ROZDZIAŁ 55. NAGOŚĆ.
Przewróciłam nadpaloną czarną stronicę i zmarszczyłam brwi. Stałam po kolana w popiele i od dziesięciu minut przyglądałam się czarnej księdze, która sprowadziła na Aurum plagę demonicznych zwierząt. Nic z tego nie rozumiałam, bo nikt nie zginął. Jedyną ofiarą był Enif, ale ponoć strzała trafiła go przez przypadek.
— Nadal nie rozgryzłaś zagadki tej książki? — spytał Wapi wyrywając mnie gwałtownie z zamyślenia.
— Od jak dawna tam stoisz?
— Dziwne jest to, że te zwierzęta nikogo nie skrzywdziły. — powiedział Wapi jakby nie usłyszał mojego pytania. Wszedł do środka i też przyjrzał się księdze.
— Tu jesteście! — Do komnaty weszła Alex w towarzystwie Maru i Koto.
— Macie coś?
— Nie, nadal nic z tego nie rozumiem. — westchnęłam zerkając na książkę — że też akurat musiało się to stać, gdy byli tu chłopaki. Tak mi głupio...
— Przestań. — warknęła Maru.
— Myślę, że atak nie był przypadkowy — rzekł Wapi brodząc w szarej masie, by usiąść na jedynym czystym krześle w pomieszczeniu. Założył ręce na piersiach i ciągnął dalej:
— Sądzę, że powodem ataku byli właśnie twoi przyjaciele.
— Uważasz, że oni byli celem? Przecież zwierzęta atakowały wszystkich.
— A może cel był inny. Może one miały tylko wystraszyć. — powiedział Koto — Ludzie z Aurum są przyzwyczajeni do wszystkiego, co magiczne i tajemnicze.
— To by miało sens — Maru pokiwała głową — najbardziej przerażone osoby to były te z Ziemi, które nie pamiętają.
— Yaku, Zemi i Alti. — dokończyłam za nią.
— Pewnie ten ktoś sądził, że więcej osób nadal nie pamięta, ale to nieistotne. To daje nam do myślenia, że osoba odpowiedzialna za napuszczenie zwierząt wie o wspomnieniach. — rzekł Koto.
— Oraz wiemy to, że pragnie mi zaszkodzić.
— Tak, ale nie samym atakiem. Myślę, że cel był jeden. Ten ktoś chciał cię skłócić z chłopakami. Sądzę też, że postrzelenie Enifa to nie był przypadek. — powiedział Wapi. Trafił w dziesiątkę, bo nikt się nie odezwał. Gapiłam się na resztę myśląc gorączkowo. Jedna jedyna osoba przychodziła mi do głowy, ale nie potrafiłam wypowiedzieć jej imienia.
— Dlatego mówiłem, że przysięga jest ważna. — westchnął Wapi teatralnie. — Gdyby każdy przysiągł nie byłoby tej rozmowy.
— Czemu zakładasz, że to ktoś z zewnątrz? Uważasz, że któryś z chłopaków jest przeciwko mnie, nawet gdy pamięta?
Wapi pokręcił głową.
— Nie udawaj głupiej. Sama chciałaś, by przyszli z dziewczynami. Ty już masz podejrzenie, ale boisz się do tego przyznać.
— Ale...
Czułam na sobie wzrok pozostałych, jak prześlizgują się od jednego do drugiego i tworzą własne teorie.
— Nie oskarżę Cary nie mają dowodów. — powiedziałam po krótkiej przerwie.
— To przecież oczywiste. — powiedziała Maru z niecierpliwością — Pamięta wszystko, wie, że kochasz Yaku i próbujesz odzyskać jego wspomnienia, straciła ojca i swój dom. Udaje niewiniątko, ale sama widziałam błysk w jej oczach, gdy oddaliśmy jej wspomnienia, jak długo jeszcze będzie się zasłaniać wiarą w ludzi, Livid.
Potarłam kąciki oczu nie znajdując argumentów. Wszystkie fakty wskazywały na Carę, ale podjęłam już decyzję.
— Pewnie masz rację, ale bez dowodów nie oskarżę Cary. Poza tym i tak w najbliższym czasie nikt z chłopaków nie odwiedzi Aurum. Są bezpieczni.
Nagle Koto parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
— W porządku Koto?
— Tak, tylko... nie powinienem mówić. To sprawa Yaku, ale...
— Ale zacząłeś więc dokończ. — zniecierpliwiła się Alex. Zawsze była łakoma na takie gorące plotki.
— Yaku już nie jest z Carą.
— CO?! — ryknął każdy z obecnych w sali. Rozdziawiłam buzię tak szeroko, że zabolały mnie zawiasy.
— Kilka dni po powrocie z Aurum, wrócił do domu z zaczerwienionym policzkiem mówiąc, że Cara dała mu w twarz. Potem powiedział, że z nią zerwał i to ostatecznie.
Za naszymi plecami rozległo się echo basowego rechotu. Witraże w oknach zadrżały ostrzegawczo.
— Vivid zdaje się zadowolony. — parsknął Wapi wstając.
— Ale jak to się stało? — spytałam czując desperacką potrzebę wiedzieć więcej.
— A czy to ważne? Chciałaś tego, nie? — Wapi wyminął mnie i ruszył do drzwi. — opuszczam was, zaraz mam zmianę niańczenia Ofelii.
Nadal byłam w szoku więc mu nie opowiedziała, dopiero gdy Maru też ruszyła do drzwi odblokowałam się.
— Zostaniesz dziś ze mną Koto? — spytała nieśmiało. Chłopak uniknął jej wzroku, ale tylko przez chwilę. Uśmiechnął się przepraszająco i objął.
— Przepraszam, dziś nie mogę, jutro mam od rana próby.
— Yhm, rozumiem. Otworzę ci zatem przejście. — rzekła i wyszła z Koto z komnaty.
— Coś mi tu śmierdzi. — mruknęła Alex marszcząc brwi.
— Nie tylko tobie. Tak Cara śni mi się po nocach...
— Nie mówię, o tej larwie. Chodzi mi o Koto i Maru. Nie słyszałaś, by się kłócili czy coś?
— Kłócili? Od miesięcy są razem. Jako jedyni tworzą idealną parę, nie wiem czego ty się doszukujesz.
Alex cmoknęła myśląc gorączkowo.
— Może to przeczucie, ale wydaje mi się, że coś między nimi zaszło.
— Wydaje ci się. — mruknęłam zamykając księgę i wychodząc z komnaty. Alex drgnęła i doskoczyła do mnie.
— Myślisz, że naprawdę sypiają ze sobą?
— Jeśli myślisz, że będę dla ciebie szpiegować to się grubo mylisz. — warknęłam celując w nią palcem. Ale okazało się, że wcale nie musiałam szpiegować, cel szpiegostwa przyszedł do mnie, a byłam tym faktem tak zszokowana, że przez dłuższy czas nie potrafiłam znaleźć słowa pocieszenia.
***
Maru pożegnawszy Koto ruszyła do swojego domu, ale szła prawie na ślepo. W jej głowie pojawiały się różne obrazy i kolejne teorie, a głównym tematem było poczucie winy. Wyrzuty sumienia zjadały ją od kilku dni, a dziś po tym jak Koto jej odmówił czuła się fatalnie. Najlepszym określeniem była desperacja.
Westchnęła zamykając oczy i usiadła przy pustym stole. Zabębniła palcami w blat i pozwoliła myślami błądzić gdzie chcą.
Myśli zawędrowały do jej własnej sypialni. Przypomniał jej się ten szczególny moment, gdy wzięła sprawy w swoje ręce. Pierwsze nocowanie z Koto na Motus, w jej domu. Pamiętała jakby to było wczoraj, a przecież nie stało się nic takiego.
Koto wszedł do jej sypialni. Rozejrzał się. Zdenerwowanie biło od nich obojga, więc żaden z nich się nie odzywało. Maru czuła swoje serce aż na żebrach.
— Uroczy pokoik. — rzekł nagle przerywając ciszę. Spojrzała na niego, ale chłopak wyglądał przez okno.
— Teraz pewnie nie zobaczysz, bo jest ciemno, ale w ciągu dnia przy dobrej pogodzie na horyzoncie można dostrzec morze. — powiedziała do jego pleców.
— Naprawdę? — Odwrócił się posyłając jej uśmiech zaskoczenia. Kiwnęła głową. Wcześniej ten pomysł wydawał się Maru taki idealny. Jeszcze godzinę temu była odważna i pewna tego, co chce zrobić, ale teraz gdy stał przed nią, strach panował i nie pozwalał się ruszyć.
— Idziemy spać? Padam z nóg. — Koto podszedł do wąskiego łóżka nakrytego skórami zwierząt. Pod spodem leżała kołdra z gęsim pierzem i dwie poduszki. Chłopak zdjął buty i wyciągnął się. Było dość chłodno, Maru nie miała kominka w sypialni, dlatego Koto został w dresie i koszulce. Ona tak nie potrafiła.
— O co chodzi? — spytał wpierając głowę na ręce i patrząc się na nią uważnie, bo nadal stała przy oknie. Maru przegryzła wargę. Odwróciła się na pięcie i by chwilowo uniknąć odpowiedzi, zapaliła drugą świeczkę. Jej twarz rozjaśniła się ciepłym blaskiem.
— Maru. — szepnął Koto znacząco. — czego mi nie chcesz powiedzieć?
— No bo... — Maru odwróciła się wzdychając. Od razu uciekła wzrokiem, gdy dostrzegła chłopaka. Przegryzła wargę i rzekła:
— Ja nie potrafię tak spać.
— To znaczy?
— Powinnam była to przemyśleć, za nim cię tu zaprosiłam, ale ja śpię nago.
Koto uniósł brwi i zamrugał. Maru schowała twarz w dłoniach.
— Przecież spałaś u mnie i bez problemu spałaś we wszystkim, co miałaś na sobie.
— Może inaczej — Maru przetarła twarz dłonią i nakazała sobie odwagę. — Ja chcę spać nago w swoim łóżku. Ty mi nie przeszkadzasz, ale nie wiem, czy moja nagość nie przeszkadza tobie.
Koto wstał z łóżka czując, że zapowiada się dłuższa rozmowa.
— Od kiedy Maru stałaś się taka odważna? Wcześniej obrażałaś się na każdy mój czuły gest.
— Bo nie lubię siebie, gdy się boję. Chcę być odważna przy tobie, nie lubię tego, że wstydzę się ciebie, dlatego zaraz zamierzam się przed tobą rozebrać. I żeby była jasność, nie rozbieram się dla ciebie, tylko idę spać jak zawsze, bo jestem u siebie, a ty gościem i...
— W porządku Maru. — przerwał jej uśmiechając się. Widać było, że czeka, aż Maru zacznie się rozbierać. Nie tak to miało wyglądać. To ona miała dyktować warunki...
— Nie pomagasz mi. — fuknęła odwracając się. Chłopak zachichotał. Zaskrzypiała podłoga i Koto wrócił do łóżka.
— Zachowuj się jakby mnie tu nie było.
Łatwo powiedzieć, westchnęła zamykając oczy. Rozkazała sobie spokój i zaczęła rozplatać pierwszego warkocza. Była wdzięczna chłopakowi, że nic nie mówi, ani nie wydaje dźwięków. Były nawet takie momenty, że potrafiła naprawdę zapomnieć, że chłopak jest w tym samym pokoju.
Maru rozplotła oba warkocze i w przypływie trwającej odwagi ściągnęła lnianą koszulę odsłaniając bandaż okalający jej piersi. Nadal była odwrócona do niego tyłem więc bez wahania owinęła prowizoryczny stanik uwalniając małe piersi. W pokoju było zimno, przez co jej sutki stwardniały. Zdjęła skórzane spodnie oraz bawełniane majtki i z sercem w gardle odwróciła się. Włosy łaskotały ją w twarz, pojedyncze nawet wchodziły do buzi, ogarnęła je spoconą drżącą dłonią i przegryzła wargę.
Dotknął ją wzrokiem, czuła na sobie każe pojedyncze spojrzenie, jakie prześlizgiwało się po jej ciele. Jakby każdy ruch oczu Koto strzelał elektrycznością. Na ten moment mogła powiedzieć, że nie lubi tego uczucia. Dotyk poprzez ciało był wspólny, a dotyk wzrokiem zarezerwowany tylko dla osoby patrzącej. Wiązał się z galopem myśli, których osoba obserwowana nie mogła usłyszeć. Koto całe szczęście nie torturował jej długo. Odsłonił kołdrę, a Maru czym prędzej wskoczyła do łóżka.
— Ależ ty zimna jesteś. — szepnął otulając ją kołdrą i nim się Maru spostrzegła leżała otulona i kołdrą i jego ramionami. Jego nogi jak dwa grzejniki oplotły jej stopy, dzięki czemu przestała drżeć.
— To jesteśmy kwita. — powiedział po dłuższej ciszy, gdy każdy z nich się trochę uspokoił.
— Co masz na myśli?
— Ty też mnie już widziałaś nago.
— Przez ułamek sekundy, trochę się nie liczy.
— Czy ja dosłyszałem w twoim głosie rozczarowanie? — Koto zerknął na jej twarz. Maru była pewna, że jej oczy świecą jak latarki. Serce nadal się przecież nie uspokoiło. Wzruszyła ramionami i rzekła:
— Ja tylko twierdzę, że to jest niesprawiedliwe.
— Zrobiłbym to z przyjemnością, ale jest tu tak zimno, że czuje jak uszy mi zamarzają.
— Bo nie jesteś zahartowany. Dlatego śpię nago, by hartować ciało.
— Następnym razem, obiecuje.
Dotrzymał słowa, kilka dni później Maru miała okazję obejrzeć go sobie dokładnie. Przeżywała to teraz na nowo siedząc przy stole w kuchni i myśląc gorączkowo. Minęło tyle czasu, a oni nadal nie zrobili kroku naprzód. Spali razem tyle miesięcy i to oboje nago, ale żadne z nich nie przekroczyło tej bariery. To nie tak, że nie rozmawiali, Maru nawet mówiła Koto, że jest ciekawa. Obecność chłopaka nie napawała jej lękiem a czymś znacznie ciekawszym. To uczucie wywoływało uśmiech, szybsze bicie serca i świecące oczy. Wiedziała co to jest za uczucie i gdy powiedziała mu, że go pragnie fizycznie, rozmawiał z nią długo, prawie pół nocy i doszli wtedy oboje, ale do konkluzji, że to jeszcze nie ten moment.
Wtedy Koto zrobił coś przez Maru od tylu tygodni nie potrafiła pozbyć się wyrzutów sumienia.
— Nie możesz sama z tym siedzieć. — odezwał się nagle Angulis. Maru tak się zamyśliła, że nie spodziewała się swojej Emocji. Drgnęła a serce odbiło jej się od żołądka.
— Powinnaś z kimś porozmawiać.
— Niby z kim?
— Livid na przykład.
— Ona jest zajęta ratowaniem własnego związku. Nie ma czasu.
— Jest twoją przyjaciółką, wysłucha cię, jestem pewny, że też doradzi.
Maru pokręciła głową. Angulis oblizał się i usiadł na stole naprzeciwko dziewczyny. Mierzyli się chwilę wzrokiem, po czym Angulis powiedział:
— Idź z nią porozmawiaj.
— Nie.
— To nie są żarty Maru, powinnaś o tym komuś powiedzieć. Zawsze grasz taką pewną siebie dziewczynę, ale w głębi serca wiesz, że taka nie jesteś. Masz prawo błądzić, masz prawo się wahać i nie być odważna. Masz prawo prosić o pomoc. Porozmawiaj z Livid.
Maru wydała jęk zdenerwowania i rezygnacji. Oparła czoło o stół i westchnęła. Angulis otarł się o jej rogi i miauknął pieszczotliwie.
— Dobra! — krzyknęła wstając. Schowała Angulisa i wyszła z domu.
Czuła się tak nierealnie idąc do katedry gdzie miała porozmawiać z Livid o swoim życiu prywatnym, o czymś, co powinno zostać prywatne. Maru nie mogła uwierzyć, że idzie do Livid by jej doradziła w sprawie życia miłosnego z Koto.
***
— Liv — zagadnęła Maru wchodząc do wnętrza katedry. W pierwszej chwili nie uwierzyłam własnym uszom. Gdy powtórzyła moje skrócone imię wiedziałam, że coś jest nie tak.
— Maru? — wychyliłam się zza rogu korytarza ze szczotką w garści. Zobaczyłam Maru jak rozgląda się nieśmiało, a gdy mnie dostrzegła jeszcze bardziej się w sobie skuliła.
— Coś się stało? — Oparłam kij od szczotki o ścianę, otrzepałam spodnie z popiołu i podeszłam do niej.
— Możemy porozmawiać?
— Emm, jasne. Chodź na górę, tam jest kominek.
Poprowadziłam ją schodami zastanawiając się, o czym Maru może chcieć porozmawiać.
Wydaje się to poważne, po jej zachowaniu, powiedział Vivid w mojej głowie. Myślę, że powinnaś zrobić coś do picia, zapowiada się długa rozmowa.
Zestresowałeś mnie.
— Napijesz się herbaty?
— A masz wino?
Uniosłam brwi, ale nie skomentowałam tego. Kiwnęłam głową i nalałam nam po kieliszku czerwonego korzennego wina. Usiadłam na jednym z foteli tuż przy kominku, a Maru wolno opadła na drugi.
— Co się stało Maru?
— Ja... — zaczęła gapiąc się na swój kieliszek. Przygryzła wargę i westchnęła. Ja musiałam ugryźć się w język, by nie wypalić swoich podejrzeń. Rozkazałam sobie milczeć, głównie po to, żeby jej nie spłoszyć. Maru wzięła łyk wina przełknęła i ponownie westchnęła.
— Chodzi o Koto.
— Okej, mów dalej.
— Nie wiem co robić, bo on... — znów zanurzyła nos w lampce wina. — to znaczy ja. Osobliwości daj mi siłę.
— Spokojnie Maru, powiedz od początku. — rzekłam biorąc łyk wina.
— On się nie chce ze mną kochać — wyrzuciła na wydechu. Zakrztusiłam się winem, które o mały włos nie poszło mi nosem. Wytarłam usta wierzchem dłoni i przełknęłam to, co został w ustach. Milczałam nie wiedząc jak odpowiedzieć. Maru gapiła się na mnie jak sroka w gnat oczekując porady.
— Yyy — zająknęłam się — powiedz coś więcej.
— Nie mam zamiaru zwierza ci się z prywatnego życia. — prychnęła wracając do swojej starej wersji. Oparła się o fotel i zmarszczyła brwi.
— Ale jednak przyszłaś do mnie. Mam udzielić ci rady miłosnej?
Maru cmoknęła i wstała.
— Zapomnij Livid! — fuknęła i już chciała wyjść, ale powstrzymałam ją łapiąc za nadgarstek.
— Wybacz, nie powinnam była się naśmiewać. Powiedz, proszę co się stało.
Całe szczęście Maru opadła na fotel, a jej twarz złagodniała. Westchnęła i zaczęła:
— Myślałam, że to ja jestem problemem. Od samego początku, gdy mnie pocałował byłam skrajnie przerażona, a na każdy jego gest uczucia się obrażałam. Nie potrafiłam inaczej, ja nawet nie powiedziałam nigdy do żadnego chłopaka „kochanie".
— Rozmawiałaś z nim o tym?
— Tak, wiele razy i on rozumie. W tym właśnie problem.
— Teraz ja nie bardzo rozumiem — powiedziałam szczerze.
— Sądziłam, że problemem jest mój brak doświadczenia oraz to, że zostałam porzucona. Nawet mu powiedziałam, że chciałabym wiedzieć, czy rodzicie mnie i Mo porzucili, bo nas nie chcieli czy by nas chronić. Nie obwiniam go, Koto jest naprawdę czuły i delikatny. Szanował moje decyzje, tylko że...
— Sytuacja się zmieniła, prawda? — dopytałam powoli łapiąc, w czym rzecz.
— Tak. Od miesięcy sypiamy nago, ale tylko sypiamy. Mówiłam mu, że jestem gotowa, a właściwie ciekawa, na to Koto zawsze mnie zagaduje i mówi, że jeszcze nie czas, że jeśli to zrobimy to będę żałować.
Odchyliłam się na fotelu z lekkim uśmiechem na usta.
— Co? — Maru zmarszczyła brwi widząc moją minę.
— Nie myślałaś nigdy, że to on się bardziej boi niż ty?
Maru zamilkła z otwartą buzią.
— Myślę, że to w nim tkwi problem i to on tu jest tchórzem nie ty.
— Tyle czasu odwracał kota ogonem. Zawsze myślałam, że mnie po prostu chroni.
— Nie zapędzaj się tak, może to być podświadome. Nie chcę wchodzić aż tak w wasze życie intymne, ale strzelam, że Koto się jeszcze nie kochał.
— Mówił mi, że nie. — Maru wzruszyła ramionami.
— Nie ukrywałby tego przed tobą. Za bardzo cię kocha.
— Wiem — jęknęła ukrywając twarz w dłoniach. Taka rozpacz była dla mnie zaskoczeniem i to sporym.
— To chyba dobrze.
— No właśnie nie wiem, czy dobrze. Bo widzisz, to nie koniec.
— Zamieniam się w słuch.
— Oświadczył mi się.
— CO?!
Tym razem nie była w stanie utrzymać wina w ustach. Plunęłam czerwoną bryzą w kierunku ognia, który zaprotestował sykiem.
— Inaczej tego nie można nazwać. Była to któraś z kolei noc na Motus. Okno było otwarte i było bardzo ciepło. Czułam jego zapach, nawet gdy był w drugim końcu pokoju. W pewnym momencie podszedł i objął mnie od tyłu. W tym geście było tyle miłości i oddania, że zebrało mi się na płacz. Obrócił mnie twarzą do siebie i powiedział, że chce spędzić ze mną resztę życia, że jestem idealna i żadnej innej nie pragnie.
Słuchałam tak uważnie, że przestałam mrugać. Rzeczywiście temat był poważny i żarty się skończyły.
— Powiedział też, że nie da mi żadnego pierścionka zaręczynowego, bo kompletnie mnie sobie nie wyobraża z brylantem, ale jeśli chcę może taki zdobyć. Ukląkł i wziął moje dłonie. Zapytał, czy za niego wyjdę.
— Co mu odpowiedziałaś?!
— Nic, powiedziałam, że muszę to przemyśleć.
— Jak to? Przecież kochasz go, chcesz z nim być.
— Tak, ale...
— Kiedy to było?
— Ze trzy tygodnie temu.
— I jeszcze nie dałaś mu odpowiedzi?!
Przeczesałam twarz dłonią wzdychając ciężko.
— Bo ja nie wiem, czy chcę za niego wyjść.
— Czemu?
— Dla ciebie to takie oczywiste, bo wiesz jak to jest na Ziemi. Na Motus ślub jest czymś na zawsze na wieczność. Jest więcej nakazów niż przywilejów. Nie można się zabezpieczać, powinnaś być dziewicą, nie możesz zdradzać, rozstać się czy nawet umrzeć, bo druga osoba będzie przywiązana do ciebie na wieki. Nie chcę tego, jak chcę wolności. Wiem, że schrzaniłam, ale nie wiem co mam mu powiedzieć. Teraz mnie unika, a jeszcze ty mi dowaliłaś, że to on się boi ze mną kochać.
— O rany... — westchnęłam widząc, powagę sytuacji.
— Sama widzisz, jak jest beznadziejnie.
— Wcale nie jest.
— Jak to nie jest?
— Przyjmij jego oświadczyny. Jeśli naprawdę go kochasz to przyjmij.
— A co ze ślubem?
— Od zaręczyn do ślubu to kawał drogi. Sądzę, że Koto też tak uważa. Oświadczył ci się, bo chce stworzyć z tobą coś trwałego i prawdziwego. A ty jesteś bezduszna zostawiając go bez odpowiedzi. Nawet mu nie wyjaśniłaś, jakie masz przemyślenia, tak?
Maru kiwnęła głową.
— Rozmawiajcie ze sobą. Powiedz mu o wszystkim, nawet jeśli jest to trudne.
— Z Yaku też tak miałaś? — spytała, a potem szybko przeprosiła — wybacz nie chciałam być niegrzeczna, ja tylko...
— Yaku prawie uciekł przed naszym pierwszym razem. — parsknęłam przerywając jej.
— Ale... — pociągnęła mnie za język.
— Ale, zaczęłam go całować i nie pozwoliłam uciec. — wzruszyłam ramionami.
— Koto się boi, bo nie chce cię skrzywdzić, to jedyny strach, jaki w nim widzę. Ty się nie boisz, więc pokaż mu, że twarda z ciebie dziewczyna.
Maru wydała z siebie dźwięk coś pomiędzy parsknięciem śmiechem a jękiem. Przytknęła dłoń do ust i uśmiechnęła się.
— Uratowałaś mi życie, Livid. Dziękuję.
— Specem nie jestem, ale polecam się. — skinęłam głową.
— Dziś mu powiem, może odwiedzę go w nocy.
— Zaproś go na Motus, będzie spokojniejszy wiedząc, że nikt mu nie wejdzie do pokoju, gdy będziecie się sobie oddawać.
Maru wstała i ruszyła do drzwi.
— Wiesz, codziennie modle się do Osobliwości by ci oddał Yaku. — rzekła odwracając się w drzwiach. Zamarłam nie wiedząc co odpowiedzieć. Maru uśmiechnęła się lekko i wyszła.
Siedziałam chwilę zesztywniała z zamkniętymi oczami na siłę próbując odesłać smutek. Wstałam gwałtownie i ruszyłam śladem Maru.
Dogoniłam ją, gdy schodziła po schodach katedry. Już chciałam ją zatrzymać i podziękować, ale oczom ukazał mi się tak szokujący widok, że wyrwało mi się:
— Pieprzony hipokryta!!
Minęłam zdziwioną Maru i zbiegłam ze schodów. Dopadłam Wapiego, wyplątałam go z objęć Ofelii i zaciągnęłam za budynek.
— Co ty mu robisz?! — ryknęła Ofelia, idąc za nami.
— Żegnam! — warknęłam ciskając gromami z oczu.
— Dogonię cię. — rzekł spokojnie Wapi puszczając oczko Ofelii. Dziewczyna oblała się rumieńcem i odeszła. Na jej miejsce przyszła Maru.
— Co się dzieje?
— Sypiasz z nią? — krzyknęłam przyciskając Wapiego do ściany.
— Dedukcji to cię musiał sam Sherlock uczyć.
— Jak możesz?! Jeszcze z tą wywłoką.
— Lubi to, co ja. Zresztą mogłaś to być ty, ale...
Zamachnęłam się chcąc dać mu w twarz, ale Wapi był szybszy. Złapał mnie za nadgarstek, a jego oczy pociemniały.
— Chcesz się zniżać do poziomu Cary, gdy brak ci argumentów?
Ręka mi zwiotczała i cofnęłam się krok.
— Robisz z tego straszną aferę. Ofelia sama mi zaproponowała, a ja jestem facetem, który lubi uprawiać seks, a nie tylko o nim myśleć. Chyba mi nie powiesz, że nigdy tego nie robiłaś... — posłał mi zadziorny uśmieszek.
— Brzydzę się tobą. — wyszeptałam. Nie mogłam uwierzyć, że bzykał się z laską, która zabrała ciało jednemu z mich przyjaciół.
— Osobliwości to tylko seks!
Miał Wapi wyczucie nie ma co. Idealny moment na taką rozmowę tuż po zwierzeniach Maru...
— AŁA!! — ryknął Wapi opadając na kolana i łapiąc za twarz. W pierwszej chwili nie zauważyłam co się właściwie stało. Dopiero gdy Maru strzepnęła swoją rękę dotarło do mnie, że mu przywaliła.
— Ja nie mam problemu zniżać się do poziomu Cary. — fuknęła rogata, a oczy jej płonęły. Wzięła mnie za łokieć i zgrabnie wyminęła Wapiego, który dalej zwijał się z bolącym nosem.
— Ma gość wyczucie, co? — Maru parsknęła przystając za zakrętem gdzie Wapi nie mógł nas usłyszeć. — Tylko seks, też mi coś...
— Dla jednych „tylko", dla innych „aż" — powiedziałam — nie zmienia to faktu, że jest to coś naturalnego. Dacie sobie rade.
Maru westchnęła i kiwnęła głową.
— Jeszcze raz dziękuję. — rzekła i zniknęła w płomieniach indygo.
___________________________
Zapraszam na moje social media:
Jeśli chcesz mnie wesprzeć, kup moje książki, linki w bio na Wattpadzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro