Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Objaw tęsknoty.



Namukoto padł na kanapę w ich nowym apartamencie i podziękował sile wyższej że wyłączyli — przynajmniej narazie — kamery. Starł pot z czoła i rozejrzał się. Żar lał się z nieba i nawet gdy zapadła już noc, wszystkie okna były otwarte wpuszczając do środka śródziemnomorski zapach i śpiew świerszczy.
— Rozmawiałeś z Alex? — spytał Yaku Teniego. Oboje weszli do salonu już po rozpakowaniu się w pokojach. Przez następny tydzień to będzie ich mieszkanie.
— Jeszcze nie dzwoniłem. — odparł Teni siadając obok Koto.
— Nie mogę się dodzwonić do Livid. — mruknął Yaku zmartwiony ponownie wybierając do niej numer. Namukoto obserwował go jak zrezygnowany kręci głową odkładając telefon.
— Moment, ja zadzwonie do Alex. — Teni wyjął swój telefon i po kilku sekundach rozpromienił się witając ze swoją dziewczyną.
— Cześć gwiazdko! Tak właśnie się rozpakowaliśmy. Jak Kori? Naprawdę? Wyślij mi filmik, błagam! Oczywiście, że tęsknię, nawet nie wiesz jak.
Yaku chrząknął znacząco przywracając Teniego do porządku.
— A słuchaj, wiesz co u Livid? — zreflektował się Teni nieco poważniejąc — Yaku nie może się do niej dodzwonić. Co? Żartujesz sobie? To fantastycznie!! Dobra kończę, jestem w razie co na Kakao. Kocham cię.
— No i?
— Livid przeniosła się na Aurum. Alex powiedziała, że mocno zaangażowała się rządy w swojej krainie. Przeprasza cię też, że nie odbierała telefonu oraz że masz się nie martwić u niej wszystko w prządku.
Yaku odetchnął z ulgą i opadł na fotel. Nie spodziewał się, że informacja o Livid wywoła w nim tak błogi spokój. Obecność jej na Aurum znaczyło tylko to, że pogodziła się ze śmiercią Evelyn, zaakceptowała siebie jako królową oraz miała zajęcie. Był to bardzo dobry znak.
— Chyba czas spać, co chłopaki? — zagadnął Remo wchodząc do salonu z resztą zespołu. Enif wyciągnął się ziewnął i zgodził z przyjacielem.
— Jutro czeka nas kolejny dzień z kamerami. — westchnął.
— W takich momentach jestem wdzięczny za ucieleśnione Emocje. — powiedział Zemi przecierając oczy — możemy zniknąć ze świecznika chociaż na kilka chwil.
Reszta zgodziła się z nim ochoczo i powoli zaczęli wstawać z kanapy.
— A o mnie się nie zapytasz jak mi się żyje bez ciebie, Namukoto? — odezwał się ktoś, a wszyscy zamarli. Głos dobiegał z ciemnej teraz kuchni i każdego przyprawiał go gęsią skórkę. Chłopaki popatrzyli po sobie wszyscy bladzi ze strachu. Namukoto utkwił wzrok w drzwiach do kuchni. Nie wierzył w to co słyszał, ale taka była rzeczywistość, która zmaterializowała się przed nim w postaci Maru.
Niziutka, ale groźnie wyglądająca dziewczyna wkroczyła w plamę światła i stanęła przed nimi z założonymi rękami na piersiach ciskając gromami z oczu.
— Co ty tu robisz?! — krzyknął Namukoto podrywając się i stając przed nią.
— No przecież ci mówiłam, że jadę z tobą. Nie słuchasz mnie! — Maru tupnęła nogą, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
— Słucham, tylko ja... — Namukoto odchrząknął — Mówiłem ci, że to ryzykowne. Kamery fani...
— A ty mnie znów obrażasz sądząc, że nie potrafię się ukryć. — fuknęła odwracając się od niego — Nawet się nie cieszysz, że jestem.
Teni kopnął Koto w tyłek by się w końcu ruszył z miejsca. Ten rzucił przyjacielowi wściekłe spojrzenie i podszedł do Maru.
— Oczywiście, że się cieszę. — rzekł biorąc ją za ramiona i kucając przed nią — Zaskoczyłaś mnie tylko. Martwię się, rozumiesz? Cały świat ci się może zwalić na głowę.
— Zapominasz, że mam jeszcze jeden w zanadrzu? — spytała nie patrząc na niego nadal wściekła.
— Nie złość się, proszę — Namukoto pogładził ją po policzku wstając. Maru wzruszyła ramionami nadal nie przekonana. Namukoto wiedział, że każdy w pokoju się na niego gapi i słucha co mówi, ale innej drogi nie było:
— Kruszyno. — szepnął i zadowolony z efektu powtórzył. Teni i Alti zachichotali za jego plecami.
Ostatecznie Maru nie wytrzymała i rzuciła się Koto na szyję ściskając mocno.
— Nie karz mi wracać. — szepnęła błagalnie do ucha.
— Tobie nic nie można rozkazać, kruszyno. — zachichotał i postawił na ziemi.
— Właśnie.
— Gdzie będziesz spać? — spytał gdy reszta rozeszła się do swoich pokojów.
— Nie mogę z tobą, prawda?
— Zbyt ryzykowne, kamery są wszędzie, a poza tym jestem w pokoju z Alti i Teni.
— Nie przejmuj się. Tu jest ciepło, prześpię się w lesie, albo na plaży. — powiedziała bawiąc się jego włosami. Siedzieli na kanapie sami mając tą krótką chwilę gdy Yaku się mył. To on właśnie miał zająć rozkładaną kanapę i spać w salonie.
— Nie wygłupiaj się, nie będziesz spać na dworze. Czekaj zaraz coś wymyślmy. — Namukoto chciał wstać w poszukiwaniu rozwiązania, ale Maru powstrzymała go napierając dłonią na jego klatkę piersiową. Pokręciła głową gdy na nią spojrzał, by dał sobie spokój.
— Jesteś pewna?
— Oczywiście. — szepnęła i nachyliła się by pocałować go w usta. Oddał się jej nie wierząc w swoje szczęście. Miał jej posmakować dopiero za dwa miesiące, a nie teraz. Całował ją nie szczędząc w uczuciach, aż do momentu gdy nie nawiedził ich Yaku swoim chrząknięciem.
— Ja doskonale was rozumiem, ale idźcie się ślinić gdzie indziej, co?
Namukoto parsknął i wraz z Maru ruszył do drzwi by ją odprowadzić.
— Będę miała na ciebie oko. — rzekła odwracając się ku niemu. W ciemności jej oczy były jeszcze bardziej świetliste.
— Przychodź tylko w nocy, dobrze?
— Dobranoc, Koto. — szepnęła i pocałowała go ostatni raz na pożegnanie.

***

Maru obserwowała jak Koto w towarzystwie Remo i Zemiego przemieszcza się wąskimi uliczkami, a tuż za nim drepczą mężczyźni. Trwało to już godzinę, a oni nadal nie dotarli do dzwonnicy świętego Jana. Tylko to zostało ze starego kościoła katolickiego, a najwyższa wieża była wizytówką miasta Rab na wyspie o tej samej nazwie. Każda grupka startowała nieco z innego położenia, ale długość trasy była taka sama. Kto pierwszy dotarł do dzwonnicy wygrywał.
Maru śledziła poczynania grupy Koto i kręciła z niedowierzaniem głową. Tyle razy uczyła go tropienia czy poruszania się w nowym terenie. Tysiące razy wbijała mu go głowy, że musi użyć mózgu i korzystać ze znaków, które miał pod nosem, choćby takie jak sam widok wieży miedzy budynkami. Nic z tego, Koto, Remo oraz Zemi nadal szli w przeciwnym kierunku.
Maru westchnęła i przeskoczyła z jednego budynku na drugi. Wytarła pot z czoła i rozejrzała się. Od dzwonnicy dzielił ją jakiś kilometr, po dachach pewnie mniej, dla chłopaków kluczących w labiryncie wąskich uliczek z pewnością dłużej. Obiecała jednak, że nie będzie się wtrącać. Wtedy to przed nią pojawiło się coś, co sprawiło, że Maru kompletnie zapomniała o Koto i całym świecie. Na przeciwko niej, na dachu budynku, po drugiej stronie uliczki stała postać. Ubrana w długą białą sukienkę była dzieckiem i miała maksymalnie pięć lat. Stała jak posąg obok balkoniku ozdobionego czerwonymi kwiatami. Zdawał się nic sobie nie robić z faktu, że stoi na śliskich ceglanych dachówkach.
— Mo! — krzyknęła Maru i puściła się biegiem w lewo. Przecięła susem kolejny budynek i dotarła do jedynego miejsca, w którym mogła przeskoczyć na drugą stronę. Wylądowała ciężko na skraju dachu i od razu wczepiła się w dach by nie zsunąć w dół. Kilka dachówek zjechało na ziemię i roztrzaskało o kocie łby. Maru usłyszała krzyki turystów, ale olała je. Wstała i ruszyła do Mo, która nie poruszyła się choćby o milimetr. Jedynie jej oczy utkwione były w Maru, bardzo zimne oczy.
— Mo? — szepnęła Maru zatrzymując się trzy metry od dziewczynki. Przez jej twarz przeszedł grymas obrzydzenia po czym dziecko zerwało się do ucieczki.
— Nie! Stój! — krzyknęła Maru i puściła się w pogoń. Maru była świetna we wszystkich fizycznych sprawnościach, wspinanie po drzewie, czy budynku nie stanowiło dla niej problemu, jednak postać Mo, zdawała się przeczyć wszystkim prawom grawitacji. Skakała po dachach jak wiewiórka z jednej strony ulicy na drugą, aż w końcu zniknęła Maru z oczu. Dziewczyna opadła na kolana ukryła się w cieniu dachu i dyszała ze zmęczenia. Wypuściła Angulisa by nie być sama. Czarny kto z malutkimi różkami na głowie otarł pysk o jej dłoń i rzekł:
— Może to nie była Mo.
— Nie zdawało mi się! — krzyknęła rozglądając się bacznie. Z tej pozycji miała widok jedynie na morze. Była przerażona i zmęczona, ale do spotkania z chłopakami miała jeszcze kilka godzin. Nie mogła wrócić na swoją plażę na której nocowała od dwóch dni, bo zapewne była tam teraz tabun ludzi. Jedyne co jej pozostało to czekać do zmroku. Została pod dachem, gdzie wysunięty strop chronił ją przed ostym słońcem i obserwowała widok. Każdy ruch w jej zasięgu wzroku był potencjalnym powrotem Mo, a Maru na dodatek złapała się na tym, że czuje lęk na myśl, że ponownie mogła by ją zobaczyć. Wcale nie miała ochoty na ponowne spotkanie.
Gdy ostatecznie ściemniło się na tyle, że nic nie widziała, wstała i wolno ruszyła do mieszkania chłopaków. Szła wolno wąskimi i mniej uczęszczanymi uliczkami by jak najmniej spotykać ludzi. Zastanawiała się i analizowała w głowie co właściwie powie Koto gdy go już spotka. Bała się, że jej nie uwierzy.
— Powinnaś powiedzieć. — rzekł Angulis idąc tuż obok niej. Jego czarna sierść odbijała blask licznych latarni na rynku. Żaden z przechodniów nie zainteresował się dziwną dziewczyną w towarzystwie kota.
— Wiem, że powinnam. — odparła i wskoczyła na niski murek który oddzielał deptak od portu. Skręciła do parku i zagłębiła się w sosnowy las krzyczący świerszczami. Jednak gdy dotarła do mieszkania chłopaków i wdrapała się na parapet wiedziała, że gdy tylko go zobaczy strach będzie zbyt silny i nie powie ani słowa na temat tego co dziś widziała.


***

— No, Maru jeszcze raz. Musisz ruszać biodrami. — powiedział ze śmiechem Koto i stanął za nią.
— To głupie! — krzyknęła odskakując od niego.
— To prosty krok. Idziesz do przodu, potem w bok i robisz tak. — Namukoto zademonstrował banalnie — według niego — prosty krok i spojrzał na Maru. Posłała mu ironiczne spojrzenie i fuknęła zirytowana.
— Dasz radę Maru! — dopingował jej Teni. Alti klasnął w dłonie. Przez ostatnią godzinę siedzieli w salonie wszyscy razem i starali się nauczyć Maru któregoś z kroków ich choreografii. Maru nie była chętna, ale presja tłumu wygrała.
— Chodź, jeszcze raz ze mną. — Koto złapał ją za rękę i poprowadził i wolno pokazał krok. Maru, czerwona na twarzy powtórzyła ruch Kookiego i cała sala zaczęła wiwatować.
— Brawo! Właśnie tak ma to wyglądać. — krzyknął Nifi klaszcząc z entuzjazmem.
— Dobra to teraz moja kolej. — powiedziała odwracając się ku nim. Koto usiadł na kanapie i napił się coli.
— Chcesz nas czegoś nauczyć? — spytał Zemi.
— O tak. — Maru wypuściła Angulisa który sprawił, że jej warkocze zamieniły się na rogi. Angulis usiadł obok niej na podłodze i popatrzył po wszystkich.
— Pamiętacie jak mówiłam wam przy jednym z pierwszych spotkań, że wy także możecie wypuszczać własne Emocje do rzeczywistego świata?
— Tak. — odparli chórem.
— Zamierzam was tego nauczyć. — oznajmiła biorąc się pod boki. Odchrząknęła i zaczęła:
— Główna zasada wypuszczania emocji do rzeczywistego jest taka, że musicie uwierzyć, że wasze Emocje tu są. To zwyczajna wiara, ale jak wszyscy wiemy nie da się nikogo zmusić by uwierzył. Tak jak Emocje pochodzą od was, tak to przekonanie musi was wypełnić. Osoby z Motus mają tą umiejętność wrodzoną dlatego nie mam problemu ukazać wam Angulisa, ale wy również możecie się tego nauczyć. To kwestia praktyki. Przypomnijcie sobie kiedy ostatni targały wami silne emocje, takie w których nie myśleliście trzeźwo. Wróćcie do tego momentu i spróbujcie wypchnąć z siebie Emocję bez przechodzenia do swojego świata.
Maru obserwowała ich chwilę w milczeniu. Cala siódemka siedziała na kanapie z zamkniętymi oczami. Co niektórzy mieli zmarszczone czoła. Potem zniknęli Remo i Yaku.
— Wiem, że to trudne, ale ćwiczcie. — rzekła, gdy wrócili do rzeczywistości. — Przed snem zwłaszcza gdy zaciera się granica świadomości. Racjonalny umysł działa trochę inaczej. Również możecie przypomnieć sobie o tym w skrajnych emocjach. Gdy się boicie albo jesteście bardzo szczęśliwi, ale emocje muszą być szczere.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro