「7. Powlekani czernią」
Shizuku była kimś komu można przypisywać naprawdę wiele tak samo rewelacyjnych co pustych przymiotników. Jednak... już nic nie wpłynęłoby na to co się stało. Słowa nie wskrzeszają. Gdyby zlepek liter miał jakąś moc świat już dawno stałby się zbyt szczęśliwym miejscem. A najwyraźniej nie taki miał być, począwszy od jego pierwotnego założenia.
Kawakami - istota zbyt słaba, żeby w nim przetrwać, odeszła, a jej nowa, bardzo liczna rodzina miała nie zobaczyć jej już nigdy więcej. To przytłaczające uczucie było znane dla każdego z osobna, a teraz musieli powtarzać całą tę tragiczną ceremonię od nowa. I mimo to wszystko, później każdy musiał żyć dalej.
Minori właśnie ubierała swoją czarną sukienkę, szykując się na ostatnie pożegnanie znajomej kadetki. Przez ogromną dawkę stresu, jaką zafundowały jej ostatnie wydarzenia sporo schudła, więc zamek dopiął się bez trudu, a materiał odstawał gdzie nie gdzie zamiast lekko opinać jej ciało. Od incydentu sprzed paru dni ani razu nie widziała Rei'a i zastanawiała się, czy chłopak w ogóle pojawi się na dzisiejszym pogrzebie. Mogła tylko gdybać, chociaż tak naprawdę nic nie zawadzało jego obecności. Lista gości tej ,,ceremonii" obejmowała osoby zainteresowane, czyli znajomych z internatu jak i z klasy oraz nauczycieli. Jednak niektórych to przerosło. W końcu logicznym jest, że nie każdy kto stracił kogoś bliskiego marzy o odświeżeniu wspomnień, a odrzucenie zakopanych uczuć na bok i niewracanie do nich nigdy więcej to jedyne bezpieczne rozwiązanie. Może w takim momencie było to trochę nie na miejscu, ale ciekawiło ją jak ten wiecznie obleczony bielą chłopiec wyglądałby w czerni. Najpewniej jeszcze smutniej.
Jak tragiczna wizja i synonim rozpaczy.
Suzuya z każdą chwilą potrafił nabierać nowych definicji.
Przesunęła opuszkami palców po gładkim materiale, uświadamiając sobie, że ostatni raz, kiedy się tak ubrała, był pogrzebem jej rodziców. Lekko zacisnęła zęby na dolnej wardze i odwróciła się na pięcie od jedynego lustra, jakie posiadała w pokoju. Co za dużo wspomnień to niezdrowo.
Gdy drżącymi dłońmi upinała włosy w dwa cienkie warkocze, w pomieszczeniu rozległo się pukanie. Rozproszona przerwała poprzednią czynność i otworzyła ze słabym uśmiechem swoim niezapowiedzianym gościom, jakimi okazały się Chiyo, Yuriko i Hoshi. Ten widok trochę poprawił jej nastrój.
– Fryzjerką to ty nie zostaniesz – Yuriko skomentowała na wejściu, rzecz jasna ze swoim idealnie ułożonym kokiem.
Minori tylko przewróciła oczami i bez zbędnych oględzin pozwoliła jej zająć się swoimi włosami. Hoshi i jej szósty zmysł znalazły w szafce nocnej kolorowe słodycze o wątpliwym terminie przydatności, a Chiyo po prostu usiadła na dywanie i obserwowała wszystko, co się działo. Nie musiały przed nikim udawać, że wszystko było dobrze, bo od kilku dni każda zdawała sobie sprawę, że to bez sensu. Śmierć Shizuku najbardziej wpłynęła na właśnie na Chiyo, która zdawała się dość delikatną osobą na tle ich grupy. W przeciwieństwie do reszty dziewczyn poza internatem posiadała szczęśliwy dom, a zapisała się tu z własnej woli, co stanowiło nie lada zagadkę po zestawieniu jej spokojnego charakteru z pracą wymagającą niemal bezdusznego podejścia i stalowych nerwów. Pozostała trójka parę pozostawiających trwały ślad tragedii miała już za sobą i po za faktem, że sprawa stała się po prostu bolesna i momentami wykańczająca, była też całkiem znajoma. Szczególnie Yuriko, najbardziej bezpośrednia i prawdopodobnie wychowana pod twardą inspektorską ręką zdawała się niesamowicie opanowana. Ostatecznie zmęczone twarze zdradzały, że żadna z nich nie spała za dobrze tej nocy, o ile można było mówić o jakimkolwiek śnie, kiedy na tym samym korytarzu tego samego dnia ktoś-
– Gotowe. Masz ładne włosy, powinnaś coś czasem z nimi zrobić – Yuriko jak wojowniczka, wycelowała w Minori grzebieniem, odrywając ją od intensywnego patrzenia w pustą przestrzeń. Zaśmiała się.
Zwykle nie miała siły na poświęcanie energii takim rzeczom, ale pomyślała, że w końcu może pora zacząć. Przynajmniej jakoś zabiłaby czas w miejscu, w którym do zrobienia było raczej niewiele poza kontynuowaniem tej bezsensownej spirali zemsty i życiem toczącym się rutyną harmonogramów, wizyt u szkolnego psychologa czy dodatkowych zajęć.
Nie rozumiała jej prawie tak bardzo jak tego beztroskiego zachowania Rei'a.
Uśmiechnęła się bezwiednie na wspomnienie tej groteskowej persony i pomyślała, że to miejsce to kompletna tragedia. Tak samo jak uśmiechy jej przyjaciółek o martwych oczach, odbicie w lustrze zlewające się ze ścianą czy nawet ona cała. I tak samo jak to, że nie zostało im już nic oprócz godzenia się z losem.
~*~
Późnym południem, gdy wszyscy dojechali na miejsce, trudno było mówić o jakimkolwiek zamieszaniu. Pomimo, że ich grupa nie należała do najmniejszych, szli za dorosłymi w ciszy, czasem wymieniając jakieś drobne spojrzenia. Trudno było odgadnąć ich treść. Trudno było nawet opisać czy sklasyfikować całą tę sytuację.
Dom pogrzebowy zaliczał się do tych starszych, ale zdecydowanie bardziej zadbanych od reszty. Skoro większość świadczonych tu usług opłacało CCG, nawet nie ma się co dziwić. Odgłos, jaki wydawały niskie obcasy rówieśniczek, roznosił się po posadzce z dużych, ceramicznych płytek. Było chłodno. Na szczęście nie ponuro, bo wnętrze rozjaśniały zawieszone wysoko lampy, a poprzewiązywane wstęgami, składające się z kolorowych kwiatów pogrzebowe wieńce (jak na ironię) przeganiały podłą aurę unoszącą się wokół.
I płakali. Wszyscy.
Może mniej lub bardziej, może nawet nie z powodu samej Shizuku, ale po raz pierwszy od dawna tak grupowo rozkleili się na amen. Nikt nikogo nie oceniał. Wspomnienia jakie pogrzebali niektórzy z nich, na nowo wykiełkowały z wyjątkowo cienkiej warstwy ziemi i powróciły jak niechciane chwasty, raniąc kolcami najmocniej tych nieodpornych na zapominanie.
Niewidzialne pnącza oplatały ich szyje, ręce trzęsły się, a oczy były zdolne jedynie do patrzenia w twardy grunt pod ich stopami.
Minori odliczała wszystkie sekundy, byleby zająć czymś umysł. Robiła tak, gdy czuła, że traci panowanie nad sytuacją, a to było ostatnie na co mogła sobie teraz pozwolić.
Jeden... Dwa...
Dźwięk gongu wciąż tkwił w jej uszach. Zapach kadzideł i śmierci panoszył się dosłownie wszędzie.
Trzy... Cztery...
Miało się wrażenie, że ranił nozdrza i docierał do najciemniejszych zakamarków umysłu, by zbudzić je do życia jedno po drugim, gwałtownie, bez skrupułów.
Pięć... Sześć.
Potworność.
Wzięła głęboki wdech i przerwała odliczanie na siedem. Starała się zatrzymać myśli, wyobrazić pustkę, bezkresną czerń, oczy posiniaczonego chłopca. Ale liczba powszechnie uznana za szczęśliwą tym razem nie mogła przynieść jej niczego dobrego, prawda? W końcu... Czy szczęście nie posiada swoich ograniczeń? Jeśli mówimy o ograniczeniach, to czy ósemka przypominająca nieskończoność jako jedyna rzecz na świecie nie była czymś trwałym? Paznokcie wbijały jej się w wewnętrzną stronę dłoni, gdy doszła do dwunastu i zacisnęła je w pięści.
...Trzynaście.
Kiedy w oczy zagląda Śmierć. To jest nasz limit. Godna pożałowania nić ludzkiego życia i nożyczki trzymane w rękach tego, który powołuje ich wszystkich do nicości.
~*~
Pogrzeby nigdy nie należały do jego ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu.
Chociaż to nie tak, że właśnie z tego konkretnego powodu Rei niedawno ominął jeden z nich szerokim łukiem, ani też nie poszedł razem ze wszystkimi na grób zmarłej. Jakoś nie mógł pojąć idei smucenia się, stojąc wprost przed niewysokim, szarym, a już na pewno mało urodziwym dla oka kamieniem. Shizuku już tu nie było. Ponieważ umarła. A więc czemu do tego wracać?
Finalny koniec prędzej czy później spotka każdego. W każdej minucie, a nawet sekundzie, którą poświęcał na włóczenie się bez celu, ktoś tracił życie. Jakkolwiek by o tym nie myślał, nie było to nic niezwykłego. Jak rzut kostką. Wypadła jej kolej.
Dosyć mały pogląd na tę sprawę pozwolił mu po prostu zająć się sobą. Przynajmniej nikt nie wchodził mu w drogę, ale akurat w tym przypadku zmieniło się naprawdę niewiele. Kiedy pojawiał się na horyzoncie, oni znikali jak cienie. Nic nowego.
Dochodziła godzina pierwsza, a Rei nie mógł wytrzymać we własnym pokoju do tego stopnia, że po prostu wyszedł na zewnątrz, bo potrzebował świeżej dawki powietrza. Było to co prawda zabronione przez regulamin, ale lubił wymykać się o takich porach, żeby obserwować sunący po niebie księżyc i czuć przeszywający do kości nocny chłód na swoim ciele. Nie trudził się o włożenie czegoś cieplejszego, ani nawet o buty (naprawdę nie lubił ich nosić), bezszelestnie przemknął na palcach po schodach i wybiegł z budynku jak skazaniec wypuszczony na wolność po jakiejś ciągnącej się w nieskończoność odsiadce.
Ku jego zdziwieniu powietrze nie było ani trochę mroźne. Gdzieś z tyłu głowy miał jednak świadomość o lecie, które powoli odznaczało się na termometrach. Przeciągnął się lekko i uśmiechnął pod nosem. Później już tylko spacerował swoimi udeptanymi ścieżkami wśród drzew i błogiej ciszy.
Był jak zbłąkany, czarny kot. I choć rzecz jasna nie przynosił nieszczęścia, to wszyscy jakby ślepo podążali za tym niemądrym przesądem, siejąc swoje uprzedzenia lub zwyczajnie odsuwając go od siebie zanim przestąpiłby im drogę. Zbytnia przezorność nigdy nie pozwoliła dostrzec im historii kryjącej się za jego bliznami i tym, że nie zawsze spadał na cztery łapy.
W pewnym momencie do jego uszu dobiegł nieznany szelest. Wyostrzone zmysły kazały mu nasłuchiwać uważnie, czekając aż sytuacja nabierze jakiejś wyraźniejszej ostrości. Zacisnął pięści, gotowy do ataku, ale zaraz później zobaczył przed sobą instruktora Tokage, powoli wyłaniającego się z gęstego mroku. Mężczyzna na widok białowłosego prychnął nieznacznie. Trzymał w ręku coś, czym Rei z łatwością mógł poderżnąć niejedno gardło, co zwyczajnie przeleciało mu przez myśl, ale wtedy nie zainteresowało go na tyle, żeby zrobić chociaż jeden krok w tamtym kierunku. Z połyskującego ostrza skapywała świeża krew.
– Masz przechlapane, jeśli komukolwiek o tym powiesz, gówniarzu – wysyczał, obrzuciwszy go pogardliwym spojrzeniem i jakby nigdy nic oddalił się w przeciwnym kierunku, pozostawiając osłupiałego Suzuyę w tyle.
Chłopiec odprowadził go wzrokiem wciąż nie rozumiejąc, co tak bardzo go zdenerwowało i tym bardziej co posłużyło za cel noża.
Jednak po chwili wszystko stało się jasne.
~*~
– Kuro, myślisz, że Shizuku jest teraz szczęśliwa? – Nashiro wyrwana ze swojego zamyślenia znienacka zadała siostrze pytanie, które męczyło ją od sporej chwili.
W pokoju, w którym jedynym źródłem światła była nocna lampka, zapanowała krótka cisza. Od pogrzebu minął zaledwie jeden dzień.
– Na pewno. Przynajmniej nie musi już cierpieć... – Kurona podniosła wzrok znad książki i posłała leżącej obok bliźniaczce smutny uśmiech. – Problemy z sercem musiały być strasznie męczące, szczególnie po tamtym nasileniu i... sama wiesz.
Starała się o tym wszystkim zapomnieć. Chociaż z drugiej strony - jak mogła wyrzucić z głowy obraz przyjaciółki, która na tle reszty zdawała się niemal promieniować swoją dobrocią? Kurona momentami miała wrażenie, że to wszystko nie działo się naprawdę i świadomości o nie zobaczeniu Shizuku już nigdy więcej jakoś nie potrafiła do siebie dopuścić.
Wstała z łóżka, żeby bez konkretnego celu zrobić kilka rundek po ich małym pokoju.
Shiro jedynie rzuciła na nią okiem, przyzwyczajona do tego, że siostra tylko tak znajdowała ujście własnej złości i natłoku wrażeń.
– Dalej się tym przejmujesz, prawda? – rzuciła nagle.
– Hm?
– Że nie zdołałyśmy nic zrobić. Znowu. – Białowłosa podniosła głowę z poduszki i spojrzała na siostrę z troską.
– To nie tak, że we dwie mogłyśmy cokolwiek zdziałać, ty też na pewno to wiesz, Shiro. Chociaż... Może masz rację, męczy mnie ta cała sytuacja. Wieczna bezsilność... Do kitu. – Kopnęła pustą puszkę, posyłając ją gdzieś w kąt pokoju z towarzyszącym temu hałasem.
Zatrzymała się na chwilę, by spojrzeć za okno. Noc zdawała się spokojna, w innych częściach budynku o dziwo jeszcze paliło się światło. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć, czuła się zbyt zmęczona na wieczną walkę ze światem.
– Przejdźmy się gdzieś.
.
.
.
.
a/n [12.05.2020]
Bardzo chciałam przedstawić tę sytuację z kilku perspektyw.
Dziwnie sprzedawać to w formie jakiejś ciekawostki, ale od czasu, gdy zabrałam się za ten rozdział [jesień 2k18], spotkało mnie 5 pogrzebów i szczególnie 2019 był pod tym względem pechowym rokiem. Więc bardzo możliwe, że udało mi się przemycić tu część moich własnych odczuć związanych z tym tematem i nie jestem pewna czy to dobrze, czy raczej źle. To też nie tak, że potraktowałam to jakkolwiek personalnie, Shizuku była zaledwie ułamkiem Tokyo Ghoula, także ciekawie było dopisać jej jakąś historię. Pamiętam, że anime potraktowało całe zdarzenie naprawdę dziwacznie i bliźniaczki spotkały Juuzou gdzieś po środku niczego, wracając z grobu naszej kochanej nieboszczki, ale no, Pierrot rządzi się swoimi prawami XD Dla osób, które znają tylko taką wersję, postaram się bardziej przybliżyć oryginał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro