Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Żywa woda.




Zemi szeptał do telefonu spokojnym głosem od przeszło pół godziny. Nie wiedział czy Kiko już zasnęła czy jeszcze nie, ale nie spieszył się. Chciał jej ulżyć, najbardziej chciał ją stamtąd zabrać, ale nawet nie wiedział gdzie jest. Na ten moment jedynie ciepłymi słowami mógł jej pomóc. Modlił się wewnętrznie by nie zrobiła niczego głupiego.
— Kiko? — szepnął pytająco chcąc sprawdzić czy już śpi. — Kiko.
Odpowiedziała mu cisza, ale to jeszcze nie sprawiło, że się rozłączył. Milczał dłuższy czas czekając czy go zawoła bądź się przebudzi. Gdy nadal telefon milczał, zawołał ją po raz trzeci i gdy nie odpowiedziała rozłączył się. Targały nim skrajne emocje, bo z jednej strony marzył by ją w końcu stamtąd zabrać, by mogła odpocząć i żyć własnym życiem, ale teraz cieszył się że był przy niej gdy tego potrzebowała. Wiedział, że płakała, słyszał to w jej głosie i serce mu pękało z bezsilności, ale przynajmniej pomógł jej zasnąć.
Zemi wstał i przeciągnął się. Było koło czwartej w nocy, jutro ma koncert ale jakoś sen nie przychodził. Może oddał go Kiko. Zaśmiał się pod nosem i już miał iść do łazienki by się umyć, gdy rozległo się pukanie do drzwi, a raczej niecierpliwe walenie.
— Zemi! — Rozpoznał głos Altiego i ze zmarszczonym czołem poszedł otworzyć.
Alti blady na twarzy spojrzał na przyjaciela z przerażeniem w oczach i wychrypiał:
— Argenti padło! — jęknął a z jego oczu poleciał strumień łez. Zemi podtrzymał Altiego i pomógł wejść do pokoju. Chciał zamknąć drzwi, ale właśnie na korytarzu pojawili się pozostali. Po kolei wchodzili do pokoju, a gdy Zemi, w końcu zamknął drzwi każdy utkwił wzrok w Altim.
— Co się stało?
— Nie wiem, tata do mnie zadzwonił i powiedział, że musieli uciekać. Z mamą są bezpieczni, ale nie wiedzą gdzie jest Tayira. — Alti ukrył twarz w dłoniach, a Teni objął go ramieniem starając pocieszyć.
— Ne powiedzieli co się stało? — zapytał Yaku.
— Mama mówi, że widziała dwa walczące smoki, potem zamek runął, a tata w ostatniej chwili wziął ją i przeniósł na Ziemię.
Nikt nic nie odpowiedział, każdy zatopił się we własnych myślach starając poukładać sobie w głowie to co usłyszeli.
Smoki, pomyślał Zemi przegryzając wargę. Nie był taki pewien czy decyzja Livid odnośnie powrotu smoków na Motus była takim dobrym pomysłem.
— Nie zamartwiaj się. Twoi rodzice są bezpieczni, a brat... — Namukoto zawahał się — napewno udało mu się uciec.
Alti pociągnął nosem ale nie odpowiedział. Nikt nic nie powiedział, każdy czuł bezsilność bo byli tysiące kilometrów od domu, i jedną czasoprzestrzeń od Motus. Nic nie mogli zrobić.
— Zadzwonie do Alex i poproszę ją by dowiedziała się czegoś więcej. — zaproponował Teni na co Alti pokiwał głową, jego oczy były czerwone od łez.
Ostatecznie Alti wyszedł z pokoju w towarzystwie przyjaciół, Teni obiecał zostać z nim do rana by nie musiał sam przez to przechodzić, a Zemi położył się w końcu do łóżka wcale nie czując zmęczenia. Szkoda że do niego nikt nie zadzwonił by pomóc mu zasnąć.

***

— Wierzysz mu? — spytała Alex gdy szłyśmy brzegiem rzeki. Letni upalny dzień nie zaszczycił nas nawet bryzą, dlatego skryłyśmy się pod drzewami jakie rosły nad brzegiem. Vivid krążył gdzieś nad nami, bo jak obiecałam Wapiemu od przeszło tygodnia był cały czas ucieleśniony. Dookoła nas biegała Gebi nadal zachwycona wolnością.
— Nie wiem, dlaczego miałby kłamać. Jeśli jednak faktycznie ktoś czycha na moje życie to muszę coś z tym zrobić. Wapi twierdzi, że powinnam wzbudzać w ludziach respekt, ale od razu kojarzy mi się to z byciem okrutną. Nie potrafię sądzić i skazywać.
— Zgodziłaś się na bycie królową jesteś ich obrończynią i zapewniasz miejsce do życia. Wcale nie musisz być okrutna, wystarczy, że będziesz taką udawać.
Zamyśliłam się obserwując rzekę. Świerszcze dookoła były tak głośnie, że miałyśmy pewność że nikt nas nie podsłuchuje. Alex zmęczona dźwiganiem syna na rękach zeszła ze ścieżki i usiadła między drzewami w gęstej trawie nad rzeką. Rozwiązała chustę i posadziła na niej Koriego, który od razu zerwał ździebełko i wsadził je sobie do buzi.
— Wapi uważa, że powinnam mieć swoje wojsko. Wyobrażasz sobie armia na Aurum? Nie tego chciałam. Miało to być moje miejsce, azyl gdzie każdy jest wolny i nikt nikogo nie oskarża.
— Wiem, Livid. Jednak z drugiej strony, twoje miasto się powiększa, a ludzie w nim żyjący nie koniecznie są tak dobroduszni jak ty. Może wystarczy postraszyć armią i się ludzie uspokoją, zobaczą, że ciebie nie tak łatwo pokonać.
— Pewnie masz rację. — westchnęłam — a jak u chłopaków, rozmawiałaś z Tenim?
— Tak dziś rano. Zostały im trzy miasta w Stanach, potem cztery koncerty w Europie i do domu. Yaku zawsze się o ciebie pyta.
— Gryzie mnie to, że nie mogę z nim porozmawiać. Boje się, że coś sobie pomyśli.
— Nie gadaj głupot. Niby co miałby sobie pomyśleć?
— Że już go nie chcę, nie odzywam się do niego od prawie półtora miesiąca, ziemskiego oczywiście, brakuje mi go.
— On też za tobą tęskni, ale zrozumie gdy cię zobaczy. Wyjaśnisz mu, że dla dobra dzieci, jego dzieci zostałaś na Aurum i dlatego się nie odzywałaś.
— Dużo bym dała za jeden telefon.
— Wiem, ale zdrowie twoich dzieci nie jest tego warte. Jest dorosły i myślący, zrozumie.
— Wiem, po prostu tęsknię.
Alex złapała mnie za rękę i uśmiechnęła do mnie.
— Ja też za swoim tęsknię. Z całego serca.
Oparłam głowę na jej ramieniu i chwilę obserwowałyśmy przepływającą rzekę. Zamknęłam oczy i przeniosłam się do Vivida. Leciałam z nim obserwując świat z jego perspektywy. Chmury przepływały tuż przed nim, odsłaniając masywne góry i miasto w dole. Stęknął gardłowo biorąc mocny zamach skrzydłami i zanurkował by przelecieć tuż nad powierzchnią rzeki. Wiatr łopotał przy jego uszach, woda zbliżała się z zawrotną szybkością, błony skrzydłowe furkotały, puki Vivid nie rozprostował skrzydeł i wyrównał lot metr nad rzeką.
Otworzyłam oczy by go zobaczyć i wtedy serce podeszło mi do gardła. Tuż przed nami woda z rzeki wystrzeliła w górę niczym wodny mur, a Vivid nie mają najmniejszych szans by wyminąć przeszkodę wleciał całkowicie w ścianę wodną. Zaskomlał niczym przerażone zwierze i zarył w powierzchnie rzeki młócąc bez celu skrzydłami.
Zerwałam się z Alex na nogi i popędziłam ku niemu. Vivid miotał się i szarpał, ale nie potrafił się wydostać.
Livid! Jęknął panicznie w mojej głowie, a ja nawet bez tego poczułam jego przerażenie. Vivid najbardziej bał się wody.
— Machaj skrzydłami! — krzyczałam do niego — wzbij się w powietrze!
Nie mogę. Woda mnie trzyma! Biadolił tracąc siły. Stałam po kostki w lodowatej wodzie i szukałam rozwiązania jak wyłowić kilkutonowe cielsko z rwącej rzeki. Vivid słabł przez szamotanie oraz wyczerpującą panikę. Gdy tylko nie machał skrzydłami odpływał coraz dalej, a jego ciało tonęło, tak, że ledwo mógł złapać oddech.
Rozejrzałam się szukając pomocy, a panika narastała we mnie z każdą sekundą. Dookoła nie było nikogo, Alex stała z dzieckiem na rękach i mówiła coś do mnie, ale jej nie słuchałam. Znów spojrzałam na Vivida i nie mając innego pomysłu weszłam do rzeki. Zimna woda odebrała mi dech, a suknia wzdęła ciążąc na tyle by ciągnąc ku dnie. Stopy ślizgały się na kamieniach, a przede mną Vivid zniknął pod powierzchnią z płaczliwym skrzekiem pomocy. Zanurkowałam instynktownie, ale pod wodą nic nie widziałam. Zmącona woda miała widoczność zerową. Wypłynęłam na powierzchnie i w przypływie bezsilności zaczęłam rozgrzebywać wodę nawołując Vivida. Zakręciło mi się w głowie prawdopodobnie dlatego, że Vividowi zaczęło brakować powietrza. Doczłapałam się do brzegu i usiadłam na płyciźnie nadal wołając Vivida. Wielkie bąble mąciły lustro wody wskazując mi gdzie znajdował się Vivid, ale nawet koniuszek ogona bądź skrzydła nie wyłonił się spod powierzchni. Zaczęłam widzieć mroczki i byłam tak słaba, że położyłam się na wilgotnym pisaku. Nade mną zmaterializowała się przerażona twarz Alex, a tuż nad nią coś czarnego. Widziałam, że Alex coś mówi, ruch jej warg był jednak dla mnie za szybki. Powoli traciłam przytomność, a pół minuty później chciałam wziąć kolejny oddech, ale powietrze nie wleciało do płuc. Podniosłam się na łokciach zdziwiona i znów spróbowałam wziąć oddech. Nic z tego dusiłam się już na poważnie.
Życie wróciło we mnie gwałtownie, zaczerpnęłam głośno powietrza i rozkaszlałam się. Nade mną znalazł się Wapi. Ponowie nachylał się do pocałunku, a ja odepchnęłam go z jękiem protestu.
— Livid! Na Osobliwość! — krzyknął chłopak siadając obok. Ktoś pomógł mi usiąść. Rozejrzałam się i zrozumiałam, że nadal jestem nad rzeką, obok mnie siedzi Alex, Wapi i Balbin. Cała trójka miała wypuszczone Emocje. Gebi skakała na mnie więc odepchnęłam ją wpierw chcąc dowiedzieć się co się stało.
— Vivid! — krzyknęłam widząc złotego smoka leżącego nad brzegu rzeki. Dyszał ciężko z wywalonym językiem, a ze zmęczenia nie był w stanie podnieść głowy. Dopadłam jego pysk i przytuliłam się łkając ze szczęścia.
— Co się stało? — spytałam głaszcząc jego łuski na nosie. Ciepłe powietrze owiewało mi nogi przy każdym jego wydechu.
— Rzeka mnie zaatakowała. — wychrypiał — nie pozwoliła mi wyjść. Topiłem się. Zabierzcie mnie stąd.
— Livid posłuchaj mnie — Wapi ukucnął przy nas i położył mi rękę na ramieniu — rzeki same z siebie nie atakują smoków, nawet na Motus. Czy teraz mi wierzysz, że ktoś chce cię zgładzić?
— Ale kto? — spytałam nadal tuląc łeb Vivida. Usiadłam na mokrym piasku, a smok położył mi głowę na udach. Oparłam policzek o jego nadal mokre łuski. Wciąż dyszał.
— Ktoś, kto wie, że Vivid nie lubi wody.
— O tym wie pół Aurum, to żadna tajemnica.
— W takim razie temat jest głębszy. — Wapi opuścił głowę zrezygnowany.
— A może to był ktoś, kto potrafi władać wodą. No wiecie ma dar od swojej Emocji. — rzekł Balin. Każdy na niego spojrzał, a chłopak zaczerwienił się jak zawsze gdy zbyt wiele osób interesowało się jego osobą.
— Nie przesłucham każdej osoby na Aurum tylko po to by znaleźć swojego prześladowcę.
— Dlaczego? — spytała Alex — Przecież możesz, jesteś królową.
Spojrzałam na nią, a ona uśmiechnęła się. Faktycznie byłam królową, mój lud zrobi to co im karzę.
— Zgoda, ale najpierw muszę mieć armię inaczej już po mnie. Za dużo tu ludzi.
— Wszyscy ci, którzy mają dar związany z wodą, osobiście upiekę żywcem. — rzekł spokojnie Vivid dźwigając się na nogi. Zamachał skrzydłami zwbijazjąc w powietrze deszcz kropel i odszedł czym prędzej od brzegu rzeki. Wapi pomógł mi wstać i wraz z resztą poszliśmy do miasta.
Nie mogłam uwierzyć, że nie byłam bezpieczna na Aurum. Mój idealny świat okazał się więzieniem z którego nie mogłam uciec. Najgorsze było to, że sama się w nim zamknęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro