Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

Richarda znalazłam na jednym z placów.
Ale nie był sam.
Otaczało go kilku ludzi, a przed nim stał młody mężczyzna w zielonej pelerynie.
Na ten widok serce mi zamarło.
Najwyraźniej Narran już wrócił z lasu.
Zatrzymałam się i spojrzałam na Richarda.
Był to potężny, umięśniony mężczyzna. Miał ostre rysy twarzy i poważne, ciemno zielone oczy. Jego czarne włosy były przycięte dosyć krótko. Zaczynały już siwieć. Richard miał około czterdziestu lat. Ubrany był jak każdy człowiek na służbie u władcy. Czarne spodnie, koszula i kamizelka z herbem: gwiazdą nad górami. Jedynym co go odznaczało był miecz, który miał zwyczaj nosić przy sobie.
Richard mówił coś do Narrana. Zauważyłam, że obok nich stoją dwie osoby, które brały udział w bójce.
Podeszłam bliżej.
- Po raz kolejny pytam co się stało wczoraj wieczorem? - usłyszałam Richarda.
Narran milczał co nieco mnie zdziwiło.
- Odpowiedz - nakazał Richard.
- Już to zrobiłem - odparł młody mężczyzna.
- Tak. Tylko, że twoja wersja jest nieprawdopodobna.
- Pewnie dlatego, że jest prawdziwa.
- Więc - zaczął Richard spokojnie - uważasz, że napadła na ciebie grupa ludzi, a ty się tylko obroniłeś. Jakim cudem?
- Umiem walczyć.
- Nie wątpię. Świadczy o tym między innymi twoja broń. Ale nie mam powodów, by ci wierzyć.
Richard zamyślił się.
- Ktoś widział to zdarzenie? - spytał po chwili. Nie uzyskawszy odpowiedzi rozglądnął się. - Czy komuś coś o tym wiadomo? - zwrócił się do zgromadzonych.
Narran również się rozejrzał. Jego wzrok spoczął na mnie.
Widziałam w jego ciemnych oczach zdziwienie i niewypowiedziane pytanie.
Jednak nie byłam w stanie zabrać głosu. Nie mogłam opowiedzieć jak było naprawdę. Prawda jest taka, że się bałam. Obawiałam się gniewu, niezrozumienia i kpin.
W oczach młodego mężczyzny pojawił się cień zawodu. Zrozumiał, że nie może liczyć na moje wsparcie.
Popatrzył na Richarda z zdwojoną wściekłością.
Ten natomiast rozejrzał się bezradnie.
- Jak widzisz nie można dowieść prawdziwości twych słów - powiedział do Narrana. - Nie mam również niczego co dowiodłoby twojej winy. Cóż... Dopóki nie wyjaśnię tej sprawy masz zakaz opuszczania miasta.
- Cudownie - warknął młody mężczyzna w odpowiedzi. Odepchnął na boki dwóch młodzieńców, którzy na niego donieśli i szybkim krokiem opuścił plac.
Rozległ się szmer przyciszonych głosów.
Richard pokręcił bezsilnie głową i po chwili również odszedł z placu.
Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się i spojrzałam w niebieskie oczy Felixa.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - spytał cicho.
Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro