
— Naprawdę?! — Twarz Ketu rozpromieniła się niczym słońce, aż Pinna zachichotała.
— Jedź Ketu i idziemy.
Nie trzeba mu było po raz kolejny powtarzać. Podniecony wciągnął owsiankę w dwie minuty, a po dwudziestu minutach już szli za rękę w kierunku rzeki.
— Mamo, czy ja pójdę do szkoły? — spytał Ketu w połowie drogi.
— Tak, kochanie pójdziesz. W przyszłym roku.
— Ale dzieci co mieszają obok nas są młodsze i już chodzą do szkoły, a ja jeszcze nie. Czemu?
— Bo nie możemy się tobą nacieszyć z tatą. — Pinna pogłaskała go po głowie — Zobaczysz jeszcze nachodzisz się do szkoły.
— Dobra! A w szkole jest fajnie prawda?
— Bardzo, uczysz się codziennie nowych rzeczy.
— To już nie mogę się doczekać! — krzyknął i pobiegł nad rzekę, która teraz płynęła wartko nie skuta żadnym lodem. Ketu poleciał w prawo gdzie nurt był wolniejszy, a Pinna go dogoniła. Też miała łowić ryby, ale Ketu szło to znacznie lepiej. Miał osiem lat, a łowił je jak zawodowiec. Pinna przysiadła na lekko spróchniałym pniu i przymknęła oczy wdychając zapach jesieni. Nix odleciał zabierając śnieg, ale to nie zmieniły planów matki natury, która nadal toczyła się swoim rytmem. Przez resztę lata padał śnieg, a teraz pogoda zmieniała się w jesienne melancholijne deszcze. Całe szczęście robiła to bardzo powoli. Dzisiaj dzień był ciepły choć wietrzny. Pinnie brakowało jedynie Altiego do szczęścia.
— Nie przeszkadzam?
Pinna krzyknęła przestraszona i obejrzała się. Zasłoniła słońce ręką, by dostrzec mężczyznę stojącego nad nią, po czym serce w niej zamarło.
Tayirn.
— Co ty tu robisz? — burknęła nim zdążyła ugryźć się w język. Wszak mógł robić co chciał.
— Mam dzień wolny, więc uznałem, że przejdę się nad rzekę. Jeśli przeszkadzam to pójdę w drugą stronę.
— Nie, w porządku. — mruknęła znów zerkając w stronę Ketu. Chłopiec zarzucał właśnie wędkę. Pinna westchnęła w duchu, bo bardzo chciała powiedzieć Tayirnowi by sobie poszedł najlepiej z powrotem do Argenti, ale wiedziała, że to niemożliwe. Tego miasta już nie było.
Tayirn przysiadł się obok niej i również zapatrzył na rzekę. Aż za bardzo czuła jego obecność. Ubrany był w skórzane spodnie, lekką lnianą bluzkę wpuszczoną w spodnie i wysokie jeździeckie buty. Czarne włosy aż za bardzo przypominały Altiego. Nagle przypomniała sobie każdy jego dotyk, muśnięcie czy pocałunek. Zadrżała wewnętrznie z poczucia wstydu i wyrzutów sumienia. Uczucie było irracjonalne, bo przecież nigdy do niczego między nimi nie doszło. Jimin w ostatniej chwili zabrał ją spod księżyca.
— Naprawdę Pinna, jeśli nie chcesz bym był obok powiedz.
— To nie tak. — powiedziała, ale prawie od razu zająknęła się.
— Przepraszam Pinna. Wydaje mi się, że te sny to moja wina. — mruknął cicho nie patrząc na nią. Pinna milczała. Nic nie przychodziło jej do głowy co mogłaby mu teraz powiedzieć. Obwiniała go to oczywiste, ale nie miała serca mu tego zarzucić.
— Wydarzenia, jakie miały miejsce przed przywróceniem nam wszystkim wspomnień sprawiły, że ja zakochałem się w tobie. Tak wiem nie powonieniem był — Tayirn uniósł ręce w obronnym geście pokazując, że nie ma złych zamiarów.
— Ja rozumiem Pinna, że nigdy nie będziemy razem.
— To przestań odwiedzać mnie w snach. Po prostu zostaw!
— Bardzo bym chciał. Uwierz mi, że te sny również dla mnie są niezręczne. Gdy rozmawiam z Altim za każdym razem mam wrażenie, że zaraz wyczyta ze mnie zdradę. Problem w tym, że my chyba jesteśmy połączeni podświadomie.
— Wcale nie jesteśmy! Wybij to sobie z głowy. Przestań o mnie myśleć i zostaw mnie w spokoju. Ja nie kocham ciebie i nigdy nie będziemy razem!
Pinna wstała rozjuszona i ruszyła do Ketu, który nadal łowił ryby.
— Pinna proszę, posłuchaj. — Tayrin wstał równie szybko i złapał ją za nadgarstek. Wyrwała się gwałtownie.
— Nie! Nie mam ci nic więcej do powiedzenia! Zostaw mnie w spokoju!
Spojrzała się na niego z lękiem, bo faktycznie zaczynała się go obawiać. Tayirn widząc jej reakcje uśmiechnął się smętnie, kiwnął głową i ku uldze Pinny odszedł w kierunku miasteczka. Pinna odetchnęła i przeczesała włosy. W pewnym momencie naprawdę myślała, że Tayirn nie da jej spokoju. Że będzie ją nagabywał, namawiał, by odeszła od Altiego. Jak mogłaby to zrobić, razem z Ketu i Altim tworzyli idealną rodzinę.
Z logicznego punktu widzenia Pinna była czysta, nie zrobiła nic złego, a na pewno nie zdradziła męża. Bo Altim nadal jest i będzie jej mężem. Niestety, ale ludzka natura była zarażona zwątpieniem od początków istnienia i właśnie teraz Pinna stała nad brzegiem rzeki obok syna i wątpiła. Wątpiła w samą siebie, w miłość do Altiego i to czy na pewno nic do Tayirna nie czuje. Zjadało ją to od środka i karmiło dziewczynki, które nie dawały spokoju.
Alti wrócił następnego dnia. Wieczorem, gdy słońce zaszło już za górami Pinna siedziała i cerowała jedną z bluzek Ketu przy słabym świetle świec i kominka. Ketu dawno już zasnął, a ona czekała na Alti coraz bardziej zdenerwowana.
— Zostawił cię. — szepnęła pierwsza dziewczynka.
— Został w tej Japonii. Po co ma wracać do ciebie? — druga dziewczyna zmaterializowała się przed Pinną i wyszarpnęła jej bluzkę z ręki. Pinna wrzasnęła przerażona. Było gorzej dziewczynki mogły jej dotykać.
— Alti dowiedział się, że go zdradziłaś!
— Pewnie nawet słyszał jak krzyczałaś jego imię: „Tayirn! Tayirn!"
— Nie! — pisnęła Pinna wciskając się coraz bardziej w krzesło.
— Co noc kochasz się z jego bratem, nawet gdy Altim śpi obok ciebie. Żyjesz na dwa fronty i udajesz, że wszystko jest w porządku!
— To prawda? — odezwał się inny dobrze znany Pinnie głos. Poderwała się na krześle i odwróciła. W otwartych drzwiach stał ALTI i patrzył się na nią bez wyrazu. Pinna zbladła i opuściła skrzydła.
— Alti!
— Odpowiedz mi, zdradziłaś mnie? — Nawet nie krzyczał, pytał z oczami pełnymi niedowierzania. Pinna starała się odnaleźć głos. Podeszła do Altiego.
— Alti ja... Ty widzisz je?
— Pinna, spójrz mi w oczy i powiedz prawdę. Czy spałaś z innym mężczyzną?
Pinna spojrzała mu w oczy i nie potrafiła odpowiedzieć. Osunęła się na kolana, ale Alti jej nie złapał.
— Alti błagam, ja nie wiem co zrobiłam. Nie kontroluje tych snów. Twój brat to on, ale... nie mogę kłamać, że było mi źle. Gdy budziłam się i odkrywałam, że wcale nie kochałam się z tobą byłam sobą obrzydzona. Musisz mi wierzyć, Alti! — Płakała chwytając go za ręce. Nie potrafiła powiedzieć jakim cudem Alti wiedział to wszystko. Czy to możliwe, że widział jej dziewczynki? Słyszał wszystko, co mówiły? Kim one były, jak długo jeszcze będą zatruwać im życie?
— Alti... — szepnęła krztusząc się łzami. Patrzyła na niego z dołu niczym niewolnica. Alti omiótł ją spojrzeniem. Nadal z jego oczu nic nie dało się wyczytać.
— Błagam... Alti
Ale Alti nie odpowiedział. Odwrócił się w drzwiach i wyszedł bez słowa w ciemną noc.
— Tata wrócił? — spytał Ketu trąc oczy, ale Pinna nie była w stanie odpowiedzieć, bo wypłakiwała sobie oczy, a trzy dziewczynki co chwilę kopały ją w plecy i brzuch.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro