Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 26. BLASZANY PTAK


Ile razy dane mi będzie jeszcze przeżywać takie skrajne emocje? Ile razy jeszcze będę zmuszona uciekać? Ja tylko chciałam odzyskać moją miłość. Przecież ona jest najsilniejsza we wszechświecie, powinnam bez problemu ją dostać z powrotem. Kompletnie nie rozumiałam czemu miałam, aż takie trudności, czemu każde spotkanie z Yaku kończyło się jakimś problemem? Do wszystkiego, czego się dotknęłam z tą samą intencją — odzyskać go — kończyło się porażką. Teraz zdawało mi się, że kompletnie straciłam możliwość na odzyskanie i jego i któregokolwiek z nich. Kto by chciał zadawać się z taką dziewczyną jak ja? Mająca smoka?
Vivid przez moje myśli wpadł w szał. Dopchnął mnie do posadzki w katedrze swoimi pazurami, otworzył paszczę i ryknął mi w twarz tak głośno, że mało co moje bębenki nie pękły.
— Jak mogłaś? — fuknął puszczając mnie, gdy zauważył, że jego ryki nic nie dają. — Jak mogłaś tak bezczelnie się mnie wyprzeć?
— Miałam im ciebie pokazać? Wszystkim? Tego chcesz? — wstałam czując w sobie jego złość. — By każdy zobaczył, jaka jestem i jaki jesteś ty?
— Tak, tego pragnę, by każdy mnie zobaczył, a w szczególności Yaku.
— Ciebie by się bali ze strachu zaczęliby na ciebie polować, a mnie wytykać palcami, albo zamknęliby w psychiatryku, by badać i robić eksperymenty, wybacz, ale ja się tam znowu nie wybieram.
— Ale ty mnie nie akceptujesz — Vivid tupnął łapą i uniósł skrzydła — wypierasz się mnie, a...
— Ja cię chronię, nie rozumiesz? Tu na Aurum faktycznie możesz robić co chcesz, ale na Ziemi? Błagam Vivid oni by cię zastrzelili albo urządzili polowanie. Nie rozumiesz?
— Tak czy inaczej musisz mnie pokazać Yaku. Czy to będzie na Ziemi, czy tutaj nie obchodzi mnie to, puki nie zaakceptujesz mnie to nie odzyskasz jego.
— On może się wystraszyć, uznać nas za pomylonych... — mruknęłam błagalnie, tracąc siły.
— Sam jest ucieleśniony.
— Ale ma rysia, zwierzę, które faktycznie istnieje. Ty jesteś smokiem na miłość Osobliwości, Vivid. — opuściłam bezradnie ręce starając mu się to wytłumaczyć. Smok dostrzegł w moich oczach rozpacz i opuścił skrzydła. Rozpłakałam się, przed nim akurat nie miałam skrupułów.
— Chodź do mnie, mała. — szepnął oplatając mnie łbem i popychając w plecy bym wpadła w jego skrzydlate objęcia.
— Ja się boję Vivid. — zaszlochałam nie mogąc się opanować. — jak się tak strasznie boję, że go stracę.
— No już cicho... — szepnął.
— On mi się wymyka! — ryknęłam płaczem wczepiając się palcami w jego ciało. Objął mnie swoimi łapami, a ze skrzydeł stworzył kokon zapewniające, choć minimalne bezpieczeństwo. Był ze mną, nawet gdy nie akceptowałam go w pełni. Kochał mnie, nawet jeśli się go wstydziłam.
Powrót na Ziemie nie wchodził w grę. Wiedziałam, że jeśli tam wrócę Yaku nie da mi spokoju. Byłam przerażona całą tą sytuacją i nie mogłam pogodzić się z faktem, że Yaku wie o moich łuskach. Przerabiałam na nowo każdą sekundę tego dnia i zastanawiałam się, czy była jakakolwiek szansa, by załatwić to inaczej. Jednak Yaku, te łuski i cała ta szalona historia nie była najgorsza. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Vivid również był za tym, by się Yaku pokazać. Chciał zostać ujawniony, by chłopak, którego kochałam wiedział o mnie całą prawdę. Pod tym wszystkim — lękiem przed utratą Yaku i straceniem mojej miłości było uczucie, którego przez wiele lat z siebie wypierałam. Ja panicznie się bałam odrzucenia. Napawało mnie lękiem i wręcz paraliżem myśl o sytuacji, w której Yaku widząc Vivida, a więc część mnie odwraca się na pięcie i z obrzydzeniem w oczach odchodzi. Nie miałam zielonego pojęcia zatem jakim cudem Namukoto przekonał mnie bym opuściła Aurum, przeszła na Ziemię, a ostatecznie pokazała Yaku, jaka jestem na prawdę.
Spędziłam na Aurum kilka dni, może był to tydzień, w którym to zdołałam złapać w końcu Balbina. Siedział w gospodzie i pił samotnie piwo korzenne. Uśmiechnęłam się do niego radośnie i przysiadłam, a gdy gospodarz dostrzegł mnie zerwał się momentalnie z miejsca i podał mi miód pitny od bordowych pszczół. Już chciałam wyciągnąć jakieś miedziaki, ale mężczyzna od razu mnie uprzedził:
— Ależ panienka nie płaci. Na mój koszt — skłonił się w pół i odszedł szczerząc do mnie resztkę swoich zębów. Skinęłam mu z wdzięcznością głową i spojrzałam na Balbina, który w milczeniu mnie obserwował.
— Witaj, Balbin. — powiedziałam cicho.
— Moja pani. — Balbin skłonił głowę z szacunkiem, ale jego oczy pozostały czujne.
— Czy mógłbyś mi powiedzieć coś więcej na temat Kronik Osobliwości? Byłam w Argenti i nie znalazłam żadnej książki na ten temat.
— Ależ moja pani, przecież Kronik Osobliwości się nie spisuje, to byłoby pogwałcenie ich świętości. — Balbin aż się wyprostował na wzmiankę o tak haniebnym czynie.
— To jak się z nich korzysta? Po coś one są, prawda?
Balbin patrzył się na mnie jakby oszalała. Gapił się na mnie bez mrugnięcia, po czym odpowiedział drżącym głosem:
— By dostać się do Kronik Osobliwości, trzeba opuścić ciało. Dopiero wtedy, porzucając fizyczne blokady umysł jest w stanie połączyć się z umysłem Osobliwości i czerpać z niego wiedzę.
Opadłam z siły, gdy tylko Balbin wypowiedział do końca całe zdanie. Gapiłam się na niego kompletnie pozbawiona nadziei jakbym była balonikiem, który z dużą prędkością stracił powietrze.
— A ty opuściłeś ciało, bo odwiedzić Kroniki Osobliwości?
— Jeszcze nie, tego będziemy się uczyć na następnym roku.
— To, co wy robicie na tych zajęciach? — fuknęłam już zirytowana. Balbin zerknął na mnie marszcząc brwi.
— Obecnie mamy wykłady o tym, jak się opuszcza ciało i jak tego dokonać w bezpieczny sposób.
— Czyli jak?
— Pani wybaczy, ale nie da się opowiedzieć całego roku w pół godziny. Wybacz mi, ale muszę iść. — Balbin wstał rzucił na blat stołu kilka miedziaków i opuścił gospodę szybkim krokiem. Opadłam na oparcie krzesła i zapatrzyłam na moją szklankę miodu, w której obecnie topiła się mucha. Jak jeszcze kilka dni temu wizja Kronik Osobliwości wydawała mi się czymś wspaniałym i strzałem w dziesiątkę, tak teraz moje nastawienie zjechało do poziomu piwnicy. W życiu nie opuszczę ciała, sam Balbin mówi, że to złożona i niebezpieczna sztuka. Chwyciłam szklankę wyrzuciłam z niej muchę i duszkiem wypiłam obrzydliwie słodki trunek. Skrzywiłam się nie od smaku alkoholu, ale właśnie od słodkości, wstałam i wyszłam będąc odprowadzana wzrokiem przez wszystkich, którzy byli w tawernie.
Na zewnątrz stanęłam twarzą w twarz z Maru i gdyby dziewczyna szła tak szybko, jak ja to byśmy na siebie wpadły. Odskoczyłam w bok zdziwiona gapiąc się na nią pytająco.
— Coś ty mu zrobiła? — spytała Maru z lekkim osądem w głosie. — Wyleciał z tej tawerny jakbyś go szczuła Vividem.
— Nie twój interes. — odszczeknęłam, mając dość jej podejścia. — Czego chcesz?
— Znów wracasz na Ziemię. — powiedziała z satysfakcją w oczach. Uniosłam brwi i bez słowa ją wyminęłam nie tracąc energii nawet, by ją wyśmiać.
— Livid! — krzyknęła Maru, ale ją zignorowałam. To był błąd, bo rogata podleciała do mnie i szarpnęła za łokieć odwracając ku sobie. — Nie zlewaj mnie jak mam do ciebie sprawę. Musisz wrócić na Ziemię.
— Zostaw mnie, nie mam zamiaru tam wracać.
— Mamy szansę odnaleźć Gari. — powiedziała, a mnie jej wypowiedź zamknęła. Nie potrafiłam znaleźć, żadnego racjonalnego argumentu, ale tylko przez chwilę.
— Co z tego, nawet nie wiemy, jak ją odczarować. Znajdziemy ją i co? Masz zamiar wykrzyczeć jej prawdę w twarz?
— Z Koto to zadziałało.
Prychnęłam wymijając ją i kierując do katedry.
Wiesz, że Maru ma rację. Musisz pojechać, odezwał się Vivid.
— A niby skąd wiecie, gdzie jest Gari? — warknęłam ignorując Vivida i odwracając się do Maru.
— Chłopaki mają festiwal we Francji. Gari mówi po francusku no kurcze nie wiem, gdzie powinniśmy jej szukać, może w Meksyku?
Zrobiłam grymas i bez słowa poszłam do katedry.
— Livid! — Maru znów krzyknęła biegnąc za mną.
— Jedźcie sami, ja nie wracam na Ziemię. — warknęłam, gdy obie weszłyśmy do chłodnego wnętrza katedry.
— Dziewczyny!! — rozległo się wołanie za naszymi plecami, a gdy się obejrzałyśmy oczom naszym ukazał się Namukoto. Zmarszczyłam brwi, gdy tylko go zobaczyłam i powiedziałam od razu:
— Ani mi się waż powiedzieć, że masz kolejny plan, już zdążyłam powiedzieć Maru. Nie wracam na Ziemię.
— Pamiętasz moment, w którym dowiedziałaś się, że Yaku posiada taki dar? Co czułaś, gdy po raz pierwszy zobaczyłaś Canisa.
Zamilkłam starając się odgadnąć, do czego zmierza. Maru też się na mnie patrzyła, a ja czułam jakbym stała przed całą klasą i miała wyrecytować wiersz, którego nie zdążyłam się nauczyć.
— Ja... — zaczęłam chrząkając nerwowo. — ja, nie wiem.
— Myśl, Livid, pierwsze co ci przyszło do głowy.
— Nie wiem co czułam, ale wiedziałam, że tak powinno być. Znaczy, to było takie oczywiste, takie prawdzie i niepodlegające kwestionowaniu. To musiał być ryś, żadne inne zwierze. W pierwszej sekundzie zaakceptowałam to wszystko, co zobaczyłam, a potem doszedł rozsądek i wyparcie.
— Tak właśnie będzie i tym razem, nie może stać się inaczej, bo już się dokonało. — Namukoto podszedł do mnie wolno i złapał za ramiona. — jesteście jednym ciałem, oni cię pamiętają oboje i Canis i Yaku, tylko te wspomnienia są tak głęboko ukryte w nich, że nie mają odwagi po nie sięgnąć.
— Ale on mnie szantażował. — jęknęłam błagalnie.
— Bo się boi, ludzie ze strachu robą różne dziwne rzeczy.
— Ja też się boję.
— Kto wyciągnął cię z psychiatryka? Kto przyznał się przed całym światem, że cię kocha? Kto wskrzesił Vivida? Kto ujawnił się przed tobą, samemu będąc chorobliwie nieśmiałym?
— Yaku. — szepnęłam spuszczając głowę.
— Myślisz, że dla niego to było łatwe? Obserwowałem go przez tyle lat i widziałem w nim postępujące zmiany, które zapoczątkowałaś ty. Gdyby nie ty, nie zaakceptowałby Canisa, może gdyby nie on ty nie miałabyś Vivida. Gdyby nie wasza miłość i oddanie nigdy byś nie odnalazła Motus ani wszystkich tych, którzy z niego pochodzą. — Namukoto dalej mówił jakby przygotowywał tę mowę od miesięcy. Mimo to brzmiała bardzo przekonująco i czułam wewnątrz, że nie ma innej drogi. — Ty będziesz o tym pamiętać zawsze. To czy on będzie pamiętać i reszta twoich przyjaciół zależy tylko do ciebie.
Poczułam się jakby Namukoto skopał mnie do żywego. W głowie mi się zakręciło, a na karku poczułam gęsią skórkę. Byłam wściekła, ale nie na niego, tylko na siebie. Znów dałam się pojmać strachowi, pozwoliłam mu zawładnąć mną i mieć kontrolę. Wyprostowałam się podnosząc dumnie głowę.
— To, jaki jest plan? — spytałam wyzywająco, a Namukoto się rozpromienił.

Plan okazał się banalny, jeśli patrzeć z zewnątrz. Z mojej perspektywy był paraliżujący. Wbrew swoim przykazaniom wróciłam na Ziemię i gdy tylko znalazłam się w swoim małym mieszkanku drżącą ręką sięgnęłam po telefon, by zastać 38 nieodebranych połączeń od Yaku oraz 234 wiadomości na KakaoTalk również od użytkownika: Yaku. Odblokowałam telefon i przebrnęłam przez wszystkie wiadomości czytając co czwartą.
„Powiedz mi prawdę".

„Livid, proszę!"

„Nie dam ci spokoju puki mi nie powiesz czemu na twoim karku są łuski."

„Livid, chcę zrozumieć".

Tak wyglądały mniej więcej wszystkie wiadomości. Czytałam je z bijącym sercem czując lęk jakby stał przede mną i oczekiwał odpowiedzi w tej sekundzie.
Wzięłam pięć głębokich oddechów i dotknęłam ekranu telefonu, by zadzwonić do Yaku. Czekałam przytupując, czując w brzuchu cały stres i zdenerwowanie. Oczywiście głupek nie odebrał od razu, już miałam odsunąć telefon, gdy rozległo się nieprzyjemne: Halo.
— Yaku, wiem, że dzwoniłeś, ale nie mogłam odebrać telefonu.
— Livid? — jego głos nie ocieplił się nawet o krztynę — to było tydzień temu. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie dotykałaś telefonu przez tydzień. — fuknął.
— Wyjechałam i zapomniałam telefonu. — z trudem powstrzymałam siebie, by go nie przeprosić. — Wiem, w jakiej sprawie do mnie dzwoniłeś.
— Nie trudno się domyślić. — mruknął cicho. Przymknęłam oczy czując jak sucho mam w gardle.
— Czego chcesz Livid?
— Długo myślałam jak rozwiązać ten nasz problem i doszłam do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie powiedzenie ci prawdy.
— Masz na myśli, że chcesz powiedzieć mi czemu masz łuski zamiast skóry? — zignorowałam ton jego głosu, który przypominał sarkazm i powiedziałam:
— Zamierzam ci pokazać czemu mam łuski na plecach.
— Niby jak?
— Yaku wybacz, ale tego dowiesz się w swoim czasie. To mój sekret i ja ustalam warunki. — powiedziałam czując nagle dumę, że zdołałam mu się tak postawić.
— W porządku, tylko uprzedź mnie nieco wcześniej dobra. Bym nie przegapił.
— Uwierz mi, że nie przegapisz. — mruknęłam i pożegnałam się z nim krótko.

Plan wyglądał następująco. Chłopaki mieli festiwal dwudziestego marca w Paryżu. Miałam zabrać się z nimi oraz z Alex, która o dziwo nie została zaproszona przeze mnie, ale przez Carę. Jedną noc poświęciłam na analizowaniu czemu to Careula tak bardzo chcę utrzymać Alex przy sobie. Namukoto powiedział również, że zabiera ze sobą Maru, ale dziewczyna ma być trzymana w tajemnicy. Nie miałam pojęcia, jak chłopak chce ukryć dziewczynę o takich oczach w samolocie, ale sama miałam zbyt wiele zmartwień i stresów, by się jeszcze przejmować Maru.
Zjawiłam się na lotnisku Incheon dużo wcześniej niż chłopaki, ale za to z Alex, która zwracała się do mnie z chłodną uprzejmością. Zdałyśmy bagaże i przeszłyśmy przez bramkę bezpieczeństwa. Samolot odlatywał o trzeciej po południu, a więc miałyśmy jeszcze dobre dwie godziny czekania. Maru miała pojawić się już w samolocie, by uniknąć dziwnych pytań i sprawdzania dokumentów. Tylko ludzie posiadający ogień mieli takie przywileje. Owszem ja mogłam z niego skorzystać, ale musiałam też ujawnić się Yaku więc wybrałam przyziemną wersje wejścia do samolotu.

Zjadłyśmy jakiś nędzny obiad nie chcąc zbytnio nie przepłacać i poszłyśmy do bramki tam, gdzie czekał na nas samolot. Czterdzieści minut przed odlotem pojawili się chłopaki znikając od razu za parawanem jako pasażerowie biznes klasy. Serce mi stanęło, gdy Yaku skrzyżował ze mną wzrok i pomachał do mnie telefonem, całe szczęście załapałam, bo Cara zagarnęła go ku sobie udając, że jest z ekipy, a nie jego dziewczyną.
Wyjęłam swój telefon i od razu zobaczyłam, że Yaku wysłała mi wiadomość. Z sercem w gardle odblokowałam smartfon i przeczytałam:
„Mam nadzieje, że nie zamierzasz, tego robić w samolocie, panno tajemnicza?"
„Właściwie to właśnie miałam taki plan. O zachodzie słońca wyjrzyj przez okno".
„A co to niby ma znaczyć?"
Nie odpisałam mu nic więcej na jego dociekliwe pytania chowając telefon i starając się uspokoić. Tak wiele rzeczy mogło pójść źle, ale czułam się pewniej, gdy dookoła było tak dużo ludzi, bo Yaku nie będzie mi robił scen. Fakt, inni ludzie mogliby zobaczyć Vivida, ale trudno najwyżej stanie się kolejną legendą jak potwór z Loch Ness albo Wielka Stopa.
Wejście do samolotu obyło się bez nieprzyjemnych sytuacji, ale gdy przechodziłam na swoje miejsce, Yaku borował mi wzrokiem dziurę głowie tak mocno, że ledwo obok niego przeszłam. Opadłam na swoje miejsce w środkowym rzędzie najbliżej wyjścia i oparłam głowę o wezgłówek. W tym momencie spostrzegłam, że od Yaku dzielą mnie tylko dwa rzędy siedzeń i jedna kotara, która teraz była odsłonięta. Chłopak wychylił się zza oparcia i zerknął na mnie jakby upewniał się, że mu nie uciekłam. Wyrzuciłam go z głowy starając się uspokoić, a sekundę później Maru pojawiła się obok mnie dając mi szansę na zajęcie czymś myśli.
— Masz, to twoje miejsce. — powiedziałam podając jej bilet. — siedzisz przy oknie kilka miejsc stąd.
— A nie mogłabym obok ciebie? Jest wolne. — mruknęła przejmując nieśmiało kartonik. Przyjrzałam się jej uważnie dostrzegając zmianę w jej zachowaniu. Była zdenerwowana.
— Nic ci nie jest? — spytałam marszcząc brwi. Była jeszcze bledsza niż zwykle, ale gdy spostrzegła moją troskę wyprostowała się i odeszła na swoje miejsce. Wzruszyłam ramionami i usadowiłam wygodnie czekając na start.

***

Lot trwał dwanaście godzin, ale Namukoto nie był w stanie zmrużyć oka. Starał się zająć wszystkim, co miał dookoła. Słuchał muzyki, oglądał filmy, starał się nawet czytać, ale myśli o Yaku i Livid nie dawały mu spokoju. Jego przyjaciel siedział tuż za nim zapewne drzemiąc albo pisząc teksty. Każdy miał zajęcie, nawet Cara zaprosiła do siebie Alex i wraz z Tenim rozmawiali już drugą godzinę. Namukoto podniósł się chcąc zobaczyć jak Livid się trzyma. Dostrzegł jak siedzi zaczytana przy zapalonej lampce. Zerknął też na Yaku, który wcale nie spał, ale gapił się przez okno jakby zobaczył tam ducha. Chłopak wyczuł na sobie wzrok Koto i spojrzał wyzywająco.
— Co?
— Nic, myślałem, że śpisz.
— Nie mogę zasnąć. — mruknął, włożył słuchawkę do ucha i wrócił do okna. Namukoto już miał siadać na swoim miejscu, gdy nagle na przejściu dostrzegł małego czarnego kota. Serce podeszło mu do gardła i rozejrzał się desperacko by sprawdzić, czy nikt inny go nie zauważył. Ludzie na szczęście po posiłku padli i nikt nie zaprzątał sobie głowy  patrzeniem pod nogi. Namukoto obserwował uważnie Angulisa jak zmierza wolno i ostrożnie szorując brzuchem po ziemi ewidentnie się bojąc. Koto też odczuł lęk, ale o Maru, wiedząc co oznacza, gdy Angulis był obecny. Mając nadzieje, że dziewczyna zakryła swoje rogi kapturem usiadł na swoim miejscu i czekał. Czarny kot przydreptał do niego chwilę później i bezceremonialnie wskoczył mu na kolana. Namukoto zdrętwiał gapiąc się na Kota, ale gdy ten zaczął drżeć odblokował się i pogłaskał delikatnie.
— Skąd ty masz kota? — szepnął Remo siedzący obok i gapiący się na zwierzę z wyrazem szoku na twarzy.
— Chyba komuś uciekł. Wygląda na przestraszonego. — wypalił Namukoto czując serce w gardle. Gładził dalej Angulisa, tak by zasłonić jego rogi, a drugą ręką nakrył go kocem by kot mógł się schować.
— Powinieneś go zwrócić właścicielom, pewnie się martwią. — zauważył Remo i już wyciągał szyję, by zaczepić stewardessę.
— Nie! — Namukoto złapał przyjaciela za ramię — Na razie niech leży, z samolotu i tak nie ucieknie. Oddam go jak tylko wylądujemy.
— Jak uważasz. — Remo wrócił do swojego filmu, który oglądał, a Namukoto mógł zwrócić pełną uwagę na Angulisa.
— Co się stało?
— Maru miała atak paniki, potrzebuje ciebie, więc przyszedłem się przytulić. — mruknął Kot nieśmiało. — Wiesz, ona nigdy nie leciała samolotem, jest tam sama i...
Namukoto uśmiechnął się miękko i podrapał kota za uchem.
— Czy już lepiej, gdy cię głaszczę?
— Nie masz pojęcia jak bardzo. — powiedział szeptem kot i zwinął się w kłębek na jego kolanach. Namukoto uśmiechnął się do siebie oparł się i fotel, zamknął oczy i zaczął delikatnie głaskać Angulisa.
Poczuł się rozbrojony zachowaniem Emocji Maru. Nawet nie pomyślał, że dziewczyna może się bać latać, ale gdy dłużej się nad tym zastanawiał, uznał, że to przecież oczywiste. Nie znała Ziemi tak jak on, dla niej taki samolot był zamkniętą puszką z nieruchomymi skrzydłami, w jej wyobrażeniu nie miał prawa latać. Dla niego zamknęła się w blaszanym ptaku i udawała, że wszystko jest okej. Głaskał dalej Angulisa myślami będąc z Maru. Będzie musiał jej to jakoś wynagrodzić. Z takimi myślami nadal z ręką zatopioną w sierści Angulisa zasnął.

***

Yaku był rad, że w samolocie nie może siedzieć wraz z Carą, bo by warczał na nią całą podróż. Cały był poddenerwowany, siedział jak na szpilkach, a każde spojrzenie w okno przyprawiało go o skurcz w żołądku.
Czy nie można było powiedzieć mu w twarz? Tak trudno stanąć i wyznać prawdę? Musiała urządzać ten cyrk i owijać w bawełnę. Zerkał na nią co chwilę, ale zdawała się zaczytana i nie zwracała na niego uwagi. Yaku wrócił wzrokiem do okna i prychnął pod nosem. Została niecała godzina do zmierzchu i bał się, że przeoczy to coś, co Livid chciała mu pokazać. Ale tak szczerze, co zachód miał wspólnego z jej łuskami? To wszystko nie trzymało się kupy, był zły, że grała z nim w ten sposób, chciał ją po prostu zrozumieć.
— No dawać to. — fuknął zmęczony tym całym czekaniem. Westchnął i oparł czoło o ścianę samolotu. Zapatrzył się na ciężkie chmury pod nimi zabarwione na czerwono resztkami słońca. Z tej perspektywy poruszali się wolno wręcz leniwie, ale wiedział, że prędkość jest zawrotna, on jej tylko nie odczuwał. Śledził wzrokiem obłoki, które przesuwały się pod nim niczym dywan waty cukrowej. Powoli zaczynał odpływać, powieki stały się ciężkie i już był zdolny odpuścić, gdy w oko ukłuło go coś jasnego. Zamrugał i spojrzał wyraźniej.
Na tle dywanu z chmur leciało coś z taką samą szybkością co samolot. Yaku w pierwszej chwili, pomyślał, że to drugi samolot coś na kształt awionetki, ale gdy złoto ponownie zakłuło go w oczy zaczął dostrzegać szczegóły. Szerokie skrzydła tak odmienne od samolotowych, smukłe, ale silne ciało. Ogon poruszający się miękko jakby był z gumy. Łeb o oczach utkwionych przed siebie oraz łuski... wszędzie łuski. Yaku gapił się na to zjawisko dobrą minutę nim w jego umyśle pojawiło się odpowiednie słowo. Drgnął i wychylił się gwałtownie za oparcia swojego fotela jednocześnie budząc Altiego. Zignorował jego pytanie i wzrokiem odnalazł Livid. Nie czytała, wpatrywała się w niego z wyrazem strachu i zrezygnowania. Pomachał ku niej by przyszła do niego, ale dziewczyna pokręciła głową. Uderzył pięścią w fotel. Spróbował znów, ale Livid naciągnęła opaskę na oczy i stracił z nią kontakt.
Opadł znów na fotel i ponownie spojrzał za okno, ale złoty smok (inaczej nie był w stanie nazwać tego, co zobaczył) już zniknął. Jego myśli galopowały szybko, czuł się jakby ktoś na chwilę wysadził go z samolotu, a potem wsadził z powrotem. Wcale by się nie zdziwił, gdyby jego włosy sterczały we wszystkie strony jak po rażeniu piorunem.
— Nic ci nie jest? — Alti dotknął jego ramienia a Yaku drgnął gwałtowne.
— Nie, w porządku. — skłamał. — śpij dalej.
Nakrył się kocem i ponownie zagłębił w swoje myśli. Czy oznaczało to, że Livid była ucieleśniona? To by tłumaczyło wiele, ale nie wszystko. Owszem nie powinno robić na Yaku wrażenia zwierze wyłażące z Livid, ale na Boga, przecież to był smok, stworzenie żyjące tylko w legendach, coś nieprawdziwego. A te łuski? Jasne było, że musiały mieć coś wspólnego z tym smokiem, kolor był taki sam, ale w życiu nie spotkał ucieleśnionej osoby, która na swoim ciele miała jakieś elementy swojej Emocji, to było przecież takie nienaturalne.
Im mocniej to analizował, tym bardziej utwierdzał się w fakcie, że mu się przewidziało. Nikt prócz niego tego smoka nie widział, w samolocie panowała cisza zupełnie nie podobna to atmosfery, jaką powinien wywołać smok. Może mu się tylko przewidziało.
Takimi właśnie myślami zaprzątał sobie głowę przez następne kilka godzin nim dotknęli płyty lotniska w Paryżu. Wtedy zaczął się taki chaos, że Yaku nie miał czasu o niczym myśleć. Wyciąganie toreb i bagaży, szybkie polecenia i totalny ścisk. Yaku dostrzegł, że Namukoto przechodzi na tyły samolotu w ręku trzymając czarnego kota. Chłopak zmarszczył brwi zastanawiając się skąd do diabła Namukoto dorwał kota, ale Alti go ponaglił i tłum pociągnął go do wyjścia z samolotu.
Yaku czuł się dziwnie poddenerwowany. Nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale czuł w żołądku ścisk. Dookoła byli tylko znani ludzie więc nie rozumiał tego stanu, dopiero gdy Hwan zatrzymał się przed wyjściem na teren lotniska, zrozumiał za nim manager wypowiedział całe zdanie.
— Dobra trzeba uważać, na zewnątrz jest masa fanów, będziemy iść całą grupą. Yaku dasz radę?
— Nie. — jęknął czując nagle przypływ paniki.
— Co jest, kochanie? — Cara podleciała go niego niczym matka, ale Hwan warknął na nią by się odsunęła. Yaku też nie chciał je pomocy, nie chciał niczyjej pomocy, miał atak paniki i wszystko przestało mieć znaczenie.
— Wszystko w porządku? — rozległ się głos za jego plecami i Yaku jeszcze bardziej sparaliżowało. Momentalnie jej głos niczym bodziec elektryczny przypomniał mu o łuskach, a co za tym szło o smoku, którego zobaczył w chmurach. Drgnął i odwróciła się ku niej. Szła ramię w ramię z Koto, który w końcu pozbył się kota.
— Yaku ma atak paniki, a za ścianą są tłumy fanów. — powiedział Alti bacznie się Livid przyglądając. Yaku miał pretensję do niego, że tak bezczelnie mówił jej o jego lękach, ale nie był w stanie zapanować nad sobą. Chwycił się ściany i zamrugał czując jak wali mu serce. Jeszcze nie zobaczył fanów, ale poczuł ich napór jak wiele razy wcześniej, to uczucie duszenia się w żywej klatce, gdy popychali go i miotali nim. Nie był w stanie oddychać, czuł się stłamszony i zależny od oszalałego tłumu. Ponoć go kochali a mimo to przyprawiali go, o którego stan nienawidził.
— Mogę ci pomóc. — odezwała się nagle Livid stając twarzą twarz z nim. Drgnął gwałtownie i cofnął krok.
— Nie! — krzyknął wyrywając dłonie, za które ciała go złapać.
— Odczep się od niego. — wrzasnęła Cara.
— Uspokójcie się w tej chwili. — warknął Hwan — za chwilę stanie się katastrofa, jeśli się stąd nie ruszymy. Yaku idzie w środku, dookoła reszta i jakoś przejdziemy, ale musimy już iść. — Twarz managera tryskała gromami, ale Yaku czuł się, że wszystko, co działo się dookoła niego jakby zwolniło. Zaczął widzieć podwójnie, a w gardle czuł smak żółci. Ktoś go popchnął i nagle znalazł się w środku obok Livid. Chciał jej powiedzieć by się od niego oczepiła, ale nie miał siły. Wtedy to poczuł jej uścisk na dłoni. Złapała go mocno za rękę i nie puszczała jakby był dla niej deską ratunku. W momencie, gdy złapała go za rękę poczuł totalny spokój, jakby ktoś wyłączył dźwięk, wszystko jeszcze bardziej zwolniło, ale i też się ustabilizowało. Oddychał pełną piersią, nie czuł ścisku w płucach. Serce biło mocno, szybko, ale nie panicznie. Miał wrażenie, że od jej dłoni ciągnie litry spokoju jakby był kleszczem wysysającym z niej krew. Przeszli przez drzwi i Yaku zobaczył twarze rozszalałych fanów, jednak kompletnie nie odczuł paniki. Puściła jego dłoń, ale nadal czuł pokłady spokoju oraz opanowania w momencie tej wędrówki jakby oboje znajdowali się w bańce mydlanej. Dostrzegł coś jeszcze. Cała grupka szła spokojnie, żadna z otaczających ich fanów nie zbliżyła się do nich choćby o metr. Yaku miał wrażenie, że są statkiem, który rozpycha na boki fale i bez zawahania płynie na przód. Rozglądał się i badał wszystkim zmysłami co tak naprawdę się dzieje dookoła niego aż nie dotarli do samochodu. Wszedł do vana za nim Livid i gdy usadowił się wygodnie cała czysta energia, cały spokój jakby uciekły. Znów czas przyspieszył, dźwięki się wyostrzyły, a on spojrzał na Livid. Dziewczyna nie ruszała się, miała zamknięte oczy i leżała na oparciu kompletnie bez życia.
— Livid? — potrząsnął jej ramieniem, ale nic to nie dało. — Pomóżcie mi, ona chyba zemdlała.
Poklepał ją po policzku chcąc ocucić przypominając sobie od razu ten nieszczęsny poranek, gdy miała paraliż senny. Mając same najgorsze przeczucia nadal nią potrząsał wołając jej imię. Obok dosiadła się Alex i również pomagała mu ją ocucić. Musieli jechać, bo fani jakby nagle oprzytomnieli i dosłownie rzucili się na samochody. Wyjechanie spod lotniska trochę trwało, a Yaku i Alex dalej starali się dobudzić Livid.

Ocknęła się, dopiero gdy byli w połowie drogi do hotelu. Zamrugała i zerknęła najpierw na Alex, a potem na Yaku, który już odkręcał butelkę z wodą, by oblać jej twarz.
— Jak się czujesz? — spytała Alex odgarniając jej spocone włosy z czoła. — chyba masz gorączkę.
— Nic mi nie jest, muszę tylko odpocząć.
— Jak jeszcze raz usłyszę od ciebie, że nic ci nie jest będąc w takim stanie jak teraz to przysięgam, a zrobię ci krzywdę.
— Jak to jeszcze raz? — fuknęła Cara z przedniego siedzenia. Yaku ją zignorował i sam przyłożył jej dłoń do czoła. Faktycznie było ciepłe.
— Jestem silna, uwierz mi. — szepnęła uśmiechając się niemrawo.
— Ciekawe skąd czerpiesz tę siłę. — mruknął patrząc się na nią twardo jakby chciał sprawić by wyczytała jego myśli w oczach. Wytrzymała jego spojrzenie, ale nie całe, westchnęła i przejęła od niego butelkę z wodą.
— Nie musisz dziękować. — mruknęła kąśliwie oddając mu pustą butelkę. Wytarła usta wierzchem dłoni. Yaku zerknął na nią, ale nie zobaczył w jej oczach wyrzutów. Tak czy inaczej, poczuł się w obowiązku podziękowaniu jej, wszak ocaliła mu skórę.
— Dziękuję, naprawdę. Nie wiem co zrobiłaś, ale to było niesamowite. — szepnął cicho by zmniejszyć szansę podsłuchania ich przez Carę.
Cała ta sytuacja sprawiła, że Yaku poczuł skruchę oraz wyrzuty sumienia. Co podkusiło go, by grał takiego dupka? Szantaż, naprawdę Yaku? Teraz gdy poznał część jej tajemnicy wiedział, czemu tak bardzo nie chciała mu powiedzieć skąd ma łuski. Musiało ją to wiele kosztować, przecież nie codziennie ludzie dowiadują się, że smoki istnieją. Będzie musiał ją przeprosić, a gdy przyjmie jego przeprosiny mieć nadzieje, że zechce pokazać mu więcej. Yaku aż umierał z ciekawości jak to się stało, że Livid miała smoka. Był pewien, że historia jest niesamowita. 

___________

Zapraszam na moje social media:

Jeśli chcesz mnie wesprzeć kup moje książki, linki w bio na Wattpadzie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro