Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

- Pani, a gdzie tak w ogóle idziemy? - spytała Sarah, próbując mi dotrzymać kroku.

Usłyszawszy jej głos, zatrzymałam się na moment i skrzyżowałam ręce na piersi. Westchnęłam, bo nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mogłabym znaleźć asasyna. Teoretycznie wiedziałam, które miejsca przeszukać, aby go znaleźć, ale komplikował to wszystko fakt, że się wziął za jakieś szemrane interesy prowadzone z jakąś kobietą. 

Uśmiechnęłam się słabo, spoglądając na swoje zabłocone ulubione buty, które zaledwie wczoraj wieczorem dokładnie wyczyściłam.

Boże, jak ja kochałam chodzić po ziemi parę godzin po deszczu. 

- Nie wiem, Sarah. Kacper powiedział, że wziął paru ludzi, aby przewieźć jakiś ładunek, być może jeszcze musi go zdobyć. To znaczy, że albo lata teraz za jakimś powozem, albo próbuje się dostać do jakiegoś budynku, albo ruszył z nimi nad Tamizę i ewentualnie może to znaczyć, że jednak ładunek mógł się znajdować w jakieś kolei - rzuciłam, znów wznawiając marsz. - Tylko jasna cholera... To miasto jest ogromne, a pociągów jest wiele, podobnie jak budynków... i łodzi.

Po raz kolejny się zatrzymałyśmy. 

- To jak szukanie igły w stogu siania! Co robimy? - spytała blondynka.

- Jak to co? Bierz powóz. Jedziemy za nim. Będziemy szukać, ile wlezie. Przecież nie wyparował, a wokół niego jest zawsze pełno hałasu, wybuchów... krwi i tak dalej. Na pewno go znajdziemy.

Sarah ruszyła biegiem w kierunku pojazdu należącego do gangu, którym powoziła jeszcze zaledwie paręnaście minut wcześniej, by patrolować okolicę. Obejrzałam się za siebie, chcąc upewnić się z jakiegoś powodu, że nikt nie postanowił za nami pójść i szybkim krokiem podeszłam do powozu. Założywszy kaptur na głowę, weszłam na niego i nakazałam dziewczynie ruszyć.

Przez pierwsze parę minut żadna z nas się nie odezwała; nawet nie pisnęła słówka. Pozwoliło mi to na moment względnego spokoju, podczas którego mogłam pomyśleć nad swoim kolejnym ruchem i byłam za to dziewczynie niezwykle wdzięczna. 

Plan był względnie prosty - po prostu musiałyśmy go znaleźć, a potem w razie potrzeby śledzić. To naprawdę nie wydawało się tak trudne... A przynajmniej sądziłam tak jeszcze parę minut po tym, jak się na to wszystko zdecydowałam.

- Sarah?

- Tak, pani?

Zaśmiałam się cicho. 

- Nie nazywaj mnie "pani". Jestem pewna, że jesteś niewiele młodsza ode mnie - pokręciłam głową.

- Naprawdę? Za parę dni kończę trzynaście lat, a ty ile masz? - zapytała z ciekawością.

Z lekka zbita z tropu spojrzałam w kierunku dziewczyny. Poczułam coś w rodzaju zdezorientowania, co za chwilę zmieniło się w oburzenie i niedowierzanie. Jacob pozwolił na coś takiego? Evie pozwoliła na coś takiego?! To było dziecko, dziecko, któremu wciśnięto do ręki broń i powiedziano: "Trzymaj i walcz w imię mniejszego zła!". Tak zdecydowanie nie powinno być!

Z drugiej strony wyglądała na strasznie wyrośniętą. I być może po części był to fakt, że blondynka się malowała. Jednak o dziwo nie był to makijaż robiony w pośpiechu przez dziewczynkę, która "pożyczyła" od mamusi kredki do oczu, szminkę i puder, a wyglądał jak makijaż doświadczonej dwudziestoparolatki. No... może pomijając zbyt dużą ilość różu na policzkach.

- O Chryste... Wpuścili do gangu dziecko - wyszeptałam na tyle głośno, że zdołała usłyszeć to dziewczyna.

- Wcale nie jestem dzieckiem, za niedługo już jestem dorosła! - żachnęła się. - Ale... nie powiesz nic szefowi ani jego siostrze? Proszę! Nie, żeby jakoś strasznie mi zależało, ale trochę boję się, że mnie wywalą na zbity pysk, jak się dowiedzą!

Otworzyłam usta, nie wiedząc co odpowiedzieć na jej prośbę. Znaczy... Byłam bardziej za tym, aby powiedzieć Frye'om o tym, że w swoich szeregach mają tak młodą osobę, która bawi się pistoletem i spędza czas z ludźmi, z którymi zdecydowanie nie powinna utrzymywać kontaktu. Część mnie jednak szeptała, że jeśli powiem o tym Jacobowi, to dziewczyna straci do mnie zaufanie, a ja naprawdę tego nie chciałam. Wolałam się bardziej przedstawiać jako persona wszak miła, pomocna i godna zaufania. 

- Śmiesznie wyglądasz, jak marszczysz nosek - prychnęłam, zakładając nogę na nogę.

- Nieprawda! - Zasłoniła twarz dłonią jakby automatycznie, mierząc mnie gniewnym wzrokiem.

Uśmiechnęłam się szeroko, dotykając jej ramienia. W tym czasie znów złapała wodze oburącz i wlepiła podenerwowane spojrzenie w drogę przed nami. Drugą ręką pociągnęłam ją delikatnie za jeden z warkoczy i zaśmiałam się cicho. 

- Już uspokój się i nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. Nikomu nie powiem. Słowo "tej co pieprzy się z Frye'em". 

Dziewczyna przygryzła wargę naprawdę mocno, próbując się nie roześmiać. Od powstrzymywania śmiechu niemal zrobiła się czerwona. W końcu jednak nie wytrzymała i roześmiała się głośno, niemal zupełnie ignorując prostą drogę przed nami.

- Może ja przejmę stery? Przez twoje śmiechy i chichy jeszcze kogoś potrącisz.

Pokręciłam głową, odbierając jej z rąk lejce. Ta nawet nie protestowała, tylko grzecznie się przesunęła, ustępując mi miejsca z szerokim uśmiechem na twarzy.

Swoją drogą zaczęłam się zastanawiać nad fenomenem żartów o sferach intymnych. Bo w końcu potrafiły kogoś rozśmieszyć, a niekiedy sprawić, że ktoś robił się na twarzy cały czerwony! Znałam to z własnego doświadczenia.

Uderzając lejcami, przyspieszyłam krok koni. Tymczasem Sarah zaczęła luźną pogawędkę. Zaczęło się od spraw typowo urodowych a - czy chciałam tego, czy nie - skończyło się na kłamliwej plotce, że sypiam z Jacobem niemalże każdego wolnego wieczoru. Okazało się, że wśród Gawronów jestem znana pod kilkoma nazwami... "Przybłęda", "Nędznica", "dziwka szefa". Jakoś mi to zbytnio nie przeszkadzało, bo mi to większej krzywdy nie robiło (choć trochę raniła mnie ta plotka), ale tutaj bardziej chodziło o Jacoba. Z tego co powiedziała Sarah, zrozumiałam, że wielu szanuje bliźniaków, ale i znajdzie się grupa, której nigdy nic nie pasuje i chcą dosłownie wszystkich zmieszać z błotem. W tym nawet i swojego przywódcę.

- Tak właściwie, to dlaczego mi pomagasz? - spytałam w pewnym momencie.

- Sama nie wiem, po prostu lubię pomagać innym - uśmiechnęła się słabo.

- A nie boisz się, że będziesz miała jakieś kłopoty? Wiesz... że postanowiłaś zignorować swój przydział. 

- A gdzież tam. Poza tym co mogą mi zrobić? Wyrzucić, zadźgać i zostawić zwłoki na pożarcie psom? Trudno! Śmierć to i tak lepsze wyjście niż praca w okolicznym burdelu! To lepsze od życia w tym zakichanym świecie, gdzie kobieta ma mniejsze prawa od swojego małżonka i praktycznie nie robi nic, poza wyglądaniem ładnie i wydawaniem na świat kolejnych bachorów... No i jeszcze gotuje i sprząta, jak nie ma służącej. Szef raczej nie powinien mi niczego zrobić, za to że ci pomogłam. Gawrony mogłyby mnie skrzywdzić, ale sądzę, że Kacper, Isaac i pan Frye raczej mi pomogą. Byle, żeby szef i Kacper nie znali mojego prawdziwego wieku.

Na moment oniemiałam przez dobitność słów dziewczyny. Po pewnej chwili, kiedy odzyskałam głos, powiedziałam:

- Nie znałam cię od tej strony... 

- Prawie nikt nie zna. Udaję głupią dziewczynkę, która nie rozumie praw tego świata. Tak jest łatwiej. W sensie... kapuje, pani? Udawać kogoś, kim się nie jest. Tylko tak jakoś można przeżyć. W tych czasach zdominowanych przez facetów nie można być sobą, trzeba kombinować. Gdybym opowiedziała o swoich przekonaniach komuś zamkniętemu w swoim małym pięknym świecie, prawdopodobnie zostałabym wyśmiana i wytykano by mnie palcami. A tego nie chcę, wolę udawać. Tak łatwiej, pani.

Dziewczyna miała rację. W większości przypadków najlepiej po prostu udawać. Udawanie czasami jest łatwiejsze niż pokazywanie prawdziwego oblicza. A jednak momentami potrafi być trudne. Znałam to z własnego doświadczenia, gdy próbowałam udawać kogoś, kim nie byłam przed Jacobem.

- Masz rację... Tak łatwiej. A wracając, mam za sobą tylko dwadzieścia lat. Mów mi po imieniu, to mniej zdradza niż "pani" w twojej optymistycznej i radosnej wersji.

- Dobra - odpowiedziała szybko, nawet na mnie nie patrząc.

Słońce już powoli zanikało. Z tego co wywnioskowałam, za pół godziny, może za godzinę zrobi się ciemno. Po Frye'u jednak nie było nawet śladu, co mi się zupełnie nie uśmiechało. 

Sarah zaczynała się robić coraz to bardziej znudzona. Widać było to po jej wyrazie twarzy. Zniecierpliwiona i zgarbiona siedziała, obejmując się rękami. Robiło się coraz chłodniej, więc nie dziwiłam się, że jest jej zimno. Gdybym miała coś na zbyciu, z czystą przyjemnością dałabym jej koc, narzutę, czy chociaż płaszcz. I choć dałabym jej swój, ważny był dla mnie kaptur, który w jakimś stopniu ochraniał mnie przed wykryciem, czy to przez któregoś asasyna, czy jakiegoś Nędznika. 

- Pani... znaczy Veronico. Spójrz. Tam jadą dwa pociągi, widzisz? Chyba dostrzegam... któregoś z naszych i... chyba szefa. Widzisz? - Wskazała jakiś odległy punkt.

Pędząc w przeciwnym kierunku co pociągi, faktycznie dostrzegłam oba pojazdy poruszające się po torach z zawrotną prędkością. Na moment wstrzymałam oddech, zauważając zakapturzoną postać przeskakującą dość dużą przepaść dzielącą jeden i drugi pociąg. Wtedy też jeden z nich drastycznie zwolnił, a drugi jechał dalej, nie zmieniając tempa. Pociąg przejechał obok nas i najwyraźniej nie miał zamiaru się zatrzymywać, wtedy też zawróciłam powóz i pospieszyłam konie, żeby biegły ile sił w nogach. 

Kiedy udało mi się jakimś sposobem zrównać z pociągiem, zakapturzona postać przeszukiwała zawartość jakiegoś drewnianego pudła. W między czasie zdjął kaptur, a wtedy byłam już całkowicie pewna, że to Jacob. Chyba jednak nie znalazł tego, czego szukał, bo zamknął pudło i ruszył dalej. Musiał usłyszeć jakiś dźwięk, bo wyciągnął pistolet i oddał strzał akurat w momencie, kiedy drzwi do wagonu z przodu otworzyły się.

- Sarah! Nie mogę dłużej tam patrzeć, muszę uważać na drogę! Co robi?! - krzyknęłam, żeby nie zagłuszał mnie szum wiatru.

- Wchodzi na wagon. Biegnie i wskakuje na kolejny! Bije się z nimi! - relacjonowała, a potem przerwała na parę sekund. - Otwiera kolejne pudło. Szybko je zamyka i idzie chyba zatrzymać pociąg. 

Sarah miała rację. W ciągu następnych paru chwil pojazd zwolnił, a już niedługo po tym stanął. I w samą porę, bo konie już nie miały ochoty współpracować. Były zbyt zmęczone po zbyt długim, intensywnym wysiłku.

Dzięki adrenalinie serce biło mi jak szalone. Westchnęłam, zdając sobie sprawę z tego jak blisko jestem swojego celu.

- Zajmij się końmi, dobrze? Jeśli pozwolisz, dalej będę pracować sama - powiedziałam szybko, nie odrywając wzroku od stojącego pociągu. 

- Pani? 

Obróciłam głowę w kierunku dziewczyny, której oddałam panowanie nad końmi.

- To była przyjemność cię poznać! - uśmiechnęła się szeroko. - Świetnie się dziś bawiłam! 

W akcie odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i kiwnęłam głową.

Kiedy zajechałyśmy na pobocze, zeskoczyłam z pojazdu i obróciłam się z powrotem w kierunku Sarah. Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam głowę wyżej, aby móc spojrzeć na nową znajomą.

Zaśmiałam się cicho pod nosem.

- Trzymaj się, młoda.

- Bywaj, Veronico! Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

Blondynka ruszyła powoli drogą, udając się najprawdopodobniej do siedziby Gawronów. Tymczasem ja nabrałam dużą ilość powietrza do płuc, aby potem gwałtownie się go stamtąd pozbyć i przyglądałam się temu, jak Jacob likwiduje ostatnich Nędzników.

Zwilżyłam usta, oblizując je. Postanowiłam obserwować, jak to wszystko się potoczy, z bezpiecznej odległości. Nie mogłam podejść zbyt blisko, żeby nie ryzykować wykryciem. Dlatego też po prostu podeszłam trochę bliżej, żeby mieć szansę usłyszeć chociaż te głośniejsze rozmowy i oparłam się o ścianę. Postałam tak z może dwadzieścia minut, może trochę krócej, dopóki nie załadowali tego ładunku na przyczepę. Nic jednak nie byłam w stanie usłyszeć podczas tych parunastu minut, odległość była dobra na obserwację, ale nie na podsłuchiwanie. 

Kiedy kilku Gawronów wzięło się za eskortowanie nieznanego dla mnie ładunku, myślałam, czy nie ruszyć za nim i nie sprawdzić zawartości tej przeklętej skrzyni, ale mogłoby to być ryzykowne. Jeśli jakimś cudem bym wpadła, Jacob dowiedziałby się, że go śledzę... O ile już nie wie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro