Rozdział XLIII
Następny dzień mijał nam niezwykle spokojnie. Feael z niecierpliwością czekał na przybycie armii elfów, a Narran nadal się nie odzywał. Jedynie Gilfin i, o dziwo, Beleger raczyli rozmawiać ze mną i Felixem.
Wiedząc, że Feael i tak nam nic nie powie staraliśmy się podejść elfów od każdej strony wypytując ich o nurtujące nas kwestie. Ale ich tylko bawiły nasze starania. Gilfin wyrażał swoje rozbawienie szerokim uśmiechem, a Beleger krytycznym spojrzeniem. Mimo to nie zamierzaliśmy rezygnować.
- Belegerze? - zaczął Felix po raz setny tego dnia.
Siedzieliśmy w gospodzie.
- Tak?
- Czy miejsce, z którego pochodzisz znajduje się daleko?
- Czemu mnie o to pytasz? Mógłbyś poprosić o odpowiedź Gilfina.
- Ale pytam ciebie - mój przyjaciel był niewzruszony.
- Tak - rzekł Beleger po chwili ciszy.
- Co ,,tak"?
- Odpowiedź na twoje pytanie. Tak.
Felix odwrócił wzrok.
- Wiele się dowiedziałem... - wyszeptał do siebie.
Przez twarz Belegera przemknął cień uśmiechu. Śmieszyło go to.
Przewróciłam oczami i nadal patrzyłam na starania mojego przyjaciela. O sukcesie nie było mowy.
- Gdzie Feael? - zapytałam znudzona.
- Nie wiem - odparł Beleger.
- Podobno ustala coś ze smokami - dorzucił Gilfin.
No tak...
- Kiedy rozmawialiście z Narranem? - pytałam dalej.
Takie proste pytania dawały mi złudne uczucie, że jednak dostaję na coś odpowiedzi.
- Wczoraj Feael próbował z nim porozmawiać. Bez skutku - powiedział Gilfin.
- Jeszcze kiedykolwiek coś do mnie powie? - zastanowiłam się.
- Tak - rzucił ktoś.
Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Ujrzałam Narrana. Rzucił nam nieprzychylne spojrzenie i wyszedł z gospody.
- Pójdę za nim - powiadomił Beleger i również opuścił budynek.
- Cudownie... - rzekł Gilfin. - Ciekawe co Narran znowu wymyślił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro