4. Odwiedziny.
— Jakie masz plany na dzisiaj? — spytałam dopijając herbatę i odstawiając kubek na trawę. Westchnęłam i położyłam głowę na jego kolanach mrużąc oczy przez promienie słońca prześwitujące liście figowca. Yaku odruchowo pogładził mnie po włosach, też dopił swoją kawę i rzekł:
— Cały dzień siedzę w studio. Mam do nadrobienia masę utworów. A ty?
— Chcę odwiedzić Alex, a potem na Motus, skoro ma być koronacja to coś trzeba przygotować na tę okazję.
— Ale wrócisz wieczorem? — spytał przyglądając mi się uważnie. Przekręciłam głowę by zasłonił sobą słońce i cmoknęłam uszczypliwie.
— Nie, zostanę na Aurum — parsknęłam łaskocząc go w bok i dodałam: — oczywiście, że wrócę, szybciej niż ty zdążysz wrócić ze studio.
— To dobrze.
Milczeliśmy chwilę ciesząc się ciepłym wiatrem zapowiadającym lato. Yaku gładził moje włosy i żadne z nas nie potrzebowało ani słowa. Zamknęłam oczy racząc się tą chwilą.
— Zawiozę cię do Alex. Też chce zobaczyć brzdąca.
— Dobrze, ucieszą się. W ogóle wiesz jak ma na imię? Alex była tak zakręcona, że mi nie powiedziała
— Szczerze, to nie mam pojęcia. Może jeszcze jest bezimienny.
— No wiesz. — parsknęłam śmiechem otwierając oczy. — Ciekawa jestem jak go nazwali.
— Chodźmy się zatem przekonać. — powiedział Yaku biorąc moją głowę i podnosząc się. Wstałam poprawiając włosy, zabrałam kubki i oboje wróciliśmy do domu. Dziesięć minut później zjechaliśmy windą do garażu i Yaku wytoczył się swoim białym hyundaiem na zalane słońcem i innymi samochodami ulicę. Jechaliśmy wolno słuchając muzyki filmowej i mało się odzywając. Yaku już automatycznie wziął moją rękę i splótł nasze palce by trzymać ją na swoim udzie przez całą podróż do domu Alex i Tenigo.
Wjechaliśmy do garażu i po chwili wysiedliśmy w ciemnym chłodnym wnętrzu podziemi. Napisałam do Alex, że zaraz będziemy, nie chcąc używać dzwonka, by nie obudzić małego. Dlatego też nie zdziwiliśmy się oboje gdy w drzwiach przywitał nas Teni ubrany i gotowy do wyjścia.
— Cześć. — przywitał nas wylewnie, ale szeptem. — Wchodźcie.
— Alex — szepnęłam uradowana i wyściskałam moją najlepszą przyjaciółkę. Objęła mnie piszcząc z uciechy, a gdy się odsunęła widać było w niej zmęczenie.
— Zrobić wam kawy? — syknął Teni z kuchni.
— Ja poproszę. — odparł Yaku kończąc witać się z Alex. Usiedliśmy na kanapie gdzie jedna część zajęta była przez paczkę pieluch, kocyk i nosidełko. Mieszkanie Alex i Tenigo było mniejsze od apartamentu Yaku tylko pozornie. U Tenigo było znacznie więcej pomieszczeń i wszystkie mieściły się na jednym piętrze. Przestronny salon wychodził również na rzekę, ale od drugiej strony, tak, że można było zobaczyć wieżę N Seoul.
— Młody jeszcze śpi, ale znając go zaraz się obudzi. — powiedział Teni stawiając tackę z czterema filiżankami. Dwie z nich zawierały kawę, reszta herbatę.
— Nadaliście mu już imię, tak w ogóle? — spytałam biorąc do ręki filiżankę herbatą. Teni posłał Alex znaczące spojrzenie, a ta zachichotała.
— Właściwie to tak. Nazwaliśmy go Kori.
Chciałam coś powiedzieć, ale właśnie rozległ się przytłumiony skowyt, a sekundę później ryk oznajmiający tragedię pod tytułem „Nie jadłem od dwóch godzin!"
Alex chciała wstać, ale Teni ją wyprzedził znikając w pierwszym pokoju po lewej. Uśmiechnęłam się na wychodzącego chłopaka z płaczącym dzieckiem na rękach i spojrzałam na Alex. Policzki miała zaczerwienione, a usta rozciągnięte w jeszcze szerszym uśmiechu niż ja. Teni uciszając syna podał go Alex, która już z gotową pieluszką zsunęła ramiączko z lewej ręki, nakryła dziecko i siebie materiałem i chwilę potem Kori zamilkł gdy w jego ustach znalazł się mlekodajny sutek.
Alex oparła się o kanapę przytulając syna i posłała nam lekko nieśmiałe spojrzenie, którego ani ja, ani Yaku nie skomentowaliśmy.
— Jakie macie plany? — spytał Teni siadając obok Alex.
— Yaku uważa, że powinnam zrobić koronację na Aurum — powiedziałam upijając łyk herbaty.
— Koronację? — krzyknęli jednocześnie Alex i Teni, po czym każde z nich spojrzało na dziecko, ale Kori zajęty piersią nic nie zauważył.
— Uważam, że Livid powinna to zrobić. Wcześniej uganiała się cały czas za naszymi wspomnieniami. Teraz gdy wszystko wróciło do normy sądzę, że jej się to należy.
— No pewnie, że tak! Połączmy to i ogłośmy to jako dzień wspólnego odzyskania wspomnień. — ucieszył się Teni
— Oraz będziemy mogli świętować urodziny Koriego.
— Widzisz, mówiłem, że każdy będzie zadowolony z tego pomysłu. — mruknął Yaku trącając mnie ramieniem. Cmoknęłam wymijająco.
— Też uważam, że Livid powinna wydać swoje wspomnienia jako książkę.
Wszyscy obecni, prócz Koriego spojrzeli na Yaku jak na widmo. Już słyszałam z jego ust ten chory pomysł, ale nie sądziłam, że nadal będzie to ciągnąć.
— Po co? — spytała Alex gapiąc się na Yakuego bez mrugnięcia.
— Nie powiecie mi, że to, co przeżyliśmy nie jest dobrym materiałem na książkę. Livid świetnie pisze, szkoda by było, zostawić taki materiał w szufladzie.
Nastało milczenie, bo nikt nawet ja nie wiedziałam za bardzo co na to odpowiedzieć. Nie uważałam się za pisarkę, ja tylko spisałam to co się wydarzyło nic więcej.
Kori zakwilił oznajmując, że posiłek mu smakował i teraz nastąpiła sekwencja zdarzeń, w którym każdy z obecnych, a szczególnie Alex i Teni podziwiali Koriego jak największy skarb. Teni połaskotał go w brzuszek, po czym pozwoliłby mała piąstka zacisnęła na jego palcu wskazującym niczym imadło.
— Chcesz go potrzymać? — spytała Alex i nie czekając na moją odpowiedź delikatnie, lecz stanowczo wepchnęła mi dziecko w ręce. Serce mi momentalnie przyspieszyło, bo nie miałam zbyt wiele praktyki w obchodzeniu się z tak maleńkim dzieckiem, ale Alex zapewniła mnie, że ona również nauczyła się tego niedawno, jakieś dwa tygodnie temu, więc nie mam co panikować.
— Będziemy lecieć dziewczyny. — rzekł Teni wstając — mamy masę roboty nad albumem.
Pocałował Alex w czubek głowy, podszedł do synka zachichotał łaskocząc go w brzuszek, po czym ucałował w puszek cienkich włosków na czole.
— Bawcie się dobrze. — powiedziała Alex machając Teniemu. Yaku też wstał dopijając kawę i pożegnał się ze mną w milczeniu ze słodko gorzkim pocałunkiem o smaku kawy. Pościł mi oczko, pogłaskał Koriego i wraz z Tenim opuścili mieszkanie.
— No więc — zaczęła Alex gdy oddałam jej syna.
— Co masz na myśli?
— Proszę cię, od pół roku nie wychodzicie z domu, liczyłam trochę potajemnie, że niedługo ciebie zobaczymy z brzuchem.
— Przestań, nie mam na to czasu.
— Nie? A co masz ciekawszego do roboty? — parsknęła Alex zerkając na mnie jednocześnie rozbierając Koriego.
— Chyba nie jestem jeszcze gotowa.
— Czekaj, czekaj. Coś mi chyba umyka. Kto ostatnio mi jęczał gdy byłam centymetry od pozbycia się dziecka? Chyba to byłaś ty krzycząca na mnie, że marzysz być na moim miejscu, móc nosić dziecko mężczyzny, który jest ci...
— Dobra już wystarczy.
— No więc o co chodzi?
— Nie wiem, czy on jest gotowy.
— Nie rozmawiacie o tym?
— Nie.
Alex zapięła nową pieluchę, naciągnęła pajacyka zabawiając jednocześnie swojego syna, po czym wzięła go na ręce i wstała. Skinęła na mnie głową bym poszła za nią. Nic nie powiedziałam, patrzyłam tylko jak kładzie Koriego do kołyski i buja nią by szybciej zasnął.
— Dobrze, co się dzieje? — zagadnęła mnie jak terapeutka, siadając dwadzieścia minut później gdy Kori w końcu zasnął.
— Co masz na myśli?
— Pytam się, czy u was wszystko w porządku.
— Tak. — odparłam, ale nie mogłam powstrzymać swojego tonu głosu, przez co zabrzmiał trochę sztucznie. Alex zmierzyła mnie przeszywającym spojrzeniem.
— Może to dlatego, że tak długo o niego walczyłam. Przeszłam przez piekło i pod sam koniec nie wierzyłam, że go odzyskam, a gdy ostatecznie znów jest mój jakoś mi z tym dziwnie.
— Myślałaś pewnie, że los już dupkiem na każdym poziomie, a jednak okazał miłosierdzie.
— Właśnie. Poza tym jest gdzieś ten lęk we mnie, że znów może go zabraknąć. Wiem, że to głupie i że powinnam myśleć pozytywnie, cieszyć się chwilą może nawet planować rodzinę, ale to zalęgło się we mnie i nie potrafię tych myśli wyplenić.
— Jest obok ciebie, wpatrzony jak w obrazek. Przez pół roku prawie nie mieliśmy ze sobą kontaktu, bo oboje nadrabialiście stracony czas. Uwierz Livid, on już na zawsze będzie twój.
Parsknęłam spuszczając głowę. Alex miała rację, ale i tak ciągnęłam dalej:
— Jest jeszcze ten wirus Aulusa.
— Livid, dyskutowaliśmy o tym tyle razy. Nie udało mu się, cokolwiek miał w planach, Aulus poniósł klęskę. Minęło pół roku, ile jeszcze ci potrzeba dowodów, że nasze problemy się skończyły. Żyj Livid.
— Masz rację, przesadzam i to poważnie. Poradzisz sobie sama z małym?
— Jasne, a ty co już idziesz?
— Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na Aurum. Mam lekkie wyrzuty sumienia. — powiedziałam chichocząc.
— Pozdrów wszystkich. — rzekła za mną Alex gdy otywrzyłam portal na Aurum.
— Oczywiście, niedługo sama będziesz mogła ich odwiedzić, a teraz prześpij się trochę, nie chciałam ci tego mówić, ale wyglądasz jak zombie.
— Idź już, bo cię skrzywdzę! — krzyknęła ciskając we mnie pieluchą, ale zdążyłam wślizgnąć się do środka i zamknąć przejście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro