Rozdział 4
Następny, miał mnie nauczyć czegoś Yomo. Miałam zejść do pobliskiego kanału. Co on wymyślił? No długo na odpowiedź nie czekałam.
-Skoro już umiesz uwalniać kagune, nauczysz się nim walczyć. Uwolnij je.
Posłusznie wykonałam polecenie. Jego ton głosu był miły, ale władczy. Po chwili powiedział do mnie:
-Dobrze. A teraz będę cię atakował. Spróbuj się obronić. Jeśli Ci się nie uda...to będziesz miała rany.
"Co kurde?!"-pomyślałam. Nie, ja to wykrzyknęłam, ale...... nadal w myślach.
Ale co robić, co robić? To może spróbuję...tego!
Rinkaku owiną się wokół skrystalizowanego Ukaku Yomo. Momentalnie, grube macki wyrzuciły go w powietrze. Moja przewaga nie trwała długo. Jego kagune zaczęło wystrzeliwywać pociski w moją stronę. Połowę z nich odbiłam, a reszta boleśnie wbiła mi się w ciało. Zaczęłam atakować jeszcze szybciej, aby nie dopuścić do jego kontrataku. Po godzinie zaczęłam opadać z sił. Jednak mimo wszystko, dość długo wytrzymałam, nie? Renji zaczął chować kagune, przy czym mówił:
-Trzeba będzie nauczyć Cię wytrzymałości i paru innych ataków kagune. Może powrócisz do dawnego stanu.
-Ta....może....-te słowa mnie uraziły
-Ale przed dokończeniem naszego treningu, potrzebujesz maski-tę część ma wykonać Kaneki. Pójdzie z tobą do Uty, a on Ci ją zrobi. Ken już czeka, przed Anteiku.
Podziękowałam i wyszłam. Kaneki prowadził mnie do Uty, a w międzyczasie tłumaczył mi, jak to będzie wyglądać.
-No to najpierw czeka Cię dłuuuuuugie i mozooooolne mierzenie twarzy. Spyta o alergie i inne takie, a potem zadecydujesz, czy chcesz półmaskę, czy pełną maskę.-mówił tak ciągle z uśmiechem i rumieńcem, póki nie dotarliśmy na miejsce.
Zeszliśmy do jakiegoś podziemia. Rzekomy Uta spał na krześle, a wokół niego porozstawiane były stojaki, przykryte białymi materiałami. Kaneki potszedł do niego i uderzył w ucho.
-Hej, Uta. Właściciel mówił Ci, że przyjdziemy, nie?
-Co?-zamrugał oczami-A tak, tak. Siadaj na krzesło, przed tamtym lustrem-zwrócił się do mnie.
Usiadłam, a on wziął miarkę i zeszyt. W między czasie, jednooki oparł się o ścianę i sprawiał wrażenie zmęczonego, zirytowanego i śpiącego.
Kiedy Uta mierzył mnie, ja wpatrywałam się w lustro, a raczej w jego napis na szyi, który się tam odbijał: Νεχ ποσσυμ τεχυμ ωιωερε, νεχ σινε τε.
-Hej, Uta? Mogę Cię o coś spytać?
-Mhm.
-Co znaczy napis na Twojej szyi?
-Nie mogę żyć z tobą, ani bez ciebie.-powiedział z lekkim uśmiechem-a teraz nie ruszaj się. Ostatni pomiar i gotowe.
-Aha
Zdjął wszystkie pomiary, a ja mogłam nareszcie rozprostować kości. Zadał mi jeszcze dwa pytania, przed wyjściem.
-Jakieś alergie?
-Żadnych
-Wolisz półmaskę czy zwykłą maskę?
-Eee-spojrzałam na Kanekiego
-Myślę, że półmaska będzie dla niej odpowiednia. Zrób taką podobną do mojej, tylko wzór niech będzie inny.
-Dobrze. Przyjdźcie za dwa tygodnie. Cześć!
-Cześć!
Odpowiedzieliśmy jednocześnie i wyszliśmy. Słońce powoli zaczynało zachodzić, a niebo robiło się czerwone. Mogłam na to patrzeć godzinami. No może nie godzinami, bo po chwili dotarliśmy do Anteiku. Już od progu, można było wyczuć zapach kawy. Robiła ją Touka. W sumie, jakby się tak zastanowić, to niewiele o niej wiem. Nie tylko o niej, ale o wszystkich. To wszystko jest takie dziwne. Czuję się, jakbym ich znała od zawsze, ale o nikim nic nie wiem. Wtedy postanowiłam, że za każdym razem, kiedy ktoś będzie mnie czegoś uczył, ja postaram się zadawać pytania, które niby nieznaczne-a jednak coś mi będą mówić.
Podeszłam do Touki z pytaniem.
-Hej, a wiesz może, kto.....kto ma mnie teraz uczyć?
-Mhm, ja. Właśnie przygotowuję materiały.
-Okej.
Lepiej być nie mogło. To właśnie o Toukę najbardziej mi chodziło. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Zignorowałam to. Był to kolejny błąd, jaki popełniłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro