Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Z litości czy z miłości?




Leżała na plecach i gapiła się w sufit. Próbowała zasnąć. Liczyła, barany, kozy, żyrafy czy cokolwiek co jej przyszło do głowy, byle tylko zasnąć. Niestety, ale magia snu polegała na tym, że usilnie upragniony, nigdy nie przychodził. Prześledziła wzrokiem każdy skrawek sufitu, była pewna, że zaraz nastanie dzień i znów będzie mogła zająć czymś myśli. Cicho sięgnęła po telefon i spojrzała na godzinę. Druga w nocy. Jęknęła płaczliwie opadają na poduszki i spojrzała w lewo. Teni owinął się w okół niej jak boa dusiciel i chrapał smacznie niczego nieświadomy. Co miała zrobić?
Westchnęła i przetarła twarz dłońmi. Wiedziała, że nic z tego nie będzie. Już miała wstać by porobić coś w salonie, gdy usłyszała znajomy odgłos w korytarzu. Tak jak chwilę temu była zirytowana, tak teraz poczuła skrajne, wręcz, paraliżujące przerażenie. Zacisnęła powieki i leżała niczym kłoda. Zmuszała się by nie słuchać, nakazała sobie myśleć o czymś innym, ale doskonale wiedziała, że to nic nie da. Już je usłyszała więc teraz nie dadzą jej spokoju. Wbrew sobie uniosła głowę i wbiła wzrok w mrok korytarza. Prawie zwróciła kolację, gdy cień przeciął korytarz, a tupot bosych stóp doleciał do jej uszu. Znów opadła na poduszki zaciskając oczy, z których poleciały łzy strachu. Jej chłopak leżał obok niej, a ona wiedziała, że i tak nie chce go budzić I tak nic by nie zobaczył.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi. To charakterystyczne skrzypnięcie sprawiło, że Alex usiadła prosta jak struna. Teni mruknął coś niezadowolony przez sen i odwrócił na drugi bok. Tylko jedne drzwi w ich domu tak skrzypiały. Wolno otwierane prowadziły do pokoju Koriego. Zimny pot zalał jej plecy. Wstała i wolno podeszła do otwartych drzwi sypialni. Stała na końcu korytarza, do pokoju syna dzieliło ją dziesięć może piętnaście metrów. Nawet stąd mogła dostrzec otwarte na oścież drzwi. Przełknęła ślinę i ruszyła cicho do przodu. Była pewna, że zostawia mokre ślady stóp, tak bardzo była spocona ze strachu. Dłonie jej drżały, a serce łopotało w uszach. Przypominając sobie wszystkie możliwe horrory wiedząc, że w pokoju dziecka może zastać dosłownie wszystko, przylgnęła do ściany pół metra od framugi i zamknęła oczy licząc do pięciu.
Wzięła głęboki oddech i weszła do pokoju Koriego.
W ułamku sekundy oceniła sytuacje panującą w pokoju. Łóżeczko stojące pod ścianą z baldachimem zabawek. Mała lampka na ścianie w kształcie półksiężyca, cichy szmer dyfuzora oraz dwie pięcioletnie dziewczynki pochylające się nad łóżeczkiem. Alex miała przemożną ochotę odwrócić się i uciec najlepiej z miasta, ale była też matką. W tym przypadku nic innego nie miało znaczenia. Była matką więc rzuciła się na ratunek swojemu dziecku. Na oślep odepchnęła dziewczynki i chwyciła Koriego na ręce. Chłopczyk nie rozumiejąc zachowania matki zakwilił gardłowo. Jedzenie miał dostać dopiero za godzinę. Alex przytuliła syna do swojej piersi, odwróciła się i już miała wybiec z pokoju, gdy dotarło do niej, że przejście zagradzają jej dwie blondwłose dziewczynki. Stały obok siebie niczym dwie krople wody i obserwowały Alex z ciekawością.
— Jesteś bezużyteczna. — powiedziała pierwsza dziewczynka. Alex cofnęła się pod ścianę i opadła na workowaty fotel, na którym zwykle karmiła Koriego.
— Twoje życie to żart. — dodała druga i zrobiła krok na przód. To sprawiło, że zaczęły dosłownie przekrzykiwać w swoich obelgach z każdym krokiem zbliżając się do Alex.
— Nic nie robisz
— Siedzisz w domu i wegetujesz
— Nie masz żadnych marzeń
— Jesteś dla niego jak pasożyt
— Płaci za ciebie
— Nawet nie dokładasz się do rachunków
— Jedynie za co cię kocha to syn
— Nawet nie chce cię za żonę
Takich obelg było wiele. Z każdym krokiem dziewczynki były coraz bliżej, ale ta ostatnia była najbardziej dotkliwą. O niczym innym nie pragnęła by być jego żoną, a on nawet się jej nie oświadczył. Gdy dziewczynki były metr od Alex wtedy zaczęła krzyczeć. Wrzeszczała wciskając się w fotel, tuląc do siebie Koriego i zaciskając powieki tak mocno, że widziała białe plamy. Darła się wołając pomocy puki ktoś nie potrząsnął jej ramieniem.
— Alex! Alex! Co się stało?! — krzyknął Teni. Otworzyła oczy i spostrzegła jego przestraszoną zatroskaną twarz padła mu w ramiona dławiąc się płaczem.
— Ja już nie mam siły! — wyła zaciskając pięści na jego koszulce. Przerażony Kori również zaczął płakać. Krztusił się łzami puki, Teni na siłę nie wyrwał go z objęć Alex bo by go zgniotła. Dziewczyna była tak sparaliżowana, że układ ramion nadal pozostał po wyjęciu dziecka.
— Co się stało? — krzyknął ponownie spoglądając w jej twarz.
— Przychodzą do mnie. Szepczą, ja nie mogę już!
— O czym ty do diabła mówisz?
Alex nie była w stanie od razu odpowiedzieć. Drżała i jąkała się przez łzy, ale w końcu mu powiedziała. Opowiedziała wszystko co zrobiły jej dzieci. Jak wyglądają i co do niej mówią. Wyznała wszystko co zrobiły z jej psychiką mroczne dzieci. Teni był w parszywym położeniu, bo nie wiedział co ma zrobić. Jak miał ją pocieszyć?
— Wyjdź za mnie Teni! — zaszlochała osuwając się w jego ramionach. Kori nadal płakał, ale ewidentnie się męczył. — Szepczą mi na ucho, że mnie nie chcesz. Kochasz mnie tylko ze względu na dziecko....
— Co ty za głupoty gadasz? Przecież wiesz dobrze, że...
— WYJDŹ ZA MNIE, BŁAGAM! To moje ostatnie marzenie. — jęknęła i znów się rozpłakała. Wyła w milczeniu bo wstyd i upokorzenie. Była żałosna, bo chyba nikt na świecie nigdy nie błagał o małżeństwo. Weźmie ją za żonę — jak zwał tak zwał — tylko z litości.
— Czemu zawsze musisz mnie we wszystkim wyprzedzać? — syknął Teni biorąc jej twarz w dłonie. Wytarł łzy i wstał. Alex w panice uczepiła się jego spodni od piżamy nie mogąc znieść myśli, że zostanie sama. Kori leżał na fotelu i chlipał cicho zmęczony płaczem.
— Nie będzie mnie dziesięć sekund. — szepnął kucając i wyjmując z jej dłoni nogawkę. Po czym wyszedł z pokoju. Alex sama poczuła się jak to obce małe dziecko i zwinęła się w kłębek na środku pokoju.
— Wpierw zaszłaś w ciążę, dlatego nie poprosiłem cię o rękę — powiedział Teni wchodząc ponownie do pokoju. Alex podniosła głowę lekko zdziwiona, Teni klęknął na oba kolana przy niej i mówił dalej:
— Potem urodziłaś i o niczym innym oboje nie marzyliśmy jak do długim dobrym śnie. Potem wyjechałem i tam kupiłem ci pierścionek zaręczynowy, bo zamierzałem oświadczyć ci się po powrocie. Sytuacja z Livid trochę je przeciągnęła w czasie, ale miałem to zrobić na dniach. Dlatego jedyne o co cię proszę to byś cofnęła swoje oświadczyny, bym ja mógł oświadczyć ci się należycie.
Alex gapiła się na niego oczami wielkimi jak spodki. Nie powiedziała nic, siedziała i gapiła się nawet w momencie gdy wsunął jej na palec pierścionek z maleńkim diamencikiem. Dopiero potem gdy ucałował jej dłoń, a potem czoło rozpłakała się po raz czwarty tego wieczoru. Teni tulił ją puki się nie zmęczyła i pocałował jej mokre słone usta.
— Kocham cię, jeśli tego potrzebujesz, będę cię o tym zapewniał każdego dnia. Jesteś moją gwiazdką na zawsze i na wieczność — rzekł wkładając jej w ręce syna. Alex automatycznie przejęła dziecko, ale była jak szmaciana lalka. Patrzyła w przestrzeń niewidomymi oczami wyczerpana płaczem i emocjami. Kori domagał się jedzenia wzmagając płacz. Gdy przyssał się do piersi umilkł natychmiast. Alex pisnęła z bólu i spojrzała na niego niby z pretensją, ale gdy zrozumiała, że to tylko jej syn jest głodny oparła się o Taego i zamknęła oczy.
— Przepraszam. — szepnęła
— Absolutnie nie masz za co. — odparł gładząc jej włosy. Odwracał uwagę od wszystkiego, dotykiem sprawiał że zapomniała o tym co się stało i o bólu podczas karmienia.
— Wiem, że mi nie wierzysz, ale obiecaj że nikomu nie powiesz o tych dziewczynkach.
— Daje ci mojej słowo.
— Czyli mam rację, że mi nie wierzysz?
— Samych dziewczynek nie widziałem, ale widziałem co zrobiły z tobą.
— Dziękuję, że będę mogła zostać twoją żoną. O niczym innym nie marzę. — szepnęła osuwając się jeszcze niżej w jego ramionach. Teni ucałował jej głowę, ale nie odpowiedział bo miarowy oddech jego narzeczonej utwierdził go w przekonaniu, że właśnie zasnęła.

Do Livid poszli jako inni ludzie. Alex umyła się nad ranem i ubrała w lekką sukienkę. Nałożyła też skromny makijaż by ukryć podpuchnięte oczy. Wiedziała, że Livid była mistrzynią w odgadywaniu czyichś nastrojów, ale tym razem Alex na to nie pozwoli. Przeszli na Aurum trzymając się za ręce. Nie rozmawiali dużo, tak naprawdę temat mrocznych dzieci skończył się w pokoju Koriego, gdy Alex zasnęła w ramionach Teniego. Nie była w stanie powiedzieć mu co dokładnie szeptały jej dziewczynki. Rano po śniadaniu przybrała maskę optymistycznej dziewczyny i nie zdjęła jej nawet przed Livid. W głębi serca nadal czuła wstyd, że Teni widział ją w takim stanie. Czy możliwe było, że z Livid poszło by łatwiej? Czy zrozumiałaby ją? Czy uwierzyła, że Alex nawiedzają dzieci?
Gdy stanęła przed nią wiedziała, że absolutnie nigdy nie przyzna się jej, to co widziała. Dzieci dotykały zbyt głęboko.
— W czym mogę wam pomóc? Wyglądacie jakbyście podjęli ważną decyzję... — Livid zbladła uświadamiając sobie coś — Osobliwości, ty też jesteś w ciąży?
— Nie! — Alex machnęła ręką. Yaku siedzący w nogach łóżka zachichotał. Zignorowała go. Przełknęła ślinę bo miała zamiar skłamać.
— Teni mi się oświadczył! — powiedziała szczerząc się i podskakując w miejscu. Wycelowała w Livid palcem na którym widniał dowód i czekała na wybuch. Udało jej się ładnie skłamać, Teni ścisnął ją za rękę dodając otuchy. Drugą ręką podtrzymywał synka na biodrze. Była pewna, że wiedział ile ją to kosztuje To nie on się jej oświadczył. Znów zaatakowały ją wspomnienia tego jak go błagała...
Wycelowała w Livid palcem, na którym widniał dowód i czekała na wybuch. Wszystkie zalecenia od lekarza szlag trafił, Livid po usłyszeniu nowiny wyskoczyła z łóżka i wzięła Alex w objęcia.
— Moje gratulacje!!! — krzyknęła okręcając się w okół niej. Alex poddała się jej ekscytacji, a gdy skończyła chwyciła Livid za ramiona i posadziła na łóżku.
— Rozmawiałam o tym z Tenim i oboje doszliśmy do tego samego wniosku. Wiem, że nie ma już księżyca, pod którym można składać śluby, ale czy zgodzisz się udzielić nam ślubu?
Livid przyłożyła dłoń do ust oniemiała i zerknęła na Yaku. Alex nie widziała jego twarzy, ale była pewna że się uśmiechnął. Livid ponowie spojrzała na Alex i pokiwała głową.
— Oczywiście, że tak! Urządzę wam ceremonię godne Aurum.
— Dziękujemy ci Livid, nawet nie wiesz ile to dla nas znaczy. — powiedział Teni.
— A wy nie wiecie ile dla mnie, nigdy nie udzielałam ślubu, to będzie coś!
Alex i Teni zostali jeszcze z godzinę by omówić wstępne szczegóły. Livid bardzo chciała wiedzieć, jak Teni jej się oświadczył. Alex wpadła w panikę bo nie przewidziała tego. Wybrnęła jednak jakąś tanią bajeczką, Livid była tak podekscytowana, że kupiła wszystko co jej Alex sprzedała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro