34. Zioła
Enif wstał, gdy już świtało. Zostawił Ofelię śpiącą w jakiejś nienazwanej pozycji i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, ale odrzuciło go od jedzenia. Pomyślał o kawie, ale również poczuł mdłości. Był emocjonalnym wrakiem. Dlaczego wszystko musiało się tak komplikować? Był dobrym człowiekiem, pomagał innym, dlaczego musiał przechodzić przez takie trudności?
Zapatrzył się w okno, ale nawet nie dostrzegł widoku. Był ślepy na jakiekolwiek piękno otaczającego go świata, bo obecnie zamknięty był we własnej głowie.
— Nie kochałeś jej to dlatego umarła. — syknął chłopiec, a Nifi wrzasnął. Był tym samym chłopcem co zawsze. Enif wcisnął się w blat kuchenny i śledził chłopca wzrokiem.
— Ukradłeś jej pocałunek nawet jej nie kochając. Zboczeniec, ona miała dziewięć lat! — krzyknął chłopiec, stając na środku kuchni w bojowej postawie.
— Wcale nie miała dziewięciu lat! — zaprotestował Nifi teraz już wchodząc na blat i przyklejając się do ściany.
— Całowałeś się z dzieckiem!
Nifi zamknął oczy i zasłonił uszy rękoma. Modlił się by chłopiec zniknął, dal mu spokój i by nie zobaczyła go Ofelia. Oddychał szybko i płytko, pot lał mu się po plecach, a on czuł się sparaliżowany.
— Pedofil! — Usłyszał tuż nad swym uchem i instynktownie odskoczył. Szklanki, kubki i jedna patelnia rąbnęły o podłogę roztrzaskując się i robiąc hałas, jaki obudziłby pół cmentarzu. Enif rozejrzał się i spostrzegł, że chłopiec zniknął.
— Co ty wyprawiasz? — Ofelia, przecierając zaspane oczy weszła do kuchni.
— Nic, strąciłem niechcący naczynia.
— A on, co tutaj robi? — spytała wskazując na lewo. Nifi w panice obejrzał się bojąc się, że stoi tam chłopiec, ale zdziwił się widząc Equsa. Kasztanek parsknął zdenerwowany i podszedł do Nifiego ślizgając się na kuchennych kafelkach.
— Widzisz go? — zdziwił się Nifi, zerkając na Ofelię.
— No inaczej bym nic nie mówiła, przecież.
— To rzeczywistość?
Equs parsknął mu w twarz potwierdzająco, po czym trącił nosem prawą pierś i zniknął. Enif nie był w stanie wyjaśnić nawet przed samym sobą jak to się stało, że Equs pojawił się w rzeczywistości, zwłaszcza że przecież tyle raz próbował to zrobić. Maru tłumaczyła im tyle razy jak należy wypychać Emocje z siebie, ale zawsze Enif znikał, a nie pojawiał się Equs.
— Nic ci nie jest? Wyglądasz na przestraszonego.
— Nic. Zrobić ci śniadanie?
Nie czekając na jej odpowiedź powyciągał wszystko z lodówki, posprzątał potłuczone kubki i pół godziny później postawił przed Ofelią talerz parującej jajecznicy.
— A ty nie jesz? — spytała wbijając widelec w chrupiący boczek.
— Nie jestem głodny. Rzadko jadam z rana.
Nifi jedyne, do czego się zmusił to gorzka herbata. W gardle nadal czuł żołądek po spotkaniu chłopca, a jego obelgi kołatały mu się w głowie. Wiedział, że chłopiec czymkolwiek był mówi bzdury, ale w momencie, gdy się pojawiał Nifiego paraliżowało i kupował wszystko, co chłopiec szeptał. Nigdy jej nie skrzywdził. Raz jedyny skradł pocałunek, ale tylko dlatego, że ona skradła mu go pierwsza. Można powiedzieć, że oddał tylko co do niej należało. Zareagowała wtedy dość ostro, ale po dłuższym zastanowieniu wcale jej się nie dziwił. Pocałunek był impulsem, szczenięcym zauroczeniem i podejrzewał, że Gari żałowała tego pocałunku tak jak on swojego. Nie powinno było się to wydarzyć, a teraz gdy jej już nie było nie miał możliwości, by jakoś Gari wytłumaczyć. Najbardziej żałował, że zapomniała o nim w gniewie. Na końcu przecież nawet ze sobą nie rozmawiali, a potem przyszło Zapomnienie.
— Opowiesz mi o niej? — spytała Ofelia, wyrywając brutalnie Hobiego z zamyślenia. Złapał na nią ostrość i od razu spuścił głowę.
— Może kiedyś — mruknął.
— Nie bądź egoistą. Mam prawo wiedzieć. — fuknęła zirytowana. Nifiego dosłownie wpieniło.
— Z jakiej racji masz do tego prawo? To czysty przypadek, że masz jej serce, gdybym ci o tym nie powiedział miałabyś w dupie kim była. Gdybyś tak bardzo chciała wiedzieć, kim była osoba, dzięki której żyjesz wiedziałabyś o niej więcej. A napewno jak miała na imię. Jedynie kto tu jest egoistą to ty.
— Nie wiem, o co ci chodzi. Chciałam się dowiedzieć czegoś o tej dziewczynie.
— Nie, ty żądasz informacji jakby ci się magicznie należały. Otóż nie należą i wcale nie mam ochoty cię uświadamiać kim była. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek to zrobię.
Wzburzenie w nim tak mocno kotłowało, że musiał wyjść. Pójdzie teraz do Wapiego i poprosi o te przeklęte zioła, bo nic innego nie przychodziło mu do głowy.
— A gdzie ty idziesz? — fuknęła słysząc otwierane drzwi wejściowe.
— Wychodzę. — odparł jadowitym tonem i zamknął dziewczynę od zewnątrz.
Pojechał do ich starego mieszkania na Hannam Hill gdzie zawsze było otwarte przejście na Aurum. W mieszkaniu zastał Koto i Remo, co dość mocno go zdziwiło.
— A ty nie na Aurum? — spytał Koto, zaglądając do jego pokoju. Chłopak siedział z nosem w komputerze i grał.
— Nie, dziś jestem na Ziemi. A co?
— Nic, myślałem, że będziesz z Maru. A ty? — Nifi zwrócił się do Remo, który nagle pojawił się w korytarzu — nie jesteś z Yiną? Przecież mamy wolne.
— Nawet nie wiem, czy nadal z nią jestem. — mruknął posępnie Remo.
— Co? Jak to?
— Pokłóciliśmy się. Znów o to samo.
— Przecież to nic takiego, że pracuje w klubie. Dobrze zarabia i widać, że to lubi. Nie rozumiem, o co chodzi.
— A chrzanić te jej klub. Non stop pali te swoje papierosy nie mogę wytrzymać od tego smrodu. Była umowa, że nie będzie palić, obiecała mi to, a gdy wróciłem całe mieszkanie śmierdziało. Nie będę z dziewczyną, która śmierdzi papierosami. To okropne.
— Porozmawiajcie jeszcze ze sobą. Często ludzie palą ze stresu, może ona się czymś denerwuje, ale ci o tym nie mówi.
Remo wzruszył ramionami.
— Zostawiłem ją na razie, miałem skrytą nadzieje, że sama będzie chciała wrócić, ale nie odzywa się do mnie w ogóle odkąd wróciliśmy.
— To nie całe dwa tygodnie. Porozmawiaj z nią, przecież tak ją lubiłeś. — Enif poklepał przyjaciela po ramieniu, by jakoś dodać mu otuchy. Remo odszedł bez słowa, a Nifi poczuł się jakby brał udział w stypie. Szkoda mu było Remo, ale miał jeszcze nadzieje, że wszystko ułoży się między nimi. Koto bardziej go intrygował, bo od lat każdą wolną sekundę spędzał z Maru, a teraz siedział sam w domu i grał w Overwatch'a.
Enif nie skomentował tego. Wszedł do pokoju, który służył im za składzik, odsunął zasłony, by odsłonić okno, które wcale oknem nie było i zapatrzył na wirujące złote płomienie portalu. Wspiął się na parapet i przeszedł na Aurum. Zadrżał w zimnym wnętrzu katedry i wyszedł na zalane słońcem połacie krainy Livid. Stanął też jak wryty, gdy zobaczył widok, bo jak okiem sięgnąć całe Aurum było pokryte grubym na kilkanaście centymetrów śniegiem.
Nie do końca rozumiał co się stało, bo przecież jeszcze wczoraj był istny skwar. Zmarszczył czoło śledząc wzrokiem widok. Całe miasteczko było białe, rzeka po lewej stronie zamarznięta na kość, a wodospad przypominał teraz finezyjną rzeźbę z lodu.
— Co tu się stało? — mruknął pod nosem. Zadrżał, a gołe ramiona pokryły się gęsią skórką. Zszedł z oblodzonych schodów uważając, by się nie przewrócić. Stanął po kolana w śniegu i zastanowił się. Jak miał dotrzeć do chatki Wapiego w takim stanie? Dookoła ludzie wyłazili ze swych domów i wyglądali dokładnie tak samo, jak Nifi. Zdziwieni i lekko ubrani miotali się i szukali odpowiedzi. Enif uznawszy, że ze stania po pas w śniegu nic dobrego nie wyniknie po prostu ruszył przed siebie najkrótszą drogą do chatki Wapiego.
W normalny dzień to jest bez śniegu z katedry do lasku szło się mniej więcej dwadzieścia minut. Teraz przy skrajnych anomaliach pogodowych Enif przedzierał się z dobre czterdzieści minut, a gdy w końcu dotarł do celu dyszał ze zmęczenia, a nogi mu drżały, ogólnie cały dygotał z zimna i marzyłby Wapi w środku miał rozpalony kominek.
Już miał pukać do drzwi, gdy nagle stopy podjechały mu do góry, a sam wyrżną w ubity już śnieg mocno zbijając sobie kość ogonową. Stęknął z bólu.
— Grawitacja to zdzira. — parsknął Wapi stając nad nim. Enif dźwignął się na nogi rozcierając swój tył i spojrzał na Wapiego.
— Możemy pogadać?
— O pogodzie? — zachichotał Wapi rozglądając się dookoła. Skinął na Enifa zapraszając do środka. Nifi odetchnął w duchu czując przyjemne ciepło wnętrza chaty i nie zbaczając na to, jak bardzo desperacko musi wyglądać podleciał do kominka grzejąc ręce i susząc ubrania.
— Zaczął padać w nocy. Zanim jeszcze nastała burza śnieżna poleciałem po drewno. Chyba jako jedyny, sądząc po wszechogarniającej panice w mieście.
— Nie przyszedłem gadać o pogodzie.
— Wiem. — Wapi usiadł przy stole i zaciągnął się fajką. — Gdzie nasza dama lekkich obyczajów?
— Nie mów tak o niej.
— Wolisz słowo „kurwa"
— Nie pogrążaj się. To, co jej zrobiłeś było świństwem. — warknął Nifi mierząc Wapiego wściekłym spojrzeniem. Chłopak wzruszył ramionami.
— Przyszedłem tu w sprawie ziół, jakie paliłeś z nią, gdy mieszkała na Aurum.
— A po co ci?
— Prawdopodobnie tylko to zioło przytrzymuje ją przy życiu.
— Gdzie ona teraz jest?
— Nie ważne, daleko od ciebie.
— Nic jej nie zrobiłem. To ona poszła do innego.
— Gdybyś nie dał jej tych pokrzyw zostałaby na ślubie, a tak uciekła i prawie została zgwałcona.
— Nie rozśmieszaj mnie — Wapi prychnął patrząc się wymownie w sufit — Jej nikt nie jest w stanie tu zgwałcić, a wiesz dlaczego? Bo sama się pcha im do łóżka. Prędzej bym uwierzył, gdyby to ona kogoś zgwałciła.
Nifi wiedział, że to fatalny pomysł, ale było już za późno. Podleciał do Wapiego i chwycił go za kołnierz przyciskając do szafek.
— Jeszcze jedno słowo, a przysięgam... — wycedził przez zęby. Wapi przez chwilę był zaskoczony, ale gdy oprzytomniał uśmiechnął zadziornie do Nifiego.
— Co mi zrobisz? Pobijesz? Ty?
— Nie waż się z niej żartować. Ktoś ją prawie zgwałcił, gdyby nie ja to by stała się katastrofa. Jest chora i powinno się zapewnić jej bezpieczeństwo, a nie nabijać.
Nifi pchnął Wapiego ostrzegawczo na ścianę i odszedł siadając na krześle.
— Dlatego potrzebuje ziół. Paliła je z tobą i musi je zażywać dalej.
— Dlaczego?
Enif nie odpowiedział skubiąc paznokciem kant stołu.
— Oh. — szepnął Wapi — już wiesz.
— Co wiem?
— Że ma serce twojej Gari. Powiedziała ci to, czy sam do tego doszedłeś?
— A jakie to ma znaczenie?
— Gdzie teraz jest Ofelia?
— Na Ziemi.
— Przeniosłeś ją na Ziemie?! Przecież wygada wszystkie wasze sekrety, ma dostęp do tego waszego internatu czy jak to nazywacie.
— Liczę na to, że tego nie zrobi. Ufam jej.
— Kretyn z ciebie.
— Dasz mi te zioła czy nie? — fuknął Nifi marząc, by już opuścić to miejsce. Wapi bez słowa podszedł do jednej z szafek i wyjął dwa małe płócienne woreczki oraz długą fajkę zakończoną koszyczkiem.
— Ten pomagał jej zasnąć. — wskazał na jeden z nich — a te drugie zioła robiły z niej prawdziwą przylepę. Radzę ich nie mieszać, bo się od niej nie uwolnisz.
— Dzięki. — Nifi zgarnął woreczki i fajkę i ruszył do drzwi.
— Daje wam tydzień. — powiedział na odchodne Wapi.
— Co?
— W ciągu tygodnia wylądujecie w łóżku.
— Nie mam zamiaru iść z nią do łóżka, nie kocham jej.
— A co to za znaczenie czy ty ją kochasz, czy nie. Ona chce iść z tobą do łóżka i zna się na rzeczy.
Enif prychnął i wyszedł z izby.
— Pamiętaj! Tydzień. — zarechotał Wapi machając mu na pożegnanie, gdy Hobi przedzierał się przez zaspy, a uszy płonęły mu szkarłatem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro