Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 13. OBCA


— Wiedziałaś, że Namukoto ma dziewczynę? — spytała mnie Yina siadając obok i biorąc do ręki kieliszek wina. Drgnęłam gwałtownie przerażona trochę na wieść, że widziano Koto z Maru. Oderwałam wzrok od Yaku, który właśnie nachylał się, by pocałować Carę w szyję i spojrzałam na Yinę z niekłamanym zdziwieniem.
— Co?
— Właśnie ich przyłapałam, jak się całowali w pustym pokoju. — Trudno było powiedzieć, czy Yina była bardziej zszokowana, czy zadowolona. Wypiła już cały kieliszek wina i błądziła wzrokiem po gościach.
— Nie wiem skąd on ją wytrzasną, ale jest dziwna.
— To znaczy? — spytałam bojąc się co takiego zobaczyła Yi Na. Miałam tylko nadzieje, że nie rogi.— Jej oczy były tak niebieski jak ocean... w życiu nie widziałam takiego koloru.
— Może miała soczewki. — podsunęłam.
— Może — Yina wzruszyła ramionami — ale jej zachowanie też było niepokojące. Zamiast się przywitać lub przedstawić to sięgnęła do swojego uda. Mogłabym, przysiądź, że miała tam przypięty nóż.
Zrobiłam zdziwioną minę i trwałam w niej tak długo by Yina uznała to za prawdziwe zdziwienie.
— Wybacz, muszę iść do toalety. — powiedziałam, wstając.
— Tylko ich nie szukaj, kto wie, do czego mogło dojść, wydawali się bardzo sobą zajęci.
Skinęłam jej głową, czując, jak gotuje się we mnie. Ruszyłam wzdłuż stołów, w głowie już układając sobie treść przemówienia, jakim miałam zaatakować Maru, gdy wtem zobaczyłam ich, jak wchodzą do sali przez szerokie udekorowane atłasem wejście. Gdy tylko ich dostrzegłam, zapomniałam o całej reprymendzie, bo byli w towarzystwie kogoś obcego. Zmarszczyłam brwi, poprawiłam szal na ramionach i spotkałam się z nimi, od razu rzucając pytające spojrzenie.
— Przyszła do pokoju, w którym rozmawialiśmy. — zaczął Koto, zatrzymując się przy mnie.
— Jak przyszłam, wcale nie rozmawiali — powiedziała nieznajoma. Patrzyła na mnie jakoś dziwnie ni to z lękiem, ni to z ciekawością. Miała jasne niebieskie oczy, napuszone czarne włosy i coś koreańskiego w rysach.
Maru na jej wypowiedź już sięgnęła ręką uda, ale Koto złapał za jej nadgarstek. By zmienić temat, zapytał:
— Jak masz na imię?
— Nie ważne, nie powinno mnie tu być. — Obejrzała się, jakby chciała stąd odejść. W tym samym momencie podeszli do nas pozostali, głodni wyjaśnień.
— Co tu się dzieje? To zamknięte wesele — To Remo przymaszerował, obok niego stanęła Yina.
— Livid, upadł ci szal. — Yaku wysunął się na czoło i podał mi mój granatowy szal, ignorując pytanie Remo i całe zamieszanie. Przejęłam go, dziękując i czując w środku ściskanie ze zdenerwowania. Ten szal miał chronić od wścibskich spojrzeń na moje siniaki, jakie miałam wszędzie. Teraz to już nie miało znaczenia, każdy zapewne je widział.
— Już mnie tu nie ma — odpowiedziała dziwna nastolatka. Ubrana była jak z Motus i przez plecy przebiegł mnie dreszcz podejrzeń. Wyglądała, jakby, naprawdę nie znalazła się tutaj specjalnie. Błądziła wzrokiem po pozostałych, nieco dłużej zatrzymując się na Yaku, ale mogło mi się to też zdawać.
— Ja cię znam. — odezwał się nagle Zemi, a wszyscy na niego spojrzeli. Chłopak nie gapił się na nastolatkę tylko na Maru, która starała się wtopić w tłum, ale jej emocje nadal działały, przez co oczy błyszczały na niebiesko. —Byłaś na naszym spotkaniu fanowskim.
Przez Zemiego każdy oddał całą swoją uwagę Maru, dzięki czemu dziewczyna w pelerynie powoli wycofała się z tłumu i odbiegła w kierunku wyjścia na taras. Ignorując całe zamieszanie o Maru ruszyłam za nią, czując nieodpartą potrzebę, dowiedzenia się kim jest.
— Livid! Ona była z tobą! — Zemi nie dawał za wygraną. Zatrzymałam się w połowie drogi na taras i odwróciłam ku nim niechętnie.
Maru unikała spojrzenia Zemiego, jak i wszystkich, i starała się zniknąć, ale niestety odezwała się Yina niszcząc totalnie wszystko.
— Ona się spotyka z Koto.
Każdy jak stał, wytrzeszczył oczy, a najbardziej chyba Koto i Maru. Pozostali błądzili między Yiną a Koto i Maru.
— Miałaś nic nie mówić. — wycedził przez zęby Koto blady na twarzy. Yina wzruszyła ramionami i powiedziała:
— To trzeba było się zamknąć, jak mieliście w planach migdalić się na tym fortepianie.
Szczęka mi opadła. Pamiętam, że Yina była pewna siebie, ale nie aż tak. To podchodziło pod arogancję. Ja mogłam być w szoku, ale to, co działo się z Maru na pewno było furią. Gdyby nie Koto, który znając Maru nie zadziałałaby automatycznie dziewczyna, rzuciłaby się na Yinę.
— Mówiłam! Kompletna wariatka! — Yina odskoczyła, wpadając na Remo. Mnie coraz mniej podobała się ta sytuacja. Każdy gapił się na Maru, a najgorsze było to, że Koto był w to zamieszany. Przecież nie mógł im powiedzieć wszystkiego.
— Kim ona w ogóle jest?! — spytał Zemi wskazując na Maru ręką.
— To jest Maru i Yina ma rację, spotykamy się. — wyjaśnił Koto. Chciałam mu pomóc, ale za cholerę nie wiedziałam jak.
Nastało milczenie, każdy bał się cokolwiek powiedzieć, albo był w takim szoku, że zabrakło mu słów.
— Mam dość, wychodzę. — Maru prychnęła, odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia.
— Wracaj! Nie możesz tak po prostu sobie odejść! — krzyknął Zemi ruszając za nią.
— Nie? No to patrz! — krzyknęła, znikając za drzwiami.
— Zostaw ją — mruknął Koto — Jej nie jesteś w stanie zmusić do niczego.
Zemi popatrzył się na przyjaciela. W jego oczach widziałam niedowierzanie i lekkie rozczarowanie. Namukoto wytrzymał to spojrzenie i zrobił przepraszającą minę.
— Nie karz mi się teraz tłumaczyć, błagam. — poprosił i również wyminął chłopaka. Skinął na mnie głową, bym z nim poszła, a ja nie mając innego pomysłu, ruszyłam za nim, marząc, by ten wieczór już się skończył. Wyszliśmy na chłodne powietrze wieczora i odetchnęliśmy głęboko. Nadal Ziemskie powietrze było jakby dla mnie zbyt gęste, znacznie lepiej oddychało mi się na Motus.
Żadne z nas nic nie mówiło, każdy wiedział o swoich myślach i jak bardzo oboje mamy przechlapane. Ja może miałam łatwiej, mogłam się schować na Aurum, ale Koto będzie teraz pod ostrzałem sześciu przyjaciół, którzy będą próbować wyciągnąć z niego absolutnie każdą informację na temat Maru.
— Zaczekajcie! — doleciał nas głos Zemi. Obejrzeliśmy się jak na komendę. Czułam w gardle uścisk paniki, gorzki i nieprzyjemny.
— Nie wiem w co, żeś się wpakował Koto, ale tak nie może być. Mieszkamy razem tyle czasu, spędzamy ze sobą prawie każdą sekundę, a nagle oświecasz nas, że masz dziewczynę? Jak?
— To nie ja was oświeciłem. — burknął Namukoto szorując butem w ziemi. Nie patrzył na Zemiego. — Poza tym w nic się nie wpakowałem, zakochałem się tylko.
Zemiego zatkało, ale tylko na moment.
— Porozmawiaj ze mną.
— Porozmawiam, jak przeczytasz książkę Livid. — powiedział Namukoto spoglądając na Zemiego ciężkim prawie wyzywającym wzrokiem.
— Co? — Zemi przeniósł swój zdziwiony wzrok na mnie.
— Przeczytaj książkę, to pogadamy — powtórzył Koto, po czym złapał mnie za rękę i wyprowadził z wesela.


***

Podziękował Livid za towarzystwo, na dzisiejszym weselu, ale i również za to, że przeniosła się wraz z nim na Aurum. Jakby odczytała jego myśli, że pragnie spotkać się z Maru. Pożegnał się z nią u wejścia do katedry i zszedł po schodach. Ruszył wybrukowaną ulicą między cichymi domkami, w których spali mieszkańcy Aurum, napawając się chłodnym powietrzem nocy. Nie pasował tutaj, nadal ubrany w garnitur, ale czuł radość, że może choć na chwilę pobyć sam. Kochał swoich przyjaciół, ale teraz naprawdę nie miał ochoty ich oglądać.
Świerszcze śpiewały mu nad głową schowane w koronach sosen, jakie rosły przy drodze, gdy szedł coraz bardziej zbliżając się do mieszkania Maru.
Wpierw ją usłyszał i od razu wiedział co robi. Minął drzwi wejściowe i poszedł za dom.
Maru już przebrana w swój zwykły skórzany strój z mieczem w dłoni ćwiczyła pchnięcia na kukle jaka stała kilka metrów od ściany domu. Angulis siedział pod ścianą i przyglądał się dziewczynie.— Idź precz — warknęła nawet nie przerywając treningu. Głos miała zasapany, a ciosy, jakie zadawała z pewnością śmiertelne. Koto zignorował groźbę Maru i oparł się o ścianę domu z założonymi rękami. Obserwował ją dalej jak ćwiczy, bez słowa komentarza. Znał ją już na tyle dobrze, że wiedział, iż słowa, jakie wypowiada były tylko przykrywką. Ona mówiła: „Idź precz", ale na myśli miała: „Nie waż się mnie teraz zostawić". Koto to wiedział dlatego został.
Maru zamachnęła się, wykonała cios z pół obrotu i odcięła kukle głowę. Z dzikim wrzaskiem furii i bezsilności obróciła na pięcie i wymierzyła końcówkę miecza w szyję Koto, gdzie pulsował tętno. Chłopak nawet nie drgnął zerknął na nią miękko i ze zrozumieniem, a dziewczyna wycieńczona opuściła miecz i wsparła się na nim ciężko. Zrobiła krok ku niemu, ale nie po to, by się przytulić, wyminęła go i usiadła opierając się o ścianę domu. Koto bez słowa również usiadł obok i zapatrzył na ciche miasteczko.
— Nie powinnam była przychodzić. — odezwała się w końcu wycierając czoło wierzchem dłoni. Jej oddech powoli się uspokajał.
— Teraz nie ma to znaczenia. — odpowiedział nie patrząc na nią. Oparł głowę o ścianę za sobą i zamknął oczy.
— Yina będzie mnie błagać na kolanach o wybaczenie, za to, co zrobiła. — mruknęła mściwie. — niech no tylko wróci jej pamięć.
— Jak na razie nie mamy nawet na to cienia szansy. Książka Livid jest jedyną opcją.
— Jakby nie patrzeć bardzo ryzykowną. Zemi może to zupełnie inaczej odczytać.
— Racja, ale nie mamy innej opcji.
— Może czas pomyśleć nad przywróceniem pamięci innym. Mam na myśli mamę Livid, Kiko, Gari i tak dalej.
— Nawet nie mamy pojęcia gdzie są ani gdzie szukać.
— Może sami spróbujemy dotrzeć do Noby, myślę, że Livid by się ucieszyła.
— Pomysł jest cudowny, ale nie mamy żadnego skutecznego sposobu, by przywrócić im pamięć, komukolwiek.
Maru oparła mu głowę na ramieniu i też zamknęła oczy. Oddech już się jej uspokoił i oboje milczeli chwilę.
— Jeszcze nie miałam takie sytuacji, z której kompletnie nie wiedziałam jak wyjść. Choć i tak nie jest tragicznie, bo jesteś obok.
Koto w odpowiedzi przytulił policzek do jej rogów, były chłodne.
— Będę suszyć głowę Zemiemu by przeczytał książkę, może to jakoś ruszy nas do przodu.
— Nie boisz się tam wracać? Będziesz zalewany tysiącem pytań i to non stop.
— Mam inne wyjście? Nie minie mnie to. Poza tym niedługo mamy kilka dni wolnego, większość chłopaków wraca do domów rodzinnych.
Posiedzieli jeszcze obok siebie z pół godziny, po czym Maru wstała oznajmiając, że idzie spać.
— Ty nie wracasz? — spytała go przyglądając mu się, gdy nie robił, żadnego ruchu w kierunku pożegnania.
— Nie śpieszy mi się — odpowiedział jej rzucając znaczące spojrzenie. Maru drgnęła i wytrzeszczyła oczy.
— Chcesz tu zostać? Na noc?
Pokiwał głową.
— Jeśli nie masz nic przeciwko.
Maru odchrząknęła wybita z rytmu. Widział po niej, że ma wielką ochotę powiedzieć mu nie, ale też była ciekawa.
— Ale... — zaczęła i utknęła.
— Mogę spać na dole. — szepnął, uspokajając ją. Unikała jego wzroku stojąc w wejściu do domu. Westchnęła i bez słowa weszła do środka. Namukoto nie bardzo wiedząc, czy było to zaproszenie, czy nie wszedł nieśmiało za nią. Zapaliła świece nadal unikając patrzenia na niego, jak i zbliżenia na odległość mniejszą niż metr.
— Tu masz koce. Przy kominku powinno ci być ciepło. W dzbanku jest woda, jak chcesz. — wskazała na stół, gdy rozłożyła mu na zwierzęcych skórach koce. Miotała się jeszcze chwilę układając poduszki i poprawiając koce, po czym wskoczyła na pierwszy schodek i bąknęła:
— Dobranoc!
Podskoczyła w miejscu i pomknęła na górę nie czekając na jego odpowiedź. Koto zachichotał, gdy dziewczyna zniknęła i ruszył do swojego prowizorycznego posłania. Żałował, że nie przebrał się wcześniej. Spał nie raz w trudniejszych warunkach przy minusowej temperaturze na gołej ziemi, ale spanie w garniturze jakoś mu nie leżało. Zdjął spodnie i koszulę, po czym w samych bokserkach wślizgnął się pod wełniany koc i oparł głowę na ręce. Było ciemno, ale ciepło. Ktoś musiał palić niedawno w kominku, bo zapach ognia i popiołu wirował mu w nosie. Przez otwór w kominie wlatywał wiatr gwiżdżąc mu nad uchem przysyłając również śpiew świerszczy i pohukiwanie sowy. To pohukiwanie przypomniało mu o Balbinie i aż poczuł skurcz w żołądku na myśl o starym przyjacielu. Ciekawe co robił teraz? Był na Aurum? Nie widział go odkąd przypomniał sobie wszystko. Zapewne nie pamiętał Vialina, a gdy czarnowłosy chłopak zawitał w umyśle Koto zbroiło mu się aż nie dobrze z tęsknoty. To przecież moja wina... szepnął w myślach i przekręcił na bok. Zmusił się, by znów pomyśleć o Maru. Była bardzo prosta do rozgryzienia. Gdy jeszcze nie byli parą Maru otaczała się murem niedostępności i w postaci chamskich odzywek trzymała ludzi na dystans. Nadal to robiła z tymi, którym nie ufała. Jej cięty język pozostał niezmienny, ale dla Koto była inna. Co prawda krzyczała na niego, miotała się czy wyzywała go, ale on widział w tym drugie dno. To był jej sposób na powiedzenie „lubię cię". Sytuacja z dzisiaj tylko go w tym upewniła. Bawiło go w niej jednak coś innego, to jak nerwowo podchodziła do każdego jego gestu, którym ją adorował. Wiedział, o czym pomyślała, gdy nie chciał wracać do domu, ale przecież nie zamierzał bez jej zgody władować się do jej łóżka. Sparaliżował ją swoją prośbą, przez co odkrył jej nową stronę, zagubioną i lekko przerażoną, ale zdecydowanie uroczą.
— Dobranoc Maru! — krzyknął, po czym przekręcił się na drugi bok. Nie odpowiedziała, ale był pewny, że nie śpi. Z pewnością jej serce nadal się nie uspokoiło, a myśli kotłują bezlitośnie w głowie. Uśmiechnął się do siebie i zamknął oczy.
Ranek nie należał do najprzyjemniejszych. Co prawda leżał na skórach zwierząt, ale one nie chroniły tak dobrze przed twardą podłogą, jak materac. Po drugie obudziło go wrażenie, że ktoś go obserwuje, a gdy otworzył oczy zobaczył Maru, jak gwałtownie wstaje z kucek. Namukoto usiadł śledząc ją zaspanym wzrokiem.
— Śniadanie. — burknęła odchodząc. Namukoto przetarł twarz i wstał w poszukiwaniu spodni.
— No na Osobliwość! Ubrałbyś się! — wrzasnęła a ręce jej opadły i spojrzała na niego z oburzeniem.
— Właśnie szukam spodni, wyluzuj. — Namukoto znalazł w końcu spodnie wciągnął je szybko i zabrał się za zapianie koszuli jednocześnie siadając przy stole.
Zdecydowanie nie było to zwykłe śniadanie. Świeże pieczywo, zimne mleko w dzbanku, jajka oraz biały ser. Była uwędzona sarnina i dwa kurczaki pieczone zimne co prawda, ale nadal przepyszne. Por oraz szczypiorek. Do tego owsianka na owczej śmietanie.
— Będziemy mieć gości, czy co? — spytał nie mogąc nadziwić się ile stoi przed nim jedzenia.
— Nie dlaczego? - Maru spojrzała na niego unosząc brwi.
— Tyle tego żarcia, że myślałem, czy ktoś nas nie odwiedzi. — uniósł brwi i wyszczerzył zęby.
— Jedź nie marudź.
Parsknął pod nosem i oboje zabrali się za jedzenie.
Powiedzenie trawa jest bardziej zielona na innym trawniku było jak najbardziej prawdziwe. Jedzenie z Motus naprawdę było smaczniejsze, ale nie wiedział, czy zależało to od faktu, iż nie stołował się na Motus zbyt często, czy może jedzenie w samo w sobie było zdrowsze. Sarnina pachniała lasem, mleko przesiąkło zapachem słomy, a jabłko, jakie dostał na deser było cudownie soczyste i kwaśne.
— To było wyborne. — powiedział opierając się o oparcie i wzdychając z zadowolenia.
— Cieszę się, to teraz posprzątaj.
Koto uniósł brwi.
— Raz dwa! — fuknęła. Chłopak wywrócił oczami wstał i zabrał wszystkie puste talerze. Poszedł do blatu, na którym stała blaszana misa i wrzucił do środka brudne naczynia.
— Nie ładnie tak wykorzystywać gości. — rzekł podwijając rękawy. Nie patrzyła na niego zajęta kubkiem swojego mleka.
— Z twojego zachowania wynika, że wcale nie czujesz się tutaj jak gość, tylko jak domownik. Więc proszę bardzo domowniku, zmywaj.
— Nie wiem, w czym problem Maru. Chciałem spędzić tutaj noc, bo nie uśmiechało mi się wracać na Ziemie, tyle. Zachowujesz się jakbyś widziała w tym jakiś podtekst.
— Jeszcze słowo, a wylecisz stąd. — warknęła patrząc się na niego ze złością. Namukoto mrugnął do niej i zabrał teraz na poważnie do zmywania naczyń.
Po uprzątnięciu stołu i pochowaniu rzeczy do spiżarni, która mieściła się w piwnicy, wyszli na zewnątrz i Namukoto rzekł:
— Idę, muszę się zmierzyć z chłopakami i atakiem na mnie, że mam dziewczynę. — uśmiechnął się, ale Maru nadal była naburmuszona.
— W porządku, pa. — machnęła ręką i chciała odejść, ale wypowiedział jej imię ostrzegawczo. Spojrzała na niego ze złością.
— Nie pójdę bez pożegnania.
— No przecież się pożegnałam. Pa! — pomachała mu przed twarzą znacznie przerysowując swój gest jakby był niewidomym.
Namukoto cmoknął zirytowany trochę już tą sytuacją i objął Maru w pół. Dziewczyna spięła się i chciała odepchnąć, ale był silniejszy. Trzymała napięte ręce na jego ramionach i odchyliła się do tyłu prawie łamiąc się w pół.
— Przestań wydziwiać! — syknął przyciągając ją bliżej. — sama dopowiadasz sobie swoje teorie. Nic przecież nie zrobiłem.
— Spałeś w moim domu. — warknęła.
— A jak sypialiśmy obok siebie w lesie to jakoś ci nie przeszkadzało. — zauważył.
— To co innego, wtedy nie byliśmy... — urwała nie mogąc wypluć tego słowa.
— Parą? To chciałaś powiedzieć?
— Puść mnie! — krzyknęła.
— Wybacz Maru, ale jesteś na mnie skazana czy tego chcesz, czy nie. Odpuść, nie robię ci przecież krzywdy. — nachylił się chcąc ją pocałować, ale dalej się wiła i szamotała. Dopiero gdy chwycił ją za kark nie miała szans na wyrywanie się więc udało mu się ją pocałować. Tak jak wiele razy wcześniej i teraz zwiotczała i odpuściła, gdy tylko jego usta dotknęły jej warg. Były lekko spierzchnięte, zapewne nie przejmowała się czymś tak błahym, jak kondycja jej ust, ale i tak były smaczne. Skubnął jej wargę raz mocniej i puścił.
— Nienawidzę cię. — syknęła przez zęby ciskając gromami z oczu.
— Ja ciebie też. — szepnął z sarkazmem gładząc czule po policzku. Wyrwała mu się w końcu akurat w momencie, gdy zza budynku wyszła Livid.
— A co to za krzyki? — spytała i przeniosła wzrok z Koto na Maru.
— Nic takiego, po prostu mówimy sobie jak bardzo siebie lubimy.
— Rozumiem. Nie wiedziałam Koto, że już jesteś. Jest dość wcześnie. — powiedziała zerkając na słońce.
— Wcale nie wróciłem na Ziemię. Byłem u Maru.
Brwi Livid powędrowały w górę i dopiero gdy były w połowie czoła zatrzymały się wyglądając jak dwa znaki zapytania. Doprowadziło to Maru do furii, bo otworzyła przejście na Ziemie.
— Już, wynocha! — pociągnęła go za kołnierz marynarki i dosłownie wepchnęła do płomieni w kolorze indygo.

Namukoto wrócił do mieszkania czując serce w gardle. Było po ósmej rano, przez różnicę czasów na Motus i Ziemi. Przespał dobre sześć godzin na Motus, plus do tego śniadanie i rozmowa, w sumie osiem godzin. Przeniósł się na Ziemię, by spostrzec, że Ziemskich godzin minęło cztery. Wiedział, że go nie minie awantura, tak czy inaczej chciał mieć to za sobą. Zamknął drzwi i od razu z kuchni wyszedł Remo. Koto doznał dziwnego deja vu, była już taka sytuacja, że zniknął wraz z Maru i Remo był pierwszy, który dał mu reprymendę.
— Można wiedzieć gdzie byłeś? — warknął mierząc chłopaka zimnym spojrzeniem.
— Odwiozłem Livid.
— I zajęło ci to całą noc tak?
— Nie, zostałem z Maru. — Namukoto wiedział, że prowokuje przyjaciela, ale im szybciej się z tym oswoją tym będzie mu potem łatwiej.
— Od kiedy się z nią spotykasz?
Koto zastanowił się przez chwilę czy wybrać odpowiedź prawdziwą, czy bezpieczną. Uznał, że na ten moment odpowiedź bezpieczna będzie lepsza i wcale nie taka fałszywa.
— Niecały miesiąc. — wtedy to Maru go odczarowała, ale razem byli ponad półtora roku, niestety żadne z nich o tym nie pamiętało.
— Czemu nam nie powiedziałeś? — Remo dalej wyglądał na dotkniętego. Koto nie odpowiedział tylko przeszedł do salonu, gdzie siedział Enif i oglądał poranną telewizję.
— O wróciłeś. — mruknął nie patrząc na niego. Koto usiadł obok Enifa i zapatrzył na telewizor. Zaraz mieli podać wiadomości.
— Odpowiesz mi na pytanie? — Remo stanął nad Koto jak rozjuszony ojciec.
— Z tego samego powodu, co ty nie powiedziałeś managerowi o Yinie. — Namukoto rzucił mu przelotne trochę wyzywające spojrzenie. — Z tego samego powodu, z jakiego Yaku ukrywał, że jest z Carą. By dalej móc to robić.
— Ale...
— Lubię ją Hyung, nie możesz się z tym pogodzić? Gdyby nie twoja dziewczyna, nadal byś o niczym nie wiedział.
— Zostaw go Remo, i tak zrobi co będzie chciał. — mruknął Enif pogłaśniając telewizję, bo właśnie zaczęły się wiadomości.
— Zostawiłbym to, gdyby chodziło o normalną dziewczynę, widziałeś ją Enif, jej oczy świecił na niebiesko, a Yina twierdzi, że przy udzie miała sztylet.
— Może miała zwidy. — burknął Namukoto starając się wsłuchać w to, co mówił prezenter. Młody mężczyzna wypowiedział się stojąc na tle zdjęcia płetwala błękitnego. Koto zainteresował się tą informacją tylko na chwilę, bo Remo przystąpił do kontrataku.
— Nie pozwalaj sobie. Chciała dobrze.
— Dobrze? Obiecała, że nie powie, że nas widziała, a powiedziała. Idę się myć. — Wstał i ruszył do łazienki. Oddałby wiele, by mieć jeszcze kogoś, kto pamięta. Na przykład Altiego albo Teniego. Bardzo by to ułatwiło jego sytuację oraz sytuację Livid. 

___________________________
Zapraszam na moje social media:

Chcesz mnie wesprzeć? Kup moje książki. Link w bio na Wattpadzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro