「1. Początek naszego końca」
Minori Asano pędziła przez pusty dziedziniec, zostawiając za sobą jedynie odgłos swoich kroków, które zdawały się mocno kontrastować z panującą naokoło ciszą. Kolejna pierwsza lekcja w tym tygodniu. Poniedziałek. Na samą myśl o tym jednym z siedmiu dni, żołądek podchodził jej do gardła, a na plecach gościły nieprzyjemne dreszcze.
I to nie tak, że bała się zajęć, czy cokolwiek. Poniedziałki aż za dobrze przypominały jej o zdarzeniach, które jak najszybciej chciała wyrzucić z głowy, zamieść pod dywan i wszystko inne, byleby w końcu zapomnieć na dobre.
Nie oszukujmy się, punktualność czasami nie należała do jej mocnych stron. Jeśli już, to do tych bardzo słabych. Ściskając zeszyt, który zresztą w ostatniej chwili zdążyła zabrać z komody w pokoju, zmierzała w stronę budynku szkoły, przy tym zaciekle walcząc o wygraną z godziną. Nadchodzące minuty zdawały się z niej szydzić wprost z tarczy małego zegarka, który teraz spoczywał na nadgarstku czarnowłosej. Wiedziała jak nikt inny, że spóźnialstwo nie jest tolerowane. Nawet takie sieroty jak ona nie dostawały tu taryfy ulgowej.
Dzięki szczęściu, które mimo wszystko, czasem jej dopisywało, dotarła niemalże punktualnie.
W klasie jeszcze nie było nauczyciela, więc po prostu przywitała się ze wszystkimi i zajęła miejsce w ławce. Chwilę później rozpakowała książki, dysząc ciężko i narzekając po cichu na ich odwieczny ciężar. Jasne promienie słońca, które właśnie wpadły do klasy przez uchylone okno, na moment rozproszyły jej uwagę. Minori tak bardzo uwielbiała wiosnę, że pierwsze jej oznaki traktowała jak swoje małe święto. Cieszyła się bardziej, niż chociażby z własnych urodzin, co mogłoby się zdawać dziwne, ale na niektóre rzeczy po prostu nie mamy wpływu.
Kąciki jej wąskich ust uniosły się powoli. I wprawdzie nie był to uśmiech dopasowany do wizerunku silnej, przykładnej piętnastolatki, ale ostatecznie pierwszy od dawna, który mogła potraktować jako szczery.
Nauczyciel wszedł do pomieszczenia i położył na biurku swoją skórzaną teczkę oraz mały plik kartek, które najpewniej były ich pracą domową na kolejny dzień. Cała klasa, składająca się z młodych kadetów, przybyłych tu z całkiem odmiennych dla siebie powodów, rytmicznie wstała z krzeseł i ukłoniła się. Dosyć młody mężczyzna, wiecznie ogarnięty pogodnym nastrojem, zapisał na tablicy temat i zajął swoje małe stanowisko. Dzisiejsza lekcja miała dotyczyć różnicy w budowie wewnętrznej ghouli i ludzi, więc teoretycznie nic niezwykłego. W młodzieżowej akademii oprócz normalnych przedmiotów mieli też i takie, które przydałyby im się w dalszej drodze do zostania inspektorem. Minori lubiła uczyć się nowych rzeczy. Nauka pozwalała jej zająć się czymś innym niż samą sobą i swoimi nagminnymi koszmarami sennymi, więc najczęściej uciekała się właśnie do grubych podręczników. Tak było prościej.
Lekcja jak każda inna - biegła w miarę rutynowo, więc po chwili nastał czas na sprawdzanie obecności. W ich klasie panowała pewna cicha reguła. Mówiła ona o uczniu, którego nieobecność lub nawet obecność należało ignorować. Przynajmniej dla własnego bezpieczeństwa i spokoju.
- ...Suzuya Rei. - Nauczyciel powiedział jakby w głuchą przestrzeń, zatrzymując palec na liście z nazwiskami. Prawdopodobnie i bez tego od razu wiedział, że jego wzrok zastanie niezmiennie puste miejsce w ławce.
Nikogo to nie zdziwiło. Odkaszlnął i przeszedł dalej.
Reszta mijała jak zwykle. Asano coś notowała, gapiła się chwilę na zegar przy tablicy lub po prostu wodziła wzrokiem po kremowych ścianach i innych uczniach. Ta ,,oddychająca" część obiektów jej zainteresowania po prostu słuchała nauczyciela, uważnie lub mniej wykonując jego polecenia. Minori nie wiedziała jak dokładnie to opisać, ale samo patrzenie na nich pozostawiało melancholijne odczucia. Byli niesamowicie szarzy. Albo w ogóle bezbarwni, przezroczyści i smutni w jednym. Zresztą ona sama też nie nazwałaby się specjalnie ,,kolorową". Mieszała się niemal idealnie na tle kolejnego, pozornie szczęśliwego rocznika młodzieżowej akademii numer dwa. Miejsca, które stało się jej przekleństwem oraz jedynym domem.
I mimo, że czasami zdawała się narzekać na swoje ponure otoczenie, to w głębi duszy bardzo dobrze je rozumiała.
Czasem nawet zdawało jej się, że jest w stanie zrozumieć samą siebie. Ponieważ jak ktoś, kto stracił bliskich może tak po prostu to przeboleć, przełknąć jak cierpki syrop i ruszyć do przodu z szerokim uśmiechem? Nikt się nie skarżył, bo większość osób znajdujących się tutaj wylądowała w tej samej sytuacji. Ale połowa z nich z pewnością nosiła gdzieś głęboko w sercu ranę, otwierającą się za każdym, niechcianym razem.
I właśnie dlatego Minori starała się zapomnieć. Zapomnieć, by pozbyć się okropnego emocjonalnego bólu, wlekącego się za nią jak niedostrzegalne dla oka kajdany. Oczywiście - nie było to łatwe. No cóż, praktycznie niewykonalne. Jednak w pewnym momencie pojęła, że nikt, nawet ci najdotkliwiej zranieni nie mogą cofnąć czasu. Pozostaje nam tylko walka z gorzką teraźniejszością i wszelkimi słabościami. Jedynie silni byli w stanie to osiągnąć.
A więc przysięgła, że choćby miała się potykać, kłamać i upadać, a nawet poskładać swoje myśli od nowa - stanie się silna i wygra. Ponieważ była jedyną, która mogła zapewnić sobie przyszłość zupełnie odmienną od tej, jaką kazało wybrać otoczenie.
Jednak siła zdobyta za cenę pogrzebania własnych uczuć nigdy nie była czymś godnym podziwu. Odgrywać zmyśloną rolę w niewidzialnym teatrze może każdy.
Prychnęła pod nosem, zwracając na siebie uwagę koleżanki z ławki obok i po prostu przewróciła kolejną stronę zeszytu.
~*~
Było jeszcze wczesne południe. Od zewnątrz budynek wyglądał nadzwyczaj spokojnie i nie przyciągał już tylu pełnych politowania myśli i spojrzeń, co wcześniej. Jasne ściany kusiły do siebie promienie słoneczne, a parking w połączeniu z dziedzińcem zdawały się opustoszeć wraz z upływającymi godzinami lekcyjnymi.
To zabawne, że od zewnątrz wszystko zdaje się normalne, może niekiedy nawet perfekcyjne i bardzo pasuje nam ta wizja. Zasłaniamy się nią ile tylko jesteśmy w stanie, a kiedy zostanie zerwana, ukazując swoje prawdziwe oblicze, udajemy zaskoczonych.
Nie, to jednak zwyczajnie smutne.
Minori czasem wolałaby żyć odgrodzona od świata grubymi zasłonami. Wolałaby też mieć żywych rodziców, którzy nie zginęli tragicznie jako inspektorzy zaledwie pierwszej rangi, nie wnosząc do feralnej misji czegoś konkretniejszego niż swoja własna śmierć.
Ale życie bardzo lubi pchać nam kłody pod nogi i cuda nie zawsze się zdarzają.
Więc po raz kolejny zrobiła głęboki wdech i szła korytarzem z uniesioną głową, pełną zbyt odległych myśli, bo duma to jedna z niewielu rzeczy, która jeszcze jej pozostała.
Dzisiejszego dnia mogła zapomnieć o treningach, ponieważ poniedziałki wiązały się też z odpoczynkiem od wszelkiego rodzaju wysiłku fizycznego. Zero stresu, zero potu i kolorowych siniaków. Czasami dzieci zdawały się chodzić z małymi tęczami na udach, łokciach czy kolanach. Porównywanie gojenia siniaków do tęczy... No cóż.
Mimo wszystko lubiła trenować. Nie musiała myśleć, mogła się wyżyć, dodatkowo osiągając jakieś efekty w sprawności fizycznej. Zresztą taki był tego cel - odstresowanie dzieciaków albo zwyczajne odciągnięcie myśli, niebezpiecznie kotłujących się im w głowach. Każdy dawał z siebie ile mógł, jakby od tego zależała ich przyszłość. I może faktycznie tak było, bo większość osób, kierowanych zemstą, najpewniej za parę lat uda się do akademii, by później zostać kolejnymi inspektorami.
Być może ich imiona zawisną na tablicach, być może zostaną wygrawerowane na niskich, smutnych nagrobkach - to zależało tylko od nich. I może trochę od ich szczęścia.
Dlatego Minori nie chciała iść w ślady rodziców, tym bardziej dzielić ich losu i zostawiać po sobie bezdennej pustki. Znała ulotność ludzkiego życia, a tej kategorii ryzyko raczej nie było jej powołaniem. Nie chciała mścić się na ghoulach jak oszalała i owszem, była potwornie zła, ale teraz potrzebowała jedynie spokojnego życia. Tyle jej zupełnie wystarczało.
I chyba nikt tak do końca tego nie rozumiał.
~*~
Asano znalazła się przed kolejną lekcyjną salą. Przerwa wciąż trwała, więc podeszła do jednego z wielu dużych okien na korytarzu. Widok wychodził na tylną stronę budynku, czyli niezabudowany teren pełen drzew, oddalony o kilkanaście metrów. Była zadowolona samym patrzeniem, bo zieleń w jakiś sposób gryzła się z bezbarwnością tego wszystkiego. Była lepsza i ciekawsza. Jak coś poza jej zasięgiem lub możliwościami. Rozejrzała się wokół. Przy kamiennym wzniesieniu dostrzegła białowłosego chłopca, który bezpowrotnie przykuł jej uwagę już jakiś czas temu. Mówiono o nim wiele. Choć nigdy tak, jak powinno mówić się o kimś owianym tyloma tajemnicami, kimś kto posiadał tak wiele kłódek bez kluczy. Odrzucony, ale nigdy za słaby na samotność. Siedział ze wzrokiem utkwionym w ziemi, chociaż rozciągało się nad nim całe niebo.
I wtedy pomyślała, że on też jest lepszy i ciekawszy w swojej własnej tragedii.
Więc po prostu się oddaliła.
Minori Asano miała wrażenie, że w wieku piętnastu lat to właśnie uciekanie wychodziło jej najlepiej.
a/n
Jeśli ktoś czyta to opowiadanie po raz pierwszy - witam w mym skromnym przybytku. Bilety do tej ciuchci pełnej melancholii i tragizmu są darmowe i świeżutkie *wink wonk*
Natomiast starszym czytelnikom należy się jakieś sensowne wyjaśnienie dlaczego tak znienacka publikuję książkę od nowa. Cóż... zaczynając wszystko jakiś rok temu, trochę źle podjęłam się wielu zagadnień; czym naprawdę jest młodzieżowa akademia, jak funkcjonuje i wszystko co się wokół tego tematu kręci (a musicie wiedzieć, że mam maleńką obsesję co do zgodności informacji z oryginałem). Teraz chcę wycisnąć z tego dużo więcej i przedstawić własną wizję jak najlepiej, a przede wszystkim pokazać, że Juuzou od początku do końca to ktoś zdecydowanie bardziej wartościowy niż powszechnie romantyzowana wizja psychopaty.
Książkę dedykuję każdemu, kto motywuje mnie do chociażby opuszczenia łóżka; bratniej duszy, z którą przy lemoniadzie mogę pogadać na dosłownie każdy możliwy temat i postaci, która jest dla mnie absolutnym wszechświatem. No i oczywiście każdemu kto ma ten przedziwny nawyk czucia się samotnym wśród ludzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro