Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXIII

- Pośpieszcie się! - zawołał Narran gdzieś z przodu. - Już niedaleko.
Szliśmy kilka godzin i znajdowaliśmy się u podnóża najbliższej góry. Narran zupełnie nie okazywał zmęczenia i cały czas szedł kilkanaście metrów przed nami. Natomiast ja i Felix mieliśmy już całkowicie dość tej wyprawy. Feael również nie zamierzał iść obok Narrana i dotrzymywał nam towarzystwa, co chwilę karcąc młodego mężczyznę i przeklinając jego pomysły.
- Ucisz się Narranie, bo zaraz zwrócisz na nas uwagę smoków i innych niebezpiecznych istot - zażądał.
- Słów ,,już niedaleko" używasz od dwóch godzin, co pięć minut - zauważył Felix.
- Mam rozumieć, że chcecie odpocząć? - zapytał Narran zawracając i idąc w naszą stronę.
- Pewnie oczekujesz potwierdzenia, ponieważ sam się zmęczyłeś, tak? - zapytał Feael.
- Oczywiście, że nie. Ale widząc twoją znużoną twarz, sądzę, że byłoby to całkiem niezłe rozwiązanie.
- Nie ma mowy - zadecydował elf. - Teraz rzeczywiście jesteśmy niedaleko.
Felix westchnął niemal niedosłyszalnie i przyśpieszył.
Narran spojrzał na niego z aprobatą, po czym jak zwykle zniknął za drzewami.
Po chwili usłyszeliśmy jego głos.
- Chodźcie tutaj! Chyba dotarliśmy.
Feael nabrał powietrza, jakby przed skokiem do wody i ruszył w stronę, z której dobiegał głos.
Po chwili znaleźliśmy Narrana. Stał przed skalistą ścianą i opierał o nią rękę. Spojrzałam do góry. Naturalny mur miał kilka metrów wysokości.
Młody mężczyzna wskazał na coś na skale. Były to nieznane mi znaki wyryte głęboko w kamieniu. Układały się w jakiś napis.
- To tutaj - stwierdził elf. - Poszukajmy wejścia.
Chodziliśmy wzdłuż ściany szukając wzrokiem jakiejś szpary, drzwi, czy otworu. Słowem: czegokolwiek co mogłoby być wspomnianym wejściem.
Nie szukaliśmy długo. Chwilę później dało się słyszeć wołanie Felixa.
Stał przed sporym, prostokątnym otworem, którego krawędzie zostały ozdobione rzeźbionymi wzorami.
- Szkoda, że nie przyszliśmy tu w nocy - mruknął Narran. - Wtedy zapewne skała świeci bladym, niebieskim światłem. Smoki uwielbiają tego rodzaju ozdoby.
Wszedł do środka znikając w ciemnościach. Feael podążył za nim, a ja i Felix po krótkim wahaniu zrobiliśmy to samo.
Z początku nic nie widzieliśmy i tylko słabe promienie słońca, które wpadały przez otwór, sprawiały, że nikt z nas się nie przewrócił. Ale w końcu zniknęły i zrobiło się zupełne ciemno. Szliśmy po omacku, potykając się co chwilę. Od skały biło zimno. Nie byłam pewna czy to one powodowało moje drżenie, czy robił to strach.
Po jakimś czasie jednak zrobiło się jaśniej. Nie dlatego, że moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, ale dlatego, że gdzieś daleko przed nami majaczyło jakieś światło. Zbliżaliśmy się do źródła jasności powoli. Po chwili skręciliśmy i zatrzymaliśmy się.
Felix odetchnął głęboko. Naszym oczom ukazała się ogromna jaskinia. Jej sklepienie znajdowało się kilkadziesiąt metrów nad nami, a jej przeciwległa ściana tak daleko, że nawet nie byłam w stanie jej dostrzec z powodu panującego tam półmroku.
Źródłem światła były niewielkie ogniska rozpalone pod ścianami, ale również łuski niektórych smoków.
Tak. W jaskini było ich pełno. Leżały tu i ówdzie. Największy z nich znajdował się dokładnie pośrodku. Był czarny niczym nocne niebo, lecz gdzieniegdzie jego łuski świeciły srebrzyście. Końcówki skrzydeł, ogon i podbrzusze miały granatowy odcień. Leżał z złożonymi skrzydłami i zwiniętym ogonem, ale gdy weszliśmy do jaskini drgnął lekko.
- Kto śmie zakłócać mój spokój? - zamruczał, a jego niezwykle głęboki głos wypełnił przestrzeń i zabrzmiał złowrogo w panującej ciszy.
Narran zawahał się, aż w końcu postąpił kilka kroków w przód i odezwał się głośno:
- Jestem Narran...
Olbrzymi smok na te słowa otworzył oczy. Były one intensywnie niebieskie i hipnotyzujące.
- Ten Narran? - spytała istota z zaciekawieniem i nie czekając na odpowiedź rzekła: - Słyszałem o tobie mój drogi. Wiele dobrych jak i złych rzeczy. Ty zapewne też o mnie słyszałeś. Jam jest Tindaé, zwany Cieniem Północy, wielki władca smoków.
Kilka skrzydlatych istot leżących pod ścianami poruszyło się, jakby na potwierdzenie tych słów.
Narran natomiast ukłonił się nisko.
- Słyszałem o tobie mój panie.
- Podejdź tu Wędrowny Płomieniu - nakazał smok.
Feael poruszył się niespokojnie.
- Sam! - zagrzmiał Tindaé. Z cienia wysunął się karmazynowy smok i stanął obok nas, pilnując byśmy się nie ruszali.
Narran zerknął na nas z wahaniem, a gdy elf skinął głową powoli podszedł do władcy smoków. Zatrzymał się kilka metrów od niego.
- Co was do mnie sprowadza? - zapytał smok patrząc na niego i lekko unosząc łeb. Był ogromny. Sama jego głowa była długa tak, jak wysoki był Narran.
- Zbliżająca się bitwa - odpowiedział młody mężczyzna. - Chcemy prosić o wsparcie i pomoc z waszej strony.
- Doprawdy? - Tindaé wydawał się być nieco rozbawiony. - Ja sądzę, że ciebie przywiodło tu coś innego. Przepowiednia, czyż nie tak się to nazywa? Nie daje ci spokoju. Przybyłeś tu nie by znaleźć pomoc, lecz śmierć. Miałeś nadzieję, że cię zabijemy, gdyż sam nie potrafisz tego zrobić. Tak właśnie jest, prawda Zgubny Ogniu?
Narran skrzywił się z bólu i zasłonił głowę rękami. Feael widząc to zrobił krok w jego stronę, lecz powstrzymało go warknięcie karmazynowego smoka.
- Wybacz - mruknął Cień Północy. - Dawno nie czytałem człowiekowi w myślach. Wyszedłem z wprawy.
Narran chciał się wyprostować, ale widocznie znowu go coś powstrzymało, bo na powrót się skulił.
- Nie broń się - poradził Tindaé. - Otwórz przede mną swój umysł, a ból będzie mniejszy.
Młody mężczyzna opadł na kolana. Trząsł się. Mimo to zdołał podnieść wzrok i spojrzeć w kobaltowe oczy smoka.
Po kilku chwilach Tindaé uniósł łeb i zamknął powieki. Narran bezsilnie osunął się na ziemię, jakby opuściła go wszelka moc.
- Mówisz prawdę o bitwie - rzekł władca smoków. - Rozważę twą propozycję.
Karmazynowy smok w końcu odsunął się na bok, a Feael podbiegł do bezwładnego i drżącego Narrana.
- Zostaną tu na noc - powiedział Tindaé do innych smoków. - Zaopiekujcie się nimi.
Po tych słowach rozprostował olbrzymie skrzydła i wolno odszedł w głąb jaskini, by zniknąć w jednym z szerokich korytarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro