Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

together in loneliness - part. 2

tęskniliście za mną, prawda?


Jaebum stanął w progu kuchni.

Jego szare włosy były w zupełnym nieładzie, pokarbowane przez sen i sterczące na wszystkie strony, a utkwione ciemne spojrzenie zbyt mętne i niewyraźne, aby zarejestrować fakt, że Yoongi siedział przy stole i przeglądał od niechcenia gazetę.

W końcu zamrugał kilkakrotnie i skupił na starszym spojrzenie. Natychmiast się zmieszał i poprawił na sobie kurtkę, którą założył po wyjściu z pokoju starszego, jakby miał już opuścić jego mieszkanie, choć mimo tego, że powinien, nie chciał tego robić za wszelką cenę.

Yoongi nawet nie musiał patrzeć.

Doskonale wiedział, że ubranie leży na nim idealnie i że właściciel wygląda w nim zniewalająco dobrze. Jednak nie chciał sobie o tym przypominać, a tym bardziej zastanawiać się i, o nie daj boże, myśleć, że może mogliby wrócić do tego, co niegdyś było między nimi.

Nasz związek się skończył, koniec i kropka, przekonywał się w myślach, gdy Jaebum usiadł naprzeciw niego.

Min po tym od razu zerwał się z krzesła, żeby podać młodszemu kubek z herbatą, ale Im chwycił go za nadgarstek. Czarnowłosy zamarł pod wpływem jego dotyku.

– Hyung, dziękuję – wyszeptał cicho, a czując, jak ręka Yoongiego drży pod jego palcami, puścił go niemal od razu – Za wszystko.

Nie odpowiedział od razu, bo musiał się przez dłuższą chwilę zastanowić, jak poprowadzić rozmowę z Jaebumem, żeby serce nie bolało go tak bardzo, jak ostatnim razem. Nie, żeby go już teraz nie bolało, ale wolał sobie oszczędzić tego, co mogło się jeszcze wydarzyć. Wystarczająco wycierpiał, gdy musiał mu powiedzieć, że to koniec i że nie chce go więcej znać. Wylał też wystarczającą ilość łez, żeby po prostu do tego nie wracać. Mimo iż jego serce wywijało fikołki w jego klatce piersiowej za każdym razem, gdy jego wzrok spoczął na sylwetce młodszego.

W ekspresowym tempie za to zaparzył herbatę i postawił naczynie przed szarowłosym. Powoli usiadł na swoim miejscu.

– Nie masz za, co dziękować – odparł, siląc się na spokojny, swobodny wyraz, jakby rozmawiali o pogodzie i byli dobrymi znajomymi, a nie byłymi kochankami, którzy ostatniej nocy dosłownie otarli się o śmierć – Osłoniłeś mnie. Jesteśmy kwita.

Stwierdził w duszy, że jeśli sprowadzi tą wymianę zdań do suchych i pustych frazesów, nie będzie musiał później walczyć z wszechogarniającą tęsknotą za ciepłymi ramionami Jaebuma i szybko uda mu się pożegnać chłopaka, którego myślał, że nigdy więcej nie zobaczy.

– Przepraszam – odezwał się, owijając palce wokół kubka z ciepłym napojem – To moja wina. Gdybym tylko się ogarną i z tobą nie rozmawiał, Huan by nie przyszedł i nie groziłby ci śmiercią. Tak bardzo zjebałem, Yoongi. Naprawdę cię przepraszam.

Czarnowłosy naprawdę musiał się powstrzymać, żeby nie wstać i nie przytulić z całej siły młodszego, zapewniając go, że nic się nie stało, że wszystko będzie dobrze, że mu wybacza, że go kocha i że będzie przy nim już zawsze. Nie pozwolił sobie nawet na przejechanie dłonią po tych jego sterczących, ale na pewno miękkich włosach.

– To nie twoja wina – mruknął niewyraźnie, jak gdyby jego gardło zostało ściśnięte przez niewidzialną siłę od niego niezależną. W zasadzie tak było, bo jego serce się łamało, gdy widział mizerną twarz chłopaka, jego podpuchnięte oczy wypełnione łzami – Huan nie pojawił się tam przez przypadek. On cię obserwował. Chciał się za coś odegrać albo zrealizować swój kolejny, pojebany plan. Ty byłeś niestety jedną z jego części. Z resztą ja również. Obaj daliśmy się wrobić w to zamieszanie. To nie była twoja wina, Jaebum – powtórzył na koniec, gdyby szarowłosy tego nie zarejestrował, co w zasadzie nie mijałoby się z prawdą, bo wbijał on non stop nieobecny wzrok w blat stołu z ceratą w jakieś dziwne, niebieskie wzory.

Po sekundzie młodszy podniósł jednak głowę i spojrzał na byłego chłopaka. Jego bladą twarz rozjaśnił delikatny uśmiech, który spowodował kolejny przewrót serca w klatce piersiowej Yoongiego.

– Dziękuję za twoje słowa, hyung, ale to naprawdę była moja wina – powiedział już głośniej, podkreślając słowo naprawdę i znowu patrząc wszędzie indziej, tylko nie na starszego – Wybrałem to zlecenie bez zawahania, gdy zobaczyłem twoje imię. Tak bardzo chciałem cię spotkać, ale brakowało mi odwagi, żeby po prostu się z tobą skontaktować albo przyjść cię odwiedzić. Byłem tchórzem. Czułem też, że nie będziesz chciał mnie widzieć ani ze mną rozmawiać, dlatego pomyślałem, że jeśli wezmę to zadanie, będę mógł się z tobą spotkać i chociaż przez chwilę porozmawiać, bo Yooni – Tu przerwał, podnosząc na niego ciemne oczy, z których leciały drobne łzy. Starszemu już dosłownie pękło serce i nawet nie zauważył, że Jaebum nazwał go tak, jak niegdyś do niego mówił – nie zdajesz sobie sprawy, jak zajebiście za tobą tęskniłem. Tak bardzo, że już nie wytrzymywałem. I myślę, że Huan się domyślił, że coś jest między nami, bo był zdziwiony, gdy od razu oznajmiłem mu, że zajmę się tą dostawą. On... on chyba chciał mnie poderwać, ale gdy zobaczył, że obchodzisz mnie tylko ty, to postanowił cię załatwić. To moja wina, przepra...

Nie dokończył, ponieważ Yoongi w jednej sekundzie dopadł do niego i z całych sił objął jego szyję ramionami. Jaebum wybuchnął płaczem prosto w bluzę chłopaka, wtulając twarz jeszcze mocniej w zagłębienie jego szyi.

Min zaczął delikatnie głaskać go po włosach, choć dłonie mu się niemiłosiernie trzęsły. Sam poczuł po chwili słone krople na swoich policzkach. Po prostu ból i smutek młodszego, nawet po tych osiemnastu miesiącach, nadal były dla niego najgorszym doświadczeniem i powodowały u niego tym większe cierpienie.

Zawsze nie znosił tego, że szarowłosy płacze i tym razem, było tak samo.

Po kilku minutach, które były niczym godziny, Im odkleił się od starszego i wytarł nos rękawem. Wyglądał, jak siedem nieszczęść, ale dla Yoongiego wciąż był najpiękniejszą istotą na świecie.

– Hyung, ja...

– Cii, nic nie mów – wyszeptał czarnowłosy, klęcząc przed młodszym i trzymając w dłoniach jego twarz, ocierając kciukami resztki jego łez – Nic nie mów, bo jeszcze zacznę tego żałować.

I zanim szarowłosy zdążył jakkolwiek zareagować, Yoongi nachylił się, przyciągając go zdecydowanie do siebie i pocałował go mocno w usta, zdając sobie sprawę, że on również cholernie tęsknił za Jaebumem.

-----------------------------------------------------------

Jimin przebudził się na ławce na dworcu.

Rozglądnął się dokoła niepewnie, nie do końca wiedząc, gdzie się znajduje, lecz gdy powoli wszystkie wspomnienia z wczorajszego dnia zaczęły spływać do jego głowy, przypomniał sobie, co się stało i dlaczego jest, gdzie jest.

Ucieszył się, że w ogromnym holu było na tyle ciepło, że nie zamarzł z zimna. W końcu był koniec grudnia, a on miał na sobie tylko podkoszulek i puchową kurtkę, jeansy i buty, które na pewno nie nadawały się na zimową porę roku. Powoli zaczął ruszać palcami, żeby rozgrzać i rozruszać zastane stawy oraz kości.

Było mu zimno, był głodny i samotny.

Przeczesał skostniałymi dłońmi włosy, przez moment zastanawiając się, co dalej. Nie mógł w końcu spędzić całego życia na dworcu, musiał wziąć się w garść. Musiał przełknąć bolesne odrzucenie rodziców i postarać się samemu zadbać o siebie, bo doskonale wiedział, że nikt inny tego za niego teraz nie zrobi.

Westchnął jeszcze na krótkie wspomnienie niebieskowłosego Taehyunga, z którym dane mu było spędzić zeszłą noc na ciekawiej rozmowie o sensie i życiu, o którym nic tak naprawdę obaj nie wiedzą. Uśmiechnął się delikatnie, bo ten chłopak był na pewno ostatnią osobą, którą spodziewał się spotkać, a dziwnym zrządzeniem losu okazał się być najlepszą możliwą do spędzenia samotnej nocy na rozmowie i rozmyślaniach.

Dwudziestotrzylatek wyszedł z dworca, szczęśliwie unikając wzroku dyżurujących strażników. Sam fakt, że nie wyrzucili go za drzwi przez ten czas, od kiedy tam przyszedł i nocował, był sam w sobie cudem i fartem, jakim Jimin ostatnio niestety nie mógł się pochwalić.

Oprócz spotkania Taehyunga, bo to na pewno było szczęśliwym zbiegiem okoliczności, przez który nie chciał jeszcze się poddawać.

Słońce wisiało spokojnie na bezchmurnym niebie, uśmiechając się radośnie do przechodzących pod nim ludzi, którzy niestety byli zbyt zabiegani i zajęci swoimi przyziemnymi sprawami, żeby zwrócić na nie uwagę. Jednak blondyn delikatnie uniósł głowę i pozwolił ciepłym promieniom paść na jego zmęczoną twarz, bo czuł, że tylko tak może się odwdzięczyć światu za to, że jeszcze żyje.

Postanowił, że pójdzie do domu.

Nie, nie będzie błagał o możliwość powrotu.

Jimin chciał tam wrócić, żeby po prostu zabrać swoje rzeczy i powiedzieć żegnaj w stronę rodzicielki, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że będą się widzieć po raz ostatni. Znając rozkład dnia pracy ojca, wiedział, że o tej porze w domu będzie tylko mama i dzięki temu będzie mógł zabrać swoje rzeczy i na spokojnie opuścić domostwo państwa Park bez żadnych krzyków, wyzwisk i gróźb.

Jednak przed drzwiami czekała go swego rodzaju niespodzianka, bo na podjedzie zobaczył swoje białe auto i matkę, która pakowała do bagażnika brązowe pudełka.

– Mamo? – zapytał, gdy był już przy bramie.

Drobna kobieta wychyliła głowę zza samochodu i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

– Jiminnie! – krzyknęła i pobiegła, żeby przytulić ukochanego syna.

Okropnie się o niego martwiła, ale nie miała odwagi, żeby zadzwonić. Szczerze powiedziawszy, dokładnie przemyślała wszystko, co się działo ostatniego wieczoru i w ogóle nie była zła na swoje dziecko, za to kim jest. Zupełnie pogodziła się z tym faktem i postanowiła wspierać syna w jego decyzji. Niestety jego ojciec nie pozwolił na to, aby pod jego dachem mieszkał pedał, więc musiała przystać na to, aby Jimin opuścił dom, choć niejednokrotnie starała się przemówić Ryu do rozumu.

– Skarbie, nic ci nie jest? Wszystko w porządku? Jak się czujesz? – zadawała masę pytań, trzymając go za twarz i dokładnie skanując jego ciało matczynym spojrzeniem – Przepraszam, słońce, przepraszam. Próbowałam przekonać twojego ojca, ale...

– Mamo – przerwał jej blondyn spokojnie, łapiąc ją za dłonie – Nic się nie dzieje. Nawet dobrze, że się tak stało. Będę mógł zacząć na nowo. Sam.

– Jiminnie.

– Jest w porządku mamo. Co robisz? – spytał, zerkając na zapakowane pudłami auto. Domyślał się, że to jego rzeczy.

– Postanowiłam spakować wszystko, co było w twoim pokoju, żebyś nie musiał sam się z tym męczyć. Naprawdę nie chciałam tego robić, ale twój ojciec nie dał mi wyboru. Powiedział, że sprawi, że wyrzucą cię ze studiów, jeśli tu wrócisz, a ja dobrze wiem, że taniec jest dla ciebie wszystkim, dlatego się zgodziłam. Błagam, wybacz mi – Kobieta chciała klęknąć przed synem, ale w porę złapał ją za ramiona, nie pozwalając na to, aby musiała go przepraszać za jego własne wybory i wybory jej męża.

– Mamo, zrozum, nie muszę ci niczego wybaczać. Zrobiłaś dla mnie wszystko, co mogłaś i jestem ci za to wdzięczny. Teraz muszę iść własną drogą.

– Mój synek – załkała i mocno przytuliła chłopaka.

Jimin również mocno ją objął, ale nie płakał, ponieważ poczucie, że matka nie wyrzekła się go, że go rozumie i wspiera, wystarczało, aby mógł z podniesioną głową ruszyć w przyszłość. Nie obchodziło go zupełnie zdanie ojca na ten temat. Od wczoraj był dla niego skreślonym człowiekiem, dlatego starał się nie zaprzątać sobie nim głowy.

Bolało, ale był w stanie pokonać ten ból.

W końcu się od siebie odkleili. Po twarzy Yu płynęły gorące łzy, przez które serce dwudziestotrzylatka się złamało na małe kawałeczki. Otarł je rękawem kurtki i pocałował rodzicielkę w czoło.

– Dziękuję za wszystko – wyszeptał i wziął ostatnie pudło, żeby je włożyć na tylne siedzenie – Do zobaczenia kiedyś, mamo.

– Do widzenia, słońce – odparła, uśmiechając się i zaplatając dłonie na rękach, jakby nie chciała jeszcze tracić ciepła od swojego syna, które pozostało na jej ciele.

Jimin odwzajemnił gest matki i wszedł do auta. Wyjechał spod swojego rodzinnego domu, mając niejako przeczucie, że już nigdy więcej tam nie wróci. Jednak jakoś go to nie smuciło. Cały ogrom bólu i cierpienia, jakie tam otrzymał, skutecznie zagłuszało jego wyrzuty sumienia i smutek, że zostawia miejsce swojego dzieciństwa i młodości.

Teraz wiedział, że rozpoczyna kolejny etap w swoim życiu, a nie miał zamiaru już płakać i się nad sobą użalać. Pełne ciepła i miłości spotkanie z matką napełniło go wielką pewnością siebie, aby stawić czoło światu, który wychodził mu na spotkanie.

-----------------------------------------------------------

Spierzchnięte, choć nadal na swój sposób delikatne usta Jaebuma szybko i dość chaotycznie oddawały pocałunki Yoongiego, który trzymał mocno jego twarz. Tęsknota i pragnienie ciepła drugiej osoby całkowicie przejęły nad nimi kontrolę i nie pozwalały im się od siebie oderwać.

Chłodne dłonie Ima powędrowały na biodra starszego i powoli podwinęły materiał jego bluzy do góry. Min poczuł jego ręce na skórze i jeszcze bardziej pogłębił pocałunek, chcąc chociaż tak pokazać Jaebumowi, że pomimo tego, co się stało półtora roku temu, on nadal go kocha.

Jednak nim zapędzili się o krok za daleko, Jaebum odsunął od siebie chłopaka, oddychając ciężko. Czarnowłosy oparł dłonie na kolanach młodszego i spojrzał na niego spod grzywki, która zaczęła mu wpadać do oczu. Ich usta były spuchnięte, mokre, zaczerwienione, tak samo jak policzki. Yoongi przejechał po włosach prawą dłonią.

– Nie chcę cię wykorzystać – wyszeptał Jaebum, spuszczając głowę jeszcze niżej. Czuł się okropnie, było mu wstyd przed byłym chłopakiem, że dał się ponieść, bo przecież nie chciał robić niczego, czego nie chciałby Yoongi. Nie chciał go skrzywdzić – Przepraszam.

– To ja przepraszam – odparł starszy – W końcu to ja cię pocałowałem – dodał i wstał z kolan. Podszedł do okna, aby je trochę uchylić, ponieważ temperatura w pomieszczeniu zdecydowanie skoczyła ku górze – Chyba powinieneś...

– Dlaczego odszedłeś? – przerwał mu Jaebum, wreszcie zbierając się na odwagę, żeby zadać starszemu pytanie, które przez ostatnie osiemnaście miesięcy krążyło mu po głowie. Podniósł wzrok na czarnowłosego, wręcz przeszywając go ciemnym spojrzeniem.

Spotkali się nieprzypadkowo, nieomal wczoraj umarli, więc była to zdecydowanie odpowiednia i być może jedyna okazja, żeby wreszcie o tym porozmawiać. Chłopak postanowił, że nie wyjdzie, dopóki nie dowie się prawdy. Nawet jeśli miała boleć.

Yoongi przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Stał dalej przy oknie, wpatrując się w blok naprzeciwko i wciąż odkładając to, o czym nie chciał mówić, czego tak bardzo nie chciał poruszać. Jednak z drugiej strony czuł też, że chociaż tyle jest winien Jaebumowi za to, że półtora roku temu zniknął bez słowa, zostawiając tylko marny list z błahym wytłumaczeniem, że do siebie nie pasują.

Westchnął głośno, a łzy pojawiły się w jego zaczerwienionych oczach.

– A co innego miałem zrobić? – zapytał z wyrzutem, patrząc w podłogę, bo nie miał wystarczającej siły, żeby spojrzeć mu w oczy – Zdradziłeś mnie. Co innego miałem zrobić, według ciebie?

Jaebum na jego słowa zrobił zdziwioną minę, ponieważ tego kompletnie się nie spodziewał. Kochał Yoongiego bardziej niż swoje życie i nigdy, przenigdy, by go nie zdradził. Wolałby umrzeć niż zdradzić tego wspaniałego chłopaka, który był dla niego jednocześnie ucieleśnieniem słońca i księżyca na bezbarwnym, czarnym niebie.

Podniósł się szybko z krzesła i w kilku krokach znalazł się przed Minem. Chciał podejść bliżej, złapać go za dłoń, ale czarnowłosy odsunął się przed jego dotykiem.

– Kiedy cię zdradziłem? – spytał zamiast próby tłumaczenia się. Musiał poznać całą wersję Yoongiego, aby mieć możliwość się bronić i wszystko mu wyjaśnić. Czuł, że to jedno wielkie nieporozumienie, ale musiał być pewien.

Starszy wreszcie wbił w niego rozłoszczone spojrzenie i zagryzł zęby.

– Jak możesz się o to pytać, jak gdyby cię to w ogóle nie dotyczyło?! – krzyknął, ale powstrzymał się od zamachnięcia się i uderzenia Ima. Szarowłosy patrzył na niego bez cienia nienawiści czy strachu i oczekiwał wyjaśnień – Widziałem cię. Widziałem cię, jak całowałeś się z jakąś laską w zaułku, którym przechodzi się na Hongdae. To chyba wystarczający powód do zdrady, nie sądzisz?

Po usłyszeniu jego wersji Jaebum mimowolnie się roześmiał.

Wtedy Yoongi naprawdę miał ochotę mu przywalić.

– Tak cię to śmieszy, co? – zapytał, nie powstrzymując już łez i złości, którą chciał spożytkować na twarzy młodszego.

– Yooni...

– Nie mów tak do mnie – przerwał mu lodowatym głosem.

– Hyung, proszę cię – Jaebum uspokoił się i sięgnął dłonią do policzka chłopaka, ale ten uderzył go w wyciągniętą rękę. Im zreflektował się i odchrząknął – To nieporozumienie...

– Tak, wiem, moja miłość do ciebie to nieporozumienie.

– Możesz mi nie przerywać? – poprosił poważnym, odrobinę zdenerwowanym głosem, wbijając w niego twarde spojrzenie, które zrobiło się jeszcze ciemniejsze. Na ten widok Yoongi od razu zamilkł, a kolana praktycznie się pod nim ugięły – Ta cała sprawa, tak, to jest nieporozumienie. Twoja miłość do mnie? Nigdy. Yoongi, posłuchaj mnie. Tamtego dnia spotkałem się z tą dziewczyną, bo chciałem, żeby mi pomogła wybrać dla ciebie prezent...

– Ale w tym czasie nie mam urodzin ani nie mieliśmy rocznicy – przerwał mu niższy, mimo wcześniejszej prośby chłopaka.

– Wiem, bo...

– Więc czemu? – dociekał, nie dając mu dojść do słowa.

– Bo chciałem ci się oświadczyć! – krzyknął wreszcie, wyznając to, czego obawiał się, że już nigdy więcej nie powie Yoongiemu, po tym jak ten odszedł.

Czarnowłosy zamarł z szokiem wymalowanym na twarzy, a jego policzki pokrył się jeszcze większą ilością łez niż dotychczas. Jaebum bez słowa starł kciukami mokre plamy z twarzy starszego, delikatnie obejmując do ramionami.

Yoongi był tak wstrząśnięty wyznaniem, że pozwolił mu na to bez żadnej walki i krzyków. Oparł głowę o klatkę piersiową szarowłosego, starając się uspokoić oddech i szybko bijące serce.

– Ta dziewczyna to moja stara przyjaciółka ze szkoły. Wiesz dobrze, że nie mam zbyt wielu przyjaciół z dzieciństwa, ale Solar jako jedyna była przy mnie zanim poznałem ciebie – mówił cicho, spokojnie, głaszcząc włosy Yoongiego prawą dłonią – I oczywiście, byłem szczęśliwy, że mi pomogła, więc ją przytuliłem i pocałowałem w policzek. Ale na pewno nie pocałowałem jej w usta. Może to tak wyglądało, ale przysięgam, przysięgam na swoje życie Yooni, nie pocałowałem jej. Naprawdę, musisz mi uwierzyć. Możemy nawet do niej zadzwonić, żeby potwierdziła, jak...

Przerwał, gdy Min zatkał mu usta dłonią i spojrzał na niego z determinacją. Jaebum zamilkł, zmieszany oraz przerażony kolejnym krokiem starszego chłopaka, bo nie pragnął niczego, jak tylko tego, żeby Yoongi mu uwierzył. Nie musiałby mu wybaczać i do niego wracać, o to nie byłby w stanie nawet poprosić, ale wystarczyłaby mu sama świadomość, że Yoongi znałby prawdę i uwierzyłby w jego czystą, prawdziwą i szczerą miłość do niego.

Czarnowłosy powoli zdjął palce z ust młodszego i oparł je na jego klatce piersiowej. Westchnął, ponieważ jego kruche serce zbyt wiele przeszło przez ostatnie osiemnaście miesięcy, żeby tak łatwo mógł o tym zapomnieć i przejść ponad tym bez niczego. Potrzebował po prostu czasu i zapewnienia, że będzie dobrze. Patrząc na tą szczerość w oczach Jaebuma, czuł, że z jego pomocą dałby sobie radę.

– Jaebum – powiedział cicho ze ściśniętym gardłem – Ja też bardzo za tobą tęskniłem. Wierzę ci, i przepraszam, że tak cię zostawiłem jak tchórz i odszedłem, i jestem pewny, że raczej nie chcesz mnie znać, dlatego zrozumiem, jeśli będziesz chciał odejść, ale jeśli nie, to wróć do mnie Jaebumie. Proszę cię, wróć – dokończył niemalże błagalnie, spuszczając głowę w dół.

Było mu wstyd.

Za to wszystko, co zrobił młodszemu, w ogóle by się nie zdziwił, gdyby ten postanowił do niego nie wracać.

Natomiast Im w ogóle nie spodziewał się takiej reakcji, ale nie mógł wyobrazić sobie lepszej. Dosłownie czuł, jak szczęście wybucha w jego sercu i rozlewa się po całym ciele, wprawiając go w błogi, cudowny nastrój.

Uśmiechnął się szeroko, wolną dłonią podnosząc podbródek Mina tak, aby spojrzał mu w oczy.

– Oczywiście, że wrócę, Yooni – wyszeptał cicho, a drobne łzy spłynęły po jego policzkach.

Yoongi zaskoczony odpowiedzią, uśmiechnął się po chwili delikatnie i palcami otarł twarz wyższego, nawet jeśli sam płakał. Jaebum pochylił się, by przyłożyć czoło do czoła chłopaka.

Wiedział, że na jego niebie ponownie zaświeciło słońce.

-----------------------------------------------------------

Jechał przed siebie, nie wiedząc, gdzie się zatrzymać ani co zrobić. Wszystko działo się trochę zbyt szybko, to fakt, ale Jimin czuł, że mimo wszystko, jest w stanie poradzić sobie z tym wszystkim. Da radę. W końcu życie dało mu w kość niezliczoną ilość razy - nie zamierzał się załamywać tym razem.

Przejeżdżał przez most, na który sam przyszedł wczorajszego wieczora. Mimowolnie zerknął w bok i tak samo szybko wcisnął hamulec, skręcając ostro kierownicą w bok. Cudem nie uderzył w barierki, ale nie przejmował się tym.

W jego głowie było tylko jedno.

Ocalić Taehyunga.

Tak samo, jak wczoraj on jego.

Jak oparzony wyskoczył z samochodu, szczęśliwie unikając zderzenia z innymi samochodami, które trąbiły na niego i z piskiem opon przejeżdżały obok krzywo zostawionego auta na niemalże środku drogi. Przeskoczył przez barierki, które dzieliły jezdnię od chodnika i popędził w stronę niebieskowłosej postaci, która niebezpiecznie przechylała się przez metalowe oparcie.

– Taehyung! – krzyknął, biegnąc w jego stronę. Chłopak podniósł powoli głowę i odwrócił się w kierunku głosu. Nie zdążył nawet zorientować się, kto go wołał, ponieważ mniejsze od niego ciało, mocno się w niego wbiło, obejmując go ramionami w pasie.

Zastygł bez ruchu, rozpoznając blond czuprynę Jimina, który mocno trzymał go zmarzniętymi dłońmi.

– Co ty sobie wyobrażasz? – zapytał z wyrzutem, gdy odkleił twarz od jego płaszcza i spojrzał mu prosto w oczy. Taehyung zauważył w jego ciemnym spojrzeniu strach i troskę, o którą, jeszcze wczorajszej nocy, by go nie posądził.

– Co takiego, według ciebie, robię? – odbił pytanie, uśmiechając się lekko. Nie spodziewał się spotkać go tak szybko, a tym bardziej tego, że niższy chłopak będzie próbował go ratować od rzekomego samobójstwa, nawet jeśli tylko stał na moście i podziwiał przepiękny krajobraz – W porządku, Jiminnie. Nie zamierzam cię zostawiać – dodał i przejechał dłonią po roztrzepanych przez wiatr blond włosach, muskając palcami jego policzek.

Powiedział to z taką pewnością siebie, że Jimin przez chwilę miał wrażenie, że tylko mu się to wydawało. Dodatkowo jego ciepła, pomimo tej zabójczej temperatury i faktu, że wyższy nie miał rękawiczek, dłoń na jego włosach, która dawała mu dziwne poczucie bezpieczeństwa.

Szybko puścił niebieskowłosego i odsunął się od niego na bezpieczną odległość.

– Mam gdzieś, co będziesz robił, ale umówmy się, że jesteśmy już kwita – mruknął pod nosem, poprawiając kurtkę. Taehyung spojrzał na niego z niezrozumieniem – Jak chcesz wiedzieć, co miałem na myśli, to chodź ze mną. Jestem głodny. Myślę, że ty również, co?

Odwrócił się i odszedł w kierunku zostawionego białego Hyundaia, a Taehyung, uśmiechnął się do siebie i z lekkim ciepłem w sercu, pomaszerował posłusznie za blondynem.

Bez słowa minęła im podróż w stronę Hongdae i pierwszej lepszej knajpki, którą Jimin wybrał bez zastanowienia. Tak samo również zamówili swoje dania, czekając w spokoju na zamówienie.

Pierwszy odezwał się blondyn, chcąc wreszcie przerwać powstałą nieznośną ciszę.

– Dlaczego byłeś na tym moście?

Taehyung uśmiechnął się.

– Podziwiałem. Nie sądziłem, że widok na rzekę Han o tej porze dnia będzie tak ujmujący – odpowiedział z zachwytem, a jego oczy błyszczały, gdy o tym mówił – Dodatkowo, miałem nadzieję, że cię tam spotkam.

– Dlaczego?

– Nie mam pojęcia? – zaśmiał się, przyjmując jedzenie, które przyniosła dla nich kobieta w średnim wieku. Niebieskowłosy skłonił się jej lekko – Wczoraj tam cię spotkałem. Miałem nadzieję, że i dzisiaj mi się uda. A sądząc po tym, że właśnie siedzimy razem i będziemy jeść, raczej się udało.

Blondyn tylko otworzył lekko usta, ale musiał przyznać mu rację.

Faktycznie spotkali się na tym moście, tak jako sobie tego Taehyung zażyczył.

– Gdzie spędziłeś wczorajszą noc?

– Chodziłem po mieście – wzruszył ramionami, nabierając pałeczkami porcję kimchi – Odwiedziłem sporo miejsc. Gdy było zbyt zimno, wstąpiłem na chwilę do łaźni. A ty?

Jimin spuścił wzrok.

– Spałem na dworcu, a potem poszedłem do domu.

Wyższy chłopak odłożył sztućce na stół z lekkim brzdękiem, po czym bezprecedensowo położył swoją dłoń na tej blondyna. Jimin chciał zabrać swoją rękę, ale ostatecznie niczego nie zrobił.

– W porządku?

– Jak na kogoś, kto nigdy nie wychodził z domu i nie miał jakichkolwiek interakcji z ludźmi, odgadywanie czyichś uczuć wychodzi ci zaskakująco dobrze.

Taehyung skomentował to kolejnym, szerokim uśmiechem.

– Może mam dar.

– Może.

– Więc? – dopytał, nie dając za wygraną, bo naprawdę chciał wiedzieć.

Niższy westchnął przeciągle, ale wbił ciemne spojrzenie w swojego towarzysza, bądź co bądź, w duszy będąc mu wdzięcznym za taką zwyczajną troskę i nieoczekiwane wsparcie.

– Spotkałem się z mamą, która spakowała moje rzeczy i od dzisiaj już tam nie mieszkam – powiedział na jednym wydechu.

Taehyung pokiwał głową.

– To chyba obaj jesteśmy bez dachu nad głową – zaśmiał się niebieskowłosy, przerzucając pałeczkami kawałek mięsa z jednej strony miski na drugą.

Był tak wpatrzony i skupiony na jedzeniu, że nie reagował na pytania Parka, który mówił do niego non stop, w końcu wyciągając dłoń, mając w zamiarze potrząsnąć wyższym.

Zanim go dotknął, Taehyung podniósł głowę do góry, a Jimin dojrzał na jego twarzy maleńkie łzy.

Zamarł z wystawioną w jego kierunku ręką.

– Co się...

– Jimin.

Chłód w jego głosie sprawił, że blondyn się wzdrygnął, czując gęsią skórkę na karku. Zagubione spojrzenie niebieskowłosego i delikatne, krystaliczne łzy. To tak bardzo nie przypominało tego Taehyunga z wczoraj albo jeszcze sprzed chwili.

– Co się dzieje? – zapytał delikatnie – Możesz mi powiedzieć.

Jakby w ostatnim momencie wysoki chłopak opamiętał się i pokręcił głową, pośpiesznie ocierając policzki.

– To nic – wymamrotał, po czym odchrząknął – Naprawdę.

Jimin nie wydawał się przekonany i dalej wpatrywał się w niego poważnym wzrokiem, oczekując czegokolwiek, a najbardziej to słów i wyjaśnień. Był tutaj, gotowy w każdej chwili mu pomóc i go wesprzeć. Doskonale wiedział, jak to jest nie otrzymywać wsparcia od innych, a już szczególnie od ukochanych osób, za których niegdyś oddałbyś życie, a teraz nie wiedziałbyś nawet czy możesz w ogóle nazwać je ukochanymi osobami.

– Taehyung.

– Jest w porządku – przerwał mu gwałtownie, niemalże wyrzucając te słowa przez zęby. Zreflektował się lekkim uśmiechem za swoje zachowanie, dodając o wiele cieplejszym tonem: – Obiecuję.

Jego brązowe tęczówki były puste, nieczułe, ale za to pełne kłamstwa, bo obydwaj wiedzieli, że obietnica ta nie będzie w stanie wytrzymać i istnieć w tej rzeczywistości. W tym zepsutym, złym świecie, gdzie nie mogli liczyć na bezinteresowną pomoc.

Park pokiwał głową, zgadzając się w końcu.

Z drugiej strony nie mógł wymagać od niego prawdy na siłę, gdyby była ona zbyt trudna do wypowiedzenia. Sam zbyt długo zmagał się z odwagą, a raczej jej brakiem i do czego doprowadziła jej nadprogramowa ilość.

Dlatego w pewien sposób rozumiał Taehyunga, ale chciał mieć pewność, że będzie on wiedział, że może się do niego po prostu zwrócić w razie potrzeby.

Nieważne o jakiej porze.

– Nie wszyscy oczekują tylko twojej porażki. Są tacy, którzy zrobiliby wszystko, aby zobaczyć na twojej twarzy uśmiech.

Niebieskowłosy nie odpowiedział, a niewygodna cisza zapadła pomiędzy nimi, pozwalając jednak na swobodne dokończenie posiłku i wspólne wyjście przed restaurację.

Na zewnątrz było niemożliwie zimno. Poranne słońce całkowicie skryło się za grubymi, niespodziewanymi chmurami, które dogłębnie pochłonęły błękit nieba. Wiatr rozpoczął swój taniec wraz ze śniegiem, który niemiłosiernie pokrywał ziemię, próbując ją zakopać w swoich mroźnych, nieprzeniknionych ramionach.

Pomiędzy Jiminem a Taehyung również panowała zima.

Blondwłosy spoglądnął na wyższego ostrożnie, dając mu czas na podjęcie decyzji. Nie miał nic przeciwko temu, aby ten poprosił go o pomoc, o cokolwiek. Dziwnym trafem, ale czuł, że byłby w stanie podarować mu wszystko, o co tylko by poprosił.

Nie zamierzał jednak się narzucać. Cierpliwie czekał na jego ruch.

Kim oderwał wzrok od śnieżnego krajobrazu, wydychając powietrze, które zmaterializowało się w postaci delikatnej bezkształtnej chmurki, która zniknęła w mgnieniu oka i przeniósł go na Jimina, który zacisnął swoje pełne usta w wąską kreskę w wyczekiwaniu.

– Dziękuję za posiłek – powiedział swobodnie, ale ze ściśniętym gardłem, kłaniając się blondynowi – Do zobaczenia, Jimin.

Park stał wyprostowany, nie mogąc uwierzyć, że Taehyung odpuścił tak łatwo, że chciał odejść ot tak, praktycznie bez słowa.

Zrobił pół kroku, gdy wyższy odwrócił się, odchodząc swoją drogą.

Wiedział, że nie mógł go zatrzymać.

– Do zobaczenia, Taehyung.

Nieśmiałe zapewnienie, a może i błagalna prośba ponownego spotkania zawisła pomiędzy dwójką spragnionych zrozumienia zagubionych dusz, które ponownie rozeszły się w dwie różne strony, nie rozumiejąc, ile mogłyby zyskać, gdyby zdecydowały się pójść jedną, wspólną drogą.

bada bum, robię wjazd na chatę tak niespodziewanie w 2021

pamiętacie jeszcze tego shota? mam nadzieję, że tak, bo wpadam (jak zdążyliście pewnie zauważyć) z drugą częścią i to dokładnie w rok po publikacji części pierwszej! ha! taki mały prezencik z okazji nowego roku, wszystkiego najlepszego kochani <3

tą część zaczęłam pisać jakoś już w maju tamtego roku, ale nie pchałam się w to tak mocno, a przy zakończeniu "moonchild" pomyślałam, że warto by wam coś dać na nowy rok przed powrotem z hiatusa... i tak stwierdziłam, że dokończenie drugiej części tego shota będzie idealnym pomysłem. chciałam dać to 4 stycznia, tak dokładnie w rok, dlatego cieszę się, że się udało. i dzięki temu mogę oznajmić, że nie jest to jeszcze koniec z tym dziwnym shotem/twoshotem xD nasze kochane vminki i yoonjae wracają, i jeszcze narozrabiają...


korzystając z okazji, jeszcze raz życzę wam wszystkiego najlepszego w tym nowym 2021 roku. oby był dla nas o wiele łaskawszy niż poprzedni, i obyśmy mogli po prostu spotkać się z tymi, z którymi nie mogliśmy w 2020. bądźcie szczęśliwi i dbajcie o siebie!

mam nadzieję, że nie omijacie posiłków, że pijcie dużo wody, odpoczywacie i dbacie o siebie. pamiętajcie, żeby się wyspać i się uśmiechać. dobranoc


ale podobało się wam, co??


p.s. z hiatusa wracam niedługo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro