Rozdział VIII
Siedzieliśmy w gospodzie, a kilka stolików dalej siedzieli Linwena i Narran. Kobieta wydawała się być bardzo miła. Przedstawiliśmy się jej po drodze do gospody.
Teraz natomiast wytrwale coś tłumaczyła mężczyznie. Ten oparł się o blat stołu i patrzył pustym wzrokiem przed siebie słuchając jej uważnie. Czasem wtrącał coś krótkiego. Żałowałam, że nie słyszę ich rozmowy, ale dzieląca nas odległość i gwar panujący w budynku skutecznie uniemożliwiały usłyszenie czegokolwiek.
W pewnym momencie Linwena nachyliła się i pocałowała Narrana w kącik ust. Na twarzy tamtego zaigrał nikły uśmieszek. Skierował wzrok na towarzyszkę i wypowiedział jedno, krótkie słowo. Odgadłam, że było to ,,nie". Linwena wyprostowała się gwałtownie, oburzona, splotła ręce na piersi, wbiła wzrok w sufit i nie odezwała się do niego, aż do końca wieczoru. W końcu wstała i bez słowa ruszyła w głąb gospody, by udać się do pokoju.
Narran kilka chwil tkwił w bezruchu, patrzył przed siebie. Jednak po chwili skierował na nas swój wzrok, wstał i delikatnie skinął głową byśmy poszli za nim. Wyszliśmy z budynku. Na zewnątrz panował przejmujący chłód. Zadrżałam. Mężczyzna przystanął i spojrzał w gwiazdy, które spoglądały na wszystko z góry, z granatowego nieba.
- Nie mogę zostać w Iaurel - rzekł po chwili.
- Dlaczego? - spytałam zmartwiona.
Skierował na mnie swoje smutne oczy.
- Linwena prosiła mnie żebym wracał. Podobno Rada, czyli najważniejsze osoby, które obecnie sprawują władzę w miejscu, w którym żyłem, stanowczo domaga się mojego powrotu. Feael już nie był w stanie ich dłużej przekonywać. Niedługo przybędzie po mnie kilka osób. - W miarę jak mówił wyglądał na coraz bardziej zmęczonego i przygnębionego. Znowu popatrzył w niebo. - Feael przysłał tu Linwenę, by przekonała mnie do powrotu nim inni zrobią to siłą. Sam ma za dużo spraw na głowie, by tu przybyć...
- I będziesz musiał wrócić... - dodałam cicho.
- Zrobisz to? - spytał Felix.
W odpowiedzi otrzymał potrząśnięcie głową.
- Nie mogę...
- To co uczynisz? - zadałam kolejne pytanie, które musiało paść.
Brak odpowiedzi. Narran się zamyślił, a ja cierpliwie czekałam aż podejmie decyzję. Wieczór był naprawdę bardzo chłodny, więc znowu zadrżałam. Felix dostrzegł to i objął mnie ramieniem.
- Nic - usłyszeliśmy w końcu. - Co się ma stać to się stanie. Zostanę tutaj i najwyższej ucieknę, gdy zajdzie taka potrzeba.
- Jesteś pewien? - upewniłam się.
Pokiwał głową, po czym pożegnał się i udał do gospody. Spojrzałam na Felixa, który teraz też patrzył w niebo. Uśmiechnął się i popatrzył mi w oczy.
- Odprowadzić cię? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
- Jak chcesz...
Odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę mojego domu. Szliśmy nieśpiesznie uliczkami, a ja rozglądałam się dookoła i chłonęłam magiczny nastrój chłodnego wieczoru. Kątem oka dostrzegłam, że mój przyjaciel przygląda mi się uważnie.
- O co chodzi, Felix? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
Patrzył na mnie bez słowa kilka chwil, ale wreszcie otrząsnął się i odezwał:
- Co o tym wszystkim myślisz?
Wzruszyłam ramionami.
- A co mam myśleć? - odparłam. - Nie chcę się rozstawać z Narranem...
- Mi też nie podoba się myśl o pożegnaniu...
Zapadło milczenie, lecz cisza była bardzo miła. Idąc pod rozgwieżdżonym niebem starałam się uspokoić i zapomnieć o wszystkim. W końcu dotarliśmy do mojego domu. Felix uśmiechnął się szeroko i czarująco.
- Do jutra - powiedział.
Pokręciłam głową. Podeszłam do niego i go objęłam. Odwzajemnił uścisk. Był najlepszym przyjacielem jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Posłałam mu ostatni uśmiech i zniknęłam w drzwiach domu. Zamknęłam ostrożnie drzwi, nie przestając się uśmiechać. Felix był cudownym przyjacielem.
Moja mama przywitała mnie i spytała jak mi minął dzień. Opowiedziałam jej o wszystkim.
- Żal mi Narrana - skomentowała cicho. - Jest taki młody, a ma takie skomplikowane życie... Miejmy nadzieję, że je sobie ułoży.
Skinęłam głową, pokazując, że ma rację.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro