Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 5. DETERMINACJA


Maru była przerażona. Stała na tarasie widokowym nad mieszkaniem chłopaków i aż drżała ze zdenerwowania. Czy była na tyle odważna, by wejść tam i powiedzieć mu w twarz, całą prawdę? Nie dziwiła się Livid, że unika wszystkich. Strach przed odrzuceniem był tak silny, jak instynkt samozachowawczy chroni przed zrobieniem kroku w przepaść.
Była odważna wychodząc z domu. Nadal odwaga ją trzymała po przejściu na Ziemię, ale gdy stanęła tuż przed faktycznym działaniem obleciał ją paraliżujący strach.
— Dasz radę, Maru. — Angulis podszedł do niej po barierce i trącił jej ramie swoją rogatą głową.
— W życiu nie byłam tak przerażona.
— Wiem, ale zrobisz to. W stylu Maru.
— W stylu Maru?
— Tak, z przytupem, krzykiem i bez możliwości porażki.
Spojrzała na kota. Oczy Angulisa zawirowały.
— Dobra, ale on musi być sam. W mieszkaniu na pewno jest reszta.
— W takim razie, chociaż sobie na niego popatrz. — powiedział cicho kot i zniknął nie dając Maru szansy na sprzeczanie.
Poczekała do drugiej, potem zeszła na teren osiedla i zgrabnie przedostała się na balkon. Drzwi były zamknięte, ale okno otwarte. Maru wskoczyła na parapet i wsunęła rękę do środka. Pogrzebała chwile przy klamce, aż w końcu okno puściło i otworzyło się na oścież. Maru weszła do środka wypuszczając Angulisa, pragnąc jak nigdy dotąd czyjegoś towarzystwa. Zostawiła otwarte okno i bez rozglądania się ruszyła prosto do pokoju chłopaka. Zatrzymała się przy drzwiach i nasłuchiwała chwilę, by sprawdzić, czy z pokoju nie dobiegają żadne dźwięki. Gdy usłyszała ciszę wzięła dwa głębokie oddechy i nacisnęła klamkę.
Pokój wyglądał tak jak go zapamiętała. Nie bywała w nim często, ale nadal pracujący komputer czy świecąca na czerwono myszka przy komputerze chwyciły ją za serce. Łóżko z ciemną pościelą, pod którą spał na plecach chłopak o czarnych włosach przyklejonych teraz do czoła. Dziewczyna ruszyła w jego kierunku na sztywnych nogach i zatrzymała się przyglądając jego śpiącej twarzy, która po chwili stała się niewyraźna przez łzy, jakie napłynęły jej do oczu. Zamrugała szybko odpędzając je i przysiadła ostrożnie na łóżku, tak by go nie obudzić.
— Tak krótko było nam dane być ze sobą. — szepnęła prześlizgując się wzrokiem po jego lekko rozchylonych ustach, rzęsach przyklejonych do policzka i brwiach, które marszczyły się przez sen. Oddychał spokojnie i cicho, prawą rękę położył na swojej klatce a ona unosiła się i opadała miarowo.
Maru zaszlochała raz wyciągając dłoń chcąc dotknąć ręki chłopaka, ale cofnęła ją szybko.
— Jak ja mogłam ciebie zapomnieć? — mruknęła ocierając łzy.
Faktycznie, przez wojnę nie byli ze sobą długo. Chwile po tym, jak Namukoto wyznał jej, że wie jakimi uczuciami darzy go Maru i jej nie odtrącił, wybuchła wojna, a potem Livid rzuciła czar na dwie planety. Nawet to nie przypominało prawdziwego związku, tylko dwa razy się pocałowali, potem nie było na nic czasu.
Maru opuściła głowę i oddychała głęboko by się uspokoić. Spojrzała jeszcze raz na niego i nachyliła się, by pogładzić go po policzku. Uśmiechnęła się lekko do siebie i już miała cofać dłoń, gdy nagle chłopak otworzył oczy.
Maru krzyknęła i odskoczyła to tyłu. Nogi jej się poplątały i się przewróciła. Namukoto już siedział na łóżku z miną wyrażającą kompletne zaskoczenie.
— Kim jesteś? — spytał ledwo wypowiadając słowa. Maru odzyskawszy władzę w nogach poderwała się, odwróciła na pięcie i popędziła do okna, którym tu weszła. Namukoto jednak nie dał za wygraną. Zerwał się z łóżka i pobiegł za nią. Był wyższy i miał dłuższe nogi więc gdy Maru już przełaziła przez okno, chłopak wychylił się i złapał ją za rękę.
— Puść mnie proszę — błagała stojąc już pewnie na balkonie i teraz wyrywając się Koto. Jej policzki lśniły na niebiesko.
— Jak się tu dostałaś?! — Trzymał ją mocno ciągnąc do siebie, ale Maru nie się poddawała. Kątem oka zobaczyła jak po parapecie idzie Angulis, co oznaczało, że Koto musiał dostrzec jej rogi. Nie pomyliła się, chłopak wytrzeszczył oczy i puścił dziewczynę wskazując przerażony na jej głowę. Maru za nim złapała równowagę grzmotnęła o barierkę czując ból jakby jej kręgosłup pękł na dwoje.
— Ja cię kojarzę. — wyszeptał chłopak, ale do Maru nie docierało nic prócz bólu. Zagryzając wargę ruszyła chwiejnie do rynny, po której zjechała na trzecie piętro. Uciekała dalej, zapewne odprowadzana wzrokiem zaskoczonego chłopaka, który nie mógł sobie przypomnieć skąd ją kojarzył.

To ją przerosło. Oczekiwała wszystkiego, ale nie tego. Ból, gdy go zobaczyła był wprost nie do opisania, a moment, w którym na nią spojrzał, ale nie rozpoznał przypominał tortury. Wcale się nie dziwiła Livid, że unika Ziemi. Ta sytuacja z Koto była jasnym dowodem, że czeka je dosłowne piekło emocjonalne, za nim i o ile ich odczarują.
Plecy pulsowały tępym bólem, gdy szła kulawo przez cichy nocny park, a łzy same płynęły po policzkach. Nie wiedziała co ma dalej robić jak do tego podejść. Zawsze była osobą, która szła po trupach do celu, a ta sprawa wydawała się tak delikatna i subtelna, że była dla niej niemożliwa do wykonania. Nie było w jej naturze być subtelną czy delikatną, to on ją taką czynił. Powróciła na Motus, ale nie do swojego domu na Aurum, chciała przypomnieć sobie swój stary dom. Przeniosła się do Lum, które teraz było opuszczone i zapomniane. Wszyscy mieszkańcy przenieśli się na Aurum, gdzie był dostatek i spokój, a nawet wykształcenie, taka mała mieścina jak Lum powoli podupadało.
Jednak Maru tu przyszła pod osłoną nocy stała u wejścia do tunelu chłonąc wspomnienia, jakie były zapisane w skałach. Zapomnieli tylko ludzie, ale nie ziemia, skała zawsze pamięta wszystko. Pogładziła zimny kamień, nie mogąc się na dziwić jak jest chłodno. Zawsze w tunelu było gorąco i sucho. Silne wiatry nawiewały kurz i pył czyniąc to miejsce średnio nadające się do życia. Jednak żyły tu, ona i Mo. Nie poczuła wzruszenia na wspomnienie siostry, ale odwróciła się i spojrzała na wzgórze, gdzie często jej siostra przesiadywała z Bernardem, a potem z Koto. Wcześniej rósł tam zwykły klon, teraz drzewo miało złote liście. Maru nawet z daleka dostrzegła pod jego gałęziami dwa ciemne kopczyki i ruszyła się z miejsca.
Wspinaczka zajęła jej siedem minut, lekko zadyszana stanęła przed dwoma grobami. Oba były pokryte kopczykiem z granatowych muszelek. Wszystko to, muszelki i złote liście, było darem od Livid, symbol uszanowania ich ofiary. Żaden z nich nie kwestionował, że Mo, jak i Barnard byli bohaterami, było tylko przykro, że obecnie na obu planetach tylko dwie osoby o tym pamiętały.
— Trzeba coś z tym zrobić. — powiedziała do siebie.
— Masz rację. — odpowiedział jej kot — wiesz co masz robić.
— Wiem, teraz zrobię to porządnie. — oznajmiła, pożegnała się z siostrą i powróciła na Ziemię, by dalej podejmować próby przywrócenia Koto pamięci.

***

Śledziła go już trzeci dzień, zbliżała się na tyle by pozostał w zasięgu wzroku. Niedługo musiała wracać, bo kończył jej się prowiant. Racjonalny umysł mówił, że przecież nigdzie jej nie ucieknie, ale w sercu nie potrafiła się z nim rozstać. Przez pierwszy dzień, sam jego widok był kojący, ale potem przypominała sobie jak z nią rozmawiał, żartował i sprawiał, że się rumieniła. Nikt tego wcześniej nie dokonał.
Szła wieczorem pustą ulicą tuż za Namukoto, który chyba wybrał się samotnie do knajpy. Wolała go mieć na oku, uznawszy, że samotny wypad do knajpy będąc tak sławnym jest po prostu głupi. Śledziła go od dziesięciu minut i była trochę zasapana, bo musiała nadgonić taksówkę. Całe szczęście, że był korek i mogła odetchnąć. Teraz gdy szedł żwawo ona musiała prawie biec, by nadążyć.
Chłopak przed nią nagle skręcił w lewo, a Maru przyspieszyła. Wychyliła się zza rogu i uniosła brwi ze zdziwienia. Była to ślepa uliczka, zastawiona kubłami, z plątaniną kabli między budynkami. Stanęła na środku i wzięła się pod boki. Ruszyła przed siebie wolno badając każdy cień, ale po chłopaku nie było śladu. Zajrzała pod kontener i dotarła do końca uliczki.
— Czemu mnie śledzisz? — rozległ się głos za jej plecami. Maru ponownie jak przy ich ostatnim spotkaniu podskoczyła i łokciem strąciła pokrywę ze śmietnika. Łoskot wypłoszył chudego białego kota, który czmychnął gdzieś w popłochu.
— Kim jesteś? — Chłopak ruszył w jej kierunku, a Maru spróbowała uciec, ale zagrodził jej drogę. Przez strach stała się taka niedokładna. Jeszcze nigdy nikt jej nie zdemaskował podczas śledzenia  — nie puszczę cię puki nie powiesz kim jesteś.
— Maru. — powiedziała starając się zmusić swój głos by był wyzywający, ale chyba jej się to nie udało, bo chłopak przekrzywił głowę z ciekawością.
— Skąd ja cię znam? — mruknął do siebie pocierając kark. — jestem pewny, że gdzieś cię widziałem.
Maru zagryzła wargi modląc się by to zadziałało.
— Kocham cię. — powiedziała spokojnie, ale pewnie. Właściwie to zdanie samoistnie wyrwało jej się z gardła. Czuła się jakby nie mogła kontrolować swojego ciała, ale z drugiej strony, skoro już to wypowiedziała zamierzała mu to udowodnić.
— A pewnie byłaś na podpisywaniu albumów tak?
— Nie, Namukoto ja naprawdę cię kocham. — zaczęło się, już nie umiała się wyłączyć. — ja lubiłam cię od samego początku, ale ukrywałam to, potem przeze mnie mało nie zginałeś, a ja wyznałam ci, co czuje.
Odkleiła się od ściany i stanęła przed nim dumnie.
— Postąpiłeś podle udając, że śpisz, ale potem powiedziałeś, że odwzajemniasz moje uczucia. Nastała wojna i nie mogliśmy być dłużej razem, bo Livid wyczyściła całym światom pamięć.
Zamknęła się i utkwiła w nim przerażone spojrzenie. Niech to zadziała, modliła się, błagam niech sobie przypomni.
— Chyba mnie z kimś pomyliłaś. — powiedział i zaczął się odwracać. Maru zadziałała instynktownie, chwyciła go za bluzę z przodu i przygwoździła do ściany.
— Jesteś Namukoto, kochasz bananowe mleko i gry komputerowe.
— Co ty robisz?! — jęknął chłopak teraz już przestraszony nie na żarty.
— Sądziłeś, że jesteś sam, ale ucieleśniłeś się, twoją Emocją jest Jaguar, nazywa się Pardus, twój świat to plaża, na której zawsze jest noc i...
— Skąd ty to wiesz? — wykorzystał jej zawahanie, wyswobodził się z jej uścisku i ruszył szybkim krokiem ku głównej ulicy.
— Koto, błagam, w twoim świecie jestem ja jako galaktyka w morzu, zabrałeś mnie tam, gdzie po raz pierwszy byłam prawdziwa.
— Zostaw mnie!
— Na plaży bawi się Mo! Jej też nie pamiętasz? Kochała cię, traktowała jak starszego brata, byłeś jej wzorem, Namukoto! Proszę. — Osunęła się na kolana czując jak rozpacz i bezsilność targają jej ciałem. Jej jedyna i ostatnia szansa prysła, nie miała innego pomysłu, by mu przypomnieć. Zostanie tak jak Livid, sama na zawsze pielęgnując w sobie tę miłość, którą jej podarował.

***

Gdyby Maru była mądrzejsza albo nie opuściła tak szybko głowy dostrzegłaby co działo się z Koto. Przypominało to trochę reakcję łańcuchową. Na dźwięk słowa Mo, chłopak przystanął analizując to, co to słowo w nim wywołało. Od słowa Mo, w jego mózgu pojawił się obraz kojota z czaszką zamiast głowy, o pustych oczodołach. Potem dotarło do niego, że widzi jego śmierć, jak oddaje życie. Za kogo? Za nią, tą, która siedzi i płacze za jego plecami.
Następnie wszystkie sceny potoczyły się jak lawina. Livid, smok, ucieleśnienie, Pardus, porwanie, ślub, Pinna i dziecko, ojcem był Alti. Teni przeklęty, Balbin i o Jezu... Vialin. Wojna, gwiazdozbiory i zaklęcie Livid. Zamrugał wracając na ziemię. Maru dalej płakała, słyszał jej szloch i wiedział doskonale, że gdy tylko się odwróci jej twarz będzie cała niebieska i świetlista.
— Wstań. — powiedział spokojnie bez emocji. Podniosła głowę i zobaczył jej zapłakane oczy. Tak jak przewidział cała jej twarz wyglądała jakby ktoś obsypał ją brokatem. Gapiła się na niego od czasu do czasu pochlipując jeszcze, a gdy się uśmiechnął przytknęła dłonie do ust i zerwała się z klęczek. Bez słowa, ale ze śmiechem porwał ją w objęcia i okręcił w ciemnym zaułku. Sam też czuł wzruszenie i szczęście, którego nawet nie dało się opisać. 

_______________

Zapraszam na moje social media:

Jeśli chcesz mnie wesprzeć kup dwie pierwsze części Ucieleśnionych. Link w bio na Wattpadzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro