Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LVI

- Ale i tak umrę, prawda? - zapytał Narran po chwili ciszy. Jego głos był zadziwiająco spokojny.
- Narranie... - zaczął Feael jednak umilkł, gdyż chyba nie wiedział co powiedzieć.
- To, że wyjąłeś strzałę nic nie znaczy - ciągnął młody mężczyzna, tym samym wprawiając go w jeszcze większe zmieszanie. - Rana jest zbyt poważna, czyż nie?
Elf przez moment wyglądał jakby toczył walkę sam z sobą. W końcu wypuścił pomału powietrze z płuc.
- Tak - odparł. - Źle to wygląda. Ponadto nie wiem czy grot nie był aby pokryty trucizną.
Narran pokiwał głową. Zupełnie się z tym pogodził. Ja natomiast zareagowałam zgoła inaczej. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Trucizną?
Po chwili wahania Feael rzucił na mnie okiem.
- Biegnij po pomoc, Evelyn - polecił.
Skinęłam głową, odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę miasta.
Biegłam między ciałami, starając się je omijać. Wiedziałam, że ode mnie może zależeć zdrowie, a nawet życie Narrana.
W pewnym momencie przystanęłam, gdyż zauważyłam postać kleczącą z pochyloną głową. Rozpoznałam Belegera i udałam się w jego stronę.
- Belegerze - zaczęłam. - Znaleźliśmy Narrana, jest ranny, potrzebuje pomocy...
Elf uniósł głowę i dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy są wypełnione bezbrzeżnym smutkiem i łzami. Czyżby coś mu się stało? Podeszłam bliżej i zamarłam, ponieważ uświadomiłam sobie co się dzieje. Widok, który ukazał się moim oczom był straszny.
Przed Belegerem leżał Gilfin. Był nieprzytomny, lub martwy, czego nie byłam w stanie stwierdzić. Jego twarz została niemal całkowicie poraniona, z ran sączyła się krew. Lewa ręka była rozszarpana. Dosłownie.
Patrzyłam na niego dłuższą chwilę, nie mogąc wykrztusić ani słowa. W końcu jednak postanowiłam przezwyciężyć wszechogarniające poczucie bezsilności.
- Czy... Czy on żyje? - zapytałam cicho.
Beleger pokręcił głową.
- Nie wiem - odpowiedział łamiącym się głosem. - Nie znam się na tym...
- Pójdę po pomoc - oświadczyłam z mocą i znowu poszłam w kierunku miasta. Zatrzymał mnie zrozpaczony głos Belegera.
- On na to nie zasłużył - powiedział z trudem. - To ja powinienem być na jego miejscu.
Popatrzyłam na niego nie wiedząc co powiedzieć.
- To nie twoja wina - rzekłam i pobiegłam do Iaurel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro