Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Wyciągnięte dłonie


Kiedy Klara uznała, że wyglądam znośnie, opuściłyśmy moją komnatę i – lekkim truchtem, który zupełnie nie przystaje osobie o moim statusie, ale który wymusiły na nas okoliczności, ponieważ Mistrz Ceremonii nie tolerował spóźnień, niezależnie od tego, z kim był umówiony – wyruszyłyśmy na pierwsze tego dnia spotkanie. Mistrz Eklan czekał w saloniku znajdującym się zaraz obok Sali Reprezentacyjnej.

Eklan wyglądał jak mężczyzna w średnim wieku, choć wiedziałam, że był na służbie jeszcze u moich dziadków. Widoczniew jego rodzinie Moc wciąż była silna, a to z kolei znacząco spowalniało procesy starzenia się.Sam Eklan był wysoki, mierzył jakiś metr osiemdziesiąt, postawny, ale nienazbyt muskularny, inteligentny, szarmancki i do bólu przywiązany do etykiety.Swą pozycję Mistrza Ceremonii na dworze Eregii nieodmiennie podkreślał garderobąskomponowaną z wyłącznie dwóch kolorów: pomarańczowego i fioletowego. Jegokasztanowe włosy zaczynały już siwieć, co, jak sam mawiał, dodawało mu nieodpartego uroku. Cociekawe, w chwilach zdenerwowania miał zwyczaj podkręcania końcówek swychbujnych, idealnie przystrzyżonych wąsów.

Jak się przekonałam, teraz jego wąsy aż lśniły od nieustannego poprawiania ich. Na mój widok Eklan zerwał się z fotela i ukłonił dwornie.

– Księżniczko, już myślałem, że się spóźnisz! – Ton jego głosu jednoznacznie wskazywał na to, że spóźnianie się jest przez niego uważane za tak samo poważną zbrodnię, jak morderstwo.

– Mistrzu – odparłam spokojnie, oddając ukłon – Księżniczka nigdy nie pojawia się zbyt wcześnie, nie stawia się też za późno, lecz zawsze w najlepszym możliwym czasie.

Mistrz zaśmiał się serdecznie.

– Pani, oboje wiemy, że to nieprawda!

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Niektóre rzeczy w innych ludziach musimy po prostu akceptować. A ja byłam dziś bardzo wspaniałomyślna.

Eklan obejrzał już projekt sukni, którą miałam włożyć wieczorem. Analizował jej poszczególne elementy, doszukując się czegokolwiek, co uchybiałoby etykiecie lub mogło sprawić problemy w czasie mojego Wielkiego Wejścia lub później, podczas królewskiego balu. Chyba niczego takiego nie znalazł, bo tylko pokiwał głową i oddał kartki Klarze. Mnie nie wolno było zobaczyć choćby rysunku, nie mówiąc o całej kreacji.

– Nie przewiduję żadnych niespodzianek – orzekł. – Niemniej jednak chciałbym powtórzyć z tobą plan ceremonii. Zaczynamy od zebrania się gości. Najpierw wchodzi starsza Szlachta. Zakładam, że chwilę to potrwa. Będą plotkować, oceniać siebie nawzajem i stawiać zakłady. Następnie pojawia się Królowa – tu skłonił głowę z szacunku dla mojej matki. – Po niej do sali zostaną wpuszczeni młodsi przedstawiciele rodów. Początkowo myślałem, czy nie ustawić dziewcząt po jednej stronie, a chłopców po drugiej, lecz obawiam się, że to mogłoby w efekcie niezbyt dobrze zadziałać. Nie chcemy przecież, by ci młodzi ludzie zaczęli jakieś kłótnie, w dodatku jeszcze przed ogłoszeniem decyzji. Na sam koniec, przy akompaniamencie skomponowanym specjalnie na tę okazję, wejdziesz ty, Księżniczko. Z uniesioną głową powoli zejdziesz po schodach. – Zaprezentował mi właściwą postawę. – Nie możesz dotknąć żadnej barierki, nikt nie może ci pomóc, mimo że suknia może być ciężka. Nie możesz się rozglądać. Będziesz patrzeć wyłącznie przed siebie, jakbyś miała klapki na oczach. Przejdziesz środkiem sali aż pod sam tron zajmowany przez Królową. Ukłonisz się, uklękniesz i wypowiesz formułę, która brzmi... – dramatycznie zawiesił głos.

Zrozumiałam, że to moja kolej. Przeszłam na drugi koniec pomieszczenia, poprawiłam strój i niespiesznie podeszłam do Mistrza Eklana nie rozglądając się na boki. Potem zaprezentowałam właściwy ukłon. W końcu opadłam lekko na kolana, skłoniłam głowę, wyciągnęłam przed siebie ręce, zupełnie jakbym oczekiwała cennego podarunku, i wyrecytowałam, używając naszych królewskich imion:

– Ja, Księżniczka Laurencja, składam pokorną prośbę o wskazanie mi kandydata na przyszłego Księcia Małżonka. Proszę, Królowo Emerencjano, moja najdroższa i najsprawiedliwsza matko, wykaż się roztropnością, dobrocią, łaskawością oraz odpowiedzialnością za życie poddanych i moje. Wybierz dla mnie męża, z którym będę wzrastać w mądrości, dbać o królestwo Eregii, szanować prawa rządzące całym Pierwszym Światem. Niech twój kandydat będzie człowiekiem światłym, o wielkim sercu i Mocy, która przysłuży się naszej ojczyźnie. Pokornie przyjmę to, co ma mi do zaoferowania i odwdzięczę się wiernością, szacunkiem i dozgonnym uczuciem.

Gdyby do tego był młody, miły i przystojny, byłabym podwójnie wdzięczna, dodałam w myślach.

Podczas prawdziwej ceremonii będę musiała włożyć w te słowa Moc, ale teraz wystarczyła sama formułka.

Dalej klęczałam z wyciągniętymi dłońmi.

Mistrz Ceremonii nie odpowiadał. To było zaplanowane. Nikt nie wiedział, kogo wybrała Królowa – nawet sam kandydat na przyszłego Księcia Małżonka, co mnie lekko stresowało, bo chyba on też powinien wyrazić zgodę. Jednak kwestia, którą wypowie moja mama, pozostawała tajemnicą i nie była tak sformalizowana, jak moja prośba. Podobno prababcia ograniczyła się do wskazania wybranego dla jej córki mężczyzny berłem królewskim i to wystarczyło.

Eklan skinął głową, dając mi znak, bym wstała. Musiałam zrobić to w jak najelegantszy sposób, nie pomagając sobie rękami. Teraz, gdy miałam na sobie spódnico-spodnie, było to dość łatwe. Zobaczymy, czy to zadanie mnie nie przerośnie, kiedy założę suknię.

Mistrz zbliżył się do mnie, udając wybranego przez Królową kandydata. Szarmancko zaproponował mi swoją dłoń, zamiast po prostu ująć moją. To oznaczało, że mogę jej nie przyjąć. Ten mały, ale znaczący szczegół Eklan musiał ustalić z moją matką.

– Wiedziałam! – pisnęła Klara, która do tej pory obserwowała wszystko w milczeniu.

Mistrz Eklan wyglądał, jakby chciał jej posłać karcące spojrzenie, ale nie mógł nic poradzić na to, że usta skryte częściowo pod wąsami same układały mu się w szeroki uśmiech.

– Do końca nie wiedziałem, czego mam dziś nauczyć potencjalnych kandydatów, spośród których Królowa miała wybrać ci narzeczonego, Księżniczko – przyznał. – Aż niespodziewanie wezwała mnie do siebie o świcie i wyraźnie powiedziała, że chce dać ci możliwość zaakceptowania jej decyzji, a nie zmuszać cię do ślepego słuchania rozkazu.

Westchnęłam z ulgą. Mistrz Eklan nie musiał mi tego wyjawiać, ale zdecydował inaczej, by mnie uspokoić. Ukłoniłam się z wdzięcznością.

– Dziękuję, że mi to mówisz, Mistrzu Ceremonii.

Mężczyzna wyglądał na wzruszonego. Jednakże nie powiedział już nic więcej na ten temat. Potem po krótkim omówieniu podstawowych zasad obowiązujących na balu zaręczynowym mogłyśmy już iść. Skinęłam na Klarę i udałyśmy się do pałacowej kuchni, by odebrać ciasteczka z płatkami róż. Osobiście wolałabym z konfiturą różaną, bo takie są słodsze, ale tradycja wyraźnie nakazywała, by z okazji urodzin członkowie rodziny królewskiej rozdawali poddanym ciastka upieczone z dodatkiem jadalnych płatków róż z naszego ogrodu. Odebrałyśmy więc pełne kosze łakoci i skierowałyśmy się z Klarą w kierunku głównej bramy.

Na pałacowym dziedzińcu odbywał się właśnie trening. Mimo że żyłam w czasach pokoju, moja mama, która pamiętała jeszcze koszmar ostatniej wojny, dbała o to, by każdy potrafił się bronić. Dziś odbywał się łączony trening Strażników i męskich członków należących do Szlachty.

– Myślisz, że to może być któryś z nich? – zapytała cicho Klara.

Obrzuciłam wojowników dyskretnym spojrzeniem. Osiągnęłam tyle, że prowadzący ćwiczenia Daniel przyłapał mnie na podglądaniu. Podniósł jedną brew, jakby doskonale wiedział, o czym rozmawiamy.

Zachichotałam.

– Być może.

– Pomyśl, może stresujesz się, a tak naprawdę już od dawna znasz swojego narzeczonego? – Klara zastanowiła się nad tą kwestią. Przypomniało mi się dziwnenapięcie towarzyszące naszemu porannemu spotkaniu. – Przecież żadne prawo nie mówi, że to ma być ktoś, kogo nigdy w życiu nie spotkałaś. Może to na przykład ten wysoki blondyn w drugim rzędzie?

– Aidam? – spytałam, przypatrując się wskazanemu chłopcu. – Wątpię. Słyszałam, że jego rodzina popadła w długi. Myślę, że mamie się to nie spodobało.

– A tamten? Ten rudawy?

Znów dyskretnie rzuciłam okiem. Pokręciłam głową.

– Sit jest młodszy ode mnie, choć jest wysoki i silny jak na swój wiek.

– Twoja mama była starsza od narzeczonego – przypomniała Klara. – A co powiesz o tamtym? Tym z platynowymi włosami?

Tym razem musiałam stanąć na palcach, by dostrzec osobę, o której mówiła moja przyjaciółka. Wojownik o platynowych włosach również był wysoki, poruszał się z gracją wojownika, a bladość jego twarzy kontrastowała z ciemnymi oczami. Był ładnym chłopcem, zapowiadającym się na przystojnego mężczyznę. Jako jeden z niewielu nie zwracał na nas uwagi, całkowicie poświęcając się ćwiczeniom. Spodobało mi się to. Zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabym go polubić.

– Nie znam go – przyznałam.

– Księżniczko!

Ostry syk za moimi plecami sprawił, że obróciłam się na pięcie, omal nie puszczając ciężkiego kosza z ciastkami. Teraz stałam twarzą w twarz z ojcem Daniela, Félicienem, przełożonym wszystkich Strażników. Toznaczy stałabym tak, gdyby nie był taki wysoki. Miał przystojną twarz z głęboko osadzonymi oczami. Były równie zielone, jak oczy mojego przyjaciela, ale miały całkiem inny wyraz. Daniel zawsze patrzył na mnie z wyrozumiałością i sympatią, a u jego ojca nie mogłam się doszukać żadnej z tych rzeczy. Ogorzała skóra świadczyła o tym, że niezależnie od pogody większość czasu spędza na zewnątrz. Teraz ten muskularny mężczyzna stanowczo górował nade mną wzrostem i szacunkiem, jaki budził we wszystkich wokół. Spodziewałam się, że jego syn również kiedyś taki będzie. Tylko może nieco milszy. Chociaż nieco.

– Zdaję sobie sprawę, że musicie tędy przechodzić – wycedził Félicien, gromiąc mnie i Klarę wzrokiem – ale czy mogłybyście zrobić to na tyle prędko, by niepotrzebnie nie rozpraszać naszych dzielnych żołnierzy? Przecież nie chcesz chyba – zwrócił się bezpośrednio do mnie – żeby ktoś nieopacznie się zranił i nie przyszedł na dzisiejszą uroczystość?

Na te słowa poczułam zimny dreszcz na plecach. Nie miałam pojęcia, dlaczego ojciec Daniela zawsze działał na mnie w ten sposób. Nie bałam się go, ale miał w sobie coś, co wzbudzało we mnie lęk. Zawsze dziwiłam się, że byli ze sobą tak blisko z moją matką. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

– Już uciekamy – obiecała Klara i pociągnęła mnie za łokieć.

Szybkim krokiem udałyśmy się prosto do głównej bramy. Z dumą przekonałam się, że dwa kosze pełne urodzinowych ciastek rozeszły się w niecałe dwie godziny. Może ojciec Daniela za mną nie przepadał, za to poddani mnie kochali. I tylko to się teraz liczyło.

Prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro