5. BONUS Refleksje
Podobno niektórzy bardzo powoli, stopniowo wybudzali się ze snu. Marzenia – lub koszmary – jeszcze przez chwilę trzymały ich w swojej mocy, zawieszonych pomiędzy dwoma światami. Ponoć wydawało się wtedy, że wszystko jest możliwe, że dobro zawsze zwycięży zło i że trzeba tylko trochę się postarać, by nie zostać pożartym przez dziką bestię lub aby rzeczywiście żyć długo i szczęśliwie. Nawet, jeśli tylko przez chwilę i wyłącznie we śnie.
Ja sekundę po przebudzeniu byłam już całkowicie zanurzona w realnym świecie. Mój mózg działał tylko na dwa sposoby: spałam lub byłam przytomna. Nie było mowy o niczym pomiędzy. To pewnie dlatego w snach nigdy nie zobaczyłam Hirrona. Nie mógł do mnie przyjść, a jeśli nawet to zrobił, ja po prostu tego nie pamiętałam. Położyłam się na plecach i zapatrzyłam w biało-granatowy baldachim małżeńskiego łoża, które od lat zajmowałam wyłącznie w pojedynkę.
Nad ranem nieraz wspominałam nasze wspólne życie. Hirron okazał się być beznadziejnym Królem i nie najlepszym mężem, choć zawsze czułam, że darzy mnie iście szczeniacką miłością, ale za to, jeśli tylko przebywał w Białym Pałacu, zamiast znowu wybrać się do Wielkiego Boru na polowanie, był wspaniałym ojcem. Laura go uwielbiała. Szkoda, że tak dawkował jej to rodzinne szczęście. Od momentu jego zaginięcia minęło trzynaście lat. Od czasu do czasu pytałam się córki, czy tęskni za ojcem, ale chyba była za mała, aby bardzo przywiązać się do kogoś, kogo widywała raczej sporadycznie, dla kogo była dodatkiem do życia.
Dla mnie za to była całym światem. To dla niej podważyłam dotychczasowy porządek i sprzeciwiłam się Królowej. To z jej powodu odrzuciłam kandydata wskazanego mi przez matkę. Zrobiłam to dla jej bezpieczeństwa i dlatego, że jeszcze zanim się narodziła, pokochałam ją całym sercem.
Pukanie wyrwało mnie z nostalgicznego zamyślenia. Dobrze wiedziałam, kto znajduje się za drzwiami. Pozwoliłam mu wejść. Do mojej sypialni wszedł dowódca pałacowej Straży, Felicien. Wbrew regulaminowi przysiadł na skraju łóżka i delikatnie pogłaskał mnie po głowie.
— Ciężka noc za tobą, Królowo? — spytał, patrząc na mnie oczyma niczym dwa lśniące szmaragdy.
Uśmiechnęłam się smutno.
— Znasz mnie jak nikt.
To właśnie Felicien jako jedyny stanął po mojej stronie, gdy wybuchło zamieszanie po moim nieposłuszeństwie ponad dwadzieścia lat temu. To on był przy mnie, gdy Hirron wymigał się od odpowiedzialności za Eregię. To on stał u mego boku, kiedy przyszła wiadomość o zaginięciu Króla, a moje serce znało już odpowiedź na pytanie, co się z nim stało. Przez tyle lat to właśnie on zawsze był obok.
Kiedy spytałam go o owo zaskakujące oddanie, ujął moje dłonie, pocałował czubki moich palców i rzekł, patrząc mi w oczy:
— Królowo, dobrze wiesz, że zabiłbym dla ciebie.
Uznałam to za pokręcone, ale słodkie. Szczególnie, że mój Strażnik był wyjątkowo przystojnym mężczyzną. Miał zielone oczy, kruczoczarne włosy i cerę niemal równie jasną, jak moja. Długie godziny ćwiczeń z wojownikami sprawiły, że jego ciało było smukłe i umięśnione. Kiedy źle się czułam czy cierpiałam na bezsenność, siadywał na fotelu nieopodal mojego łóżka i czytał mi tak długo, aż nie zasnęłam. W moich fantazjach czasem pojawiał się na łożu tuż obok mnie. Westchnęłam w duchu. Brakowało mi mężczyzny. Czułam, że Felicien chętnie by temu zaradził, gdyby to tylko było możliwe.
Jednak nigdy nie zobaczyłam go w żadnej ze swoich wizji.
— Posłać po twoje ulubione śniadanie na dobry początek dnia? — zapytał znowu.
Potrzebowałam siły, ale nie byłam głodna. Mimo to zgodziłam się, by zrobić mu przyjemność.
— Podejrzewam, że czeka cię dziś niełatwe zadanie, Emerencjo — rzekł Felicien. Tylko w moich komnatach zwracał się do mnie po imieniu, mimo że dawno już dostał pozwolenie, by pomijać mój tytuł. — Słyszałem, że Bres poprosił o osobistą audiencję.
Zamarłam z widelcem znajdującym się w połowie drogi do ust. Odłożyłam jedzenie na bok. Osobista audiencja mogła oznaczać tylko jedno.
Dwie godziny później, po ubraniu się, obradach z królewskimi doradcami i pospiesznym zaakceptowaniu kilku pomniejszych propozycji zmian i usprawnień, znalazłam się z niedoszłym mężem sam na sam w saloniku reprezentacyjnym.
Bres stał nieopodal wysokiego okna. Chwilowo na mnie nie patrzył, więc wykorzystałam ten moment, by mu się przyjrzeć. Obdarzeniu starzeli się inaczej niż zwykli ludzie. Mogliśmy żyć długo, bardzo długo i zachować dobrą kondycję czy zdrowie – jeśli nikt inny w międzyczasie nie doprowadził do naszej śmierci. Być może dlatego, właśnie z uwagi na silną Moc płynącą w jego żyłach, Bres po upływie ponad dwóch dekad wciąż wyglądał oszałamiająco. Z jego ciała znikła wszelka miękkość, ustępując miejsca twardej, solidnej męskości widocznej w napięciu żuchwy, w silnych mięśniach rysujących się pod ubraniem, w krótkim zaroście na twarzy czy długich nogach w butach do jazdy konnej. Włosy w chłodnym odcieniu blondu miał zaczesane do tyłu.
Nie miałam najmniejszych problemów z wyobrażeniem go sobie w moim łożu. A jednak nie mogłam do tego dopuścić.
— Słyszałam, że chciałeś ze mną porozmawiać na osobności — zaczęłam.
Zamrugał i spojrzał na mnie tak, jakbym wytrąciła go z jakichś ważnych rozmyślań.
Pozer, pomyślałam, uśmiechając się pod nosem.
Bres podszedł do mnie. Wziął mnie za rękę, zmuszając, bym wstała. Jak zawsze.
— Emerencjo — powiedział, patrząc mi prosto w oczy. — Oboje wiemy, o czym chciałem z tobą mówić. Zarzuć wreszcie ten nonsensowny upór i wypełnij swoje przeznaczenie. Zostań moją żoną.
Przed oczyma stanęła mi radosna twarz Laury. Mojej kochanej, niewinnej córki. Nie miałam wątpliwości, że Bres zrobiłby jej krzywdę, gdyby tylko została jego podopieczną.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
— Może w innym życiu moglibyśmy być razem — odparłam szczerze. — Ale w tym to jest niemożliwe. Moja odpowiedź będzie taka sama, jak zwykle.
— Jutro twoja córka pozna swojego przyszłego męża — nie ustępował Bres. Chwycił mnie za drugą rękę, jakby nigdy nie chciał puścić mych dłoni. Czułam ekscytujące mrowienie jego magii. — Jeśli nie pójdzie w twoje ślady, to wkrótce oficjalnie przekażesz ją pod opiekę męża. Wtedy będziesz wolna. Mogłabyś nareszcie wyjść za mnie.
Znów pokręciłam głową.
— Mówiłam ci już, że to niemożliwe, Bresie.
— Aż tak cię odrzucam? — Zjeżył się.
— Nie odrzucasz mnie — powiedziałam zgodnie z prawdą. Z całych sił starałam się nie przenieść wzroku na jego usta. — Nigdy tak nie było. Jednak po prostu nie mogę zostać twoją żoną. Moja historia nigdy nie splecie się z twoją, Bresie.
Jak zwykle nie zniósł tego najlepiej. Jego Moc zaczęła falować wokół ciała, grożąc, że spopieli wszystko, co stanie jej na drodze. Na wszelki wypadek zamknęłam nas w barierze. Już raz trzeba było wymieniać stół. Niestety przez to, że byliśmy tak blisko siebie, w dodatku niemalże odcięci od zewnętrznego świata, moje ciało nagle zdało sobie sprawę z tego, że od Bresa dzieli mnie zaledwie kilka centymetrów. Przygryzłam wargę, bijąc się z myślami, a raczej walcząc z pokusą, by ulec mężczyźnie. Zastanawiałam się, jakby to było – w końcu poczuć jego silne dłonie na mojej odsłoniętej skórze, czy dalej smakuje jak grzech i jak dobrze byłoby nam razem. Bo jestem pewna, że byłoby cudownie.
Niestety nic z tego nie było możliwe. Mój los był przesądzony. Podobnie jak jego.
— Masz syna — przypomniałam mu. W końcu w złości ożenił się z wybraną dla niego dziewczyną właściwie zaraz po moich feralnych urodzinach. Jego żona zmarła w połogu, pozostawiając mu syna. — Skoncentruj się na nim i przestań ponawiać prośby o moją rękę. Są bezcelowe. Nie zmienię zdania.
Bres aż zgrzytnął zębami.
Pozwoliłam barierze się rozproszyć. Tym samym dałam mu znak, że nasza rozmowa jest skończona.
— Kiedyś wreszcie tego pożałujesz — powiedział mężczyzna i zamaszyście skierował się ku wyjściu. — Moja cierpliwość ma swoje granice — rzucił na odchodnym, po czym trzasnął drzwiami.
Nareszcie zostałam sama. To był czas, w którym mogłam pozwolić sobie na pojedynczą łzę nad własnym losem. Pozwoliłam jej skapnąć na dywan. Przez chwilę patrzyłam na ciemną plamkę, po czym roztarłam ją butem. Sama pisałam swoje przeznaczenie. Nic nie odbierze mi satysfakcji, która się z tym wiązała. Nawet pęknięte na pół serce.
Poznaliśmy już tę część historii Emerencji, która była kluczowa dla późniejszych wydarzeń. Jakie są Wasze wrażenia?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro