Rozdział 17
No to cudownie. Sami się mamy dobrać... Już widzę, jakie będzie zamieszanie.
Ku mojemu zdziwieniu, wszystko przebiegło... Spokojnie. Czy oni w wojsku byli? Nigdy nie widziałam tak spokojnej i szybkiej zbiórki...
W sumie... Te szkolne to były chyba jedyne, jakie widziałam.
Zostałam sama na placu. Co ja się dziwię, nie znają mnie... Może to i lepiej.
Po chwilowej kłótni, zostałam przydzielona do oddziału południowo-wschodniego. Razem z nami, czekała jeszcze jedna grupa. 'Najlepiej' mają drużyny północne. Muszą przebyć całe miasto, aby stamtąd wrócić przez jego połowę aż do CCG. Teraz wydaje mi się to bez sensu... Jak ich zauważą to i tak będziemy mieli problemy. Wiadomości uchwycą grupę ludzi i...
Dobra, wystarczy. Co ma być to będzie. Teraz i tak nic nie zmienię.
Czekaliśmy dość długo. W końcu dostaliśmy znak, aby ruszać. Każdy biegł najszybciej jak umiał. Sprawnie przeskakiwaliśmy z dachu na dach starając się przy tym unikać niskich budynków, z których można by nas łatwo zauważyć.
Słońce aż raziło nas w oczy, ale nikt jakoś specjalnie się nie skarżył. Sam widok wynagradzał nam wszystko. Myśli, o całym pobojowisku, jakie miało niedługo nastąpić, od razu zniknęły. A to wszystko przez jeden krajobraz, który zapowiadał nasz krawawy dzień.
Dotarliśmy na miejsce. Do budynku weszliśmy łatwo. Za łatwo. Fakt, były dobre przygotowania... Ale to nie mogło się tak łatwo udać.
Nie sądzę, żeby taka wielka organizacja, posiadała tak słabe zabezpieczenia. Byle kto mógłby się tu dostać.
Gdy tylko wyszliśmy na korytarz, zastaliśmy pustkę. Nic. Po prostu nic tam nie było. Z przeciwnej strony nadeszli nasi. Krótka wymiana zdań i stwierdziliśmy, że coś jest nie tak. Z ich strony też nic nie było. Ale... Rozkaz to rozkaz. Nie mamy pojęcia, gdzie są organizatorzy, nie mamy nikogo, kto by nam powiedział co dalej.
- Dobrze, to po prostu zróbmy tak jak było w planach. Poszukamy trochę, znajdziemy co trzeba, wymarzemy nasze dane. Dorobimy akta o członkach Aogiri. A dalej... Dalej nie wiem. Pomyślimy.
Brak sprzeciwu uznałam za zgodę. Rozpoczęliśmy poszukiwania. Każde drzwi, każde pomieszczenie, każda szafa. Komputery i wszystkie bazy danych również zostały sprawdzone.
Nie znaleźliśmy dosłownie nic.
Usłyszeliśmy kroki. Coraz głośniejsze. Coraz szybsze. Rzuciliśmy wszystko i stanęliśmy gotowi do obrony. Do pomieszczenia wpadł zdyszany... Ktoś. Nie mam pojęcia kto to, ciężko stwierdzić, gdy twarze widziało się raz w życiu... A teraz jeszcze ma na sobie maskę.
- Wsze... Wszędzie Was szukam. Znaleźliśmy coś... Coś cie... Ciekawego. No chodźcie.
Wybiegł z pokoju, a my za nim. Po chwili trafiliśmy do wielkiego pomieszczenia. Wszyscy już tam byli.
Każdy trzymał w rękach dokumenty, kartę, cokolwiek co mogło nam prawdopodobnie pomóc.
Zaczęliśmy szukać informacji oraz je zmieniać. Przy rubrykach z członkami Aogiri pododawaliśmy nazwiska członków oraz ich umiejętności. Daliśmy też kilka informacji co do miejsca ich pobytu.
Nagle trzask. Usłyszeliśmy głośny, metaliczny dźwięk łamanej rury. Potem następny. I kolejny...
Schowaliśmy co się dało i czekaliśmy.
W drzwiach stanęła postać. Wiszący na niej za duży płaszcz odsłaniał jedynie rękę trzymającą quinque...
Zaczęły dochodzić kolejne postacie. Nie wszyscy byli z CCG... U niektórych wystawało kagune...
O co tu chodzi?
Jak na zawołanie zdjęli kaptury. Stała się prawdopodobnie najgorsza możliwa rzecz. Aogiri połączyło siły z CCG.
- Jesteście bardzo nierozważni. Ayato podsłuchiwał Was przez cały czas, gdy Wy omawialiście plany. Mógłbym udawać, że jest mi przykro... Ale po co. Niech zacznie się gra!
Przemawiającą osobą był Juuzou. Białowłosy chłopak uwielbia zachowywać się jak dziecko... Powoli zaczyna mnie to wkurzać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro