Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V

Minęło kilka dni, a mnie, mimo że Narran już nie poruszył tematu wędrówki, nadal dręczyła obawa, że może wymknąć się niepostrzeżenie i uciec bez pożegnania. Miałam nadzieję, że tak się nie stanie i za każdym razem gdy gdzieś się wybierał, wypytywałam go o szczegóły.
Dlatego, kiedy zobaczyłam go idącego między domami, poczułam ukłucie niepokoju. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że miał na ramieniu łuk. Podeszłam do niego.
- Gdzie idziesz? - zapytałam.
Zaskoczony obrócił się w moją stronę. Chyba wcześniej mnie nie zauważył.
- W stronę Gór Srebrnych - odpowiedział.
Uniosłam brwi.
- Po co? - drążyłam.
Z zakłopotaniem poprawił łuk.
- A po co ci to wiedzieć? - zaryzykował.
- Chcę mieć pewność, że... - Uśmiechnął się triumfalnie i ruchem głowy zachęcił do dalszego mówienia. - Że nie uciekniesz - dokończyłam w końcu.
Jego uśmiech zbladł trochę.
- Nie martw się, Evelyn - rzekł cicho. - Nie ucieknę bez pożegnania. Przynajmniej nie tym razem. Idę tam, bo mam nadzieję spotkać jakiegoś smoka. Chciałbym spytać o to i owo.
Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, odwrócił się i odszedł. Westchnęłam cicho. Postanowiłam wrócić do domu, bo mój spacer po mieście już nie wydawał mi się szczególnie ciekawy.
- Już wróciłaś? - spytał mój ojciec, gdy przekroczyłam próg budynku.
Skinęłam głową. Usiadłam przy stole, obok moich rodziców.
- Widziałam jak Narran tędy przechodził - poinformowała moja matka. - Spotkałaś go?
- Tak - odparłam. - Wybiera się do smoków.
- Nic mu nie zrobią? - spytał z troską czterdziestoletni mężczyzna.
- Casper - powiedziała kobieta, a ten spojrzał na nią szarymi, lśniącymi oczami. - Przecież wiesz, że ten młody człowiek jest podobno kimś, kogo życie jest ważne dla wielu istot. Władca smoków na pewno nie pozwoli, by coś mu się stało.
Mój tata przeczesał palcami brązowo-siwe włosy.
- Masz rację - przyznał.
Naszą rozmowę przerwał, nie kto inny jak Felix. Wparował do budynku, zupełnie jakby to był jego dom. Na jego widok przewróciłam oczami, ale jego grzeczny, czarujący uśmiech sprawił, że nie mogłam być na niego zła.
- Witaj, Felix - przywitał się mój ojciec. Bardzo lubił mojego przyjaciela, a ten darzył go niemałym szacunkiem.
W końcu, gdy jeszcze młodzieniec lubił wdawać się w bójki, to właśnie Casper nieraz ratował go z opresji, lub po prostu, kiedy Felix leżał nieprzytomny w jakimś zaułku, zabierał go do domu.
Mój przyjaciel również się przywitał, a później zwrócił się do mnie:
- Muszę ci coś pokazać.
- Jeszcze ci mało, młodzieńcze? - westchnęła moja matka.
- Nie wyjdziemy poza Iaurel, obiecuję - powiedział mój przyjaciel. - To coś w gospodzie.
Moi rodzice niemal jednocześnie wzruszyli ramionami, a ja zaintrygowana, razem z młodzieńcem wyszłam z domu.
- O co chodzi? - spytałam, gdy szliśmy ulicą.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Ktoś przybył do miasta.
Odgarnęłam włosy z czoła.
- Kto?
- Nie wiem - rzekł Felix spoglądając przed siebie. - Jeszcze go nie widziałem.
Dotarliśmy do gospody i młodzieniec otworzył ciężkie drzwi, wpuszczając mnie do środka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro