Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52. Ostatecznie pożegnanie.




Balbin wrócił do domu nie potrafiąc powstrzymać łez. Płakał z tęsknoty za przyjacielem i miłością życia, ale przede wszystkim z bezsilnej złości. Jak można było coś takiego zrobić? Komukolwiek! Nawet swojego wroga by tak nie skrzywdził, a Livid jeszcze uważała go za przyjaciela.
Padł na łóżko w ciemnym pustym domu i zadławił łzami. Tęsknota rozcinała mu serce z każdym oddechem, ale teraz przynajmniej miał cel w życiu. Vialin nawet po śmierci nadawał mu sens. Będzie pielęgnował pamięć o nim i pieścił każde wspomnienie, by już nigdy Vialina nikt nie zapomniał. Nie miał pojęcia jak długo pociągnie w takim stanie z pewnością nie długo. Tęsknota powoli będzie wyżerać z niego życie, aż umrze sam, by na zawsze dołączyć do Vialina.


Teraz jednak wstał. Otarł mokrą opuchniętą twarz i w ciemnościach podszedł do jednej z szuflad. Zaklął głośno potykając się o doniczkę, w której rósł platan od Sang Hyuna i za kara kopnął w nią z całej siły. Wszystko obróciło się przeciwko niemu, bo doniczka okazała się silniejsza, a teraz Balbin zwijał się z bólu, a tępy ból pulsował w dużym palcu u nogi. Na siłę zignorował go i wyciągnął worek z jajami śniących motyli. Wziął garść i włożył do buzi. Przeżuł kilka, resztę połknął i doczłapał do łóżka. Nie miał pewność, że i tym razem uda mu się opuścić ciało. Przez ostatnie dni próbował co kilka godzin, a tylko raz udało mu się wejść do Kronik Osobliwości. Było to dwie godziny temu i wtedy po raz pierwszy zobaczył Vialina.
Znalazł się w miejscu, którego nie znał. Równa powierzchnia niczym stół przypominająca grafit. Dookoła jak okiem sięgnął rozciągały się połacie niczego. Linia horyzontu skryta była za kłębami chmur bądź dymu w tym samym kolorze co powierzchnia. Balbin czuł się jak w jesienny melancholijny dzień, w którym słońce ma spore problemy, by przebić się przez chmury.
Balbin ruszył do przodu kilka kroków i zorientował się, że widzi swoje odbicie w posadzce. Przekręcił głowę i przyjrzał się sobie przez chwile. Kręcone blond włosy unosiły się na delikatnym wierze, którego nawet nie czuł na twarzy. Przypomniał sobie również, po co się tu znalazł. Chciał wiedzieć czym jest biały kruk, który non stop nawiedza go w snach i niszczy jego koniczynę.
Nagle dostrzegł ruch w podłodze. Poderwał głowę mając wrażenie, że ktoś ku niemu idzie, ale dookoła było pusto. Ponownie spojrzał w podłogę i zmarszczył brwi. Ewidentnie coś tam było. Biały kształt rozciągnięty i zdeformowany przez płaszczyznę zbliżał się ku Balbinowi. Chłopak cofnął się.
— Nie obawiaj się. — usłyszał ciepły przyjazny głos — jestem tym którego chciałeś spotkać.
Balbin cofnął się jeszcze dwa kroki, a potem potknął i upadł na pośladki. Przed nim bez jakiegokolwiek ostrzeżenia z posadzki wystrzeliło lustro. Balbinowi skojarzyło się to z masą płynnego srebra rozciąganego przez niewidzialną siłę. Trwało to chwilę w kompletnej ciszy, aż ostatecznie przed Balbinem zmaterializowało się nie lustro, lecz drzwi. Właściwie było to po prostu wejście bądź wyjście zależy, z której strony patrzeć. Wnętrze wejścia nie różniło się praktycznie niczym od miejsca, w którym znajdował się Balbin. Jedna jedyną różnicą był mężczyzna stojący w samym przejściu. Był wysoki czarnowłosy ubrany na biało. Bose stopy nie zostawiały żadnych śladów. Uśmiechał się przyjaźnie. Na jego prawym ramieniu usiadł białopióry kruk.
Balbin wstał tylko dla tego kruka. Był przekonany, że to właśnie ten kruk, który odwiedzał go we śnie. Podszedł do przejścia na odległość metra i bacznie obserwował mężczyznę z kurkiem. Dostrzegł z tej odległości, że jego oczy były jasnozielone z fioletowymi żyłkami.
— Kim jesteś?
— Mam na imię Vialin, a to jest Vigo. — odparł mężczyzna. Balbin mógł przypuszczać, że byli w tym samym wieku, no może Vialin był maksymalnie dwa lata starszy.
— Vigo. — Balbin powtórzył wolno. To słowo miało dziwnie znajomy smak.
— Czy ja cię znam?
— Oj tak. Znasz mnie jak nikt inny. Mogę ci wszystko przypomnieć, ale musisz wiedzieć, że to wiąże się ze zmianami w twoim życiu. Już nie będziesz taki sam, gdy zaznasz prawdy.
— Czy to ten kruk mnie nawiedza we śnie?
— Tak, wysyłam go do ciebie każdej nocy.
— Dlaczego? Cały czas niszczy mój klosz, gdzie jest trzylistna koniczyna. Zawsze budzę się w strachu, że ją mi zabierze. To męczące! Zabierz go!
— Nie. Nie chcę go zabierać. Vigo stara ci się dać znak, którego ty na razie nie rozumiesz, ale jest dla ciebie istotny. Zrozumiesz go, gdy zaakceptujesz swoją przeszłość i wybaczysz sobie.
— O czym ty mówisz? Nie mam co sobie wybaczać!
— A co ci dzieci szepczą na ucho?
— Skąd ty wiesz o dzieciach?! — pisnął Balbin, rozglądając się w panice dookoła.
— Och, mój słodki Balbinie, nawet nie wiesz jak tęskniłem.
— Kim są te dzieci?
— Tobą. Zostaliście zarażeni wirusem stworzonym przez Aulusa. Wykorzystał smoka zarazy i stworzył chorobę, która ucieleśnia wasze negatywne myśli. Wszystko to, co negatywnie o sobie pomyślisz ucieleśni się w postaci dziecka.
— Jak z tym walczyć?!
— Nie walczyć.
— Co ty bredzisz? Codziennie wysłuchuję od tych bachorów, że jestem nieczysty, że ze mnie pederasta i...
— Bo sam o sobie tak myślisz. Zmień myślenie, a dzieci zniknął.
Balbin gapił się na Vialina z niedowierzaniem. W tym momencie był pewny, że to jest jakaś chora wersja snu.
Vialin uśmiechnął się i uniósł rękę. Balbin cofnął się.

— Dotknij mnie, a przekonasz się kim jestem i kim jesteś ty sam.
— Co się stanie jak cię dotknę?
— Stanie się prawda.
— Będę wiedzieć co znaczą te sny?
— Tak, po części.
— To tak czy po części?
— Najpierw stanie się wiedza, zrozumienie przyjdzie z czasem.
— Będę cierpiał?
— To już, mój drogi zależy od ciebie.
Balin przełknął skurcz w żołądku na czułe słówka i podszedł do przejścia. Wyciągnął drżącą rękę i wolno złączył ją z dłonią Vialina.
Emocja ugodziła go prosto w mózg. Barwna we wszystkich kolorach tęczy. Uczucie przypisał do wynurzenia się z wody. Pierwszy słodki haust powietrza ratujący życie. Teraz również zrozumiał, że ten chłopak naprzeciwko był kimś, kto ocalił mu życie.
Nie zobaczył, a poczuł.
Pierwsze spojrzenie, pierwszy pocałunek. Czuł się wtedy taki mały i winny. Oskarżał się o to, że woli chłopców. Był zagubiony, bo to przecież takie nienaturalne. Dopiero Vialin, słodki Vialin pokazał mu, że wszystko jest w porządku, bo ten aspekt Balbina tworzy go takiego, jakim jest.
Wróciły wszystkie nocne spowiedzi, gdy opowiadał Vialinowi jak bardzo siebie nie lubił jak dzięki niemu dostał zrozumienie i akceptacje. Dopiero przed nim Tyto się odezwał.
Doświadczył na nowo wspólnej miłości, dotyku i rozkoszy. Zrozumiał w kilka sekund, że jego przyjaciele nie oceniają go za to, kim jest. Zauważył, że nic się tak naprawdę nie zmieniło, a jeśli już to na lepsze. Zaczęli go szanować.
Gdy usłyszał pierwszy raz „Kocham cię" zarezerwowany tylko dla jego uszu puścił łzy, które stoczyły się po policzkach.
— Od tamtej chwili nic się nie zmieniło, Balbinie. Nadal cię kocham tak jak za pierwszym razem. — rzekł Vialin, a Balbin otworzył oczy. Szlochał nie mogąc złapać tchu. Ruszył ku Vialinowi chcąc wziąć go w objęcia, ale natrafił na szybę.
— Nie możesz do mnie przejść. Jestem już w innym wymiarze.
— ZABIERZ! MNIE! ZE! SOBĄ! — krzyczał Balbin, wyjąc i waląc pięściami w niewidzialną barierę. Kilka milimetrów dzieliło go od miłości i szczęścia, a był uwięziony w swym własnym ciele i umyśle, który nie pozwalał na nowo zjednać się z miłością.
— Nie mogę. Ty masz przed sobą całe życie, mój drogi. Wiele jeszcze zostało ci powierzone. Nie nadszedł na ciebie czas.
— NIE CHCĘ ŻYĆ BEZ CIEBIE!
— To żyj dla mnie. Tylko o to cię proszę.
— Nie zostawiaj mnie. — szepnął Balbin, osuwając się po niewidzialnej szybie. Nie miał siły płakać, ale łzy i szloch nie chciały odjeść. Vialin uklęknął i przyłożył dłoń z drugiej strony bariery.
— Jeszcze się spotkamy, kochany.
— Byłeś moim wszystkim — szepnął — jak mam żyć teraz sam? Wyrwałeś ze mnie brutalnie nieświadomość i każesz żyć?
— Tylko w taki sposób jesteś w stanie zaznać szczęścia. Puść mnie wolno, a szczęście przyjdzie. Już je nawet spotkałeś.
To były ostatnie słowa Vialina, jakie usłyszał. W pewnej chwili zorientował się, że leży na łóżku w ciemnej izbie zupełnie sam. Żołądek zaprotestował i wywrócił się na lewa stronę wyrzucając ze środka jaja śniących motyli. Chłopak dźwignął się, nie tylko żołądek zdawał się wykręcony na lewa stronę. Mózg także odmawiał posłuszeństwa.
Wyszedł z izby i poszedł na cmentarz. Tam spotkał Livid i wtedy ugodziło w niego zrozumienie. To ona nie oddała mu wspomnień. Ratowała swojego chłopaka, a jemu zabroniła pamiętać o jego miłości. Wiedział, że stracił panowanie, ale nie miał już siły. Widział jak ona i jej smok kurczą się pod ostrzałem wyzwisk i pretensji. Nie potrafił tego zahamować, wyrzucił wszystko z siebie i wrócił do domu.

— Nie obwiniaj innych za to, że nie oddali ci wspomnień. — powiedział Vialin kilka dni później, gdy za dwunastym razem Balbinowi, w końcu udało opuścić ciało. Był wykończony, żołądek zmęczony zwracaniem zawartości, a na dodatek doszły paraliże senne. Nie rezygnował jednak musiał go zobaczyć.
— To ich droga i ich decyzje. Oszczędzali ci cierpień, a teraz gdy wiesz wybacz im.
— Jak ma im wybaczyć? Oddałeś za nich życie, a oni nawet nie chcą cię pamiętać. Zwłaszcza Livid.
— Wszystko, co robicie jest dobre. Zrozumiesz to, gdy pójdziesz dalej.

— To pozwól mi! Daj mi przejść i iść dalej! — krzyknął Balin podbiegając do tej samej bariery co ostatnio. Vialin uśmiechnął się miękko, ale pokręcił głową. Balbin kopnął w barierę i zaklął. To był ten sam palec. Usiadł na posadzce i ukrył twarz w dłoniach.
— Wiem, że to trudne żyć dalej, gdy wierzy się, że miłość odeszła wraz z osobą, którą się kocha, ale to nie prawda. Miłość jest wszystkim, co jest. — szepnął Vialin ciężkim głosem i stęknął. Balbin nie odpowiedział. Potem poczuł dotyk na ramieniu i poderwał głowę. Vialin stał przed nim i dotykał go. Blondyn nie potrafił się hamować, zerwał z płaczem i rzucił się Vialinowi na szyję.
— Tęskniłem za tobą przez tyle lat nie mając o tym pojęcia. — zaszlochał nie mając siły ustać na nogach.
— Wiem mój drogi. Spotkamy się jeszcze o to możesz być spokojny. — zachichotał Vialin, ale z trudem.
— W innym lepszym świecie, to chcesz powiedzieć?
— Żaden świat nie jest lepszy od innego. Jest po prostu inny.
— Każdy świat gdzie jesteś ty jest lepszy od tych, w których cię nie ma.
— Muszę już iść. Mój umysł nie jest w stanie poradzić sobie z obecnością w twojej rzeczywistości. Odzwyczaiłem się od ciała.
Balbin popatrzył na Vialina z dołu. Łzy zaschły na policzkach, ale perspektywa rozłąki obudziła nowe, które spłynęły po twarzy.
— Kiedyś zrozumiesz, kochany, że wszystko to stało się dla ciebie byś mógł rozwinąć się w najlepszą wersje samego siebie. — powiedział chwytając Balbina za kark. Starł kciukiem łzy i uśmiechnął się. — Wszystko, co ci się przytrafia dzieje się byś rozwijał duszę i ciało. Wybacz sobie zaufaj i nie odmawiaj sobie szczęścia. Będę dawał ci znaki, będę czuwał nad tobą.
Vialin po tych słowach ucałował Balina w czoło, policzek, a potem w usta. Przytrzymał wargi dłużej przy jego wargach, a gdy Balbin ponownie otworzył oczy był znów sam w domu i wiedział, że to było ostatecznie pożegnanie z Vialinem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro