Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 57. PEWNOŚĆ I NIEPEWNOŚĆ


— Proszę cię, uspokój się! — Maru podniosła głos starając się zwrócić jego uwagę na siebie. Niestety, ale Koto miał właśnie coś na kształt paniki.

— Widzisz to?! — wskazał drżącym palcem na łóżko. — Boże jedyny. Oto mi właśnie chodził. Skrzywdziłem cię... skrzywdziłem...
Złapał się za włosy i odszedł o Maru, której kończyły się argumenty. Nie wiedziała już jak z nim rozmawiać, co mu powiedzieć, by przekonać, że to nic takiego. Była przygotowana na potencjalny ból.
— Koto proszę — położyła mu rękę na łopatce. Obije byli nadzy, w pokoju paliła się tylko jedna świeca. Chłopak stał oparty o parapet ze spuszczoną głową.
— Nic mi nie jest, zobacz. Przysięgam, że nic mnie nie boli.
— Ale bolało. — szepnął zagryzając wargę — widziałem to w twoich oczach, czułem, jaka byłaś spięta, a potem...
Maru doskoczyła do swoich ubrań wygrzebała sztylet i podeszła do łóżka. Czym prędzej wycięła niewielką plamę krwi na prześcieradle. Wyprostowała się.
— Tej krwi jest tyle, co naparstek, weź się w garść, powtarzam przecież, że nic mi nie jest!
Koto odwrócił się i oparł pośladkami o parapet.
— Ale miało być tak idealnie. — jęknął znowu spuszczając głowę.
— Nigdy nie będzie. Nie ważne jak bardzo byś planował nie jesteś w tanie zaplanować wszystkiego. Mogłam być rozluźniona jak zahipnotyzowana, a i tak by mnie bolało. Jestem z Motus ty z Ziemi, nasze ciała różnią się od siebie. Nawet ja nie spodziewałam się, że będzie mnie boleć, ale nie mam pretensji do ciebie.
— Jesteś taka drobna, taka krucha...
— Słuchaj zgodzę się na każde słodkie słówko, ale nie obrażaj mnie — prychnęła — nie jestem krucha.
Koto usiadł na łóżku i zakrył twarz dłońmi.
— Przeszłaś w życiu tyle cierpienia i nieszczęść, nie chcę byś ze mną cierpiała.
— Ale ja chcę cierpieć z tobą! — krzyknęła nie wiedząc jak inaczej ma mu to wytłumaczyć — Chcę być z tobą, chcę śmiać się, kochać, przeżywać i też cierpieć. Cierpienie z tobą jest znacznie przyjemniejsze niż w samotności. Mniej bolesne.
— Ale...
— Chcesz spędzić ze mną resztę życia, chcesz bym była obok, gdy jest dobrze i gdy jest źle. Ja chcę tego samego, jak mamy stworzyć coś wspólnie, gdy boisz się mnie dotknąć. Rozmową wszystkiego nie załatwisz.
Chłopak westchnął nadal gapiąc się w podłogę. Maru pomodliła się w dziesięć sekund do Osobliwości i nie widząc innego wyjścia podeszła do niego.
— Co robisz? — sapnął podnosząc głowę. Jego oczy błądziły między jej oczami, ale warga miedzy jego zębami zdradzała, jak bardzo był podniecony.
— Zabraniam ci się odzywać. — szepnęła stając między jego nogami i gładząc po głowie. Koto już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, ale Maru ostrzegła go ciężkim wzrokiem. Chyba zrozumiał, że nie żartowała.
Zaczęła go dotykać, pewniej niż kilka minut temu. Można było powiedzieć, że wie czym to się je. Poczuła go, choć teraz należało nabrać doświadczenia i Maru właśnie zamierzała to zrobić. Przez to, że siedział w końcu była wyższa i mogła całować go bez wspinania na palce. Przykleiła się do niego całym ciałem, dłońmi oplotła policzki i całowała rozgrzewając i pobudzając go jak tylko potrafiła najlepiej. Koto przez chwilę nie wiedział co robić, czy dalej narzekać jak to bardzo Maru skrzywdził, czy jednak dać porwać się chwili.
Czując, że chłopak się waha, Maru naparła na niego swoim ciałem i gdy zrobił jej miejsce wspięła się na jego kolana. Na ślepo poszukała oparć na kolana, ale prawie się ześlizgnęła z wysokiego łóżka. Całe szczęście u Koto instynkt działał poprawnie i automatycznie złapał ją pod pośladkami. Sapnęła mu w usta, gdy ten gest wywołał w niej rozlanie uczucia gdzieś w splocie słonecznym. Żołądek się zawiązał, a uda stały miękkie. Nie trwało to długo nim ponowie go poczuła. Przestała całować, zamknęła oczy. Wolno raczyła się uczuciem wypełniania i dyskomfortu, ale już nie bólu.
— W porządku? — zapytał od razu bacznie ją obserwując. Uśmiechnęła się nadal z zamkniętymi oczami. Przygryzła wargę wilgotną od jego śliny i pokiwała głową. Cichy chichot urywał jej się z gardła.
— Maru, na pewno okej?
— Zakleiłabym ci te usta, ale wtedy nie mogłabym ich całować. Po raz ostatni, kochanie, proszę, zamknij się. — I by uniemożliwić mu dodanie czegokolwiek, ponownie pocałowała go, tym razem podczas jednostajnych ruchach własnych bioder.

— Czy już mogę się odezwać? — spytał Namukoto pół godziny później, gdy leżeli obok siebie w ciszy i spokoju. Chłopak oparł głowę na ręce, a drugą dłonią bawił się włosami Maru. Dziewczyna przekręciła głowę w jego kierunku i uśmiechnęła się. Jej twarz znajdowała się w takim miejscu, że widziała doskonale jego klatkę piersiową.
— Możesz. — mruknęła całując go w tors.
— Powiedziałaś do mnie kochanie. — parsknął trącając jej podbródek.
— Wyszło jakoś tak... naturalnie.
Namukoto położył się na plecach i wyciągnął. Maru czym prędzej przytuliła się do niego kładąc mu głowę na torsie.
— Jak się czujesz?
— Cudownie. Gdyby nie twoje cyrki, czułabym się cudownie wcześniej. — Maru trąciła go palcem w brzuch. Namukoto stęknął i spiął mięśnie.
— Tak wiem, wiem, byłem tchórzem, no i co z tego?
— Czego się właściwie bałeś?
— Hmm, głównie, że nie podołam, że będziesz cierpieć, albo uznasz mnie za głupka. Wyśmiejesz mnie czy coś...
Maru podniosła się i oparła brodę o jego tors, by móc patrzeć na jego twarz.
— Naprawdę?
— To było podłe, z mojej strony. Całe to przerzucanie na ciebie mojego strachu, nie było w porządku wobec ciebie. Przepraszam. — pogładził ją po policzku, kciukiem popieścił dolną wargę.
— Nie mam ci, co wybaczyć. Wiesz jednak z czego to wynika?
— Hmm?
— Rozmawiamy ze sobą, ale nie na tematy ważne. Wałkujemy w kółko temat naszego skrępowania, naszych blokad, a nie rozmawiamy na tematy istotne. Każde z nas wie, że druga strona zaakceptuje, wysłucha i zrozumie, ale mimo to się wstydzimy.

— Myślę, że wstydzimy się samych siebie.
— Fakt. — Maru kiwnęła głową i poprawiła uścisk na jego brzuchu. Nastało milczenie, które Koto przerwał po chwili.
— A więc... — zaczął i odchrząknął — zgadzasz się, tak?
— Przecież już powiedziałam na wstępie.
— Właściwie krzyknęłaś — parsknął i zaczął ją przedrzeźniać. — „Tak Koto wyjdę za ciebie! Kocham cię!" Ała, nie tam Maru! — krzyknął zwijając się w kłębek, gdy Maru sięgnęła niżej by go uciszyć. Teraz wiedziała doskonale gdzie złapać.
— Ponoć miało nie być naśmiewania się.
Koto wziął jej twarz w dłonie i przyciągnął do siebie. Skradł jej długi, namiętny pocałunek, po którym Maru zapomniała co mówiła.
— Wiem, że wyszło źle. Powinienem najpierw porozmawiać z tobą zrozumieć wasze zwyczaje. Nie miałem pojęcia, że ślub na Motus to wcale nic fajnego. Zawsze zostaje Ziemia.
— Gdzie się tak spieszysz Koto? — szepnęła nagle czując jak dobry humor ją opuszcza.
— Oj, nie zrozum mnie źle, proszę. — powiedział poprawiając się, tak by lepiej ją widzieć. — Oświadczyłem się, by ci pokazać, że jesteś dla mnie jedyna. Chciałem, by to nasze małe coś, co tworzymy było stałe. Wiem, że czeka nas wiele wzlotów i upadków, ale te oświadczyny to taka podstawa do budowania dalej naszej relacji. Może faktycznie się pospieszyłem. Tak to wyszło chaotycznie, ale...
Teraz to Maru przerwała mu w pół zdania całując czule.
— Nic już nie mów. — powiedziała — jestem szczęśliwa, że to zrobiłeś, dlatego powiedziałam „tak". Ale obiecaj mi, że ślub będzie w przyszłym stuleciu okej?
— Masz moje słowo. — zachichotał i objął dziewczynę by w końcu mogli zasnąć, choć za oknem zaczynało świtać.

***

Poprawiłam sobie dwa martwe zające na ramieniu i ruszyłam w kierunku wioski. Dopiero świtało. Nakręcona wczesnym polowaniem czułam straszny głód, ale za nim będę się raczyć świeżym mięsem zajęcy musiałam je najpierw oporządzić. Ruszyłam nad rzekę, by czym prędzej przyrządzić mięso, ale zaintrygowała mnie kręcąca się przy drzwiach katedry postać. Zatrzymałam się i obserwowałam chwilę. Postać wymachiwała rękami, podchodziła do drzwi, potem zawracała. Robiła kółko i ponownie zatrzymywała się przed drzwiami. Złapała się kilka razy za włosy, ciągnąc je i szarpiąc. Zmarszczyłam brwi i mruknęłam pod nosem pytająco. Od razu rozpoznałam Alex, ale kompletnie nie rozumiałam jej zachowania. Automatycznie złapał mnie strach, że może coś ją napadło, albo jest chora. Może te robaki mają skutki uboczne o oddalonym działaniu?
Yyy... cmoknął Vivid. Idź i się zapytaj to się dowiesz.
Wyszłam zza budynku i wspięłam się wolno po schodach.
— Alex? — zagadnęłam, a dziewczyna wystrzeliła w powietrze z dzikim wrzaskiem.
— Chryste, nie zjawiaj się tak!
— Wszystko w porządku? — spytałam obserwując ją bacznie. Nagle musiałam cofnąć się krok, by utrzymać równowagę, bo Alex rzuciła mi się na szyję i rozryczała jak dziecko. Sekundę później puściła mnie z wrzaskiem i obejrzała swój rękaw białej bluzy, który właśnie ociekał krwią zajęcy.
— Fu... obrzydliwe! — wzdrygnęła się jednocześnie chlipiąc. Odłożyłam martwe zwierzęta i podeszłam do niej łapiąc za ramiona.
— Powiedz co się stało.
Alex spojrzała mi w oczy i zamarła z zakrwawioną ręką w górze. Broda jej drżała.
— Nienawidzę go... — szepnęła i oparła mi czoło o ramie. Westchnęłam rozumiejąc, że zapewne mówi o Tenim. Pogładziłam ją pocieszająco po głowie i czekałam, aż pierwszy szloch minie.
— Siebie nienawidzę! — krzyknęła uderzając pięścią w moje ramie. — Jestem beznadziejna. Brzydzę się sobą!
— Hej, co ty wygadujesz?! — odsunęłam ją od siebie i przyjrzałam uważnie. Czerwona napuchnięta twarz była pełna łez. — Chodź.
Poprowadziłam ją do katedry widząc, że zapowiada się dłuższa rozmowa. Posadziłam w tym samym krześle co ostatnio siedziała Maru i zajęłam swoje miejsce czując się trochę jak jakaś terapeutka. Źle mi było z tym uczuciem, ale nie narzekałam na głos.
— Od początku, Alex. — zażądałam. Znając Alex już tak dobrze, wiedziałam, że jej nie spłoszę. Mówiła mi wszystko.
— Zaczęło się w Paryżu. Poleciałam z wami na ten festiwal i...
— Tak pamiętam.
— Boże drogi, przespałam się tam z Tenim!
Zamrugałam gapiąc się na nią tępo.
— Jak on się dowie, że ci powiedziałam, to mnie zabije, ale jestem na niego tak wściekła, że mam to w dupie. Znaczy na siebie jestem wściekła i... Jezu...
— Alex, brnij do celu, błagam.
— Ja nigdy taka nie byłam. Zawsze uważałam siebie za cnotkę, inni też tak na mnie mówili. Cieszyłam się z tego, byłam dumna, że nie ulegam facetom, ale on... Ja nie wiem co on takiego zrobił, ale wypiliśmy kilka soju i on mnie zaczął całować, a potem, sama wiesz.
— Ale sama mówisz, że to było ponad pół roku temu.
— Nie spotkałam się z nim raz. — powiedziała cicho przegryzając kciuka jakby się spowiadała z najcięższego grzechu. — Gdy Cara oszukała mnie w sprawie tego teledysku, że ty podstępem dostałaś się tam, a nie ja. Wtedy to ja zażądałam spotkania. Boże drogi... przyleciał jak na skrzydłach. — Alex odchyliła głowę i zamknęła oczy. Jej oddech drżał.
— To, co stało się teraz, że mi o tym mówisz po takim czasie?
— Zgwałcił mnie...
— Teraz?
— Nie... jedyne wspomnienie, jakie z nim mam, które odzyskałam to, jak mnie wziął siła, ale spotkałam się z nim wczoraj i... — znów westchnęła. Przełknęła ślinę i kontynuowała: — W... wczoraj podstępem zabrał mnie do swojego świata, rozmawiałam tam z jego Emocją, a potem przyszedł Teni. Błagam mnie o wybaczenie, padł nawet na kolana. Opowiedział mi jak to wyglądało z jego perspektywy, wtedy co mnie... no wiesz. Powiedział też, że dał mi gwiazdkę z nieba, rozumiesz Livid? G w i a z d k ę!
— To, czemu nadal go nienawidzisz?
— No właśnie w tym rzecz, że nienawidzę go za to, że przestaje go nienawidzić, rozumiesz?

— O dziwo tak. Mów dalej.
— No więc on zaprosił mnie na kolację. Poprosił, bym z nim poszła. Chciał mi wszystko wyjaśnić dokładnie i klarownie. Poszliśmy do jakiejś mega drogiej restauracji. Powiedział, że tu dają jego ulubiony deser z truskawkami. Faktycznie żarcie było wybitne.
— Ale?
— Zamówiłam wino. — jęknęła ukrywając twarz w dłoniach.
— O matko. — westchnęłam opierając się o fotel. Alex i wino się po prostu nie mieszały. Wsparłam głowę na dłoniach i skinęłam, by mówiła dalej.
— Wiesz jak to się skończyło, co mam ci opowiadać. Nienawidzę go, że mi pozwolił, ale bardziej nienawidzę siebie, że poszłam znów do łóżka z facetem, który mnie...
— To ty zaczęłaś? — uniosłam brwi.
— Pamiętasz? Wino! — warknęła Alex — tak ja! Słodki Jezu, znasz ten moment, gdy siedzisz naprzeciwko faceta, który jest najprzystojniejszym facetem we wszechświecie, a z każdym łykiem wina staje się jeszcze piękniejszy? No znasz to uczucie? Nie? Szczęściara... Nie byłam sobą, rozumiesz. A on jest świnią, bo mnie nie powstrzymał.

— A co on pił?
— Też wino...
Pokręciłam głową.
Vivid otwieramy pierwszy w historii Motus gabinet „Porady dla par".
Powiedz gdzie i kiedy, stawię się. Ty już masz spore doświadczenie, trzem parom doradzałaś.
Trzem?
A kto ratował związek Cary i Yaku, ja?!
Do końca życia będziesz mi to wypominać, prawda?
I jeden dzień dłużej.
— No dobrze, na czym zatem stanęło? — wróciłam do Alex.
— To, że się znów z nim przespałam no! Obudziłam się rano, mało co pamiętając. Spanikowałam i uciekłam prosto na Aurum. Dobrze, że Maru zostawiła przejście dla Koto, bo chybabym na zawał zeszła będąc na tej samej planecie co ten kretyn.
— W czym ja mam ci pomóc w takim razie?
— Zabij mnie, błagam...
— Wniosek odrzucony, próbuj dalej.
— Co ja mam robić, Livid?! — jęknęła błagalnie zwijając się na fotelu.
— Nie cofniesz tego, to po pierwsze. Po drugie, zapomnij o przeszłości.
— Jak zapomnieć o tym jak mnie...

— Było ci wczoraj przyjemnie? — przerwałam jej ostro.
Alex zamilkła z dłonią przy ustach. Chwilę świdrowała mi dziurę w twarzy, po czym pokiwała głową i opadła na oparcie prawie w stanie płynnym.
— Z kilometra widać, że go lubisz. On za tobą szaleje. Sama dostrzegłaś, że się zmienił i cię przeprosił, a nawet błagał o wybaczenie. Odpuść, Alex.
— Łatwo ci mówić — prychnęła — ty takich problemów nie masz.
Spojrzałam na nią ciężkim wzrokiem.
— Zgadza się, nie mam. Mam gorsze, choćby takie, że widzę swojego chłopaka z inną. Świetna alternatywa, Alex, chcesz się zamienić?
— No nie... przepraszam. — szepnęła, a jej twarz złagodniała. Nastała chwila ciszy, w której to każda unikała swojego wzroku.
— Naprawdę myślisz, że powinnam spróbować?
— Tak, zawsze możesz to zakończyć. Przynajmniej masz kogoś, kto cię kocha.
— Powiedziałaś, tak jakby ciebie nikt nie kochał.
— A kto mnie kocha? — prychnęłam patrząc wymownie w sufit.
— Ja cię kocham. — zaśmiała się Alex wstając. Wyciągnęła ku mnie rękę i podniosła. Objęłyśmy się serdecznie, po czym Alex powiedziała:
— Dziękuję ci Livid. Pamiętaj, że każdy trzyma kciuki by Yaku do ciebie wrócił.
— Wiem, Maru już mi to mówiła.
— Rozmawiałaś z Maru?
— Tak, przyszła do mnie bym doradziła jej w sprawie życia intymnego z Koto.
— NIE ŚWIRUJ! — ryknęła Alex doskakując i łapiąc mnie za łokieć — masz mi powiedzieć wszystko ze szczegółami!
Wyprowadziła mnie z komnaty cały czas żądając gorących kąsków, ale gdy już miałam jej powiedzieć, że nie uśmiecha mi się zdradzanie prywatnych spraw, które Maru powierzyła mi w zaufaniu w korytarzu wyrósł przed nami Alti, Pinna i Ketu. Zatrzymałam się jak wryta z Alex.
— Przyszliśmy po swoje wspomnienia — rzekł Alti patrząc się na mnie nieśmiałym wzrokiem, a Pinna pokiwała głową. Spod jej białego skrzydła łypał na mnie sześcioletni chłopiec. Moja szczęka rąbnęła o posadzkę i z bólem wróciła na miejsce.
— Skąd wy?! — wyrwało mi się gapiąc się na nich po kolei.
— Może usiądziemy, to trochę długa historia.

___________________________

Zapraszam na moje social media:

Jeśli chcecie mnie wesprzeć, to kupcie moje książki, linki w bio na Wattpadzie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro