Wieczór pełen marzeń
Puls mi przyspieszył. Denerwowałam się chyba bardziej niż podczas niedawnego spadania. To odrobinę ironiczne i irracjonalne, że mniej mnie przeraziła wizja rychłej śmierci niż myśl o zdradzie narzeczonego. Do oczu napłynęły mi łzy. Przeniosłam wzrok z rajskiego ogrodu na Gerarda.
Musiał zobaczyć mój ból, ponieważ cofnął się o krok, zmarszczył brwi i rozejrzał się, niepewny, co wywołało taką reakcję. Postawił barierę, która miała ochronić nas przed atakiem.
Gdyby tylko o niego chodziło!
- Dlaczego? - wyszeptałam, ledwo łapiąc oddech.
- Nie rozumiem - odparł, niepewny, o co mi chodzi.
- Róże - wyjaśniłam.
Wreszcie do niego dotarło. Przeczesał włosy palcami. Zauważyłam, że robi to, gdy się denerwuje. Potem przetarł twarz dłonią. Bariera opadła.
- W mojej głowie wyglądało to o wiele lepiej - odezwał się. - Musiałaś pomyśleć, że naprawdę uważamy się za władców tej części Eregii, prawda? „Książę północy"... to o mnie słyszałaś?
Nie próbowałam zaprzeczać.
- To nie tak - rzekł i westchnął. Zrobił krok w moją stronę, ale teraz to ja się cofnęłam. - Te róże... ten ogród jest tu od czternastu lat. Od czasu waszej wizyty.
- Jak to? - wychrypiałam. Oczyściłam gardło.
- Królowa go stworzyła. Tęskniłaś za ogrodem, który jest przy waszym pałacu. Stworzyła go dla ciebie, żebyś poczuła się lepiej, zanim wrócicie do domu. Od tamtego czasu dbaliśmy o kwiaty, stworzyliśmy dla nich odpowiednie warunki. Musisz to widzieć - powiedział i wskazał ręką na otaczające nas morze kwiatów - na pewno dostrzegasz Moc Królowej. Róże aż się od niej skrzą.
Zalała mnie fala ulgi.
- Pytałem, czy mi ufasz - kontynuował Gerard. - Zaufałaś mi na tyle, by skoczyć ze mną w przepaść, lecz nie na tyle, by nie widzieć w mojej rodzinie konkurencji do tronu? Wierz mi lub nie, ale moi rodzice nigdy nie chcieli takiej władzy.
Skinęłam, przyjmując to do wiadomości. Od nadmiaru emocji zakręciło mi się w głowie. Nie oponowałam, kiedy Gerard posadził mnie na najbliższej ławce. Usiadł obok i przyglądał mi się badawczo.
- Miałem nadzieję, że ci się tu spodoba - oznajmił z nieco łobuzerskim uśmiechem.
Wzięłam kilka głębszych oddechów.
- Przepraszam - powiedziałam szczerze.
Wstał. Kiedy chciałam zrobić to samo, powstrzymał mnie. Przyklęknął przede mną. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Patrzyłam, jak Gerard wyjmuje coś zza pazuchy. Niewielkie puzderko. Otworzył je i ustawił tak, bym widziała zawartość.
Zimowa pełnia obu księżyców była magicznym czasem, jak mi zawsze powtarzano. Dokładnie tak było dziś. Na niebie jaśniały dwa księżyce, zalewając nas swym blaskiem. W ich świetle włosy Gerarda były posrebrzone i skrzyły się tajemniczo, oczy ocieniły jego gęste rzęsy, a zmysłowe usta pociemniały. Założył dziś wyszywany srebrną nicią ciemny strój, nie czarny, lecz blisko mu było do tej barwy. Marynarka opinała jego muskularne ramiona i tors, oplatała wąską talię. Spodnie były na tyle szerokie, by nie przeszkadzać w swobodnym poruszaniu się, ale na tyle dopasowane, bym mogła dostrzec napięcie mięśni, gdy przyklęknął. Powiodłam po nim wzrokiem.
Powiedzieć, że bardzo mi się podobał, byłoby zwykłym eufemizmem.
- Na północy mamy zwyczaj, że podczas zaręczyn kandydat do ręki dziewczyny ofiaruje jej pierścionek na znak ich więzi - zaczął. Wyczuwałam emocje w jego głosie. - Ten, który widzisz, jest w mojej rodzinie od wieków. Jak wiesz, to ja poprosiłem Królową o to, by pozwoliła mi cię poślubić, lecz nie byłem pewien, czy ostatecznie przychyli się do mojej prośby. Prosiłem rodziców, by nie zabierali go do Sallisteru, kiedy udawaliśmy się tam na ceremonię wyboru, bo nie wiedziałem, czy rzeczywiście będę miał okazję ci go wręczyć. Teraz, kiedy znamy się już od kilku miesięcy, nareszcie mogę ci go ofiarować. Jednak najpierw musisz odpowiedzieć mi na pewne bardzo ważne pytanie.
Nachyliłam się ku niemu, by nie uronić ani słowa.
- Lauro, Księżniczko Eregii, oczarowałaś mnie od pierwszego dnia, gdy cię ujrzałem. Zawładnęłaś moim sercem i moją duszą. Każdy dzień, który spędziłem przy tobie, był dla mnie bezcenny. Mówiłem poważnie wtedy, na polanie - przerwał i spojrzał mi prosto w oczy - nie byłem pewien, lecz teraz jestem. Pragnę służyć ci radą i moją Mocą, chcę codziennie oglądać uśmiech na twojej twarzy, chciałbym ocierać twoje łzy w chwilach smutku i tulić cię każdej wspólnej nocy. Chcę poświęcić ci resztę mojego życia i będę najszczęśliwszym człowiekiem na obu światach, jeśli zgodzisz się zostać moją żoną.
W moich oczach znów pojawiły się łzy. Jednak teraz były spowodowane wzruszeniem. Wargi odmawiały mi posłuszeństwa. Patrzyłam w oczy Gerarda i czułam jego magię ocierającą się o moją Moc, niecierpliwą, nieokiełznaną. W wyobraźni widziałam nas razem. Widziałam, jak cieszymy się każdym dniem, jak wspieramy się nawzajem i jak pod naszymi rządami Eregia kwitnie. Gerard był mądrym człowiekiem, gotowym do walki, gdy sytuacja tego wymagała, ale ceniącym sobie bezpieczeństwo i spokój. Był osobą, na której mogłam polegać.
Był mężczyzną, w którym się zakochałam, dotarło do mnie.
Serce zabiło mi szybciej.
- Kocham cię - dodał ciszej.
Czekał na moją odpowiedź.
- Myślałam, że jesteśmy już zaręczeni - powiedziałam zamiast tego.
- Zostaliśmy połączeni podczas ceremonii, którą prowadziła Królowa jako twoja matka - odparł i uśmiechnął się. - Teraz pytam ciebie jako kobietę. Pytam Laurę, z którą przejechałem Eregię wzdłuż i wszerz. Czy zechcesz mnie przyjąć?
Nie mogłam powiedzieć nic innego niż:
- Tak.
Patrzyłam, jak radość pojawia się na jego przystojnej twarzy. Wyjął pierścień z pudełeczka, ujął mnie za rękę i założył mi go na palec. Prosta złota obrączka była ozdobiona dużym szafirem okolonym błyszczącymi diamentami. Pierścionek zapierał dech w piersiach. Stanowił doskonałe odzwierciedlenie barw, z którymi byliśmy związani: bieli i błękitu.
Dziś zdecydowanie krótszy rozdział, ale przyznam, że wprost nie mogłam się doczekać jego publikacji :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro