ROZDZIAŁ 44. Z KIMŚ INNYM
— Mówił ci już ktoś, że jesteś kretynem? — spytałam pochylając się nad Wapim, któremu oddech zamarł w płucach. Leżał na ziemi z zamkniętymi oczami i chyba modlił się o śmierć. Ves wydając z siebie serie dziwnych pisków i skrzeków, wąchała włosy Wapiego upewniając się, że z nim wszystko w porządku.
— Parę razy się zdarzyło, ale z pewnością ty robisz to najczęściej. — szepnął i się rozkaszlał. Podałam mu rękę, z której skorzystał dźwigając ociężale na nogi.
— Możesz mi zdradzić ten sekret co cię podkusiło, by dosiadać bovema?
— Chciałem ci zaimponować. — stęknął nadal krzywiąc się z bólu.
— Czym, śmiercią?
Wapi cmoknął zniecierpliwiony i podszedł do Ves, która świergocząc domagała się uwagi.
— Nic mi nie jest, mała. — mruknął do niej, gładząc po nosie. Obserwowałam ich zastanawiając się co Wapiemu siedzi w głowie. Przed chwilą byłam świadkiem jak zeskoczył z Ves na pędzącego w panice bovema; wielkiego byka podobnego do woła, ale ze znacznie większymi długimi i zakrzywianymi do tyłu rogami. Nie znałam prawdziwego powodu czemu to zrobił, jedyne co mi powiedział, to że robi to dla zabawy. Ja w tym zabawy nie widziałam żadnej i wraz z Vividem zgodziliśmy się, że to pajac.
— Taki był twój plan? By zabrać mnie na miejsce swojej śmierci? — spytałam nadal obserwując go bacznie. Wapi odwrócił się do mnie i mina mu zrzedła.
— Nie patrz się tak na mnie, złota. Nic mi nie jest, naprawdę. Robiłem to nie raz.
— Zastanawiam się po co. — mruknęłam zakładając ręce na piersiach. Wapi zmarszczył brwi, po czym jego twarz rozciągnęła się w zadziornym uśmiechu. Ruszył ku mnie wolno powłócząc nogami.
— Czy ty przypadkiem się o mnie martwisz? — spytał stając przede mną. Teraz ja zmarszczyłam brwi.
— Oj chyba tak. — zaśmiał się, błądząc wzrokiem od jednego mojego oka do drugiego. Był z siebie ewidentnie zadowolony, a ja poczułam jak rośnie temperatura. Pacnęłam go w czoło by się odsunął.
— Żeś wymyślił. — prychnęłam dosiadając Vivida. — jeśli twoje przedstawienie dobiegło końca, pozwól, że wrócę do siebie.
— Nie jeszcze nie dobiegło. Teraz na pewno ci się spodoba. — powiedział również dosiadając Ves. Gdy odbili się od ziemi, jęknęłam zniechęcona, ale poleciałam za nimi.
— Mogę ja wiedzieć, gdzie tym razem lecimy? Jak teraz chcesz się zabić? — spytałam, gdy Vivid zrównał się z Ves.
— Teraz będzie już przyjemnie i nikt nie zginie, zapewniam. Będziesz zachwycona.
Uśmiechnął się do mnie, po czym ze śmiechem przyspieszył lot. Vivid musiał naprawdę porządnie pracować skrzydłami, by nadążyć za zwrotną i szybką Ves.
Zaczęło się ściemniać, a my lecieliśmy dalej, coraz bardziej oddalając od Aurum. Wiatr łopotał mi w uszach więc nie odzywałam często, ale gdy w końcu Wapi zniżył lot i zagłębił między drzewa odetchnęłam z ulgą. Ves wylądowała cicho jak cień na ziemi, a Vivid musiał mocno lawirować między drzewami, by bezpiecznie odstawić mnie obok niej.
— Gdzieś nas zabrał?
— Lux fugus — powiedział tajemniczo idąc przed siebie.
— Co? Wapi czekaj! — krzyknęłam chcąc go dogonić. Wspięłam na pagórek otoczony wysokimi sosnami. Oddech mi przyspieszył, i już chciałam coś powiedzieć, ale gdy stanęłam obok Wapiego szczęka mi opadła.
Przed nami rozciągała się polana usiana wielkimi świecącymi na kolorowo grzybami. Jedne były wysokie jak drzewa, inne niskie grube z kapeluszami niczym parasole. Dookoła rozsiewały tęczową łunę blasku sprawiając, że to miejsce było chyba najbardziej magicznym, jakie odnalazłam na Motus.
— Możemy tam zejść?
— Pewnie, a po co cię tu przyprowadziłem?
Wapi poprowadził mnie w dół, a Vivid ruszył za mną cały czas czujny i napięty. Ves gdzieś zniknęła i podejrzewałam, że latała nad nami.
— Niesamowite — mruknęłam, gdy zagłębiliśmy się między wysokie i jaśniejące grzyby.
— Prawda? Stąd mam większość swoich ziół. — mruknął Wapi również rozglądając się. — Właściwie, to co palę to nie zioła, a suszone grzyby.
— Zgaduję, że każdy z tych grzybów działa na coś innego.
Wapi zaklaskał:
— Ależ ty inteligentna.
Prychnęłam, ale tylko w połowie była w tym prychnięciu złość. Wapi pokazywał mi przez następną godzinę jak przyrządza swoje suszone próbki grzybów oraz uczył mnie co działa na co. Złapałam się na tym, że wcale nie tęskniłam za Aurum i domem, nawet Vivid milczał, co oznaczało, że słucha z pełną uwagą, a nawet zaczyna Wapiego lubić. Było w nim coś takiego, że chciałam spędzać z nim czas, dlatego też wróciliśmy dopiero nad ranem, gdy słońce jeszcze nie zdążyło oświetlić całej doliny.
— Bardzo się ciesze, że mnie tam zabrałeś, Wapi. Jeszcze raz dziękuję za odczarowanie Alex. — uśmiechnęłam się stojąc na pierwszym schodku do mojej katedry.
— Nie ma za co złota. Widzimy się wieczorem. — Wapi pomachał mi, a w jego oczach dostrzegłam radość i satysfakcję. Uśmiechając się do siebie weszłam ze smokiem do środka, zastając Alex, która spała na moim hamaku przytulając do siebie szczotkę na kiju. Parsknęłam śmiechem i wraz z Vividem położyłam pod hamakiem zwijając się w kłębek na brzuchu smoka. Vivid leniwie trącił hamak wprawiając go w ruch, a Alex mruknęła coś niemrawo przez sen.
***
Yaku naprawdę nie sądził, że sytuacja z Livid da mu taki duży plus. Dzięki niej wiedział jaką Emocję posiada jego dziewczyna oraz to, że mógł w końcu sam ustalać zasady ich związku. Wcześniej zawsze było po myśli Cary, zawsze to ona rządziła i mówiła co chce, w tym momencie Yaku po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się naprawdę wolny w tym związku. Nie był na nią aż tak bardzo zły, by zerwać z nią, w głębi serca kochał tę dziewczynę nawet za jej humorki. Był pewny, że robiła to tylko dlatego, że była zazdrosna, a nie z czystej mściwości, co jeszcze bardziej mu schlebiało. Yaku był przyzwyczajony do miłości od strony dziewczyn, miał przecież fanki, ale uwagę od dwóch dziewczyn, które znał i były z jego kręgu znajomych, takie coś czuł po raz pierwszy i musiał przyznać, że uczucie było przyjemne, nawet bardzo.
Milczał cztery dni, wytrwale nie odzywał się do niej nie dzwonił i ignorował każdy jej telefon. Po tym czasie uznał, że czas jej kary minął. Wsiadł w samochód i pojechał do jej mieszkania. Był pewny, że jest w domu, Cara będąc smutna czy zestresowana, zawsze unikała spotkania z ludźmi bojąc się, że ktoś z jej obserwatorów na Instagramie zobaczy w takim stanie.
Zapukał do drzwi i czekał.
— Kto tam? — rozległo się słabe wołanie. Yaku zapukał jeszcze raz. Szczęknął zamek i drzwi stanęły otworem. Chłopak nadal opierając się o framugę podniósł wzrok na stojącą i zszokowaną dziewczynę. Momentalnie w jej oczach stanęły łzy i zatkała sobie usta dłonią.
— Mogę wejść? — spytał.
Bez słowa przepuściła go od razu zamykając za nim drzwi.
— Może powiem od razu, z czym przychodzę. — zaczął nie mając ochoty na owijanie w bawełnę. Cara patrzyła się na niego nadal z oczami pełnymi łez. Widział, że nie wierzyła czy jeszcze go zobaczy.
— Jestem na ciebie bardzo zły — zaczął — to, co zrobiłaś Livid był absolutnie podłe i mam nadzieje, że szczerze żałujesz.
Kiwnęła głową, gdy utkwił w niej ciężkie spojrzenie.
— Obiecaj, że więcej nikomu nie zrobisz takiego świństwa.
— Obiecuję. — mruknęła zachrypniętym przez łzy głosem.
— Po drugie jestem na ciebie jeszcze bardziej wkurzony za ukrywanie przede mną swojego pawia. To było nie fair z twojej strony, zważając na to, że ja pokazałem ci Canisa na samym początku.
— Wiem... — zaczęła — ja nie rozumiałam czemu on jest samcem. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje czemu jest taki.
— Czy teraz wiesz?
— Chcesz powiedzieć, że uważasz, że nie pochodzę z Ziemi?
— Nie wiem, ty mi powiedz.
— Yaku. Całe moje życie spędziłam tutaj, nie wiem nic o innej planecie ani czemu mój paw nie jest pawicą, błagam musisz mi uwierzyć.
— Ale i tak nie ujawniłaś mi się. Dwa lata ukrywałaś przede mną taką część siebie. Jak według ciebie, mieliśmy razem żyć skoro mi nie ufasz?
— Przecież ci ufam.
Yaku spojrzał na nią z politowaniem. Cara zachłysnęła się łzami.
— Co ja ci mam więcej powiedzieć? Tak kocham cię, tak przepraszam za to, co zrobiłam, nie cofnę tego.
— Fakt, nie cofniesz. — Yaku podszedł do niej i starł z jej policzków łzy. — Uważam tylko, że powinienem też mieć coś do powiedzenia w tym związku. Mamy być dla siebie, a nie tylko ja dla ciebie.
— Wiem...
— Przez kilka ostatnich tygodni żyliśmy ze sobą jak obcy ludzie, prawda? — spytał zakładając jej włosy za ucho. Cara nadal chlipała — Naprawdę tego chciałaś?
— Nie. Ja tylko się bałam, że mnie zostawisz. Bałam się, nadal się boję.
— Przecież jestem tutaj. Nie czujesz? — Chwycił jej dłoń i przyłożył do swojego policzka. — czy kiedykolwiek dałem ci sygnał, że cię nie kocham? Albo, że zamierzam opuścić?
— Nie, ale ta Livid...
Yaku syknął.
— Proszę, choć raz, przez jeden wieczór nie wspominajmy o niej.
— Dobrze. Czy chcesz bym sprawiła, że o niej zapomnisz?
— Bardzo.
Oczy Cary się rozszerzyły, a uśmiech zamaskował cały poprzedni smutek. Chwyciła go za rękę i poprowadziła do sypialni. Zapaliła lampkę i odwróciła do Yaku. Wiedział, że uśmiechem uspokoił jej nadal drżące ze zdenerwowania serce.
— Podnieś ręce. — poprosił podchodząc do niej i dotykając jej boków. Usłuchała, a chłopak wolno i zmysłowo pozbył się jej podkoszulka, odsłaniając duże okrągłe piersi.
— Będzie po twojemu. — szepnęła klękając i zabierając się do dopinania jego spodni. Yaku zamknął oczy, zanim zdążyła się nim porządnie zająć, a dzięki jej obecności w końcu, choć na kilka chwil mógł w pełni zapomnieć o Livid.
W końcu było po jego myśli. Nareszcie mógł dyktować warunki. Tylko dostawać, a nie tylko dawać. Miło było patrzeć na taką Carę, która z wyrzutów sumienia, robiła wszystko to, co Yaku pragnął. Ale czy musiało dojść do takiej chorej akcji? Czy Cara naprawdę musiała zachować się jak suka, by on Yaku dostał w końcu co chciał?
— Tylko nie za głośno, proszę. — mruknął obejmując jej biodra. Zawsze krzyczała, tak by usłyszeli ją sąsiedzi, Yaku widział w tym sporo przesady. Chciała pokazać innym jak jej dobrze, ale nie brała w pełni tego, co jej dawał. Skupiała się na obcych, a nie na nim, dlatego tych głośnych krzyków ekstazy po prostu nie kupował.
Musiała sobie jego radę wziąć do siebie, bo złączyła swoje czoło z jego, zamknęła oczy i w milczeniu przyjmowała to, co jej dawał, wzdychając tylko. Poczuł go doszła, pocałowała go i zeszła z jego ud. Leżeli tak chwilę w ciszy uspokajając oddechy. Nie dotknął jej, nie potrzebował bliskości, nadal był zły, ale miał dużą satysfakcję, że w końcu było po jego myśli, gdy wtem, Cara zapytała:
— Czemu się z nią spotykałeś?
Yaku zamknął oczy modląc się o cierpliwość.
— Prosiłem cię o coś.
— Ale nadal mnie to boli. Nadal nie wiem, czy jest między nami dobrze.
Spojrzał na nią, naglą leżącą obok i bezbronną. Ciekawie było oglądać taką Carę, która nie miała już swoich argumentów.
— Przecież powiedziałem, że tak. Po drugie, co przed chwilą robiliśmy?
— Nie musi to wcale oznaczać, że jest okej. Nadal widzę, że jesteś zły.
— Bo ciągle o niej gadasz.
— Ja tylko chcę zapewnienia, że nadal mnie kochasz, boję się też, że gdy znów się pokłócimy to pójdziesz do niej.
— Czemu od razu zakładasz, że się pokłócimy? — mruknął siadając na łóżku.
— Yaku, proszę! — jęknęła dotykając go w ramię.
— Wróciłem do ciebie, wybaczyłem, i prosiłem, byś nie wspomniała o Livid, nie wiem czego ty jeszcze ode mnie oczekujesz.
— Yaku... — szepnęła tracąc panowanie nad sobą. Brak argumentów wcale jej nie pomagał.
— Idę pod prysznic. — powiedział wstając. Cara załkała. Musiała być skrajnie zestresowana, czuł to w jej gestach, dlatego stanął w drzwiach nagi i spojrzał na nią — Idziesz?
Cara zachlipała zerwała się z łóżka i bez słowa poszła za Yaku.
_________________________
Zapraszam na moje social media:
Jeśli zechcecie mnie wesprzeć, kupujcie moje książki, liniki w bio na Wattpadzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro