Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 56. POZBYĆ SIĘ NIENAWIŚCI


— Przepraszam, to ty jesteś Alex? — młody chłopak wyrósł przed nimi tak gwałtownie, że Alex wraz z jej współlokatorką Kate cofnęły się dwa kroki.
— Emm, tak to ja.
— Miałem ci to przekazać. — rzekł chłopak, uśmiechając się i wręczając Alex wielki bukiet peoni. Alex przejęła bukiet, bo nie miała innego wyjścia. Chłopak wepchnął go jej w ręce bez sprzeciwu.
— Od kogo to? — spytała świdrując go wzrokiem.
— Ja tylko dostarczam. Miłego dnia. — Odwrócił się i odszedł.
— Wiesz, jak tak dalej pójdzie to będziemy musiały otworzyć kwiaciarnie. Nie da się spać przy zapachu tych peoni. — powiedziała Kate lustrując Alex i kwiaty.
— Jakbym wiedziała od kogo to bym mu napisała, żeby dał sobie spokój.
— Yhm, jasne...
Alex nie odpowiedziała nic na swoją obronę, bo właśnie dostrzegła karteczkę przyczepioną do wstążki. Przystanęła na środku korytarza i przeczytała:
— „Dla mojej gwiazdki z nieba".
— Co? — Kate zajrzała jej przez ramie.
— Nie nic, chodźmy do pokoju.
Dziesięć minut później Alex odstawiła kwiaty na biurko, przesuwając trzy inne wazony i usiadła na łóżku gapiąc się w przestrzeń. Kto mógłby wysyłać jej te liściki?
— Alex? Jesteś jeszcze ze mną czy odpłynęłaś myślami w kierunku cichego wielbiciela? — Kate pomachała jej przed twarzą, na co blondynka drgnęła.
— Idę się przejść. — powiedziała, wzięła lekką kurtkę i wyszła z pokoju. Musiała pomyśleć, bez wścibskich docinek od strony Kate.
Zeszła na dół, wyminęła kilkoro dopiero co wchodzących do środka studentów i wyszła na zewnątrz. Nie było zimno, ale dla własnego samopoczucia otuliła się szczelniej cienką kurtką i ruszyła między budynki Uniwersytetu. Poszła nad staw gdzie zawsze pełno było ptactwa wodnego, a mało uczniów. Nad wodą było chłodniej, ale nie przejęła się tym. Szła wzdłuż brzegu stawu mijając studentów i totalnie ich ignorując. Podejrzewała kto mógł przysłać jej tyle kwiatów, ale nie chciała tego przed sobą przyznać. Wkurzało ją to, że nie rozumiał co znaczy „nie", nie dawał jej spokoju. Non stop był w jej życiu, raz jako kochanek, a raz jako cichy wielbiciel. Zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, był kompletnie innym człowiekiem. Może i był czuły, wysyłał urocze wiadomości czy przysyłał kwiaty, nie zmieniało to jednak faktu, że dotknął ją bez pozwolenia, a na to Alex nie potrafiła znaleźć usprawiedliwienia. Mimo że jej się podobał i pociągał w jakimś stopniu to tak podłego zachowania nie potrafiła wybaczyć. Te wiadomości i kwiaty trwały za długo i Alex liczyła, że w końcu dostanie szanse, by mu dać do zrozumienia, że on nie ma absolutnie żadnych szans.
Spacerowała dalej słuchając szumu wody i cichych rozmów ptaków. W pewnym momencie między krzakami przemknął jakiś cień, Alex instynktownie spojrzała w tamtym kierunku, ale gdy zobaczyła rude futerko odetchnęła i ruszyła dalej. Zwykła wiewiórka.
Jednak Alex bardziej nienawidziła siebie niż Teniego. Głównie z tego względu, że każdy kwiatek, każda wiadomość przyprawiały ją o skurcz w żołądku, który nie miał nic wspólnego z nienawiścią. Ten paradoks tak doprowadzał Alex to pasji. Że nadal po tym, co jej zrobił on jej się podobał.
Nagle zatrzymała się. Wzrok utkwiła w końcu drogi, a serce przyspieszyło bicie. To nie była wiewiórka. Na środku chodnika, oświetlony ciepłym żółtym światłem siedział wielki lis. Gapił się na Alex i wyraźnie na coś czekał. Blondyna rozejrzała się, ale nie dostrzegła nikogo. W pierwszej chwili sądziła, że już jest na tyle późno, że studenci poszli do swoich akademików. Potem dotarło do niej, że jeśli chodzi o jakiekolwiek uczelnie, studenci nigdy nie spali, a dookoła nie było dosłownie nikogo.
To Emocja, powiedziała do siebie w myślach i przełknęła ślinę. Odwróciła się i już chciała odjeść, gdy lis ją zawołał.
— Nie odchodź, proszę.

Dogonił ją w dwóch susach, a gdy się zrównał z Alex, dziewczyna obrzuciła go nieufnym spojrzeniem.
— Czego chcesz?
— Porozmawiać.
— Ze mną? Kim jesteś?
— Vulpis.
Alex zmarszczyła brwi.
— Skąd ja zam to imię?
— Usiądźmy na chwilę, proszę. — rzekł lis i wskoczył na ławkę.
— Wiesz, że to bardzo niegrzeczne tak bez pytania zabierać ludzi do swoich światów.
— Doskonale się z tobą zgadzam, ale serce, z którego pochodzę już nie wie co robić.
— Czyj jesteś?

— Jeśli ty się nie domyślasz, ja obiecałem nie zdradzić tej tajemnicy. Traktuj mnie po prostu jak zwykłe zwierze.
— Które gada? — prychnęła Alex, ale jednak usiadła obok lisa. — Czego chcesz?
— Wydajesz się przybita, coś się stało? Obserwowałem cię dłuższą chwilę i...
— Nie dość, że wpychasz mnie do swojego świata, śledzisz mnie to teraz bawisz się w psychologa?
— Chcę pomóc. — Lis spuścił łeb obserwując swoje łapy. — Wiem, nie jestem w tym dobry, ale naprawdę chcę pomóc.
— Co ty możesz wiedzieć?
— Zapytaj, może jednak w czymś będę mógł pomóc.

Alex zamilkła na chwilę obserwując przepływającego w ciemnościach łabędzia. Świerszcze za jej plecami zagłuszały chlupot wody.
— Taki pajac się do mnie przyczepił i nie daje mi spokoju. Raz mu już powiedziałam, że ma dać mi spokój, ale nie dociera.
— Może powinnaś powtórzyć. Czasem ludzie nie słyszą tego, czego nie chcą usłyszeć. Albo udają, że słuchają.
— To na pewno. — prychnęła Alex opierając się o ławkę. — Po prostu...
— Coś mi się wydaje, że tu nie chodzi o tego chłopaka, tylko o ciebie.
— Ta, jasne... a ty co, czytasz w myślach?
— Zwierzęta wyczuwają trochę więcej niż ludzie.
— No bo ja... — zaczęła chcąc opowiedzieć lisowi całą historie relacji z Teni, ale dostrzegła kątem oka ruch po swojej prawej. Odwróciła głowę i zerwała się z krzykiem pretensji:
— To ty?!
Spojrzała na lisa, potem na Teniego i znów na lisa.
— Oszukałeś mnie! — ryknęła w kierunku rudego zwierza.
— Myślisz się, Alex. Powiedziałem, że nie zdradzę z czyjego serca wyszedłem, ale tak między nami sama już od początku wiedziałaś kim jestem.
— Wcale, że nie!
— To, co powiedziałem na temat niesłuchania się wzajemnie przez ludzi dotyczy też oczu. Ludzie nie dostrzegają tego, co mają przed nosem.
— Alex, proszę — zaczął Teni dotykając jej łokcia. Wyrwała się.
— Precz z łapskami!
— Daj mi wyjaśnić. — błagał chłopak.
— Co chcesz wyjaśnić, jak doszło do tego, że mnie zgwałciłeś?
Teni opadł na ławkę obok swojej Emocji i skulił się w sobie. Wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście.
— Wiem, że cokolwiek teraz powiem i tak mi nie uwierzysz. Mimo to, Alex, wiem, że nie powinienem był tego robić, brzydzę się tym, co ci zrobiłem, nawet jeśli do niczego ostatecznie nie doszło to i tak...
— Jak do niczego nie doszło! Wziąłeś mnie siłą!
— Wolałbym zginąć. Uwierz mi naprawdę.
— Jesteś żałosny. — warknęła odwracając się na pięcie.
— Nie, poczekaj! — złapał ją za rękę i przyciągnął bliżej. — Daj mi dziesięć minut, wyjaśnię ci wszystko, ale proszę daj mi szansę.
Alex znów się wyszarpnęła, ale tym razem została na miejscu.
— Masz trzy minuty. — warknęła zakładając ręce na piersiach.
— Dobrze, oczywiście. — odchrząknął i zaczął:
— Byłaś obecna przy odzyskaniu moich wspomnień. Nie wiem, czy wiesz, ale ja dostałem wszystkie wspomnienia. Za to ty, z tego, co mi powiedziała Livid, nie masz wszystkich. Zapewne wiesz, dlaczego te wspomnienia straciliśmy, prawda?
— Livid nas ocaliła.
— Zgadza się. Przed bogami, byłem w strasznej sytuacji, wraz z Livid zostałem uprowadzony i przez pół roku przetrzymywany w psychiatryku, gdzie zostałem w trochę inny sposób skrzywdzony niż Livid.
— Będziesz się teraz nad sobą użalać, tak? Mam udać skruszoną minę i pogłaskać cię po główce?
Vulpis warknął bez ostrzeżenia. Alex zreflektowała się i wyprostowała lekko.
— Zginąłem tam, ale gwiazda, którą podarowałem ci kiedyś w prezencie oddała za mnie życie, dzięki czemu mogłem wrócić. Niestety, ale zostałem skażony. Mistrz bogów zaszczepił w moim umyśle swoje imię, które było również przekleństwem. Gdybym wypowiedział to imię umarłbym. Tak się złożyło, że byłaś w tym samym pokoju, gdy miałem chwile słabości. To przekleństwo krzyczało we mnie bym albo cię skrzywdził, albo wypowiedział imię. Ale ja się powstrzymałem, wolałem umrzeć niż naprawdę cię skrzywdzić. Chciałem umrzeć, ale mnie uratowałaś.
— Umarłbyś?
Teni spojrzał na nią. Ręce schowała do kieszeni bluzy i patrzyła się na niego twardo. Kiwnął głową.
— Alex, jeśli chcesz mogę błagać cię na kolanach, ale proszę nie odtrącaj mnie. Wiem, że zrobiłem błąd, a nawet wiele błędów. Wiem, że skrzywdziłem cię i to nie raz. Byłem dupkiem i pomiatałem ludźmi, ale błagam cię — Alex cofnęła się zszokowana, gdy Teni naprawdę padł na kolana. — ale, błagam daj mi szansę ci to wynagrodzić.
— Mam pierwsze życzenie. — pisnęła szybko, rozglądając się dookoła, choć i tak nikogo nie było. — Wstawaj!
Teni zerwał się na nogi i stanął przed nią. Był wyższy. Chciał chyba chwycić ją za ręce, ale powstrzymał się, za co była mu wdzięczna.
— Wiem, że jeszcze długo mi zajmie przekonywanie ciebie byś mi wybaczyła, ale błagam Alex, nie zniosę życia bez twojej obecności.
— Czy jak ci wybaczę to się zamkniesz?
— Tak, słowo.
— To powiem na razie tyle. Nie wybaczyłam ci tak na sto procent, uznajmy, że nie jestem wściekła. Powiedz mi teraz co miałeś na myśli mówiąc, że dałeś mi gwiazdę.
Teni uśmiechnął się, co trochę zdenerwowało Alex, ale ugryzła się w język, by nic nie warknąć. Chłopak usiadł z powrotem obok lisa i powiedział:
— Dosłownie dałem ci gwiazdę z nieba.
Alex poczuła się jakby ktoś wyjął jej mózg z głowy i puścił nim kilka kaczek po stawie za jej plecami i schował z powrotem w czaszce. Zamrugała i udała posąg.
— Gwiazdę z nieba? — zapytała poważnym tonem, pozbawionym żadnych emocji.
— Tak, dałem ci ją na... — odpowiedział Teni, ale Vulpis szybko mu przerwał:
— Na urodziny! Dał ci ją na urodziny!
Alex omiotła go spojrzeniem szukając powodu tak nagłej reakcji, ale w mądrych oczach Lisa nie potrafiła wyczytać nic konkretnego.
— Pójdziemy coś zjeść? — zagadnął nagle Teni. Alex zmarszczyła brwi. — Będę mógł ci wyjaśnić wszystko dokładnie jak to wyglądało z mojej perspektywy.
Dziewczyna milczała analizując czy faktycznie ma ochotę na spędzenie z nim kolejnej godziny. Wściekła się na siebie, bo jej brzuch właśnie zaburczał, a cisza, jaka nastała jeszcze zwielokrotniła jego wołanie o żarcie. Teni parsknął śmiechem wstając.
— Wygląda na to, że twój brzuch podjął decyzje za ciebie.
— Zgaduje, że jakbym ci odmówiła, to mój pokój w akademiku zmieniłby się w hurtownie kwiatów, tak?
— Prawdopodobnie.
— Dobra, niech ci będzie. — fuknęła spoglądając wymownie w niebo. Teni skinął na Lisa i we trójkę ruszyli gdzieś w bardziej ustronne miejsce by Teni mógł bezpiecznie schować Vulpisa.

__________________________

Zapraszam na moje social media:

Jeśli chesz mnie wesprzeć to kup moje książki, linki w bio na Wattpadzie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro