「4. Pytania bez odpowiedzi」
Odkąd się tu znalazła, widziała go zaledwie kilka razy, w tym jeden na lekcji. Tylko, że wtedy sprawiał wrażenie tak nieobecnego, aż sama zaczęła wierzyć, że znajdował się w jakiejś równoległej rzeczywistości. Zupełnie odmiennej mimo podobieństw. Może nawet gorszej od tej, w jakiej przyszło im dorastać.
Za to teraz po prostu na nią patrzył.
Oczami czerwonymi jak krew, którą z jakiegoś powodu widziała na jego rękach (chociaż tak naprawdę wcale jej tam nie było).
– Cześć... – zaczęła niepewnie, porzucając starania w udawaniu twardej.
– Hej – odpowiedział, lustrując ją uważnie.
Dostrzegając zdziwienie na jej twarzy uniósł prawie niewidoczne brwi i dodał:
– ...Coś nie tak?
– C-co? Nie, nie, po prostu jesteś tu i... mówisz. – Zaśmiała się nerwowo, przygnieciona spojrzeniem białowłosego. Oczywiście, nie wątpiła w fakt, że potrafił mówić, ale zdziwiła się mimo wszystko.
On też się zaśmiał, chociaż nie była do końca pewna z jakiego powodu. Ale z pewnością robił to ładnie. Jak osoba niedotknięta tragedią, chociaż to było ostatnie, co można o nim powiedzieć. Wystarczyło rzucić okiem, by wysnuć kilka podejrzeń na jego temat.
– Pomyśleć, że w takim miejscu można znaleźć jakieś zajęcie... Co tu robisz? Tak, no wiesz, całkiem sam. – Przywołała się do porządku, po czym podeszła trochę bliżej razem ze swoim nijakim pytaniem, ale wciąż na bezpieczną odległość. Tak na wszelki wypadek.
– Obserwuję mrówki. – Odpowiedział cicho, wciąż patrząc w ziemię z niewyjaśnionym dla Minori zafascynowaniem.
Głos Rei'a zdawał się jakiś dziewczęcy i melodyjny - mogłaby przyznać, że nawet fajny. Niewiele myśląc odezwała się ponownie, by na chwilę przerwać panującą między nimi ciszę.
– I przy okazji je miażdżysz...?
Bezgłośnie przytaknął.
Wciąż nie widziała w tym nic absorbującego, ale dała sobie spokój. Ukucnęła na ziemi, przyglądając się badawczo. Był pod pewnym względem inny. I inny w dobrym znaczeniu tego słowa. Co więcej - był jak chodząca odwrotność wszystkich chłopców, których kiedykolwiek spotkała. Na pewno nie wtapiał się w otoczenie jak pozostali. Lekko przyduże ubrania zwisały bezwładnie na jego chudej sylwetce, okalając ją niemal tak samo jasnym materiałem. Do tego kilka sporych siniaków, których rozmieszczenie na pewno nie sugerowało wysiłku na szkolnych zajęciach. Sam jego sposób bycia wydawał się niepokojący. Ale twarz miał śliczną. Zupełnie jak dziewczyna.
– Jesteś chłopakiem, prawda? Przepraszam, że tak bezpośrednio, po prostu... – wypaliła szeptem zaczerwieniona i po części zażenowana, że musi pytać o coś tak z pozoru oczywistego.
– Dlaczego ze mną rozmawiasz? – odparł dziwnie neutralnym tonem, jak na treść tego pytania. Chyba na siłę chciał zbyć poprzednie, więc nawet nie próbowała drążyć.
– A czemu miałabym nie? – Przechyliła głowę.
Teoretycznie znała odpowiedź, ale wydała jej się wtedy zbyt ciężka i smutna. Może po prostu wolała, żeby zrobił to za nią.
– Inni mówią, że jestem dziwny – odpowiedział jakoś beznamiętnie, nawet nie przerywając swojej czynności.
Taka była prawda. Choć z pozoru większość starała się go ignorować, tak naprawdę szeptali o nim na okrągło i nie było na to zupełnie żadnego usprawiedliwienia. Rei nieszczęsnym trafem był typem osoby, o której po prostu się mówiło - częściej w ten negatywny sposób.
Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, po czym Minori spuściła wzrok i powróciła do okręcania źdźbła trawy wokół swojego palca. Jakby przytłoczona jego słowami, ale nie do końca.
– To nie ty jesteś dziwny. Może to oni są zbyt przeciętni, żeby cokolwiek pojąć. Albo zbyt przerażeni, że ktoś zakłóci ten ich pieprzony ład i porządek... – przyznała smętnie, ignorując palący wstyd. – Nic im nie przyjdzie z udawania tak idealnie normalnych.
Rei przez chwilę pozostał w bezruchu, zdziwiony faktem, że czarnowłosa nie zamierzała uciekać ani rzucać głupimi wymówkami, którymi zwykle go obdarzano. Nie rozumiał też jej słów. Czy można być zbyt... normalnym?
Co w tym świecie tak dokładnie oznaczała normalność?
Podporządkowanie się określonym regułom, czy może zwykłe posiadanie czegoś, czego on nigdy nie miał i mieć nie będzie?
Nie odpowiedział jej, pozwalając swobodnie rozpłynąć się tym pytaniom po swoich myślach.
Tymczasem Minori obserwowała go z zaciekłością, gdybając nad całym jego wyglądem i wszystkim, co sprowadzało się do tej ciekawej persony. Jakim cudem posiadał tak ładne włosy? Jakim cudem różnił się wszystkim i niczym, a przede wszystkim: jakim cudem istniał tutaj, razem z nią, w jednym i tym samym momencie? Nie wiedziała czy czuć przerażenie czy raczej dumę, że w ogóle ma możliwość przebywania obok niego.
Przecież wyglądał jakby ktoś namalował go czystym złotem.
Ale w jego oczach kryło się coś katastroficznego. Coś na kształt kłopotów i zakopanej głęboko prawdy.
– Tak w ogóle, jestem Minori. Nie wiem czy mnie znasz, chociaż widzieliśmy się już parę razy, ale nigdy nie było okazji do rozmowy i-
– Rei. – Przerwał jej i na chwilę podniósł głowę, żeby przyjrzeć się dokładniej. – ...Suzuya.
Odczytywanie głęboko ukrytych zamiarów nigdy nie było jego mocną stroną (na przekór oczom zdających się prześwietlać aż do warstwy ludzkich lęków), więc i w tej sytuacji pozostał nieufny. Koniec końców, teraz byli chyba zbyt realni i nieszczęśliwi, żeby posiadać na boku jakieś złe intencje.
Niepewnie uścisnęli sobie dłonie.
Po jakimś czasie na horyzoncie zaczęła wyłaniać się znajoma postura.
– Minoori! Co ty tam robisz? – Dziewczęce nawoływanie rozdarło ciszę i czarnowłosa pomyślała, że jej koleżanka posiada wręcz irytujące wyczucie czasu.
Watabe Yuriko dzielnie zmierzała w ich stronę, ale była jeszcze daleko stąd. Minori doskonale wiedziała jakie dziewczyna ma zdanie na temat Rei'a - takie jak wszyscy. Nie chcąc go niepotrzebnie kłopocić awanturą, westchnęła cierpiętniczo i zastanowiła się co robić dalej. Gdyby została chwilę dłużej, konfrontacja byłaby nieunikniona, w najlepszym przypadku zrobiłoby się tylko trochę niezręcznie, ale Yuriko z reguły nie obowiązywało coś takiego jak ,,najlepsze przypadki". Czarnowłosa wstała i otrzepała spodnie z liści, które przez ten czas zdążyła porwać na drobne kawałeczki.
– Muszę iść, przepraszam. – Złączyła dłonie, jakby prosiła go, żeby pozwolił jej odejść. – Przyjdź czasem do szkoły, okej? Będę czekać. I wcale nie jesteś dziwny.
Później po prostu odbiegła w stronę ścieżki.
Rei jeszcze przez chwilę obserwował jak czarnowłosa coraz bardziej oddala się, machając do swojej koleżanki z daleka. Po raz kolejny został sam. Jednak teraz czuł jakiś nieopisany spokój, a chyba najbardziej przez to wszystko przebijało zdziwienie. Właśnie rozmawiał z osobą, pozbawioną obrzydzenia i politowania w oczach - to dało mu cień nadziei.
A ten cień w jego przypadku oznaczał już bardzo wiele.
~*~
– Mamo, czemu nie mogę wyjść na zewnątrz? – spytał chłopiec ubrany w sukienkę, którą dziewczynki w jego wieku pewnie uznałyby za co najmniej śliczną.
Dzwoneczek przyczepiony do obroży pobrzękiwał co chwilę. Jasna peruka spoczywająca na jego głowie była niewygodna, ale nie chciał sprawiać więcej przykrości swojej opiekunce. Musiał być grzecznym chłopcem, prawda?
– Na zewnątrz czają się źli ludzie, Rei-chan. Będą chcieli cię ode mnie zabrać! Ukraść! – mówiła swoim gardłowym głosem rzekoma rodzicielka, co chwila przyszczypując go za policzki.
Czy Rei chciał być ukradziony? Odpowiedź na to pytanie mogła okazać się dosyć trudna. Juuzou by się pogniewał. Juuzou lubił zabawę na ogromnej arenie.
– Jeśli jutro będziesz grzeczny, mama da ci nowe zabawki! Cieszysz się? – Big Madam wyciągnęła ręce do Rei'a, by posadzić go sobie na kolanach. Jej pojęcie zabawek było niewątpliwie bogate.
– Tak! – Pokiwał głową z szerokim uśmiechem.
Od dawna nie widział promieni słonecznych, tym bardziej dzieci w swoim wieku, ale zwykle zapominał o tym w towarzystwie mamy. Jego pamięć zdawała się szwankować nawet w kwestii czegokolwiek poza Restauracją. Twarze w urywkach jego wspomnień zastąpiły teraz czarne plamy, jakby ktoś specjalnie chlapał atramentem tu i ówdzie, by pozbawić go resztek własnej tożsamości.
Już nawet nie czuł, że tracił rozum.
Jednak zawsze jakaś nadzieja tliła się w jego malutkiej głowie. Trzymał się jej jak ostatniej deski ratunku, aż nie zaczęła przypominać pajęczej nici. Może nawet niebezpiecznej sieci, która miała go zwabić jak bezbronnego motyla i posłać na pewną śmierć. Koniec końców, i tak zawsze trafiał do brudnego, zimnego lochu, gdzie jedzenie dostawał wyłącznie w misce dla psa, jakby jego istnienie nie było warte w tym świecie nic więcej. Własna rzeczywistość usłana wyłącznie kolczastymi różami.
– Dobranoc, Juuzou... Dobranoc, Rei. Dzisiaj daliśmy z siebie za mało, następnym razem będzie lepiej. Tak, tak, dużo lepiej...
Posiniaczony i krwawiący powoli wbijał paznokcie w uda, drżąc na myśl o kolejnej minucie spędzonej w tym miejscu. Oparł plecy o wilgotną, kamienną ścianę i starał się zasnąć, tym samym próbując uciec od swojego prawdziwego koszmaru.
Nadzieja umiera ostatnia.
A może...
Nadzieja matką głupich?
~*~
Wstał na równe nogi i lekko otrzepał się z trawy. Przelotnie spojrzał na zabliźnione rany, które zadał sobie wczoraj czymkolwiek, co było pod ręką i mogło okazać się odpowiednio ostre. Powiedzieli mu, że tak nie można, ale nie przestał. ,,Złych chłopców trzeba karać" - powtarzała mama.
Rei co prawda nie był niegrzeczną istotą.
Ale Juuzou tak.
– Kim jesteś, Minori? – powiedział w pustą przestrzeń tak cicho, że tylko on był w stanie to usłyszeć.
Uśmiechnął się w sposób, którego nie dało się przyrównać do niczego pozytywnego, a już na pewno dobrego.
Czyste szaleństwo wymieszane z rozpaczą.
Właśnie tym był.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro