ROZDZIAŁ 42. ZACHOWAĆ TWARZ.
Przebudziłam się gwałtownie jakby ktoś gwałtownie zepchnął mnie z krawędzi urwiska. Jęknęłam w panice nie widząc słońca. Zajęło mi długie sekundy, by zrozumieć, że jestem otoczona błoniastym skrzydłem Vivida. Znacznie dłużej zajęło mi wyplątanie się z niego, bo wciąż mięśnie nie chciały ze mną współpracować. Wyczołgałam się z objęć mojego nadal nieprzytomnego smoka i ległam na wznak wpatrując się w nocne usiane gwiazdami niebo. Oddychałam płytko starając się zmusić mózg do racjonalnego myślenia, ale niestety funkcjonował teraz w trybie: panika! Jedna myśl atakowała mnie od środka i nie potrafiłam się jej pozbyć. Wapi mnie naćpał. Wyciągnął ze mnie informacje o moim życiu, a potem uśpił, by uniknąć konsekwencji.
— Vivid... Vivvid! — krzyknęłam sepleniąc czując w ustach ślinotok. Otarłam twarz wierzchem dłoni i strzepnęłam ją chcąc się pozbyć mrowienia. Przekręciłam na bok i doczołgałam do Vivida. Trąciłam mocno jego pysk, a smok mruknął coś gardłowo, ale nie otworzył oczy.
— Vivid!! — krzyknęłam tracąc siły i ponownie szturchając smoka. Vivid drgnął i podniósł gwałtownie łeb. Musiał dostać zawrotów głowy, bo zwalił się na bok z głośnym jękiem.
Nic ci nie jest? — spytał w myślach.
Nie wiem, chyba nie, odparłam sama nie mając siły, by się odezwać. Naćpał nas... Wapi nas naćpał.
Może chciał uniknąć konsekwencji.
W żadnym wypadku... i tak go dorwę.
Ponownie się dźwignęłam i udało mi się usiąść bez mocnych zawrotów głowy. Westchnęłam i rozejrzałam się. Była noc, cisza panująca dookoła w jakiś sposób uspokajała. Na tej wysokości zawsze było cicho. Wtedy mój wzrok padł na coś, co leżało w trawie. Sięgnęłam i podniosłam dziwny prostokątny przedmiot. Składał się z dwóch kawałków drewna, a pomiędzy nimi była szpara, w którą ktoś wetknął źdźbło trawy.
To chyba jakiś instrument, powiedziałam, a Vivid ociężale podniósł głowę. Obwąchał przedmiot w mojej ręce prawie zdmuchując go i potrząsnął głową. Nie odpowiedział nic, tylko mlasnął kilka razy językiem. Obejrzałam instrument z każdej strony i intuicyjnie dmuchnęłam w szparę.
Wrzask, jaki rozległ się tuż po tym wyrwał z mojego gardła krzyk przerażenia, a w uszach czułam dzwonienie. Dźwięk przypominał piszczenie na źdźble trawy, był tak donośny, że byłam przekonana, że słyszeli w dolinie.
Schowałam instrument do kieszeni i spróbowałam się podnieść. Zachwiałam się, gdy na sekundę niebo zamieniło się z ziemią miejscami, ale ustałam oddychając głęboko. Im dłużej stałam na nogach czułam się pewniej, a po minucie mogłam swobodnie chodzić.
— Chodź Vivid, musimy go znaleźć. — powiedziałam sprawdzając, czy mój sztylet nadal jest na miejscu. Smok nie ruszył się z miejsca.
— Wstawaj, szybciej ci przejdą zawroty głowy. — ponagliłam go i pociągnęłam za róg. Vivid dźwignął się ociężale, a łapy mu zadrżały. Wyglądał naprawdę słabo. Ogon zwisał mu smętnie tak samo, jak skrzydła. Podtrzymałam mu łeb chcąc spojrzeć w oczy.
— Hej, mały. — mruknęłam czując falę lęku. — żyjesz?
— Coś mi tu nie pasuje. — powiedział stając szerzej na łapach i rozglądając się.
— To znaczy?
Vivid cmoknął nadal szukając przyczyny własnego zaniepokojenia.
— Nie wiem, mam jakieś dziwne przeczucie. — potrząsnął głową.
— To pewnie przez ten narkotyk. Przejdź się zobaczysz będzie lepiej.
Smok nic nie odpowiedział tylko wykonał moje polecenie jednocześnie machając skrzydłami.
— Jakoś mi tak ciężko. — mruknął.
— Mnie też było, ale mówię ci, zaraz ci przejdzie. Im szybciej znajdziemy Wapiego, tym szybciej dowiemy się czym nas naćpał.
— I szybciej nam za to zapłaci.
— Właśnie. — uśmiechnęłam się widząc, jak wraca mu cięty język, czyli dobry humor.
Ostatecznie dotarcie na dno doliny zajęło nam godzinę. Vivid był znacznie większy niż ja, więc jego mroczki trwały zdecydowanie dłużej. Sam lot też nie był najlepszy. Vividem miotało na wszystkie strony, przez co gdy, w końcu wylądowaliśmy ja miałam poważne trudności z utrzymaniem zawartości żołądka.
Weszłam do katedry wraz ze smokiem, który od razu poszedł do swojej wnęki, by zwinąć w kłębek i zasnąć. Była noc, ale mnie nie chciało się spać, postanowiłam więc przejść się do miejsca, gdzie nocowała zgraja Wapiego. Miałam gdzieś, że spali, zamierzałam obudzić ich wszystkich, a Wapiego zamierzałam obudzić przytykając mu miecz do gardła i napierać tak długo, aż albo umrze, albo się obudzi.
Nie spieszyłam się zbytnio, szłam brukowanymi uliczkami, by po dwudziestu minutach wyjść na łąkę prowadzącą do lasu. Trawa była bujna, ale powoli brązowiała od ostrego za dnia słońca. Było cicho, o tej porze nawet świerszcze spały. Jedynie wiatr był cały czas czujny i poruszał leniwie koniuszkami sosen w ciemnym lesie. Zagłębiłam się w milczące drzewa i wtedy zrozumiałam, że Wapiego i reszty nie ma już na Aurum. Ogień powinnam była dostrzec od wioski, a będąc w lesie, nawet gdyby spali słyszałabym ich oddechy i chrapanie. Zmarszczyłam brwi wchodząc na polankę, na której odbyło się kilka dni temu ognisko. Ślady zostały, nadpalone drewno zmieniło się w węgiel, popiół i resztki jadła porozrzucane były przez zwierzynę, a pieńki, na których siedzieliśmy leżały poprzewracane. Miałam nadzieje na znalezienie śladów, które jasno dadzą mi do zrozumienia, że Wapi oraz jego banda opuściła Aurum na dobre. Poszperałam w ognisku i naokoło niego, ale nic ciekawego nie znalazłam.
Świtało, gdy postanowiłam wracać, a moje miasto zaczęło się budzić do życia. Mgła utrzymywała się nad łąkami puki nie zagłębiłam się między domy, z których rolnicy i łowcy wychodzili do porannych obowiązków. Każdy mi się kłaniał i witał z uśmiechem. Odpowiadałam, ale myślami byłam gdzie indziej. Z jednej strony cieszyłam się, że Wapiego już nie ma, ale z drugiej jego zachowanie zdawało się kompletnie nielogiczne. Przecież chciał bezpieczeństwa, uciekał przed czymś. Pomieszkał kilka dni na Aurum, a potem odszedł. Było to co najmniej dziwne.
Nogi zaprowadziły mnie pod dom Maru, bo wiedziałam, że zapewne dziewczyna już nie śpi od rana, a liczyłam na ciepłe śniadanie. Zapukałam do jej drzwi, a po minucie rogata otworzyła z szerokim uśmiechem.
— A co ty taka uradowana? — spytałam marszcząc brwi i wchodząc do środka.
— Ten twój laluś w końcu opuścił Aurum. — powiedziała Maru stawiając dodatkowy talerz na stole. Usiadła po jednej stronie i od razu zabrała się za jedzenie.
— Widziałaś jak odlatuje? — usiadłam naprzeciwko niej, ale nie zaczęłam jeść. Wpierw chciałam się dowiedzieć czy moje przypuszczenia są słuszne.
— No tak. Widziałam jak odlatują z twojego Klifu, sądziłam, że ich przegoniłaś. — mruknęłam Maru z pełną buzią.
— Tak właśnie zrobiłam. — skłamałam prostując się by moja ściema była lepsza do kupienia. — Nie sądziłam, że faktycznie posłuchają.
— To już nie ważne, teraz ich nie ma więc wszystko wróciło do normy. Dobrze, że ich pogoniłaś Livid. — Maru skinęła w moim kierunku kubkiem i wypiła duszkiem zawartość. Zabrałam się za jedzenie licząc wewnętrznie, że Maru nie dostrzega moich rumieńców poczucia winy. Na szczęście co innego zajmowało jej myśli, bo jak się dowiedziała po południu miał przyjść Namukoto.
— Yaku się o ciebie pytał. — powiedział Koto wychodząc z płomieni indygo kilka godzin później jakie spędziłam pomagając Maru przy gospodarstwie. Zamrugałam cofając się krok lekko przestraszona tym nagłym atakiem. Namukoto jednak nie kwapił się, by rozwinąć temat. Najpierw podszedł do Maru i uściskał ją z uczuciem całując w czubek głowy.
— Możesz mi powiedzieć coś więcej? — fuknęłam lekko zdenerwowana, że nie mówi mi pełnej wiadomości.
— Wybacz — zaśmiał się widząc moją minę. — Wspomniał, że pisał do ciebie, ale nie odzywasz się do niego. Chciał cię zabrać na nasz koncert, a właściwie na próbę.
Wytrzeszczyłam oczy. Osobliwości siły mi trzeba! Ja nie mogę, nie...
— Ale... — zaczęłam zacinając się od razu. — ja nie mogę.
— Co? — krzyknęli jednocześnie Maru i Koto.
— No bo... Cara wie, że się spotykam z Yaku. Napisała mi na drzwiach ostrzeżenie. Boje się, że kolejne spotkanie z Yaku będzie czynnikiem zapalnym do kontrataku.
Zapadło milczenie. Maru z Koto siedzieli przy stole i analizowali to, co usłyszeli. Po raz pierwszy Maru nie wiedziała co powiedzieć. Wymieniła z chłopakiem spojrzenia i zagryzła wargę. Namukoto też utkwił w niej wzrok, po czym spojrzał na mnie i rzekł:
— Uważam, że i tak powinnaś iść.
— Nie. — pokręciłam głową.
— Ale posłuchaj. — Namukoto znając mnie na tyle dobrze, by rozpoznać mój stan, wstał i ukucnął przede mną biorąc moje dłonie. — Co, jeśli to jest właśnie ta przeszkoda, którą musisz pokonać? Co, jeśli po drugiej stronie Cary czeka na ciebie twój Yaku. Co, jeśli to jest twój ostatni i najtrudniejszy sprawdzian?
Prychnęłam wywracając oczami. Słyszałam to już tyle razy, że robiło się to nudne, ale nic nie powiedziałam z jednego małego powodu.
— Wiesz w głębi serca, że mam rację Livid. Naprawdę pozwolisz, by Cara przeszkodziła ci w odzyskaniu twojej miłości?
Wstałam wyrywając dłonie z jego uścisku i podeszłam do okna. Obserwowałam chwilę mężczyznę na wozie poganiającego konia ostrymi komendami. Widziałam go tylko wzrokiem, bo w mózgu toczyła się walka, między co powinnam zrobić, co chcę zrobić, a paraliżującym strachem i ucieczką. Westchnęłam z głośnym jękiem desperacji i bólu.
— Kiedy ten koncert? — spytałam odwracając się ku nim. Dostrzegłam twarz Koto i to jak bardzo stara się nie uśmiechnąć. Zirytowało mnie to jeszcze bardziej.
— Pojutrze. — odparł spokojnie. — próba zaczyna się o trzeciej po południu.
— Powiedz mu, że będę. — powiedziałam i wyszłam z domu Maru zostawiając ich samych.
Pojawiłam się pod Gocheok Sky Dome o wyznaczonej porze nie bardzo wiedząc gdzie mam szukać Yaku. Ówcześnie zahaczyłam o moje mieszkanie, by tylko się przebrać i wziąć telefon.
— Jesteś już Livid? — spytał, gdy odebrałam od niego telefon.
— Tak, gdzie mam się kierować? Tu jest strasznie dużo fanów. — krzyczałam do jego telefonu przeciskając się przez tłum młodych dziewczyn obładowanych w plakaty i lightsticki.
— Obejdź arenę i tam będzie na ciebie czekać Sooyoung.
— Dobra idę.
— Czekam. — Yaku zaśmiał się i rozłączył. Schowałam telefon do kieszeni opatuliłam szczelniej kurtką by mróz nie wdzierał się pod ubrania i przeszłam na tył areny szybkim krokiem.
— Tu jestem Livid! — rozległo się wołanie, a chwilę później dostrzegłam Sooyoung machającą do mnie zza bramy.
— Cześć. — uśmiechnęłam się do niej i poczekałam, aż otworzy mi furtkę.
— Yaku już nie może się ciebie doczekać. — zaśmiała się wpuszczając mnie na teren areny. Zrobiłam zdziwioną minę i bez słowa ruszyłam za nią.
— Livid! — przywitał mnie radosnym krzykiem Yaku, gdy weszłam do ciepłego wnętrza areny.
— Cześć Yaku. — wyszczerzyłam się, ale nie zapytałam o jego tak silną ekscytację. Rozstaliśmy się z Sooyoung i Yaku poprowadził mnie na arenę gdzie reszta zespołu ćwiczyła układy. Co chwilę rozbrzmiewała muzyka, chłopaki mówili coś do mikrofonów.
— Możesz sobie usiąść na widowni. Skończymy próbę i przyjdę do ciebie. — powiedział Yaku wskazując mi miejsce najbliżej sceny, a sam wszedł na nią poprawiając odsłuch w uchu.
Gdy mnie zostawił poczułam paraliżujący strach. Byłam w ich otoczeniu i ponad połowa zespołu traktowała mnie jak obcą osobę, z czego dwoje patrzyło się na mnie nie ufnie. Zemi łypał zapewne niezachwycony moim towarzystwem oraz o dziwo Alti, który co prawda wygłupiał się i zachowywał normalnie, ale gdy czułam na sobie jego wzrok był w nim lęk i nieufność. Czy możliwe było, że wiedział coś więcej?
Próba minęła i Yaku pomógł mi wejść na scenę.
— Pamiętacie Livid, prawda? — zagadnął Yaku pozostałych. Uśmiechnęłam się do nich nieśmiało, czując jak mi serce wali. Większość przywitała się pogodnie, ale twarz Zemiego była jak wyrocznia. Czułam się jak pod ostrzałem sądu najwyższego. Uciekłam wzrokiem i chciałam coś powiedzieć, ale wtem przez całą arenę rozległ się borujący uszy dźwięk mikrofonu. Każdy złapał się za uszy i trochę jakby skulił w sobie. Rozejrzałam dookoła szukając źródła dźwięku, ale zamiast tego dostałam coś znacznie gorszego.
— „Przez kilka minut nikt nic nie mówił, ja nadal obejmowałam rysia, który siedział dumnie i nie przestawał mruczeć" — rozległ się głos Cary zwielokrotniony przez liczne głośniki dookoła sceny, a ja gwałtownie pobladłam. — „Tuliłam go, zastanawiając się, czy faktycznie tu jestem i ściskam moją miłość?"
Cara wyszła zza kulis z mikrofonem w jednej dłoni i telefonem w drugiej. Na jej twarzy widniał błogi uśmiech triumfu i satysfakcji. Patrzyła się na mnie i aż kipiała z ekscytacji.
— Proszę państwa oto autorka tych pięknych słów. — oznajmiła Cara podchodząc do nas bliżej nadal mówiąc przez mikrofon. Mnie jednak zabolało co innego. Tuż za Carą niczym jej cień sunęła Alex z równie zaciętą miną co Cara.
— Ktoś chce poczytać, jakie to Livid ma wspaniałe fantazje? — spytała unosząc swój telefon, ale każdy był w takim szoku, że nikt nic nie powiedział.
— No dobrze, w takim razie ja będę kontynuować. — powiedziała wyraźnie przeciągając sylaby. Odchrząknęła i zaczęła:
— „Przebudziłam się rano leżąc na plecach z jego ręką na brzuchu. Rozejrzałam się wyciągając się, a kołdra lekko zsunęła mi się z piersi. Zaśmiałam się sama do siebie i obróciłam głowę w prawo. Spał na lewym boku z jedną ręką pod policzkiem, widziałam jego sutek między kołdrą a ramieniem i kropelki potu na czole. Delikatnie podniosłam jego dłoń i wyślizgnęłam się z łóżka".
— Przestań! — jęknęłam nie mając siły krzyczeć. Cara spojrzała na mnie i zapytała:
— Możesz mi łaskawie powiedzieć, czemu piszesz w swoim pamiętniczku, że ty i Yaku to para?
Nie odpowiedziałam, za to odezwał się Zemi, a gdy tylko wysunął się przed otaczający mnie wianuszek wiedziałam, że moje tortury dopiero się zaczynają.
— Zostaw ją Cara, to wariatka.
— Jak śmiesz? — warknął Namukoto, ale nie mógł nic zrobić przy tak licznym ataku.
— Czytałem tę jej książkę, wypisuje takie chore rzeczy, że za głowę się złapałem. Obiecała mi, że zachowa to dla siebie. Skąd ty to masz Cara?
— A może Livid by chciała nam wszystkim powiedzieć, skąd ma informację o chłopakach, że są ucieleśnieni? — powiedziała Cara ignorując Zemiego.
— Jak to ona wie, że mamy Emocje? — wtrącił się Teni czerwony na twarzy z wściekłości.
— Dla ciebie też mam ciekawy fragment. — Cara spojrzała na Teniego jakby tylko czekała mogąc wykorzystać ten argument.
— „Alex obróciła się z zaskoczoną miną, ale Teni już siebie nie kontrolował. Popchnął ją na łóżko, po czym przygniótł ją całym ciałem, błądząc dłońmi po jej ciele i szukając końca ręcznika..."
— Powiedziałam przestań! — krzyknęłam i chciałam się na nią rzucić, ale drogę zagrodziła mi Alex. Jej wzrok zabijał.
— Daj jej skończyć. — warknęła sztyletując mnie wzrokiem.
— „Teni przestań! To boli! — Krzyknęła w panice, gdy na siłę rozłożył jej nogi. Jej pisk wwiercił się w jego mózg jeszcze gwałtowniej..."
— Czy ty opisałaś mnie w scenie gwałtu? — spytał z niedowierzaniem Teni.
— Tak, ze mną. — fuknęła Alex i teraz oboje zabijali mnie wzrokiem. Nie potrafiłam wytrzymać tego spojrzenia. Czułam się jak sparaliżowana. Jedyne, na co mnie było stać to spojrzenie na Yaku, od razu tego żałując. Jego wzrok nie krzyczał ani nie zabijał, było w jego oczach coś znacznie gorszego. To było jedno proste pytanie, które od razu wypowiedział:
— Dlaczego?
Zaczęłam drżeć, nie płakałam nie było mi smutno, ale drżałam jakby nagle w arenie temperatura spadła do minus dwudziestu stopni.
— Ja też bym chciała to wiedzieć. — Cara ciągnęła swój monolog dalej. — naprawdę nie masz skrupułów wypisywać takie cuda o sławnym zespole, ale żeby dobierać się do mojego faceta?
— Ja nie... — zaczęłam, ale było to instynktowne działanie.
— Nie rozumiem Livid. — odezwał się Yaku. — Naprawdę chciałaś, bym się w tobie zakochał? Po to było to wszystko? Te całe tajemnice i długie rozmowy?
Spojrzałam na niego, ale nie wiedziałam co powiedzieć, po prostu język umarł mi w buzi.
— Mnie bardziej interesuje skąd ona wie, jakie mamy Emocje. — wtrącił się Zemi — to nadaje się na policję. Przecież nikt prócz managera nie wie, jacy jesteśmy.
— Nie dość, że ma o nas takie informację, to jeszcze podstępem dostała się do teledysku. Ponoć to ja miałam go wygrać. — wtrąciła Alex, a w tym momencie Cara uciszyła ją ostrym sykiem. Chyba tylko ja zobaczyłam to zbesztanie, bo w tym samym czasie Yaku ruszył się z miejsca i stanął naprzeciwko mnie:
— Naprawdę mnie kochasz, tak jak opisałaś w tej swojej książce?
Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Czy się ze mnie nabijał, czy pytał poważnie? W tym momencie nie rozumiałam absolutnie nic. Byłam totalnie wypompowanym człowiekiem z jakichkolwiek odczuć. Nie poczekał na moją odpowiedź, westchnął tylko i powiedział:
— Myślę, Livid, że to ten moment, w którym powinnaś odejść bez słowa.
Zamrugałam i tak jak mi polecił odwróciłam się i na drżących nogach ruszyłam do schodków za plecami słysząc wcale nie przyciszone rozmowy moich starych przyjaciół.
Nie! — odezwał się we mnie Vivid.
Błagam nie teraz, jęknęłam nadal idąc przed siebie, ale z większym trudem.
A właśnie, że teraz. Nie masz nic do stracenia.
Przestań.
Livid stój!
Zatrzymałam się. Przed sobą miałam rzędy krzesełek czekających na fanów, którzy za kilka godzin zapełnią tę widownie. Trybuny już tego wieczoru rozjarzą się tysiącami drobnych światełek tworząc ocean czystej i nieskalanej miłości, która kiedyś ocaliła mi życie. Na podobnej scenie stałam i płonęłam złotym ogniem, a chłopak, który stał teraz za mną robił wszystko by mnie odzyskać. Jakim prawem miałam ja w tym momencie odejść bez podjęcia próby? Zamknęłam oczy i wraz z Vividem zaczęłam powtarzać w głowie nowo powstałą modlitwę.
Jesteś moją siłą, jesteś moją mocą, jesteś prawdą, którą widzę co dzień. Z tobą nikt mi niestraszny ni wróg, ni kłamstwo. Z tobą jestem ta prawdziwa z tobą widzę światło. My jesteśmy jednym, my jesteśmy prawdą. Z Osobliwości zrodzeni do miłości dążą.
Odwróciłam się na pięcie i utkwiłam buntownicze spojrzenie w moich oprawcach. Widząc mój wzrok, ci, którzy mnie faktycznie znali zlękli się. Namukoto pokręcił błagalnie głową, a Yaku cofnął krok. Nawet Alti zdawał się czuć niezręcznie.
— Nikt mi nie będzie mówił co mam robić. — powiedziałam spokojnie.
— Ty jeszcze masz czelność się wypowiadać? — odezwała się Cara starając się grać nadal swoją rolę.
— Chodź raz się przymknij! — krzyknęłam na nią i ruszyłam w ich kierunku.
— Macie mi za złe to, co opisywałam w swojej książce, nie rozumiecie skąd wiem o was tyle rzeczy. Uważacie mnie za wariatkę i psychofankę, która oszalała na punkcie swoich idoli.
— Ale tak jest. — wtrąciła Cara.
— Przysięgam jeszcze słowo, a nie wyjdziesz stąd przytomna.
— Grozisz mi? — Cara stanęła naprzeciwko mnie wyższa o kilka centymetrów i przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Do czasu. Vivid wyślizgnął się ze mnie wyjątkowo łagodnie, tak że go prawie nie poczułam. Uśmiechnęłam się tylko na widok miny Cary, która jak zobaczyła wielkiego gada zbladła i zaczęła się cofać. Smok zawinął ciasno w arenie wywołując panikę wśród stuffu, a ja, jak i pozostali na scenie, staliśmy jakby każde z nas na coś czekało. Włosy mi zafalowały, gdy złoty smok przysiadł na wybiegu tuż za mną, a jego łeb znalazł się tuż nad moim ramieniem.
— Proszę, oto wasz dowód, że nie zwariowałam. I teraz posłuchajcie mnie bardzo uważnie. Nadal możecie uważać mnie za zagrożenie albo kogoś, kto na siłę stara się wejść do waszego życia, ale wiedźcie jedno. To ja nadstawiałam karku o wasze życie. To ja ryzykowałam własne życie by Ziemia nadal funkcjonowała w takim stanie, jakim jest teraz. — ruszyłam wolno w ich kierunku, czując potęgę górującego nade mną smoka. — To moja wina, że tacy jesteście. To przeze mnie nic nie pamiętacie. Sama dźwigam to brzemię walcząc o każde wasze wspomnienie, bo tylko tak mogłam was ocalić. Mogę wyrecytować każde imię waszej Emocji. Jest Maritimus — spojrzałam na Zemiego kompletnie zszokowanego jak reszta. — Piękny z niego niedźwiedź.
Zerknęłam na Altiego.
— Och, Alti ty zawsze byłeś moją inspiracją o lataniu. Wszystko z powodu Aquila
— Ale jak? — wyrwało się Altiemu.
— Jest też bardzo skryte zwierze, podobnie jak jego właściciel. Gdy nie chce być dostrzeżony zaszywa się w lesie. To kot o krótkim ogonku i uszach zakończonych pędzelkami, nazywany Canisem. — spojrzałam na Yaku i uśmiechnęłam miękko — To, co teraz powiem może cię przytłoczyć bardziej niż lot na Vividzie, ale tak Yaku, Cara przeczytała prawdę, kocham cię bardziej niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić. Zresztą — zaśmiałam się gładząc nos Vivida. — poczułeś moją miłość, to ona odebrała twój strach, to ona sprawiła, że marzyłeś poczuć ją jeszcze raz. Możesz się z tym nie zgadzać, buntować się lub na mnie złościć, nic to nie zmieni. Ja zawsze będę cię kochać.
— Mam tego dość. — warknęła Cara, ale nie podeszła do mnie.
— A ty koleżanko. — przyjrzałam się jej i ponownie odwróciłam do Yaku. — Pamiętasz naszą rozmowę o płciach Emocji? Spytaj swoją dziewczynę, jakiej płci jest jej i sam wyciągnij wnioski.
Odwróciłam się do Vivida chcąc już odejść, ale jeszcze coś mi się przypomniało.
— A zapomniałabym. Polecam wam przeczytać moją książkę od deski do deski zwłaszcza te fragmenty o Carze znaczy — zaśmiałam się — o Careuli i jakie ona miała ciekawe przygody.
Cara zbladła, co dało mi do zrozumienia, że musiała przeczytać o sobie.
— Nie będę was już nawiedzać. Przepraszam za zdemolowanie areny. Macie moje słowo, że odzyskam wasze wspominania i wszystko będzie jak kiedyś. Przepraszam was za taki chaos i przepraszam Yaku za to, w jaki sposób dowiedziałeś się o moich uczuciach.
Po tych słowach skrzyżowałam wzrok z Namukoto, który jako jedyny się uśmiechał stojąc z boku, dotknęłam Vivida i przy akompaniamencie krzyków paniki spłonęłam z tego świata.
_________________________
Zapraszam na moje social media:
Jeśli chcecie mnie wesprzeć, kupcie moje książki, linki w bio na Wattpadzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro