Rozdział 10
Osoba w mundurze, wydobyła swoje Quinque, po czym ustawiła się w pozycji obronnej. Zaatakowałam go z rządzą zabicia. Zablokował moje kagune, by po chwili przejść do kontrataku. Nie zdążyłam się uchylić, przez co siła uderzenia odrzuciła mnie 12 metrów dalej. Obolała wstałam i zaczęłam biec w jego stronę. Z każdym krokiem, narastała we mnie złość. Jedna z "macek" przebiła przeciwnikowi rękę, a on donośnie zawył. Widać było po nim, że nie miał zbyt wielu okazji do walk. Wypuścił z ręki narzędzie i starał się uciec. Próbował mnie nakłonić, żebym dała mu spokój. Słaby i przerażony. Najgorszy typ człowieka. Niby pokazują, jacy to oni są silni i odważni, ale gdy przyjdzie moment, gdy muszą pokazać co potrafią, zbiegają i szukają wymówek. Za pomocą Rinkaku, przygwoździłam do ziemi uciekiniera. Jego przestraszona twarz, tylko dodawała mi sił. Nagle poczułam w środkowej części pleców przeszywający ból. Z tego miejsca uwolniło się koukaku, oplatając moją prawą rękę. Gołąb, był tak samo zdziwiony jak ja. Szybko przezwyciężyłam to uczucie i wbiłam rękę w brzuch mojej ofiary. Krew tryskała na wszystkie strony, a ja uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam się psychopatycznie śmiać. Za plecami usłyszałam dźwięk, jaki wydają aparaty, podczas robienia zdjęć i stukot pedeszw. Wiedziałam, że to pewnie ktoś z organizacji CCG. Jednak nie pobiegłam za tą osobą. Byłam zbyt głodna. Zaczęłam zjadać zwłoki, jednocześnje chowając oba kagune. Zostawiłam w połowie zjedzonego człowieka i powoli poszłam do ciemnej alejki, która mogłaby mnie zaprowadzić do Anteiku. Zaczął padać deszcz, więc założyłam kaptur. Przypomniałam sobie, że z powodu zamieszania, zapomniałam założyć maski, spoczywającej w kieszeni mojej czarnej bluzy, poplamionej krwią. Szłam tak z godzinę, póki nie zobaczyłam zapalonych świateł w kawiarni. Pobiegłam w tamtą stronę i wpadłam do Anteiku. Oczy wszystkich ghouli spoczęły na mnie. Po chwili zaczęły się pytania.
-Gdzieś Ty była?! I gdzie Kaneki?! Martwiliśmy się!- krzyczał Nishiki
-Ja... Bo on... Nie wiem, gdzie byłam. Był to jakiś wielki budynek. A co do Kena... Uprowadził mnie wraz z Ayato, Jasonem i paroma innymi ghoulami.
-O czym ty mówisz? Przecież Ken już nie należy do Drzewa Aogiri.
-Należy. Okłamywał wszystkich.
-Dobra, zajmiemy się tym później. A właśnie widziałaś wiadomości? Pojawił się nowy ghoul. Posiada dwa kagune! To chyba mutant, czy coś takiego- wtrącił się Enji
-Tia, słyszałam. Nawet widziałam.
-Serio?!
- W zasadzie to tak... Bo to ja byłam.
Każdy otworzył szerzej oczy, a między nami zapanowała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał kierownik
-Słuchaj Nataly...
-Nie nazywaj mnie tak. Nigdy. Więcej.
- Przecież to Twoje imię.
- Łżesz. Jestem Eto, a Wy o tym dobrze wiecie. Jak mogliście mi nie powiedzieć?!
- Myśleliśmy, że jeszcze nie jesteś gotowa... Ale to teraz nie ważne. Musimy coś zrobić, aby media przestały się Tobą interesować. Może upozorujemy Twoją śmierć czy coś.
Nie wieżę, że Kaya to powiedziała. Oni poważnie chcą to zrobić?
-Nie.
-Czemu?-zdziwił się Renji
-Wy wszyscy kłamiecie. Jesteście ścierwami. Oficjalnie-zawahałam się- odchodzę.
Wybiegłam z budynku, a oni za mną pognali. Nie uda im się. Nie mogą mnie tam trzymać. Będę teraz żyć na własną rękę. Nie potrzebuję ich.
-Czekaj, wymyślimy coś innego!
-Wracaj!
Takie krzyki słyszałam przez najbliższe pięć minut. Nie oglądałam się za siebie. Już od dawna czułam, że są daleko za mną.
"Nie no, brawo haha. Tylko co ty teraz ze sobą zrobisz? Nie masz miejsca, gdzie możesz się udać."
'Właściwie, to jest takie miejsce.'
// Nareszcie mi się udało... Napisałam 10 rozdział ^^ nie miałam na niego pomysłu, ale wczoraj przybyło mi weny (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ kolejny rozdział postaram się opublikować nieco szybciej. No to, do następnego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro