Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 25. ŁUSKI


— Livid! — krzyknął Koto wsadzając głowę przez drzwi. Echo rozniosło się po katedrze ogłuszając go trochę, ale nikt mu nie odpowiedział. — Livid!
Wyjął głowę zza drzwi i ponownie stanął na szczycie schodów i rozejrzał się.
— Znalazłeś ją? — Maru pojawiła się w jego polu widzenia i zaczęła wspinać się ku niemu.
— Nie.
— Co jest takie ważne, że musisz się z nią tak szybko zobaczyć?
— Znów jej potrzebujemy. Nie długo mamy trasę i potrzebne nam kilka scen z Livid do intro.
— Wow. — Maru zrobiła wielkie oczy. — módl się by ci nie odmówiła. O ile dobrze pamiętam udawała tam dziewczynę Yaku, tak?
— Dokładnie. Teraz też tego potrzebujemy, trzymaj kciuki by się zgodziła. Livid! — Koto znów zawołał, a Maru się do niego przyłączyła.
— LIVID!
Sekundę później wiatr zawirował wokół nich, burząc ich fryzury, a potem wielki gad przysiadł na dachu katedry spuszczając ku nim swój złoty łeb.
— Głośniej, bo was w Argenti jeszcze nie słyszeli. — fuknęła Livid, zsuwając się z grzbietu Vivida i łagodnie z pomocą smoka opadając obok nich.
— Jesteś wreszcie. — zaczęła Maru, nie witając się nawet. Livid uniosła brwi i Namukoto czuł, że między dziewczynami jest spięcie. Musiał porozmawiać z nią sam na sam.
— Czy mogę zamienić z tobą słówko? — zaczął Koto wychodząc trochę przed Maru, by nie doprowadzić do awantury.
— W czym problem? — Livid stała się podejrzliwa, co jeszcze bardziej go zaniepokoiło.
— Jak z nim pójdziesz to się dowiesz. — fuknęła Maru cmokając pełna zniecierpliwienia.
— Już spokojnie, Maru. — Koto spojrzał na nią ciężkim wzrokiem, na co rogata prychnęła.
Namukoto czym prędzej poprowadził Livid do katedry tak by Maru nie miała kolejnej możliwości dodania czegoś od siebie.
— Pokłóciłyście się? — zagadnął Namukoto, by przerwać milczenie.
— To ona ma problem.
— Mówiła mi, że przeniosłaś się na dobre na Aurum. Znowu.
— Ciebie też to drażni? — fuknęła, a jej postawa sprawiała, że Namukoto coraz bardziej obawiał się rozmowy na temat teledysku.
— Nie, skąd. To twój wybór. — wybronił się szybko i dodał, by nie wyszło, że taż ma pretensje. — czasem odpoczynek i odpuszczenie działają cuda. Może wejdziemy tutaj?
Weszli do małego pokoiku, który w prawdziwej katedrze czyniłby rolę składzika na szczotki. Ten jednak stał pusty nie licząc jednej zakurzonej ławki. Ciemne ściany nadawały mu mroczny wygląd, a gdyby nie jedno okno z witrażem nic by nie widzieli.
— O czym chciałeś ze mną porozmawiać? — spytała zatrzymując się z rękami na piersiach.
— Błagam, tylko nie wpadnij w histerię. — zaczął Koto czując w gardle ścisk. — Gdybym miał inny wybór to zrobiłbym to inaczej, ale nie mamy wyjścia.
— Brnij do celu, Koto, bo brzmisz strasznie dramatycznie.
— Okej. — westchnął. — Wytwórnia znów potrzebuję ciebie do teledysku.
Powiedział to szybko na wydechu jak karabin maszynowy. Spojrzał na Livid oczekując ataku lub wybuchu, ale dziewczyna zbladła i opadła na ławkę totalnie wypompowana.
— Nie. — szepnęła kręcąc głową. — nie, to za wiele.
— Proszę Livid. Jesteś nam potrzebna, tylko ty możesz siebie zagrać.
— Bzdura, znajdziesz milion takich jak ja. — mruknęła nie patrząc na niego.
— Przecież wiesz, że nie o to chodzi. — Namukoto podszedł do niej i ukucnął przytrzymując się jej kolan, by utrzymać równowagę. — Wiem, że się boisz. Będzie dużo ludzi no i będziesz musiała grać, ale na ten moment jesteś naszą jedyną nadzieją. Mamy za mało czasu na szukanie innej, a wiem, że taka okazja na zbliżenie się do Yaku nie trafia się codziennie. Wykorzystaj to.
— Ja nie wytrzymam tam z wami. Nie dość, że Cara, to jeszcze Zemi uważający mnie za świruskę, to będzie katastrofa.
— Będę tam ja, ogarnę ich. Nie przejmuj się. — wziął ją za ręce i ścisnął dodając otuchy. — Jestem pewny, że w głębi serca, czujesz, że powinnaś to zrobić.
Livid westchnęła zamykając oczy.
— Ale ja się tak strasznie boję. — jęknęła opierając głowę o ścianę. Koto widział, że była bliska rozpaczy.
— Hej, no już. — usiadł obok niej i nakłonił, by się przytuliła do niego. Był jej przyjacielem, jedyną osobą, która była w tym momencie dla niej czuła. Od tak długiego czasu, nikt jej nie przytulał, nie dawał poczucia, że jest obok. Tulił ją do siebie czekając, aż wróci jej opanowanie. Czuł jej serce, jak łomocze się na samą myśl o czekającym ją scenariuszu. Nie spieszył się, trzeba było podejść do niej na spokojnie.
Livid pociągnęła nosem i podniosła głowę.
— Zgoda, niech ci będzie — powiedziała wzdychając ciężko. — wiem, że powinnam to zrobić, ale jeśli zostawisz mnie samą z nim choćby na sekundę to masz jak w banku, że Vivid zrzuci cię z kilometra.
Namukoto zaśmiał się pocierając jej ramię.
— Oczywiście, nie zostawię cię.
— Mam jeszcze jeden warunek, znaczy prośbę. Chciałabym zabrać Alex, no wiesz, by też powoli się z nimi oswajała.
— Pewnie, jeśli przyjdzie jako twoja koleżanka to nie ma problemu. Powiem reszcie, że będziecie we dwie. — Namukoto wstał i pomógł podnieść się Livid.
— Może podczas kręcenia stanie się coś, że Yaku sobie przypomni? — mruknął chcąc zaszczepić w niej nadzieję.
— Koto! — Livid podniosła głos i zatrzymała się. Chłopak spojrzał na nią zaciekawiony. — Rozmawiałam z Balbinem, odkryłam coś, ale powiem to też Maru.
— Co masz mi do powiedzenia? — rogata dziewczyna wyszła zza rogu korytarza. Livid od razu zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
— Podsłuchiwałaś?
— Wiesz, zamknęłaś się w ciemnym pokoju z moim chłopakiem, jasne, że podsłuchiwałam.
Livid posłała znaczące spojrzenie Koto. Chłopak jasno wyczuł, że Livid pragnie by jakoś zareagował na to zachowanie Maru, ale Namukoto jakoś się do tego nie kwapił.
— Miałaś coś nam powiedzieć. — rzekł Koto licząc na to, że Livid nie będzie go męczyć by jakoś wpłynął na swoją dziewczynę. Okazało się, że to, co miała im do powiedzenia było tak istotne, że momentalnie zaczęła temat.
— Maru, co wiesz o Kronikach Osobliwości?
— Nic, pierwsze słyszę.
— Jak to? Przecież żyjesz na Motus, musiałaś coś słyszeć. — Livid jęknęła rozczarowana, a ramiona jej opadły.
— To tak samo, jak ja ciebie osądzając, że nie wiesz wszystkiego o Ziemi, przecież wychowałaś się na niej.
Livid prychnęła. Koto coraz bardziej obawiał się momentu, w którym dojdzie do rękoczynów, co zbliżało się w zatrważającym tempie.
— Co to w ogóle są Kroniki Osobliwości? — spytał mając nadzieje, zajmie przynajmniej jedną rozmową.
— Spotkałam Balbina na Akademii i wspomniał mi, że coś takiego istnieje. Ponoć jest to miejsce, w którym istnieją wszystkie wspomnienia, każdego człowieka. Rozumiecie? — spojrzała na nich jakby chciała wzrokiem wycisnąć z nich zrozumienie. — każde wspomnienie, nawet to które w jakiś sposób zostało usunięte.
Nastało milczenie, nawet Maru nie miała jakiejś kąśliwej riposty, co oznaczało, że w jakimś stopniu ma to sens.
— Czyli sądzisz, że wejdziesz sobie do tych Kronik Osobliwości, capniesz wspomnienia i wyjdziesz? — Maru uniosła brwi pełna sceptycznych myśli.
— Nie wiem, ja tylko przekazuje wam to, co dowiedziałam się od Balbina. Myślała, że ty Maru wiesz coś więcej.
— Niestety. Możesz jednak spytać się Balbina, skoro od niego się tego dowiedziałaś, nie?
— Tak zrobię. — powiedziała Livid kierując się do wyjścia z katedry.
— Kroniki Osobliwości? — mruknął Koto do Maru cicho, by odchodząca Livid ich nie usłyszała.
— Biedaczka, już nie wie co ma robić więc chwyta się iluzji. — odparła Maru, a Namukoto dosłyszał w jej głosie współczucie. Chłopak westchnął, założył ramię na jej szyję i oboje wyszli z katedry na zalane porannym słońcem miasteczko Aurum.

***

Mimo że szukałam Balbina cały dzień nigdzie nie mogłam go znaleźć. Pokusiłam się nawet o stwierdzenie, że chłopak opuścił Aurum. Nie powinno było mnie to dziwić, w końcu był przecież wolny no i miał skrzydlatą Emocję, a Tyto już niejednokrotnie udowodnił, że jest w stanie przenosić na swoim grzbiecie duże ciężary. Zajęłam się za to, czym innym, a był to zajęcie bardzo niewygodne i przyprawiające o skurcze w żołądku. Miałam znów spotkać się z Yaku. Mało tego, miałam grać jego dziewczynę. Na ten moment kompletnie nie czułam się na siłach, aby dokonać takiego czynu.
— Przecież ja umrę jak on tylko mnie dotknie. — jęknęłam zwijając się w kłębek i chowając pod skrzydło Vivida. Chciałam uciec od własnych myśli.
— Nie panikuj, to twoja szansa. — odparł Vivid zaspanym głosem. Był na granicy snu i jawy. Wiedziałam, że moje gadanie tylko go irytuje, bo nie pozwala zasnąć. Nie zwracałam jednak na to uwagi, musiałam wyrzucić z siebie wszystkie moje obawy.
— Vivid, co ja mam robić?
— Przestać myśleć i dać mi spać.
— Wcale nie jesteś pomocny! — prychnęłam wyłażąc z plątaniny jego łap i skrzydeł.
— Jak dasz mi się wyspać, to będę bardziej.
— Jasne. — prychnęłam wychodząc. Można było uznać w tym momencie, że obraziłam się sama na siebie, ale trudno, niech śpi, załatwię w międzyczasie co innego.
Przeszłam na Ziemię i pojechałam na uniwersytet Konkug
Był początek zimy i troszkę żałowałam, że nie pomyślałam wcześniej by ubrać się jakoś cieplej. Mroźny wiatr zawiewał pod bluzę przyprawiając o dreszcze, a ręce zmarzły nawet schowane w kieszeniach. Przyspieszyłam do truchtu i pognałam do budynku gdzie odbywały się zajęcia z koreanistyki.
Konkug był dużym uniwersytetem więc dobiegnięcie do właściwego budynku sprawiło, że zadyszałam się nieco, ale i też rozgrzałam. Wewnątrz było cicho, zapewne trwały wykłady. Wykorzystałam to i przeszłam po korytarzach licząc, że spotkam Alex na którejś ławce jak siedzi i się uczy. Niestety ten scenariusz okazał się zbyt optymistyczny i musiałam czekać na zakończenie wykładu. Usiadłam na ławce najbliżej wyjścia mając nad głową tablicę korkową z różnymi informacjami na temat obozów czy imprez studentów i zamieniłam się w oczekiwanie.
Zajęcia skończyły się pół godziny później, a mi serce podeszło do gardła, raz z powodu tłumu, do którego nie byłam przyzwyczajona, a dwa, bo dotarło do mnie, że zaraz spotkam się ze swoją przyjaciółką, która mnie nie pamięta, a nawet gorzej nawet nie lubi.
Wstałam, by być lepiej widoczna, choć będąc jedyną blondynką wśród samych czarnych głów nie musiałam się zbytnio wysilać. Prześlizgiwałam się wzrokiem od osoby do osoby, która wychodziła z auli, ale żadna nie była tą konkretną. Już tracąc nadzieję, że to nie ta aula, albo w ogóle nie ma tutaj Alex, rozległ się śmiech, który od razu rozpoznałam. Drgnęłam i podeszłam bliżej.
Alex była ostatnia, która wychodziła z sali, będąc w towarzystwie dwóch chłopaków. Śmiali się i żartowali, a Alex coś szybko mówiła. Zebrałam w sobie całą odwagę i ruszyłam ku niej z uśmiechem. Czułam się niekomfortowo, zupełnie inaczej niż gdy to ona odwiedzała Aurum, zapewne dlatego, że tutaj to ona była u siebie na swoim terenie.
— Alex! — podniosłam rękę, by zwrócić na nią uwagę, a cała trójka przystanęła i spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
— Livid? A co ty tu robisz? — Alex zdawała się totalnie wytrącona z równowagi.
— Możemy porozmawiać? — wypaliłam nadal czując oceniające spojrzenia chłopaków.
— Teraz? Właśnie szliśmy coś zjeść.
— To dość istotne. — mruknęłam czując znowu, że mi się wymyka jak tego dnia, gdy to Maru zużyła diament, a nie ona.
— Jak jest jakiś problem, cheetah, to spotkamy się następnym razem. — powiedział wesoło jeden z Koreańczyków po angielsku, uśmiechając się do Alex. Mnie przez sekundę wcięło, bo właśnie uświadomiłam sobie jak on nazwał Alex. Cheetah? Serio?
— Na pewno? Wiem, że odkładamy to już jakiś czas. — Alex nie zwróciła uwagi na ksywkę tylko patrzyłam na kolegów ze smutną miną.
— Pewnie, nie ma problemu. — odezwał się drugi chłopak, troszkę z gorszym akcentem. — My pójdziemy na piwo, a jak szybko skończysz to dołączysz do nas. Co ty na to?
— Super, zadzwonię do was. — Alex uśmiechnęła się uradowana i pomachała im gdy odchodzili.
— O co chodzi? — Mina Alex zrzedła, gdy tylko jej wzrok spoczął na mnie.
— Czy on nazwał cię cheetah?
— Tak, a co? To moja ksywka.
Uniosłam brwi, oczekując nieco głębszych wyjaśnień.
— Stwierdzili, że jestem tak szczupła, jak gepard więc od jakiegoś czasu tak na mnie wołają.
— A już myślałam, że obnosisz się zbyt mocno z Acinoną.
Alex zmarszczyła brwi.
— Po co przyszłaś, Livid? Bo jeśli po to, by prawić mi morały, to mam o wiele lepszy pomysł na spędzenie tego wieczoru.
— Nie, nie o to mi chodziło. Może gdzieś usiądziemy?
Alex westchnęła i poprowadziła mnie do wyjścia z budynku. W milczeniu poszłyśmy mroźną ulicą, oświetloną żółtymi światłami latarni. Dziesięć minut zajęło nam dojście do przepełnionej kawiarni Starbucks, a ja poczułam kojące ciepło i że znów jestem w stanie rozprostować palce.
— Co zamawiasz? — spytała Alex już wpatrując się w menu.
— Nic, nie mam pieniędzy. — odparłam nie czując z tego powodu jakoś gorzej, po prostu stwierdziłam fakt. Alex spojrzała na mnie wymownie i podeszła do lady. Zamówiła płynny koreańskim i wymieniła dodatkowych kilka zdań z dziewczyną za ladą. Poczułam dumę na widok jak dobrze sobie radzi z językiem, który od wielu lat tak bardzo ją fascynował. Podziękowała sprzedawczyni i ruszyła zająć stolik, a ja za nią.
— Wzięłam ci latte, może być? — spytała, gdy usiadłyśmy pod oknem. Ja skinęłam głową wpatrując się w okno. Właśnie zaczął padać śnieg.
— No więc? O co chodzi? — ponagliła mnie widząc, że się zawiesiłam. Drgnęłam na jej wołanie i spojrzałam na nią.
— Chciałabym byś mi towarzyszyła podczas nagrań, jakie będę miała z Astralnymi. — powiedziałam spokojnie.
Poczułam się jakbym oglądała pantomimę. Bardzo dobrze, że nie dostałyśmy jeszcze swoich kaw, bo było to zdanie z tego rodzaju, które wywołuje niekontrolowanie plucie tym, co akurat trzymało się w ustach. Przez twarz Alex w pierwszej sekundzie zaistniał szok, potem zobaczyłam moją starą non stop ekscytującą się Alex, po czym do głosu doszedł rozsądek oraz nieufność i dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Czemu? — spytała podejrzliwie.
— Bo nie mam z kim iść. — odparłam szczerze. Fakt Koto był na miejscu, ale nie będzie mógł być obecny obok mnie non stop, a potrzebowałam wsparcia, jakiegokolwiek.
— Ale czemu ja? Przecież mnie nie lubisz.
— Alex, czy ja faktycznie dałam ci kiedykolwiek sygnał, że cię nie lubię? Tak szczerze. — spojrzałam się na nią litościwie, a ona zarumieniła się.
— W sumie. Nigdy cię tak naprawdę nie było, gdy odwiedzałam Aurum. Jakoś tak Maru się do ciebie odnosiła i ja też zaczęłam.
— Maru się tak do wszystkich odnosi, nawet do roślin. — prychnęłam. Alex nic nie odpowiedziała tylko wstała, bo dziewczyna za ladą zawołała nas po kawy. Patrzyłam się jak wraca z dwoma kubkami i właśnie uświadamiając sobie, że przecież nie lubię kawy.
— To jak, pójdziesz ze mną? — spytałam czekając na potwierdzenie. Trochę też się rozluźniłam widząc, że pewną kwestię sobie wyjaśniłyśmy. Żadna z nas tak naprawdę nie nie lubiła drugiej. Po prostu nie rozmawiałyśmy ze sobą.
— Oczywiście, że pójdę. Dziewczyno! Taka okazja? Ale nadal nie rozumiem czemu ja?
— Potrzebuje wsparcia, a Maru jest zbyt charakterystyczna.
— A co będziesz kręcić? O matko, znów ich zobaczę! — pisnęła starając się nieumiejętnie ukryć ekscytację.
— Wiesz, że to ja jestem w ich jedynym teledysku, gdzie występuje blondynka?
— No wiem, był konkurs organizowany przez ich wytwórnię, nawet w nim wystartowałam, ale niestety nie wygrałam. Serio, zazdroszczę.
— Niedługo mają trasę koncertową i muszę dograć intro, na ich koncerty.
— Ale czad! Serio, laska wygrałaś życie.

Raczej przegrałam w życie. Mruknęłam w myślach, ale Vivid spał zbyt twardo mi coś odpowiedzieć. Posłałam Alex wymuszony uśmiech i zabrałam się niechętnie za swoją kawę.
Byłam jednak zadowolona, że się z nią spotkałam. Przynajmniej nie stresowałam się naszą relacją, aż tak mocno. Teraz gdy zaprosiłam ją by ponownie spotkała się z chłopakami będzie mnie cenić jeszcze bardziej.
Pożegnałam się z nią po wyjściu z restauracji. Śnieg rozpadał się na dobre, więc założyłam kaptur i schowałam ręce w kieszeniach.
— Na pewno nie chcesz iść ze mną? Oni naprawdę są spoko. — spytała mnie na odchodnym.
— Nie dzięki, wrócę na Aurum, wiesz trochę mi zimno.
— No jak ktoś się tak ubiera. — Alex cmoknęła z irytacją patrząc się na moje cienkie legginsy i bluzę. Wzruszyłam ramionami.
— Czyli za tydzień w piątek tak? Dobrze będę. — Pomachała mi i rozstałyśmy się. Czując, że zaraz stanę się soplem lodu pognałam wprost do portalu i przeniosłam się na cudownie suche i ciepłe powietrze swojej krainy.


Mimo że do dnia sądu miałam jeszcze dużo czasu to stres zaczął mnie zjadać już od poniedziałku. Nie myślałam o niczym, nawet zapomniałam porozmawiać z Balbinem na temat Kronik Osobliwości. Nic tylko leżałam z Vividem czekając na mój dzień prawdy. W czwartek czując, że albo wypluje żołądek ze stresu, albo zemdleje, rozkazałam Vividowi by we mnie wrócił, a sama przeniosłam się do swojego mieszkania na Ziemi, by trochę się ogarnąć. Umyłam się wyszorowałam właściwie wypłukując z siebie całą piaskownicę Aurum. Wmusiłam w siebie jakiś posiłek na wieczór i poszłam do łóżka oczywiście nie mogąc zasnąć. Miałam się zjawić w wyznaczonym miejscu o siódmej rano, więc poleżałam do piątej będąc na granicy snu a jawy.
Wyczołgałam się z łóżka, umyłam się i ubrałam w najcieplejsze rzeczy, jakie miałam i wyszłam o szóstej, gdy dopiero świtało. Mój samochód od dawna stał zapomniany i bez paliwa więc minęłam go nie zaszczycając spojrzeniem i wyszłam ze stajni. Szłam w mroźnym powietrzu poranka czując jak zimno szczypie mnie w twarz. Nie mogłam się dziwić wszak był początek grudnia. Doszłam do metra kupiłam bilet i czekałam na pociąg skupiając się, by nie umrzeć w międzyczasie.
Namukoto zadzwonił do mnie, gdy wychodziłam z metra. Drżącą ręką sięgnęłam do kieszeni i odebrałam.
— Aż tak bardzo się denerwujesz? Livid odpuść. — Namukoto zachichotał na dźwięk mojego głosu.
— Nie pomagasz. — fuknęłam przystając na chodniku. Miałam tu spotkać się z Alex.
— Wybacz. Jak wam idzie? My już jesteśmy prawie gotowi.
— Czekam na Alex, o już właśnie idzie. Będziemy niedługo.
— Zadzwoń do mnie jak już będziecie pod budynkiem to wyjdę po was. — powiedział i rozłączyliśmy się.
— Cześć! — przywitała się Alex z nie krytym uśmiechem. — Jak nastawienie?
— Może być. — mruknęłam nie chcąc ciągnąc tego tematu. Ruszyłyśmy znów do metra, milcząc, bo ja miałam taką gulę w gardle, że nie byłam w stanie nic powiedzieć.

Vivid, wydarzy się coś złego, ja ci to mówię, jęknęłam w myślach chcąc usłyszeć jego głos, nawet jeśli miał na mnie krzyczeć.

Jeszcze jedno negatywne słowo, a ucieleśnię się w tym pociągu. Weź się w garść, dziewczyno!
Jęknęłam tylko nic nie mówiąc i odłączyłam się od niego.
Reszta podróży minęła nam zbyt szybko i gdy stanęłyśmy pod niskim budynkiem studia, gdzie zazwyczaj chłopaki kręcili różne teledyski, serce waliło mi chyba w mózgu.
— Cześć dziewczyny! — krzyknął Namukoto wychodząc jakimś tylnym wyjściem ubrany w koszulę, a na ramionach miał długą puchową kurtkę — chodźcie. Witaj Alex.
Uśmiechnął się do dziewczyny, a ta prawie zwinęła się w kłębek z ekscytacji. Bąknęła jakieś przywitanie i ruszyła za mną do wnętrza budynku.
— Alex, śmiało rozgość się. — powiedział Namukoto ściągając kurtkę i rzucając na fotel w pierwszym pomieszczeniu, do jakiego weszliśmy. — tylko unikaj kamer, by cię nikt niepotrzebnie nagrał, potem mogą być problemy.
— Jasne. — Alex, kiwnęła głową, a gdy wyszliśmy i Koto poprowadził mnie dalej, szepnęła mi do ucha. — czy ty ogarniasz to, że Namukoto pamięta moje imię?
Posłałam jej wymuszony uśmiech, bo nie potrafiłam w tym momencie się tym ekscytować.
— Chodź Livid, wpierw trzeba cię umalować i uczesać. To jest Sooyoung — Koto wskazał na tęgą uśmiechniętą Koreankę, która stała przy krześle i czyściła pędzle do makijażu. Uśmiechnęła się na mój widok i skłoniła witając. Również się przywitałam i zaczęłam rozbierać.
— Poradzicie sobie, ja muszę nagrać swoją część. — Namukoto spojrzał na mnie przepraszająco, wiedząc zapewne co sobie pomyślałam. Skinęłam jednak głową wiedząc, że przecież nie może być ze mną non stop. Tak naprawdę co stresującego może być w czesaniu i malowaniu.
Rozebrawszy się usiadłam na wskazanym przez Sooyoung krześle. Okazało się, że dziewczyna, całkiem nieźle mówi po angielsku tak więc obie nie miałyśmy problemu, by się dogadać.
— Będziesz występować w sukience, więc proponuję byśmy zakręciły ci włosy, co ty na to?
— Zdaję się na ciebie. — mruknęłam patrząc się na nią w lustrze. Dziewczyna zdawała się niewiele starsza ode mnie więc od razu przeszłam na ty. Sooyoung uśmiechnęła się do mnie i zaczęła rozczesywać mi włosy. Nie były tak krótkie, jak w momencie, gdy obcięłam je po powrocie z psychiatryka, ale nadal nie były to moje piękne długie włosy co kiedyś. Teraz sięgały do łopatek i były całkiem w niezłej kondycji, ale pewnie ze względu, na mycie ich w czystej wodzie oraz innych ziołach, plus do tego, że nie byłam człowiekiem.
Gdy Sooyoung zaczęła mnie czesać, Alex przysiadła na drugim krześle i zaczęła rozmawiać, oczywiście do czasu, bo wrócił Koto i zagadnął:
— Alex, nie chciałabyś przywitać się z resztą?
— Jeszcze pytasz?! — Zerwała się mało nie zabijając o stołek i wybiegła za Koto. Chłopak wcześniej posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, że planuje by Alex zbliżyła się do Teniego, czego oczywiście nie mogłam mu zabronić, ale tym sposobem zostałam sama z Sooyoung.
Miałam zrobione połowę włosów, które opadały mi na policzek, gdy w drzwiach garderoby pojawiła się Cara z uśmiechem na twarzy.
— O jesteś już. — przywitała się wchodząc. Ja spięłam się wewnętrznie, bo ostatnie nasze spotkanie nie wypadło najlepiej. Cara zdawała się tego nie pamiętać, bo promieniała radością i zagadnęła stając za mną i patrząc w lustro.
— Ale masz śliczne włosy. — powiedziała dotykając ich delikatnie. — jakie grube, kurcze zawsze chciałam mieć blond.
— Twoje też są piękne. — mruknęłam wpatrując się w jej długie prawie do pasa kasztanowe włosy. Jak można było nie akceptować takich włosów? Zaplecione w warkocz zapewne musiały być grube jak mój nadgarstek, ale to z tego samego powodu, ona też nie była człowiekiem.
— Oj daj spokój, same z nimi problemy. Powiedz mi lepiej jak się czujesz? Gotowa na swój występ?
— Eee... — bąknęłam nie wiedząc co ja mam jej na to odpowiedzieć. Cara to moje wahanie zapewne wzięła za tremę, bo powiedziała:
— Nie martw się, wszystko się uda. Yaku jest bardzo uprzejmy.

Ty masz czelność nam to mówić, jędzo?  — Vivid drgnął w moim umyśle, a odezwał się tak niespodziewanie, że cudem powstrzymałam wzdrygnięcie.
— O jesteś! — Cara podniosła głowę i rozpromieniła się jeszcze bardziej. W wejściu stał Yaku. Przymknęłam na chwilę oczy walcząc z atakiem paniki.
— Cześć Livid. — Yaku wyszczerzył się szeroko i podszedł do mojego fotela. — Jak się trzymasz?
— W porządku.
— Dziękuję ci bardzo, że zgodziłaś się znów kręcić z nami intro. Trochę nas terminy gonią.
— Nie ma sprawy.
— Ty też powinieneś się już szykować, karmelku. — Cara wstała podchodząc do chłopaka i obejmując go w pasie. Ja zamrugałam.

Błagam Vivid, powiedz, że się przesłyszałam.
Ale Vivid mi nie odpowiedział, bo ryknął śmiechem i przetoczył się na grzbiet w moim umyśle.

KARMELEK!  — ryczał machając skrzydłami. Jego wybuch nie pomagał mi w zachowaniu powagi. Spuściłam wzrok czekając, aż Cara wyprowadzi karmelka z garderoby. Parsknęłam wtedy śmiechem nie mogąc się opanować i napotkałam spojrzenie Sooyoung, która wcale nie hamowała wesołości.
— Nie przejmuj się, oni tak zawsze. — powiedziała zawijając mi pasmo włosów na lokówkę. — Jak tylko są razem, Cara uwiesza się na nim jak na wieszaku.
— Widzę, że nie tylko mnie to bawi.
— Wcześniej owszem bawiło, teraz mamy ich po prostu dość. Ja rozumiem, że są razem, ale laska nie ma umiaru. Nie ma dnia bym nie znalazła ich śliniących się gdzieś w kącie.
— Współczuję. — mruknęłam tylko.
— Bardziej szkoda mi Yaku. Mam wrażenie, że chłopak nie ma odwagi powiedzieć jej czego tak naprawdę chcę. Wcześniej był taki fajni, miły, kontaktowy i delikatny. Cara zrobiła z niego jakąś imitacje Yaku. Podejrzewam, że to, co pokazują to tylko maska tego, jak wygląda ich związek. No, ale cóż ja poradzę, ich życie.

Widzisz Livid, musisz go uratować.

Gdybym nie była w nim zakochana, uratowałabym go tylko ze względu na tego karmelka. Przecież on by mnie zabił jakbym go tak nazwała.

Obiecaj mi jedno. Gdy już go odczarujemy, to będziesz go tym karmelkiem szantażować.

Jak nie ja to ty, mam racje?

Słowo smoka.
Parsknęłam śmiechem, a Sooyoung mi zawtórowała sądząc, że to na jej ostatnią wypowiedź. Umalowała mnie i po czterdziestu minutach już mogłam wstać z fotela i pójść przebrać się w czerwoną sukienkę w drobne kwiatki przed kolano z kołnierzykiem przy samej szyi. Część włosów miałam związane kokardką z tego samego materiału co sukienka i musiałam przyznać, że wyglądałam naprawdę ślicznie. Na nogach miałam lakierki ze skarpetkami za kostkę.
Wyszłam z przebieralni czując się naprawdę pewnie i uśmiechnęłam do Sooyoung.
— Wyglądasz naprawdę ślicznie. Obróć się. — poprosiła. Wykonałam piruet, a w tym samym momencie wszedł Koto z Alex.
— O już jesteś gotowa. Wow, wyglądasz pięknie. — uśmiechnął się oceniając mnie od góry do dołu. Uśmiechnęłam się w podzięce i wyszłam za nim z garderoby.
— Witaj, Livid! Miło znów cię widzieć. — powiedział Hwan, gdy weszłam do dużej hali. Pełno tu było ludzi kręcących się przy kamerach i oświetleniu. Dziewczyny biegające odziane w pędzle do malowania i szczotki czy puszki z lakierem do włosów. Dostrzegłam kilkoro chłopaków. Był Zemi, na którego widok dostałam ataku wewnętrznej paniki, przypominając sobie jak nasza ostatnia wizyta się skończyła. Dostrzegłam Altiego oraz Enifa. Potem zza kamery wyszedł Remo, ale Yaku nigdzie nie mogłam dostrzec.
— Mi również miło pana znów zobaczyć. — przywitałam się skromnie i zostałam pociągnięta w stronę ustawionej już scenografii.
Była to tak jak ostatnim razem, kawiarnia. Krzesełka i kanapy stały ustawione przy stolikach. Przy ścianach stały półki z książkami, a dwa duże okna z firankami wpuszczały tyle światła jak w pogodny wiosenny dzień w prawdziwej koreańskiej kafejce.
— Słuchaj, nie mówiliśmy ci wcześniej jak będzie wyglądać scena, bo jest bardzo krótka. Chcemy byś nagrała z Yaku tylko epizod jak daje ci naszyjnik, no wiesz potrzeba nam to do wątku.
— Dobrze.
— Macie udawać zakochanych, i to jest wasza rocznica, a on ci daje w prezencie naszyjnik.
Skinęłam głową.
— W porządku. Koto zajmiesz się Livid, ja muszę uciekać.
— Pewnie. Livid, choć. — chłopak pociągnął mnie bym zapoznała się ze scenografią. Był to też moment, w którym w miarę mogłam uznać, że jesteśmy sami. Namukoto udając, że przegląda jakieś książki na półce zapytał:
— Jak się trzymasz?
Wzruszyłam ramionami.
— Wytrzymaj dwadzieścia minut, dasz radę, wierzę w to! — ścisnął mój łokieć i odszedł. Ja już się nie ruszałam z miejsca, czekając na Yaku.
Przyszedł w końcu odprowadzany przez Carę, która dawała mu jakieś bardzo użyteczne rady jak ma grać, a Yaku chichotał pod nosem bezskutecznie ją odpędzając. Dopiero gdy reżyser krzyknął, że chce zrobić próbę, Careula odeszła usiąść obok Alex.
— Uśmiechnij się. — zagadnął mnie Yaku widząc moją przerażoną twarz. — będzie dobrze, ja nie gryzę.
Wymusiłam uśmiech modląc się by nie wyglądał jak szczękościsk i zajęłam miejsce na kanapie. Podano nam kawy i robiąc próbę wypiliśmy kilka łyków. Była ohydna.
Scena rzeczywiście była krótka. Z racji tego, że nasze głosy nie były istotne, mogliśmy gadać o byle czym i tylko sprawiać wrażenie zakochanych. Akurat to udawało mi się bezbłędnie, bo nie musiałam wcale grać.
— Dobrze, gotowi? — wrzasnął reżyser, a my skinęliśmy głowami. — AKCJA!
Spojrzałam na Yaku i momentalnie spłonęłam rumieńcem. Dostrzegłam w jego oczach miłość, prawie taką samą, jaką zapamiętałam sprzed dwóch lat. Posłał mi uśmiech i sięgnął dłonią do mojej ręki spoczywającą na stoliku. Splótł nasze palce, od których poczułam prąd uczucia. Zmusiłam się, by nie ścisnąć ich, by nie przyciągnąć do siebie i objąć, przytulić do serca.
— Pamiętasz tę kawiarnie? Tu była nasza pierwsza randka. — zaczął i uznałam, że musi grać. Pokiwałam głową spuszczając wzrok i bąknęłam, że pamiętam.
— Wtedy oboje byliśmy przerażeni. — odparłam coś bezmyślnie tylko byle by mówić i się uśmiechać.
— Racja. Wiele to dla mnie znaczy, że chciałaś tutaj dziś ze mną przyjść, wiesz?
— Naprawdę?
— Tak. Uznałem, że to romantyczne przyjść do tej samej kawiarni w naszą rocznicę. Mam nadzieje, że ci się podoba.
— Jestem oczarowana. — powiedziałam szczerze i bezwiednie wzmocniłam uścisk na jego dłoni. Yaku zmieszał się i zaczerwienił. Wtedy to reżyser zażądał cięcie i chłopak od razu mnie puścił wzdychając ciężko.
— Świetnie grasz! — zauważył czując się trochę niekomfortowo, zapewne odczuwając w jakiś sposób szczerość mojego uczucia.
— Dobrze, od tego miejsca, Yaku brnij do celu. Livid, jesteś rewelacyjna! — powiedział reżyser, a ja siknęłam głową.
— AKCJA!
— Chciałbym ci coś dać. — zaczął sięgając do kieszeni. Wyjął małe pudełeczko i otworzył. Nie zdążyłam zobaczyć co było wygrawerowane na małej srebrnej blaszce, bo Yaku od razu chwycił wisiorek i wstał z krzesła.

— To na dowód mojej miłości. — szepnął siadając obok na kanapie i przewieszając naszyjnik nad moją głową. Wszystkie moje nerwy stanęły na baczność. Vivid w moim umyśle już wstał pełen gotowości. Serce zamarło, a krew zastygła w żyłach. Pochyliłam głowę, by zerknąć, co było napisane na blaszce.
L&Y.
Yaku w tym samym momencie dotknął mojego karku.
Wprawdzie nie miałam tam łusek, ale musiałam być mocno wyczulona na jego dotyk, bo jego palce na skórze plus uświadomienie sobie co było napisane na naszyjniku, sprawiły, że prawie wyplułam z siebie Vivida. Drgnęłam, a niekontrolowany jęk wyrwał mi się z gardła. Poderwałam głowę szukając natychmiast ratunku. Każdy na mnie patrzył. Yaku zapiął mi naszyjnik i o coś się zapytał. Ja nie miałam czasu na nic.
— Możemy zrobić przerwę? — spytałam, a gdy reżyser bąknął „tak", zerwałam się i pędem uciekłam z miejsca nagrań.

Wytrzymaj! Wytrzymaj!   krzyczałam do niego w myślach czując jak miota mi się w głowie i sercu. Wpadłam do jakiejś innej sali dużo mniejszej, ale zdecydowanie pustej, zamknęłam drzwi i dopuściłam.
Smok wyleciał ze mnie z takim impetem, że aż upadłam na kolana. Drżałam dysząc ciężko jak w gorączce, a złoty jaszczur miotał się pod sufitem machając szaleńczo skrzydłami.
— Uspokój się. — szepnęłam nie mając siły krzyczeć. W tym momencie cały mój upór i zdeterminowanie wisiały pod sufitem. Vivid był wściekły, czułam jak chce wykrzyczeć całemu światu prawdę, ale ja nie mogłam na to pozwolić, to nie mogło się tak wydarzyć.
— Jak on śmiał?! Jak ona miała czelność go dotykać!? — Vivid szalał dalej rzucając zdania pozbawione sensu. Myśli przepływały przez moją głowę w trybie setki na sekundę. Nie wiedziałam, na czym mam się skupić, co robić. Byłam jednocześnie rozpaczą i wściekłości, smutkiem i determinacją. Czułam się rozrywana przez samą siebie walczyłam ze sobą, by nie rozpaść się w tej pustej sali, tak, jak nie chciałam rozpaść się, gdy dowiedziałam się, że Yaku chodzi z Careulą.
— Livid. — rozległo się pukanie i rozpoznałam głos Koto.
— Nie! — wrzasnęłam, a Vivid zaczął burczeć. Opadł już na posadzkę, ale skrzydła dalej miał nastroszone, a górna warga drżała od warczenia. Ślina kapała mu z kłów brocząc posadzkę.
— Proszę, chcę pomóc. — Namukoto naprał na drzwi, ale nie pozwoliłam mu, przytrzymując je swoim ciałem.
— Odejdź.
Chyba posłuchał, bo nie poczułam kolejnej próby dotarcia do mnie. Okazało się, że pomieszczenie miało jeszcze jedno wejście. Drzwi z naprzeciwka skrzypnęły, a Vivid obrócił łeb. Gdy tylko dostrzegł Namukoto odbił się od posadzki ślizgając na swojej ślinie i jednym machnięciem skrzydeł doleciał do chłopaka rycząc wściekle. Nie miałam siły go powstrzymać. Nadal czułam dotyk palców Yaku na karku, nadal widziałam tę miłość w jego oczach. Gdy złączył nasze palce jak gdyby te kilka lat nie miały miejsca. Ile bym dała, by być taką jak z teledysku, siedzieć razem pić kawę, a rocznice spędzać w naszej kawiarni. Byśmy mieli ulubione piosenki, czytalibyśmy te same książki, byłoby idealnie.
— Livid! — jęknął Koto, a dźwięk jego głosu mnie zaalarmował. Podniosłam głowę i zobaczyłam chłopaka przygwożdżonego do ściany, a jeden z pazurów Vivida miał pod gardłem i ewidentnie się dusił.
— Vivid. — szepnęłam a smok momentalnie go puścił, przez co Koto zwalił się na podłogę z krzykiem zaskoczenia.
— Przepraszam. — jęknęłam przykładając sobie dłonie do ust. — na Osobliwość, przepraszam.
— Już, spokojnie, nic mi nie jest. — Koto wstał od razu i podszedł do mnie szybko. Chwycił mnie za ramiona i pomógł wstać.
— No wstawaj! — rzekł dobitnie i potrząsnął mną. — musisz wziąć się w garść, słyszysz?
— Spanikowałam. — powiedziałam patrząc się na niego bez mrugnięcia.
— W porządku, każdemu się zdarza, ale teraz schowaj Vivida. — pogładził mnie po twarzy i ścisnął pieszczotliwie. Jego twarz jednak nie rozweseliła się.
— Nie mogę.
— Jak to?
— Vivid, nie chcę we mnie wrócić. — szepnęłam. Przez cały ten czas w głowie dyskutowałam ze smokiem, że ma natychmiast do mnie wrócić, ale uparł się, że nigdzie się nie wybiera. Przerażało mnie to, że przestałam mieć nad nim pełną kontrolę.
— Zbuntował się i nie chce wrócić. — szepnęłam patrząc się na smoka. Vivid przycupnął na łapach nadal z uniesionymi skrzydłami i łypał na nas wściekłym wzrokiem.
— Jak to jest w ogóle możliwe? Przecież on to ty.
— A ty zawsze się ze sobą zgadzasz? — warknęłam czując, że kończy mi się cierpliwość.
Namukoto puścił mnie. Dostrzegłam w nim rozczarowanie i zawód, ale co ja miałam poradzić.
— Musisz tam wrócić. — powiedział po chwili milczenia. — ja tu z nim zostanę, a ty musisz wrócić i dograć scenę.
— A moje łuski? — jęknęłam macając się po karku.
— Chowasz pod włosami. Idź Livid, bo zaczną cię szukać. — Koto wypchnął mnie z pomieszczenia i zamknął drzwi. Nie miałam wyjścia, z sercem w gardle ruszyłam z powrotem do miejsca nagrań i starałam się przybrać na ustach wyraz spokoju i opanowania.
— O jesteś już. — reżyser mnie dostrzegł i uśmiechnął trochę na siłę.
— Przepraszam, brzuch mnie rozbolał. — skłamałam — pewnie stres.
— W porządku, siadaj nie zostało nam dużo. — mężczyzna skinął głową bym poszła do Yaku więc tak zrobiłam. Tyle że moje miejsce było zajęte przez Carę, no może nie w stu procentach, bo siedziała na jego kolanach, ale oboje zajmowali całą kanapę.
— Livid! — Yaku dostrzegł mnie i delikatnie zepchnął Carę z kolan. — idź, dokończę scenę i wrócę. — mruknął do Cary a ta posłała mu przelotnego buziaka. Yaku mrugnął do niej zadziornie tak jak nigdy nie mrugał do mnie i zwrócił uwagę na stojącą jak słup soli mnie.
— Siadaj. — poklepał miejsce obok siebie, a ja opadła na nie czując jego zapach przemieszany z zapachem Careuli. Powstrzymałam odruch wymiotny.
— Zdejmij naszyjnik Livid, dogramy to jeszcze raz.
— Wyszło źle? — spytałam podając Yaku naszyjnik, będąc zdjęta przerażeniem, że szanse na odkrycie moich łusek rosną.
— Byłaś świetna, teraz potrzebuję dograć Yaku. Ciebie już nie będzie na nagraniu, rozluźnij się.
Westchnęłam.
— AKCJA!
— To na dowód mojej miłości. — zaczął Yaku ponownie przewieszając naszyjnik przez moją głowę. Zapiął na włosach, po czym zagarnął moje loki i wyjął delikatnie spod łańcuszka. Zagryzłam wargę, gdy wierzch jego palców musnął moje łuski, ale mogło to też być moje wyobrażenie, bo dotyk był ledwie zauważalny.
— CIĘCIE! Świetnie, mamy to! Dobra robota. — krzyknął reżyser. Poczułam jakby ktoś odciął wszystkie sznurki, jakie przytrzymywały mnie we względnym pionie. Opadłam na oparcie kanapy i zerknęłam z lękiem na Yaku. Zaskoczył mnie fakt, że już przyglądał mi się, ale nie z ciekawością, lecz z oburzeniem, złością i chłodem.
Zmarszczyłam pytająco brwi.
— Oszukałaś mnie. — szepnął cicho, tak, że ledwo go dosłyszałam. — gdy pytałem się o twój kręgosłup to mnie wyśmiałaś. Masz tam łuski, sam widziałem. Nie możesz mi zaprzeczyć.
Wstałam chcąc odejść, uciec od niego jak najdalej, ale złapał mnie za nadgarstek.
— Wyjaśnij mi. — zażądał.
— Nie mogę. — jęknęłam błagalnie. — nie chciałbyś się ze mną zadawać.

WSTYDZISZ SIĘ MNIE?!  — ryknął Vivid w mojej głowie, a z daleka doleciał mnie przytłumiony ryk smoka. Każdy podniósł głowę, a Yaku wlepił we mnie pytające spojrzenie.
— Puść mnie.
— Wyjaśnij mi! — powtórzył dobitniej.
— Nie mogę.
— Jeśli mi nie wyjaśnisz, więcej do ciebie nie przyjdę. — Poszedł w szantaż. Na Osobliwość, on mnie zaszantażował.
— Puść mnie. — powiedziałam ostrzej i dobitniej. Puścił mnie, a ja z oczami pełnymi wściekłości i łez odeszłam potrącając niechcący nadchodzącą Carę. Wpadłam do sali gdzie był Vivid, Namukoto tylko zaczął:
— Strasznie zaczął szaleć i...
— Wracamy Vivid! — krzyknęłam, a smok fuknął na mnie i zapłonął złotym ogniem otwierając portal do innego świata. 

***

Alex nie była w stanie opanować ekscytacji. Mimo że na twarzy przybrała maskę statecznej i lekko zarozumiałej dziewczyny, to wewnątrz płonęła ze szczęścia i radości. Nie miała pojęcia czemu Livid właśnie ją zabrała na kręcenie intro z Astralnymi, ale była jej za to dozgonnie wdzięczna. Mało tego, gdy pojawiły się w hali gdzie odbywały się nagrania Namukoto zabrał ją by mogła przywitać się z resztą. Szła teraz za nim czując się totalnie nie na miejscu, ale dziękowała Bogu, że dał jej tę szansę.
— Jak się czujesz? — zagadnął ją Namukoto odwracając się. Alex wzruszyła ramionami starając się przybrać postawę bardzo opanowanej fanki.
— Eee, w porządku. — bąknęła, nie patrząc na niego tylko rozglądając dookoła.
— Hej, Enif, pamiętasz Alex? Była też na weselu. — Namukoto zagadnął chłopaka, który siedział przed lustrem w kolejnej garderobie. Gdy weszli Enif uśmiechnął się promienie i skinął w kierunku Alex głową dając znak, że pamięta ją.
— Przyszłaś jako znajoma Koto? — spytał zamykając oczy, gdy wizażystka pochylała się go umalować.
— Nie, przyszłam tu wraz z Livid.
— A rozumiem. No to miło mi ciebie znów zobaczyć. — Enif uśmiechnął się nadal z zamkniętymi oczami.
— Namukoto! Twoja kolej! — krzyknął ktoś, a Alex momentalnie rozpoznała ten głos. Serce jej na chwilę stanęło i spojrzała na Teniego jak wchodzi do pomieszczenia. Ubrany był w koszulę i spodnie w kant przytrzymywane cienkim paskiem. Włosy miał ładnie ułożone, a makijaż był ledwo zauważalny.
— O kogo ja widzę. — jego brwi uniosły się odrobinę, gdy dostrzegł Alex.
— Cześć. — mruknęła szczerząc się trochę przesadnie.
— Panna niedająca się zaprosić do tańca. — Teni patrzył się na Alex bez uśmiechu lekko wyzywająco. Alex zbladła i wytrzeszczyła oczy.
— Co?
— Nie pamiętasz? Zaprosiłem cię do tańca, a ty mi odmówiłaś.
Alex zamarła nie wiedząc co powiedzieć. Że też on to jeszcze pamiętał. Poza tym przecież to była taktyka, sposób na flirt.
— Ja tylko... — zaczęła, ale Teni wzruszył ramionami. W sercu Alex pojawiło się nagle uczucie, które było totalnie nie na miejscu. To była złość. Już nie przypominała mocno ekscytującej się Alex, teraz naburmuszyła się i zmarszczyła brwi.
— To nie moja wina, że nie znasz się na flircie. — fuknęła i nie zaszczycając spojrzeniem ani Teniego, którego wmurowało, ani Enifa, który gapił się na nich w lustrze, wyszła z garderoby z dumnie podniesioną głową.
— Ej! Wracaj! — wrzasnął Teni i pognał za nią, by odebrać swą zszarganą dumę. — Wybacz, ale nie znam twojego flirtu. Z tego, co wiem, jeśli zapraszam do tańca ładną dziewczynę, a ona odmawia to jest to jasny komunikat.
Alex odwróciła się ze zdziwioną miną jakby nie wierzyła, że jeszcze zaprząta jej głowę.
— A więc wygląda na to, że jeszcze sporo się musisz nauczyć. — rzekła, zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów skinęła zarozumialcze głową i odeszła zostawiając Teniego w kompletnym zaskoczeniu.Nie będzie jej mówił jak ma okazywać innym, że jej się podobają. Ma swój styl i nie zmieni go.
Alex weszła na halę gdzie odbywało się nagrywanie sceny, w której miała wystąpić Livid. Alex rozejrzała się dookoła starając się nie przeszkadzać innym. Uśmiechnęła się nieśmiało do pozostałych członków zespołu, którzy albo jej nie kojarzyli, albo nie mieli czasu na pogadanki. Krzątała się tak nadal w emocjach po spotkaniu z Tenim, puki Livid nie wyszła z garderoby ubrana w ładną czerwoną sukienkę.
Chwilę to trwało nim obgadali wszystkie szczegóły z reżyserem, a gdy zaczęli kręcić, Alex przysiadła na ławce obok Cary.
— Cześć. — zagadnęła wesoło, a Alex uśmiechnęła się lekko zdziwiona, że ktoś w tak miły sposób się do niej zwraca.
— Cześć. — odparła zerkając na Carę, która bujnęła swoimi długimi włosami i zapatrzyła się na plan zdjęciowy.
— Przyszłaś z Livid, tak?
— No. A ty z Yaku?
— Zgadza się.
— Nawet nie wiedziałam, że ma dziewczynę. — mruknęła starając się by nie zabrzmiała to zbyt osądzająco. — wytwórnia dobrze was kryje.
— Z tym muszę się zgodzić. Zwłaszcza że z Yaku nie jestem jedyną parą w zespole. W sumie to są trzy.
— Racja, jeszcze Namukoto i Remo, tak?
— Dokładnie. — Cara uniosła brwi i pokiwała głową dumnie. Musiały przerwać, bo Livid nagle bąknęła nerwowo, że chce przerwę i wyleciała z hali jak oparzona. Alex poczuła nagle wyrzuty sumienia i współczucie, do czasu, gdy Cara zagadnęła:
— Dziwna jest ta Livid, co?
— Co masz na myśli?
— Jakby miała dwie osobowości. Raz jest super ekstra, a za drugim razem zachowuje się jak świruska.
— Czy jak wiem. — Alex wzruszyła ramionami czując się w lekkim obowiązku by za to, co Livid dla niej zrobiła jakoś ją wybronić. — słyszałam, że straciła wiele bliskich jej osób.
— Ja tam nie wiem, ale coś mi się ona nie podoba. Za dobrze gra tę jego dziewczynę. — fuknęła wstając, by podejść do Yaku. Alex w tym czasie zastanowiła się, czy to, co Cara powiedziała to prawda. Nigdy jakoś nie zauważyła, by Livid robiła maślane oczy do któregokolwiek z chłopaków. Bardziej odbierała jej stan jako zagubiony i nieszczęśliwy. Dziewczyna zdecydowanie za bardzo przejmowała się przeszłością, ale czy Yaku miał tu coś do czynienia, tego nie wiedziała. Po zachowaniu Cary Alex miała nadzieje, że Livid nie darzy chłopaka cieplejszym uczuciem, bo była pewna, że Cara, zrobi wszystko, by go zatrzymać przy sobie.
Livid wróciła, a Cara przeniosła się ponownie na ławkę obok Alex.
— Livid jest okej, nie sądzę by jakoś chciała ci odbić Yaku. Po prostu wygrała konkurs organizowany przez wytwórnie, równie dobrze mogłabym to być ja. Nawet wystartowałam w konkursie, ale nie wygrałam.
— Yaku twierdzi, że zareagowała tak, gdy dotknął jej karku. — powiedziała Cara ignorując wypowiedź Alex i obserwując jak jej chłopak zapina ponownie naszyjnik Livid. — mówiłam ci, że to wariatka.
Alex zbladła uświadamiając sobie co Livid miała pod włosami, gdy Vivid był obecny. W pierwszej chwili aż dostała mdłości, gdy pierwszy raz dostrzegła złote łuski niknące pod kaftanem. Teraz jednak niemożliwe byłoby dziewczyna miała tam łuski, nie w takiej sytuacji, gdzie jest pełno normalnych ludzi.
— CIĘCIE! — ryknął reżyser i zdjęcia oficjalnie się skończyły. Ale Livid nie odeszła od Yaku stała nad nim, a on z groźną miną trzymał ją za nadgarstek. Coś dyskutowali, Livid była cała spięta, a potem Alex usłyszała ryk, który usłyszał każdy, ale tylko ona go zrozumiała. Tak ryczał tylko wściekły smok. Dziewczyna poczuła zimny pot na plecach i już wyciągała rękę, by zaczepić Livid i jakoś ją pocieszyć, ale dziewczyna przecięła salę nawet nie zaszczycając ją spojrzeniem i pobiegła zapewne do Vivida zostawiając Alex samą.

***

Yaku musiał pomyśleć. Pozbył się Cary tłumacząc, że musi komponować, zamknął się w studio i łaził od ściany do ściany myśląc gorączkowo.
Nie zdawało mu się, nie mogło się zdawać. Czuł wyraźnie pod palcami fakturę łusek jak u jaszczurki albo węża. A gdy odgarnął jej włosy dostrzegł błysk złota i już był pewny. Wyśmiała go, gdy ją o to zapytał, uznała jego pomysł za bzdurny. Sam też tak pomyślał, ale okazało się to prawdą.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Yaku nie odczuwał w tym wszystkim, że Livid może mieć tajemnicę, że to była jej własna sprawa i Yaku nic do tego. Chłopak dosłownie uznał, że mu się należy ta wiedza, mało tego on jej żądał, a nawet pokusił się o szantaż. Podświadomie wiedział, że groźba w postaci braku spotkań będzie strzałem w dziesiątkę. Wziął telefon i zadzwonił do niej, ale nie odebrała. Napisał więc do niej, by wyjaśniła mu skąd ma na kręgosłupie łuski. Odrzucił telefon, gdy Cara po raz czwarty do niego napisała zapewne wyczuwając, że Yaku nie chciał się z nią w tym momencie widzieć i usiadł na tapczanie chowając głowę w dłoniach. Był sam, więc nie powstrzymał Canisa, który poprosił o wyjście. Ryś trącił delikatnie jego dłonie, a Yaku odsunął się od rysia nie mogąc znieść jego dotyku.
— Po co wylazłeś? — warknął chłopak, mrożąc Canisa wściekłym spojrzeniem.
— Bo uważam, że źle się do tego zabierasz. Spróbuj do niej dotrzeć, ale spokojem, a nie siłą.
— Co ty wiesz, jesteś zwykłym kotem. — mruknął Yaku wściekły. — wracaj, jak nie masz jakiś mądrzejszych rad.
— A czy mógłbym poleżeć tu chwilę? — Canis spuścił oczy, a jego ton był błagalny. — proszę, tak rzadko mam okazję.
— Rób co chcesz, mam to gdzieś.
— Dziękuję. — Canis ewidentnie odetchnął z ulgą i położył się obok tapczana. Yaku w tym czasie opadł na łóżko i zapatrzył w sufit. W pomieszczeniu zamiast odświeżacza powietrza unosił się zapach lasu, ziemi i drapieżnika, Yaku totalnie nie umiał się skupić.
— Musisz tak śmierdzieć? — warknął zamykając oczy.
— Chciałbym to zmienić, ale nie potrafię. — odparł grzecznie Canis.
— To masz problem. Mam cię dość, wracaj. — fuknął, a ryś posłusznie wskoczył na tapczan i wsiąknął w prawą pierś chłopaka zabierając ze sobą leśny zapach.
Yaku usiadł czując przypływ nowej determinacji. Tak! Zamierza wyciągnąć z Livid prawdę, jeśli miałby to zrobić siłą.

___________________

Zapraszam na moje social media:

Jeśli chcecie mnie wesprzeć, kupcie moje książki, linki w bio na Wattpadzie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro