Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

RODZIAŁ 10. UCIESZKA


Kiedyś w dzieciństwie podobał mi się jeden chłopak na obozie konnym. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem i nigdy nie trzymałam się z chłopakami, ale ten wyjątkowo robił na mnie wrażenie. Oczywiście nie miała odwagi do niego podejść i zagadać, ale ostatniego wieczoru przed powrotem, poszłam pohuśtać się na huśtawce. Były dwie i aż mi serce stanęło, gdy kątem oka go zobaczyłam, jak siada obok. Zdjęta przerażeniem, starałam się na gwałt wymyślić jakiś temat, ale oczywiście żaden nie wydawał mi się interesujący. To on pierwszy zagadał, ale ja byłam tak przerażona, że bąknęłam coś pod nosem. W następnej chwili na plac zabaw przyszły dwie dziewczyny, które zawsze mi dokuczały. Zaczęły krzyczeć:
— Zakochana para! Zakochana para!
A jedna z nich spytała:
— A wiedziałeś, że Livid się w tobie kocha?
Myślałam wtedy, że popłacze się ze wstydu. Nie miałam odwagi spojrzeć na niego, ale poczułam tylko, jak zeskoczył z huśtawki i odszedł. Widziałam go potem ostatni raz, nie odważyłam się pojechać tam w następne lato. Tej nocy płakałam pod kołdrą cichuteńko, tak by nie obudzić tych, które zniszczyły mi wtedy młode życie. Sądziłam, że w życiu nie będzie mi dane przeżyć gorszej sytuacji od tamtej, ale jak teraz tak leżałam w objęciach mojego smoka i wspominałam dzieciństwo, doszłam do wniosku, że jednak mamy zwycięzcę.
Tak, Careula wysunęła się na prowadzenie. Było to tydzień temu, a ja nadal nie potrafiłam się pozbierać. Wegetowałam w swojej katedrze i nie chciałam z nikim gadać. Nad miejscem, gdzie sypiał Vivid powiesiłam hamak i leżałam w nim całymi godzinami, analizując, jak bardzo żenująca była ta sytuacja. Nie docierało do mnie, że przecież oboje mnie nie pamiętają ani co się wydarzyło. Vivid, gdy nie spał, bujał mnie końcem swojego ogona, ale też się nie odzywał. 
Codziennie pojawiała się tu Maru, czasem z Koto, ale nawet nie zaszczycałam ich spojrzeniem, byłam martwa emocjonalnie.
Dzisiaj też przyszli, ale tym razem mieli ze sobą mój komputer. Gdy tylko weszli do katedry, Vivid ryknął potężnie tak, że zadrżały szyby w witrażach, ale robił to za każdym razem, gdy ktoś się tu pojawiał, więc nawet nie zareagowałam.
— Livid musisz wstać! — krzyknęła Maru stojąc przed Vividem, który nadal warczał wściekle odsłaniając zęby. Ja nadal leżałam w hamaku, bujając się leniwie.
— Nic nie muszę. — powiedziałam bez emocji.
— Czemu nic nie powiedziałaś, że opisałaś wszystkie wydarzenia sprzed zapomnienia? — spytał Namukoto, a ja wychyliłam się zza krawędzi hamaku, marszcząc czoło.
— Grzebaliście mi w mieszkaniu?
— Tak, bo i tak wszystko masz gdzieś. — burknęła Maru machając laptopem w moim kierunku. — więc uznaliśmy, że może to cię zmotywuje. Koto ma plan.
— Fascynujące. — mruknęłam, ponownie się kładąc i zamykając oczy.
— Chcemy pokazać reszcie to, co napisałaś. — zaczął — bardzo dużo jest tam szczegółów i może pomoże im to przywrócić pamięć.
Milczałam chwile, udając, że nic mnie nie obchodzi ich plan, ale kilka chwili później przyłapałam się na tym, jak oczami wyobraźni widzę Yaku zaczytanego w mojej książce. Westchnęłam i wstałam.
— Chcecie im to dać? Tam są przecież nasze imiona i wszystko. — powiedziałam zsuwając się na grzbiet Vivida i zeszłam na ziemie.
— Imiona można zmienić. Możemy powiedzieć, że wydajesz książkę i potrzebujesz informacji zwrotnej od na razie przypuśćmy Zemiego. Niczym tak naprawdę nie ryzykujesz. — Namukoto popatrzył się na mnie z nadzieją, ale też z lekką obawą, że znów odejdę bez podjęcia szansy na odzyskanie pamięci innych.
— Posłuchaj Livid, wiem, że zabolała cię ta sytuacja, ale nie możesz leżeć i nic nie robić. Należy im się tak jak nam odzyskanie wspomnień. — Namukoto starał się mnie przekonać po dobroci, ale to Maru wpędziła mnie stan gotowości do walki.
— Serio, pozwolisz by ta pindzia śliniła się z twoim Yaku? — spytała trochę od niechcenia, ale mnie aż zakręciło się w głowie. Na policzkach pojawiły się czerwone plamy, a Vivid znów zaczął warczeć.
— Masz wielkiego smoka, który może ją wciągnąć nosem, a najlepiej spalić, a boisz się jej tylko dlatego, że przypadkiem jest z Yaku? Oni nie pasują do siebie, widziałaś, jak ona wygląda?
— Jak sucz. — wycedziłam przez zęby, widząc w wyobraźni scenę, jak robiła aferę o brudne spodnie.
— I tak musisz jej odkupić spodnie. — powiedział Namukoto. — więc spotkanie cię nie minie.
Westchnęłam, ale nic nie odpowiedziałam.
— Więc chcecie przerobić to tak by mogli to przeczytać tak? — spytałam jednak po chwili.
— No tak. Mówię ci Livid, to naprawdę dobry plan. — Koto uśmiechnął się promiennie, jakby chciał przekonać mnie samym swoim urokiem. Prychnęłam.
— Dobra niech wam będzie. — fuknęłam zeskakując z hamaka. — Ale beze mnie, ja nie chcę nawet tego czytać. — dodałam i wyszłam z katedry, by wrócić dopiero wieczorem.
— Skończyliście? — mruknęłam zagadując ich, gdy wróciłam. Siedzieli oparci o kamienną ścianę i z głowami pochylonymi nad laptopem stukali w klawiaturę. 
— Powoli kończymy, jak chcesz nazwać Vivida? — Koto spojrzał na mnie, a ja zmarszczyłam czoło.

Jak chcesz się nazywać?

Wilhelm Wspaniały.
— Nazwijcie go Bob.

Livid nie!
Parsknęłam śmiechem.
— A nie może być Vivid? Przecież tylko nasze imiona powinny być zmienione. — spytała Maru.
— Nasz album nazywa się Vivid, oczywiście na cześć smoka, ale nikt prócz nas nie ma o tym pojęcia.
— To powiem, że inspirowałam się waszym albumu, zostawcie Vivida.
— Okej, no to prawie gotowe. Wyślę to do siebie okej?
— Tak, tylko bez tych części co działy się po Zapomnieniu.
— Jasne, tego nawet nie poprawiałem. — Namukoto utkwił wzrok w ekranie laptopa, poklikał coś i zamknął go uradowany. — Gotowe! Dziś mu to dam.
— Powinnam też pójść do was i oddać jej te spodnie. — prychnęłam.
— No to chodź, po co tracić czas.

Znów byłam w ich wytwórni i poszłam za Koto do studia Zemiego. Chłopak zapukał do ostatnich drzwi w korytarzu i po chwili Zemi pojawił się w drzwiach.
— Cześć, a co wy oboje tu robicie? — spytał, patrząc się na nas uważnie. Namukoto odchrząknął, czując się w obowiązku przedstawienia sytuacji.
— Jest taka sprawa, Livid ma do ciebie prośbę. — zaczął, zerkając na mnie. Ja poczułam, jak powoli na policzkach pojawiają się rumieńce. Przecież mnie nie znał tak, jak znałam go ja. Byłam dla niego znajomą, a nie przyjaciółką, z którą walczył o wolność dwóch światów.
— Livid napisała książkę i bardzo by chciała, byś ją przeczytał.
— Serio? Napisałaś książkę? — Zemi wytrzeszczył oczy. Koto wręczył mu pendrive'a.
— Tu masz całość, przeczytaj i daj znać, co myślisz.
— Będziesz chciała ją wydać? — Zemi gapił się to na wręczonego mu pendrive'a to na mnie. Ja wzruszyłam ramionami, ściskając torbę ze spodniami dla Cary.
— Może, nie wiem, czy to jest dobre. — bąknęłam.
— Z wielką przyjemnością przeczytam. — chłopak uśmiechnął się, kiwając głową.
— Jest może Cara? Mam dla niej spodnie. — spytałam, pokazując mu papierową torbę.
— Wiesz, co nie wiem, jak jest to pewnie z Yaku w studiu. — wskazał na drzwi obok. Podziękowałam mu i wraz z Koto zostawiłam Zemiego w jego studio. Bez słowa zadzwoniłam do drzwi i czując, jak serce mi wali czekałam, aż ktoś otworzy.
— Ile razy mam powtarzać, by mi nie przeszkadzać, jak komponuję?! — Yaku otworzył gwałtownie drzwi tak, że aż musiałam się cofnąć.
— A to ty Livid. Wybacz. — uśmiechnął się krótko, niestety uśmiech nie objął jego oczu. Ubrany był na czarno z czapką na głowie, a brązowe włosy wystawały mu spod niej. Ja nagle stwierdziłam, że stoję z nim sama, Namukoto gdzieś się zmył. Rozejrzałam się i dostrzegłam go, jak znika za zakrętem korytarza. Przeklęłam go w duchu, że mnie tak perfidnie zostawił samą z Yaku i odchrząknęłam nerwowo.
— Przepraszam, że ci przeszkodziłam, przyniosłam Carze nowe spodnie. — wyciągnęłam ku niemu torbę, a chłopak uniósł brwi.
— Nie musiałaś...
— Owszem musiałam. Naprawdę mi głupio, że tak się zachowałam. Możesz jej przekazać spodnie i przeprosiny ode mnie?

Na Osobliwość, ale się płaszczysz przed nim, fuknął Vivid.
— Tak, przekażę, dzięki. Trzymaj się! — Yaku znów posłał mi krótki uśmiech i zniknął we wnętrzu swojego studio. Stałam kilka sekund, gapiąc się na mleczne drzwi, nie mogą otrząsnąć się z zaistniałej sytuacji.
W końcu ruszyłam korytarzem, by za zakrętem spotkać oczekującego Namukoto.
— Musiałeś mnie samą z nim zostawić? — chciałam go kopnąć, ale chłopak zgrabnie odskoczył, chichocząc.
— Inaczej jak chcesz go odzyskać? Mam być twoją swatką?
Prychnęłam na niego i bez słowa przeniosłam na Aurum. Mimo poddenerwowania złapałam się, znów na zachwycie jak te przejścia były wygodne. Na przykład dało się czasem nagiąć tak przestrzeń, by przenieść się bliżej docelowego miejsca. Sam fakt, że Aurum było wielkości Seulu, był kolejną niesamowitością, a Katedra idealnie wpasowała się na miejsce studia chłopaków, jakby ktoś nałożył na siebie dwie mapy.
Za dużo się działo jak na jeden dzień. Ostatni tydzień spędziłam przecież, wegetując w hamaku, kto to widział rzucać mnie na głęboką wodę? Dosiadłam Vivida i dałam mu wybrać kierunek, gdzie chce lecieć.
— Naprawdę, mogę lecieć gdzie chcę? — spytał, gdy wyrównał lot, na tyle bym mogła się położyć na plecach na jego grzbiecie.
— Bo zaraz zmienię zdanie.
— No dobra, to się trzymaj! — machnął potężnie skrzydłami i poniósł nas powyżej linii chmur. Przyspieszenie jak zawsze wgniotło mnie w jego grzbiet, ale byłam już tak przyzwyczajona do tego, że nawet nie zamknęłam oczu.
— Możesz się zdrzemnąć, będziemy długo lecieć.
— Nie wiem, co żeś wymyślił, ale rób, co chcesz, jest mi wszystko jedno. — mruknęłam, zamykając oczy i układając się wygodniej. W powietrzu z Vividem nigdy nie było mi zimno. Fakt, że byliśmy w pewnym sensie jednością, pomagał, bo jego ciepło przechodziło na mnie i mróz w górze i gwałtowne przepływy powietrza na mnie nie oddziaływał. Było ciepło, tylko trochę głośno, ale i tak udało mi się zdrzemnąć.
— Livid. — obudził mnie lekkim wstrząśnięciem kilkanaście godzin później, a ja poderwałam się, wycierając strużkę śliny z brody.
— Już jesteśmy?
— Nie, ale lecimy nad Argenti, może chcesz zajrzeć?
— Gdzieś ty nas zabrał?
— Lecimy do Himes.
— Po co?
— A nie zastanawiałaś się czemu Careula jest na Ziemi, a nie na Motus? Może tam odnajdziemy jakieś wskazówki.
— Przecież, cały jej pałac został rozwalony, zapewne tam nie ma nic, tylko cmentarzysko.
— Tak czy inaczej chcę, zobaczyć co tam jest.

___________________________________

Zapraszam na moje social media.

Jeśli chcesz mnie wesprzeć kup dwie pierwsze części Ucieleśnionych. Link w bio na Wattpadzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro