Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X

Spoglądałam na odległe góry. Nie było przy mnie Felixa. Musiał wrócić do domu.
Zaczął wiać silniejszy wiatr rozwiewając mi włosy. Nad horyzontem zbierały się ciemne chmury.
Popatrzyłam na las. Coś mnie do niego ciągnęło. Drzewa targane wiatrem szumiały głośno.
Skierowałam się w ich stronę. Po chwili weszłam między pnie. Spacerowałam między drzewami wsłuchując się w szelest liści. Nie było ścieżki. Stawiałam stopy na wystające korzenie, omijałam krzaki. Ciepłe powietrze było nieruchome. Oddalałam się coraz bardziej od miasta.
Nagle usłyszałam cichy pomruk. Coś zaszeleściło, a znajdujące się obok mnie zarośla poruszyły się lekko.
Zamarłam.
Przede mną stanęło ogromne zwierzę. Przypominało dużego wilka. Miało brązową, poplątaną sierść i czarne, dzikie oczy. Warknęło i obróciło potężny łeb w moją stronę.
Obnażyło ostre zęby. Z jego gardła bezustannie wydobywał się wściekły pomruk.
Zgięło łapy, jakby szykując się do skoku. Ja patrzyłam na to stworzenie sparaliżowana strachem. Nie byłam w stanie uczynić kroku.
Zwierzę zaraz miało na mnie skoczyć. Wyprostowało łapy chcąc odbić się od ziemi. Odwróciłam wzrok czekając na uderzenie.
Niespodziewanie usłyszałam cichy świst. Zwierzę znieruchomiało po czym przewróciło się z łomotem na ziemię. Z jego boku wystawała wbita do połowy strzała.
Nogi ugięły się pode mną. Roztrzęsiona oparłam się o pień najbliższego drzewa.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam głos Narrana. Skinęłam twierdząco głową. Gdy tylko mężczyzna upewnił się, że jestem jedynie przestraszona, z jego twarzy znowu zniknęły wszelkie emocje.
- Następnym razem bardziej uważaj - warknął.
Zaczęłam się uspokajać.
- Dziękuję - powiedziałam. - I... I przepraszam.
Narran machnął ręką.
- I tak miałem zamiar zostać w mieście - odparł. - Nic się nie stało.
- Ale... Ty przecież opuściłeś miasto - zauważyłam.
- Tylko na moment. I całe szczęście. Inaczej już byś nie żyła.
Zdałam sobie sprawę jak byłam blisko śmierci.
- Dziękuję - powtórzyłam po czym spojrzałam na martwe zwierzę. - Co to jest?
- Warg - odpowiedział mężczyzna wyrywając z ciała bestii strzałę. - Stworzenie podobne do wilka tylko silniejsze, okrutniejsze i bardziej przebiegłe. Ten tutaj jest jeszcze młody. Dorosły jest dwa razy większy. I tak cudem udało mi się go zabić jedną strzałą.
Zmierzyłam wzrokiem olbrzymie cielsko. Po chwili przeniosłam wzrok na Narrana. Czyścił ostry grot z krwi.
Gdy skończył spojrzał na mnie.
Znieruchomiał.
- Nie ruszaj się panienko - syknął cicho.
- O co chodzi? - spytałam zdezorientowana.
- Nie ruszaj się - powtórzył. Pomału założył dopiero co wyczyszczoną strzałę na cięciwę. Napiął łuk i wycelował w coś za mną.
Wstrzymałam oddech.
Długi łuk jęknął, a strzała poszybowała do celu. Za moimi plecami rozległ się głośny ryk.
Skuliłam się i osłoniłam głowę rękami.
Narran z niebywałą szybkością wypuścił trzy kolejne strzały. Podbiegłam do mężczyzny i popatrzyłam w miejsce, w którym przed chwilą stałam. Na ziemi leżało naszpikowane strzałami cielsko warga. Nadal drżało. Choć to wydaje się nieprawdopodobne było niemal trzy razy większe od tego drugiego. Ta bestia miała szare futro.
Spojrzałam na Narrana, który wpatrywał się uważnie w zabite stworzenie.
Rozejrzał się jakby w obawie przed kolejnymi bestiami.
W końcu popatrzył na moją bladą twarz.
- Lepiej wracajmy do miasta - powiedział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro