Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII

Szłam za Narranem starając się nie stracić go z oczu. Było to trudne, gdyż mężczyzna poruszał się z niesamowitą zwinnością i szybkością. Gałęzie zdawały ustępować mu z drogi, a mnie tylko szarpały za włosy i ubranie.
Nie chciałam, by Narran odkrył moją obecność. Starałam się poruszać jak najciszej.
W pewnym momencie mężczyzna zniknął mi z oczu. Przyśpieszyłam, ale nie byłam w stanie go znaleźć.
W końcu zatrzymałam się i rozglądnęłam. Narranowi udało się mnie zgubić.
Uznałam, że dalsze chodzenie po lesie nie ma sensu i skierowałam się z powrotem do miasta.
Dopiero podczas drogi powrotnej zwróciłam uwagę na otoczenie. Wysokie, potężne drzewa rosły blisko siebie, ich gałęzie stykały się tworząc zielone sklepienie. Promienie słońca z trudem przebijały się przez liście i wszystko tonęło w półmroku.
Zachwyciło mnie to naturalne piękno lasu. Zdałam sobie sprawę, że dawno nie spacerowałam wśród drzew.
Oczami szeroko otwartymi z zachwytu obserwowałam otoczenie.
Gdy dotarłam do miasta postanowiłam znaleźć Felixa.
Wiedziałam gdzie jest.
Zgodnie z moimi podejrzeniami znalazłam go siedzącego na starym murze, za miastem.
- Dzień dobry - przywitałam go i usiadłam obok niego.
Nie odpowiedział. Zamyślony wpatrywał się w odległe góry.
Popatrzyłam na niego podejrzliwie.
- Felix?
Cisza.
- Coś się stało? - spytałam ponownie.
Mój przyjaciel w końcu spojrzał na mnie.
- Chyba nic się nie stało - powiedział powoli.
- Chyba?
Felix znowu odwrócił wzrok.
- Zdaje mi się, że Narran będzie miał kłopoty - wyjaśnił po chwili.
Uniosłam brwi.
- Kłopoty? Narran? Dlaczego tak uważasz?
- Widziałem tych ludzi, z którymi się bił. - Mówił powoli, jakby to było coś niezmiernie ważnego. - Rozmawiali z Richardem.
- I co... - zaczęłam, ale nagle zrozumiałam. - Sądzisz, że mogli...?
Nie dokończyłam pytania.
Felix pokiwał głową.
- Ale... Ale jak to powiedzieli? Że jeden mężczyzna napadł na nich i pobił ich wszystkich?
- Nie wszystkich - sprostował mój przyjaciel. - Tylko dwóch. Dwóch z nim rozmawiało. Sądzę, że w pobicie dwójki z tej grupy Richard był skłonny uwierzyć.
Pokręciłam w oburzeniu głową.
- A to kłamcy - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. - Łotrzy. Dranie...
- Spokojnie - przerwał mi Felix. - W końcu i tak nie wiemy kim jest Narran.
Musiałam mu przyznać rację.
- Ale to, że nie wiemy kim jest, nie zmienia faktu, że nie zasłużył na karę - rzekłam po chwili. - Przecież on nikogo nie napadł, wiesz o tym!
Felix znów popatrzył na góry.
- O tym kto jest winny zadecyduje Richard...
- Który ma błędne pojęcie o całej sprawie - dokończyłam ze złością.
Przez chwilę milczeliśmy.
W pewnym momencie zeskoczyłam z muru.
- Idziemy do niego - nakazałam.
- Do kogo? - Felix również stanął na ziemi.
- Richarda. Porozmawiam z nim i dowiem się o czym mówili mu ci ludzie.
Młodzieniec skrzywił się.
- Wiesz dobrze, że on za mną nie przepada - jęknął.
Uśmiechnęłam się.
- To, że kiedyś mu się naraziłeś, wcale nie znaczy, że on cię nie lubi - powiedziałam.
Nie czekając na odpowiedź pobiegłam w głąb miasta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro