Rozdział XLIV
Czekaliśmy na Belegera i Narrana przez dłuższy czas, a gdy nadal nie nadchodzili zaczęliśmy się niepokoić. W końcu Gilfin postanowił, że pójdziemy za nimi. Wyszliśmy z gospody.
Na szczęście znaleźliśmy Belegera i Narrana kilka ulic dalej. Rozmawiali. Ale gdy podeszliśmy bliżej okazało się, że to nie była rozmowa. Tylko kłótnia.
- Na miłość boską, Narranie! - zawołał Beleger. - Nasza armia przybędzie już jutro. I wcale nie wierzę, że opuściłeś gospodę tylko po to, by porozmawiać na ten temat z Feaelem. Szczególnie jeśli on znajduje się po drugiej stronie miasta!
Narran już miał coś powiedzieć, lecz powstrzymał się. Zmusił się do pokiwania głową.
- Dobrze - wydusił. - Czyli miałem nie opuszczać gospody?
- Nie po to, aby zrobić coś niezbyt mądrego.
- Ale skąd wiesz co chciałem zrobić?
Tym razem Beleger nie wiedział co powiedzieć. Na szczęście w tej chwili podszedł do nas Feael. Popatrzył na młodego mężczyznę ze zdumieniem.
- Widzę, że Narran postanowił opuścić wreszcie gospodę - mruknął cicho.
- Tylko nie wiadomo po co - odparł szybko Gilfin.
Feael skinął głową i zawołał Narrana. Ten spojrzał na niego z niechęcią, spuścił głowę i powoli podszedł do nas.
- O co chodzi chłopcze? - zapytał łagodnie najstarszy elf.
- O nic - odpowiedział młody mężczyzna.
- Dlaczego opuściłeś budynek?
Nie otrzymał odpowiedzi.
- Spójrz na mnie Narranie - poprosił Feael, a gdy trn wykonał polecenie kontynuował: - Wiesz doskonale, że przepowiednia to nie jest nasza wina. To nie jest niczyja wina. Tak samo bitwa i twoja przeszłość. Jeśli już koniecznie musisz kogoś obwiniać niech to będzie wróg.
- Tak... - powiedział mężczyzna. Zawahał się. - Przepraszam.
Wolnym krokiem wrócił do gospody.
Popatrzyliśmy za nim z troską. Przynajmniej wydawał się rozumieć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro