Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 40. POCZĄTEK DESTRUKCJI


Cara wbijała z całej siły swoje długie czerwone paznokcie w kierownice, tak że aż jej palce pobielały. Nos utkwiła w samochodzie przed sobą, który chwilę później skręcił w leśną drogą znikając jej z oczu. Minęła zjazd i zatrzymała samochód na poboczu. Wysiadła z auta prawie wywarzając z wściekłości drzwi. Zagłębiła się w las rozpychając na boki gałęzie i liście, by ostatecznie dotrzeć na polankę, gdzie stał samochód Yaku. Cara dostała piany, gdy nie dostrzegła ani Livid, ani własnego chłopaka. Ścisnęła telefon prawie niszcząc szybkę i stała, wyczekując.
— Zabierasz ją do swojego świata? Tę sukę? — warknęła pod nosem, aż drżąc z furii. Minuty wlokły się w nieskończoność, ale w końcu wrócili i Cara aż pobladła, gdy Livid zerwała się i na jej oczach objęła Yaku w pół. Cara drżącymi rękoma włączyła aparat i zrobiła im kilkanaście zdjęć. Klnąc dalej pod nosem wróciła do samochodu i ruszyła drąc ziemie oponami.
— Nie ujdzie jej to na sucho. Odechce jej się dobierać do cudzych facetów. — mamrotała pod nosem jadąc ze zdwojoną prędkością niż zezwalały przepisy. W pięć minut zajechała na parking stajni i wysiadła trzaskając drzwiami. Nie zajęło jej dużo czasu, by zgadnąć, gdzie Livid mieszkała. Cara wbiegła po schodach sadząc po dwa stopnie i wpadła do korytarza.
— No gdzie mieszkasz, kochanie? — pchnęła pierwsze drzwi na prawo i uśmiechnęła złowieszczo.
— Bożę, dziękuję ci! — krzyknęła do sufitu z demonicznym błyskiem w oku i wparowała do środka paląc światło. Nie miała dużo czasu, ale szybkie rozejrzenie się po salonie jasno dało jej znak czego powinna szukać. Jak święty Graal albo artefakt na stoliku do kawy leżał laptop. Cara chwyciła go i otworzyła.
— Nie no bez jaj. — parsknęłam aż się opluwając. — Bez hasła? Czy ja mam dzisiaj urodziny?
Prześlizgnęła się wzrokiem po pulpicie i włączyła dokument zatytułowany „moje wspomnienia" Carze wystarczyło spojrzeć na pierwszą stronę, by ponownie zaśmiać się do niebios. Wybiegła z pokoju i dopadła swoje auto. Minutę później wyprostowała się i ucałowała z czcią pendrive'a. Wróciła do mieszkania i szybko skopiowała pamiętnik Livid na swój dysk. Odłożyła komputer jak był i wyszła z mieszkania.
— Czegoś tu jeszcze brakuje. — mruknęła do siebie odwracając się. Spojrzała na drzwi jak malarz tuż przed rozpoczęciem swojego kolejnego arcydzieła. Wyjęła swoją szminkę z kieszeni i naszkicowała zgrabną wiadomość dla Livid. Pisnęła uradowana i czym prędzej opuściła mieszkanie, a potem teren stajni.
Do domu wróciła najszybciej jak się dało i od razy po wejściu do mieszkania zabrała się za czytanie. Zajęło jej to prawie cały wieczór, ale wiedziała, że nie może dopuścić by Livid kolejny raz się spotkała z Yaku.
— Trzeba to dobrze rozegrać. Zniszczyć ją i ten cały chory pomysł w zarodku. — mruczała pod nosem chodząc po pokoju. Musiała się tym z kimś podzielić, tylko kto by ją wysłuchał i zrozumiał.
Pstryknęła palcami, gdy taka osoba pojawiła się w jej głowie. Chwyciła za telefon i zatkała sobie nos.
— Cara? Coś się stało? — odezwała się Alex po drugiej stronie słuchawki.
— Alex... — zaczęła Cara udając płacz. — ja... nie wiem co robić. Dowiedziałam się czegoś strasznego, ale... — znów udawana pauza. — nie wiem jak na to zareagujesz.
— Mów co się stało.
— Chodzi o ten... — Cara teatralnie wzięła głębszy oddech. — o teledysk, w którym brała udział Livid. Boże to podłe. Właśnie rozmawiałam z ich managerem i okazało się, że to ty miałaś wygrać ten konkurs, ale Livid dała im w łapę by to ona miała szansę.
— Co?
— Naprawdę... ja nie powinnam tego nikomu mówić, to tajemnica, ale lubię cię i wiem, że nie zasługujesz na takie traktowanie.
— Livid byłaby do tego zdolna? — Do głosu Alex wkradło się niedowierzanie.
— Nawet gorzej, ona mi chce odbić Yaku. — jęknęła Cara i totalnie się rozkleiła.
— Chyba żartujesz?!
— Patrz. — westchnęła pociągając nosem. Wysłała zdjęci, które zrobiła im w lesie, a cisza, jaką zastała po stronie Alex ją zdecydowanie usatysfakcjonowała.
— Co zamierzasz z tym zrobić?
— Zemścić się to jasne.
— Zemścić?
— Słuchaj, laska pojawiła się znikąd i bezczelnie ładuje się do naszej paczki. Ciebie wykorzystuje, a mi chcę odebrać faceta. Mam też dowód na to, że jest w nim po uszy zakochana, a o tobie wypisuje takie rzeczy, że byś się nogami nakryła.
— To znaczy?
— Choćby piszę o tym, że niby cię Teni próbował wziąć cię siłą.
— CO?! — Alex wrzasnęła do słuchawki.
— No sama widzisz. Laska jest walnięta, trzeba z nią skończyć, bo zaszkodzi zespołowi.
— To, co planujesz?
— Zostaw to mnie. Chcę tylko wiedzieć, czy się do mnie przyłączysz. — Cara zagryzła kciuka czekając nerwowo.
— Nie jestem typem, który się mści, ale serio laska przegina. Jeszcze na dodatek ukradła mi przyjaciółkę. Więc niech będzie. Wchodzę!
— Cudownie! — Cara rozłączyła się i wyrzuciła triumfalnie ręce do góry piszcząc z uciechy.

***

Alex łaziła po pokoju swojego akademika nie mogąc się zdecydować. Łaziła tak już dobre pół godziny, do momentu, aż jej współlokatorka nie warknęła, by się ogarnęła. Wtedy to Alex zasiadła przed laptopem i wyszukała jakiś drogi ekskluzywny hotel. Starając się ignorować cenę, jaka ukłuła ją w oczy zabukowała jedną dobę pozbywając się połowy swojego stypendium i napisała krótką wiadomość do Teniego.

Przez następną dobę będę w hotelu Sheraton przy stacji metra Sindorium i będę tam na ciebie czekać".

Odrzuciła telefon czując jak głowa ją coraz bardziej boli pulsując od natłoku wrażeń.
— Nic ci nie jest? — spytała po koreańsku współlokatorka.
— Nic — fuknęła i padła na łóżko czekając na wiadomość.

„Czuję się połechtane twoją propozycją, ale jutro jestem zajęty"

„Wymyślisz coś"

 Nie odpisał jej nic więcej, ale Alex nie zamierzała rezygnować ze swoich planów. Spakowała kilka rzeczy do walizeczki i dodała jeszcze kosmetyczkę.
— Nie wracasz jutro na noc? — dziewczyna na łóżku obok nadal była wścibska.
— Jadę na noc do koleżanki.
— A myślałam, że do kolegi. — parsknęła, ale Alex posłała jej takie spojrzenie, że dziewczyna spłonęła rumieńcem.
Noc dla Alex była trudna, bo cały czas wałkowała wszystkie spotkania z Livid i czy czegoś wcześniej nie przegapiła. Nie chciało jej się wierzyć, że była zdolna do tak perfidnego czynu. Z drugiej strony skoro pragnęła dostać się do Yaku, mogła to planować od dłuższego czasu, nawet od lat. Była wściekła, że dała się jej tak podpuścić i pozwoliła na to by Livid weszła między nią a Maru. Nie mogła w po prostu uwierzyć, że Maru tak łatwo dała się oczarować. Może ten jej smok nie jest zwykłym zwierzęciem. Laska jest z innej planety, kto wie, jakie ma moce? Może mnie naćpała albo zaczarowała, nie... prędzej naćpała Maru.
Takie myśli towarzyszyły jej aż do wizyty w hotelu. Zameldowała się i z miną wyrażając chłodną ignorancję wjechała windą na przedostatnie piętro. Przyłożyła kartę do zamka i weszła do środka od razu padając na łóżko. Nic nie chciała, była emocjonalnym wrakiem dlatego pragnęła jego, by przyszedł i się nią zajął.
„Pokój 3020"
Napisała do niego, ale nie odpisał. Alex kontynuowała wegetację. Trudno było powiedzieć ile trwała w takim stanie, ale z otępienia wyrwało ją pukanie do drzwi. Wstała ociężale i otworzyła drzwi. W progu stał zdyszany Teni i wlepiał w nią pytający wzrok.
— Co się stało?
Alex wciągnęła go do środka i zamknęła drzwi na klucz. Odwróciła się do chłopaka spojrzała mu w twarz i rzekła:
— Rób ze mną co chcesz.
Po tych słowa minęła go i znów padła na łóżko zamykając oczy.
— Nie możesz mi wysyłać takich wiadomość z dnia na dzień. Ja nie mogę sobie zrobić wolnego ot, tak.
— Nie? A jednak tu jesteś. — mruknęła nie otwierając oczu.
— Czego chcesz?
— Czegokolwiek.
— Coś się stało?
— Nie ważne. — westchnęła. — nie jesteś tu od gadania, prawda?
Spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
— Ja działam na innych zasadach.
— Nie obchodzi mnie to. Ostatnio było na twoich dziś będzie na moich. — powiedziała siadając i pocierając skroń.
— To jaki mam być?
— Kochany. — zerknęła na niego błagalnie. Teni widząc jej stan nie starał się być nachalny i na siłę próbować dostosować do siebie. Podszedł bez słowa, chwycił za ręce i pomógł wstać. Nadal w milczeniu pozbył się jej bluzki i uśmiechnął do niej, gdy spostrzegł, że nie miała stanika. Alex nie oddała uśmiechu, bo nawet na niego nie patrzyła. Teni zagryzł wargę i nachylił się całując ją w szyję, wywołując u Alex jęk ulgi. 
Jego ręce błądziły po jej bokach drażniąc delikatnym dotykiem, wędrując na piersi i sutki.
— Powiedz co się stało. — szepnął jej do ucha łapiąc je delikatnie zębami.
— Nie chcę. — odparła zabierając się do odpinania jego paska. Klamra wydała z siebie metaliczny dźwięk. Rozpięła rozporek, ale nie zdjęła spodni. Wpierw pozbyła się koszulki i gdy był nagi od pasa w górę wspięła się na palce kosztując jego warg. Teni wędrował dłonią w dół, by ostatecznie wsunąć powoli rękę w jej legginsy, a gdy jęknęła chcąc uciec od przyjemności uśmiechnął jej się w usta. Znów wspięła się wyżej łapiąc się jego ramion i stęknęła ciche „Teni", na co chłopak zachichotał. Skinął, by się położyła, a ona posłuchała. Ukląkł w rozpiętych spodniach i dwoma ruchami zdjął z niej dolną część ubrania. Pchnął jej prawe udo jakby od niechcenia, ale Alex dostrzegła w nim czułość. Teni bez zbędnych przedłużeń przybliżył się jeszcze bardziej, doprowadzając Alex do szybszych oddechów. Pisnęła.
Grał na czas. Dał sobie minutę na doprowadzenie ją na szczyt, nawet jeśli miała się wyrywać jak teraz. Rozkoszował się jej cichymi jękami, po czym powiedział:
— Mogę teraz po swojemu? — spytał unosząc brwi.
— Rób... — przełknęła ślinę umęczona. — co chcesz.
— Cudownie. — Teni zagryzł dolną wargę rozbierając się do końca. Wszedł kolanem na łóżko i przesunął Alex trochę wyżej. Położył się na niej. Znów westchnęła. Kołdra pod nimi zmarszczyła się. Raczył się, wręcz toną w jej cieple w jej miękkości. Pozwolił sobie na kontemplacje tego aktu, na bycie tu i teraz, a potem wziął ją na poważnie. Nie słuchał jej krzyków ani jęków protestu, był głuchy na skomlenia i krzyki. Tylko jego imię krzyczane przez nią miało dla niego znaczenie.
— Ocaliłeś mi dziś życie. — jęknęła przecierając twarz.
— Aż boję się spytać. — szepnął wracając z łazienki z papierem, by wytrzeć jej brzuch.
— Więc nie pytaj i tak ci nie powiem.
— Jesteś nieuprzejma.
— Nie irytuj mnie. To spotkanie kosztowało mnie dwieście tysięcy won.
— Było warto? — Teni parsknął śmiechem kładąc się obok niej również zmęczony.
— Było... dlatego mówię, że ocaliłeś mi życie. 

______________________________

Zapraszam na moje social media:

Jeśli chcecie mnie wesprzeć, kupujcie moje książki, linki w bio na Wattpadzie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro