ROZDZIAŁ 22. ROZDARCIE
Alti wrócił do domu i stwierdził, że w mieszkaniu panuje nienazwana atmosfera. Z jednej strony Namukoto przemierzał korytarze jakby był na haju, non stop uradowany życiem, oraz Zemi, który warczał na wszystkich i wszystko. Alti bał się zagadnąć przyjaciela, bo chłopak naprawdę wyglądał groźnie. Poszedł zatem do Koto, by wypytać o jego nową dziewczynę.
— Cześć, mogę wejść? — spytał pukając do pokoju najmłodszego. Namukoto mruknął przytakująco nie odrywając oczu od monitora swojego komputera grając w Overwatch'a. Alti przysiadł na jego łóżku gdzie pościel przypominała raczej górę ciuchów gotowych do prania i odchrząknął.
— Co robiłeś w przerwie? Odwiedziłeś rodziców?
— Nie, spotykałem się z Maru i Livid. — odpowiedział bez zająknięcia nadal skupiony na grze.
— Naprawdę? — Alti chciał, by jego głos brzmiał naturalnie, ale chyba wybrzmiał trochę za wysoko, bo Namukoto zostawił grę w spokoju i odwrócił się do przyjaciela ściągając słuchawki na szyję.
— A ty jak spędziłeś przerwę? — zagadnął Namukoto obserwując go jakimś dziwnym wzrokiem. Sprawiał wrażenie jakby wiedział więcej niż pokazywał.
Alti wzruszył ramionami i odburknął coś pod nosem.
— Biłeś się?
Alti podniósł gwałtownie głowę i spojrzał na Koto zdziwiony, a w sercu przerażony jak nigdy.
— Co? Nie, dlaczego tak twierdzisz?
— Bo masz obandażowane całe ramię. — Namukoto wskazał na bandaż, jaki prześwitywał przez koszulkę. Alti machnął ręką.
— Tayir wywijał nożami w kuchni i akurat byłem na jego drodze.
— Rozumiem.
Bardzo nie podobało się to, w jaki sposób Namukoto to rozumiał. To „rozumiem" nie było tylko odpowiedzią, ale jakby znakiem, że „rozumiem więcej niż ci się zdaje". Alti poczuł dreszcz na plecach. Powoli zaczynało go to męczyć, bo z Koto od jakiegoś czasu działo się coś dziwnego. Ich rozmowy nie były naturalne i szczere. Był święcie przekonany, że oboje coś ukrywają. Alti ukrywał fakt, że był księciem na innej planecie, ale ten fakt był tajemnicą odkąd pamiętał, więc nie robiło to znaczenia. To tajemnica Namukoto sprawiła, że atmosfera w mieszkaniu tak się zagęściła. Alti był niemal pewien, że odniosło się to również do tej jego dziewczyny. Tylko jak tu zapytać się, czy laska była z Motus nie wyjawiając mu, że sam wiedział o istnieniu drugiej planety?
— Długo się znacie z tą Maru? — spytał Alti pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu?
— Będzie ze cztery lata. — mruknął jakby wymijająco.
— Podoba ci się? — spytał od razu tego żałując. Jakie to było żenujące. Co mu strzeliło do głowy, by zadać tak durne pytanie?
— Owszem, inaczej bym z nią nie był, nie?
— Jasna sprawa... powiem ci, że jest intrygująca.
— To znaczy? — Namukoto spojrzał na niego, a lekki uśmieszek, który utrzymywał się na jego ustach przez całą ich rozmowę jakby przygasł.
— Nie wiem, może to są plotki, ale Yina mówiła, że laska miała sztylet. Za to Zemi, gdy spotkał ją na spotkaniu z fanami nie mógł oderwać wzroku od niej oczu. Mówił, że w życiu nie widział takiego koloru.
— To fakt, oczy ma śliczne. — Namukoto pokiwał głową jakby nie dotarło do niego to, co właśnie Alti powiedział, albo przeinaczył jego wypowiedź.
— Gdzieś ty ją w ogóle spotkał? — wypalił gwałtownie zmęczony całą tą rozmową.
— To tajemnica. — mruknął od niechcenia odwracając się ponownie ku komputerowi.
— Słucham?
— Gdybym ci powiedział to byś nie uwierzył. — zachichotał Namukoto ponownie włączając się do gry.
— Nie da się z tobą gadać. — warknął Alti wychodząc z pokoju nie kwapiąc się, by zamknąć drzwi. Ruszył do kuchni cały nabuzowany myśląc gorączkowo. Czy oznaczało to, że dostał potwierdzenie swoich przypuszczeń? Jego dziewczyna pochodziła z Motus? I czemu zadawał się z Livid? Dziewczyna była tylko krótkim epizodem w ich teledysku wieki temu, okej mogli się spotkać, pogadać, ale żeby spędzać ze sobą czas?
— Nic ci nie jest? — rozległ się głos Zemiego, a Alti się obejrzał. Chłopak stał w drzwiach kuchni i przyglądał mu się.
— W porządku. — burknął Alti trochę zbyt ostro i podszedł do lodówki, by zająć czymś ręce. — Gadałem z Koto, chłopak wpadł po uszy.
— Chodzi ci o Maru?
— Tak, ale na pewno jest jeszcze co ukrywa. Nie chciał powiedzieć skąd ją zna, a twierdzi, że poznali się jakieś cztery lata temu. To niemożliwe.
— Sądzę, że nie on jeden coś ukrywa. — zauważył Zemi, a serce podeszło Altiemu do gardła. Bał się zapytać, o co chodzi przyjacielowi. Obawiał się, że będzie to dotyczyć jego i tego, że żyje podwójnym życiem.
Alti wyjął miskę ryżu z lodówki, trochę kimchi i postawił na blacie. W kuchni trwało sztywne milczenie, ale Alti nie zamierzał go przerywać. Czuł na sobie wzrok Zemiego tak bardzo, że paliły go policzki. Chciał jak najszybciej zrobić sobie jeść i opuścić kuchnie gęstą od podejrzeń.
— Nie wyglądasz mi na księcia. — wypalił nagle Zemi, a Alti upuścił miskę kimchi. Serce waliło mu jak oszalałe, a po plecach ciekły stróżki zimnego potu.
— Księciem? A skąd ci to przyszło do głowy? — spytał udając zdziwienie i od razu zabrał się za sprzątanie bałaganu, jakiego narobił.
— Gadałem z Livid. Dziewczyna musiała się czegoś nawdychać, bo twierdzi, że wyglądasz i zachowujesz się jak książę.
Alti prychnął trochę nieudolnie i wstał z kolan trzymając naręcze potłuczonej miski.
— Co wyście się tak tej Livid uczepili? Koto też, cały wolny czas spędzał z dziewczyną i właśnie z Livid.
— Nie wiem, ale laska ma naprawdę nie równo pod sufitem. — skwitował Zemi. — a jeśli chodzi o Koto, to młody powie nam wszystko, gdy będzie gotowy. Nie ma sensu go naciskać.
Zemi nie czekając na odpowiedź przyjaciela wyszedł z kuchni zostawiając Altiego samego i pełnego przerażających przemyśleń. Skąd mu przyszedł ten książę? I co ma z tym wszystkim Livid? Czy przypadkiem wie o nim? To byłaby katastrofa.
Alti pokręcił głową. Schował jedzenie do lodówki czując, że nagle apetyt mu minął i wyszedł z kuchni, by przejść do swojego pokoju. Padł na łóżko i zagapił się na sufi.
Nie to bez sensu, niby skąd Livid miałaby wiedzieć, że mam rodziców i brata na Motus? Dziewczyna sama musiałaby wiedzieć o innej planecie. A może wie? To by miało sens, czemu Maru wygląda tak dziwnie, może wraz z Livid potrafią przechodzić na Motus?
Chciał zadzwonić do brata, ale przypomniał sobie w porę, że brat rzadko przychodzi na Ziemię. Wysłał tylko wiadomość mamie, że jak tylko Tayir wróci niech odezwie się do niego. Alti potrzebował szpiega, a Tayir idealnie nadawał się do węszenia tam, gdzie nie powinno wtykać się własnego nosa.
***
Nadeszła jesień, ale ja jakbym jej nie zauważała. Mimo że było mokro i brzydko czułam się żywa jak nigdy. Serce biło jakby innym rytmem, popychało nawet bym wychodziła z domu. Dookoła liście pożółkły i zmarniały, ale dla mnie były nadal piękne. Zapach mokrej zgnilizny utrzymywał się wokół stajni, gdy las wstrzymywał swoją wegetację przygotowując się do zimy. Zupełnie odwrotnie niż ja, bo czułam jakbym narodziła się na nowo. Nic nie potrafiłam na to poradzić, chłopak, który odwiedził mnie tak niespodziewanie kilka dni temu powodował we mnie wiosnę.
Czasem jednak łapałam się na tym, jak rozum szeptał mi w głowie, że to przecież nic jeszcze nie znaczy. Nadal tylko z nim rozmawiałam, a co gorsza Yaku był w związku. Kochał inną, a mnie traktował jako znajomą. Przyprawiało mnie to o mdłości, a zwłaszcza w tych momentach jak na złość przypomniałam sobie każdy jego pocałunek i każdy najlżejszy dotyk czy najcichszy szept do ucha.
Przestań, o tym myśleć, bo aż mam gęsią skórkę, jęknął Vivid i poczułam jak wzdrygnął się w moim umyśle.
Przecież masz łuski, zaśmiałam się.
No i przez ciebie wszystkie stoją na baczność. Przyszedł do mnie Evald z córką Atią w sprawie ciężarnej klaczy. Pamiętasz miałaś się nią zająć.
Na Osobliwość, faktycznie! Ale Vivid, ja nie mogę. Muszę zostać na Ziemi. Yaku może zadzwonić w każdej chwili.
Livid, obiecałaś im. Pamiętasz jak Atia prosiła cię byś pomogła jej klaczy? Wiesz co się stanie, gdy kobyła będzie mieć problemu z porodem.
Czułam się totalnie rozdarta. Z jednej strony chciałam wrócić na Aurum, by pomóc klaczy urodzić, wiedząc, że gdyby miała jakieś komplikacja to prości ludzie nie bawili się w ratowanie, dobijali kobyłę i kłopot z głowy. Nie mogłam zostawić małej Atii, która kochała swoją klacz. Z drugiej strony będąc na Aurum byłam kompletnie odcięta od kontaktu z Yaku. Co, jeśli przyjechałby w nocy i mnie nie zastał, albo dzwonił i po którymś telefonie stwierdził, że nie chcę utrzymywać z nim kontaktu?
Za bardzo histeryzujesz wiesz? Zaopiekujesz się klaczą, a gdy urodzi to wrócisz.
Ale...
Obiecałaś Livid. Jesteś władcą Aurum, co to za władca, który nie dotrzymuje obietnicy danego swojemu ludowi?
Pogadaj z tymi na Ziemi, prychnęłam naburmuszona. Wiedziałam, że Vivid ma rację, ale i tak próbowałam rozwiązać to by obie strony były zadowolone. Szłam z powrotem do domu myśląc gorączkowo.
A gdyby tak przenieść kobyłę na Ziemię? Jest stajnia, będzie tu bezpieczna, a ja nie stracę kontaktu z Yaku.
Nie wiesz, czy zmiana planety nie wpłynie na stan ciężarnej. Dużo ryzykujesz.
Wiem! — krzyknęłam już zdenerwowana. Nie rozumiesz? Ja muszę tu zostać. Bądź moim wsparciem, a nie głosem rozsądku.
Staram się być jednym i drugim, ale dobrze pomogę ci. Tak czy inaczej, teraz wracaj, wyjaśnij wszystko Evaldowi.
Nie kłóciłam się z nim więcej. Przeszłam na Aurum, gdzie słońce grzało znacznie mocniej niż na Ziemi. Nie tracąc czasu od razu pojechałam do gospodarstwa Evalda, biorąc jednego z koni. Gringo, którego zabrałam ze sobą na Aurum, obecnie biegł gdzieś po łąkach jako pół dziki koń. Wypuściłam go dając mu wolność, za te lata, gdy służył mi jako szczery i oddany druh. Byłam mu to winna. Poza tym większość czasu i tak latałam na Vividzie. Wyjątek był dzisiaj z powodu nadal niezagojonego skrzydła Vivida musiałam wziąć kasztanka ze stajni.
Pogalopowałam główną aleją mojego miasta, która przechodziła w wyjeżdżoną przez liczne wozy drogę i odbiłam na pierwszym skrzyżowaniu w prawo. Podróż zajęła około godziny, a gdy zajechałam na teren gospodarstwa, Ruber był cały spieniony.
— Dzień dobry! — krzyknęłam po łacinie zsiadając z konia. Chwilę później zza obory wyszedł Evald trzymając wiadro pełne spienionego mleka. Zapewne wracał z wieczornego udoju.
— O! Panienka Livid. — odkrzyknął do mnie odstawiając wiadro. — odwiedziłem dzisiaj twoją katedrę pani, ale przywitał mnie tylko twój smok.
— Tak wiem, byłam poza domem. — odparłam parskając wewnętrznie śmiechem jak dziwnie to brzmiało. Ciekawa byłam jak Evald zareagowałby na fakt, że zamierzam zabrać jego konia na inną planetę. — słyszałam, że twoja klacz ma się oźrebić.
— Tak panienko. Moja córka dogląda ją dzień i noc, rozwiązanie lada chwila, ale nie mamy w tym doświadczenia. Może panience pokaże?
Evald zachęcił mnie gestem bym poszła za nim, a ja niechętnie ruszyłam z miejsca. Ile już czasu minęło odkąd nie było mnie na Ziemi? Czy Yaku zadzwonił?
Mężczyzna otworzył drzwi obory, z której od razu wyleciał zapach krów, mleka oraz słomy. Mimo zniecierpliwienia uśmiechnęłam się na tę woń. Kobyła stała w ostatnim boksie po prawej. Gdy zajrzałam do środka żuła właśnie resztki siana, a wielki nabrzmiały brzuch zdradzał zaawansowaną ciążę.
— Mogę ją zbadać?
— Ależ oczywiście, proszę. — Evald otworzył mi boks, a ja powoli weszłam i przywitałam z klaczą. Położyła uszy po sobie oznajmiając zaniepokojenie, ale gdy powąchała moją rękę rozluźniła się odrobinę. Pogłaskałam ją po nosie, potem po szyi, by zbliżyć się do brzucha. Starałam się unikać dotykania jej boków, bo ciężarne kobyły często nerwowe i mogły kopnąć. Ja tylko chciałam zobaczyć jej wymiona. Okazały się nabrzmiałe i pełne mleka. Wiedząc już wszystko, co chciałam wyszłam z boksu i powiedziałam.
— Wyźrebienie powinno się dobyć za około tydzień. Jest w dobrym stanie, ale musiałabym ją zabrać ze sobą, by mieć ją na oku całą dobę.
— Atia będzie niepocieszona, ale rozumiem. To dla jej dobra. Dziękuję panienko. — Evald skłonił się, po czym wszedł do boksu i założył jej kantar.
— Panienka weźmie w ramach podziękowania. — Evald wyprowadziwszy klacz na sznurku, który przywiązał do siodła mojego kasztanka, wsadził mi w ręce wielki kawał sera oraz pół tuszy sarniny.
— Dziś rano upolowana. Panienka weźmie.
— Bardzo dziękuję — uśmiechnęłam się do niego i dosiadłam Rubera — jak tylko urodzi to wracamy.
— Szerokiej drogi! — Evald pomachał mi a ja w końcu mogłam ruszać.
Podróż powrotna ciągnęła się w nieskończoność. Poddenerwowana kobyła skubała wałacha w zad, przez co podrygiwał co chwilę, a nie mogłam przyspieszyć, dla bezpieczeństwa klaczy. Ostatecznie zmordowana i znacznie mniej lubiąca ciężarną kobyłę zajechałam u stóp schodów o katedry.
— No nareszcie. — jęknął Vivid wychodząc z katedry. Ile można czekać?
— Nie denerwuj mnie. Całą drogę gryzła Rubera w tyłek no myślałam, że jej psyk zwiążę.
— To jak? Przechodzisz od razu?
— Tak, ale wcześniej może uda ci się we mnie wrócić? Jak twoje skrzydło?
— Maru z Evelyn robiły mi okłady, znacznie lepiej. — Smok zszedł z ze schodów przyprawiając o zawal kobyłę, która cofnęła się gwałtownie.
— Nie podchodź głupku! Jeszcze się zerwie!
— Ups! Niecący.
Przywiązałam oba konie do najbliższego płotu i weszłam po schodach za Vividem. Smok, gdy tylko stanęłam naprzeciwko westchnął potężnie owiewając mnie ciepłym powietrzem i zawisł nosem centymetr od mojej prawej piersi.
— Dawaj albo się uda, albo nie. — ponagliłam go. Vivid dotknął mojej prawej strony i poczułam jak wlewa się w moje prawe serce wypełniając mnie. Zamknęłam oczy czując rozkosz i szczęście, że znów jesteśmy jednością.
— Udało się. — westchnęłam. — nadal cię boli ten staw. Czuje go w łopatce.
Mniejsza z tym. Znów pasuję do ciebie. Otwieraj przejście i wracajmy na Ziemię.
Zbiegłam uradowana do koni i otworzyłam portal. Oprócz ciężarnej klaczy zabrałam też Rubera by miała towarzystwo. Konie oczywiście mocno buntowały się przed wejściem w nieznany ognisty wir, ale ostatecznie klepnięcie w zady je jakoś przekonały.
Wprowadziłam je od razu do stajni, gdzie pościeliłam im i dałam wody. Musiałam wrócić jeszcze na Aurum po owies oraz siano. Gdy nikt nie patrzył z rolników przeniosłam na Ziemię wóz wypełniony po brzegi sianem oraz dwa worki owsa.
Później im jakoś to wynagrodzę.
Ciekawy jestem jak. Mruknął kąśliwie Vivid.
Nie mam teraz czasu się nad tym zastanawiać.
______________
Zapraszam na moje social media:
Jeśli chcecie mnie wesprzeć, kupcie moje książki, linki w bio na Wattpadzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro