XXXVII
- Kto to był? - zapytałem, zakładając na siebie koszulkę, którą podała mi Angela, wracając z innego pokoju.
- Przedstawił się jako twój przyjaciel, ale nie miałeś go zapisanego w kontaktach, dlatego odebrałam - odpowiedziała. Mimo wszystko moim zdaniem nie powinna była odbierać. Przejrzałem spis ostatnich połączeń i wyświetliłem numer. Nie znam go, ale możliwe, że ktoś z moich znajomych po prostu go zmienił. Oddzwoniłem na niego i czekałem, aż ktoś odbierze, jednak niczego takiego się nie doczekałem.
-Dziwne, teraz nie odbiera - rzuciłem do dziewczyny.
- Pewnie ktoś robi sobie żarty, zignoruj to - powiedziała i usiadła na blacie naprzeciwko mnie.
- No nic. Będę się już zbierał, Angela. Podrzucę Ci tę koszulkę gdy się zobaczymy.
- Weź ją sobie. Mój tata ją tutaj kiedyś zostawił i nie sądzę, aby w niej jeszcze chodził. Z resztą - dodała. - Bardzo Ci w niej do twarzy. - uśmiechnęła się do mnie lekko. - To ja podrzucę Ci koszulę.
- W porządku. Jeszcze raz dziękuję za rozmowę - powiedziałem i skierowałem się do drzwi. - Dobranoc - mruknąłem i przytuliłem brunetkę na pożegnanie.
- Dobranoc. I pamiętaj o tym co Ci powiedziałam - dodała i stanęła przy drzwiach, otwierając je.
Postałem jej tylko mały uśmiech i wróciłem do mojego mieszkania.
Samantha
Po tym jak wróciłam do mojej sypialni nie było mi dane spędzić tych kilku chwil samej. Niedługo dołączył się do mnie Will i usiadł obok mnie, kładąc dłoń na wcięciu mojej talii i przyciągając do uścisku. Wtuliłam się w niego i słuchałam jak przeklina pod nosem.
- Rozmawiałeś z nim jeszcze? - zapytałam.
- Powiedziałem mu tylko, że jest idiotą i się rozłączyłem.
- Chce mi zrobić za złość? Nie rozumiem - mruknęłam cicho, układając sobie to wszystko w głowie. Przecież Harry taki nie był. Nie zrobiłby mi tego. Jednak gdy zaczynałam przywoływać wszystko co dzisiaj się wydarzyło zaczęłam w to wątpić.
- Teraz nawet nie staraj się tego zrozumieć, mała. Jesteś cała w emocjach, daj sobie na dziś spokój. Powiedziałbym Ci teraz, żebyś się po prostu dobrze bawiła, ale w tej sytuacji, nawet ja nie wiem co myśleć.
- Może rzeczywiście powinnam się rozerwać i mieć to wszystko gdzieś, przynajmniej spróbować.
- Przysięgam Ci, że jeśli ten kretyn coś odwalił to jak go odwiedzę, to nie ruszy się z chaty przez tydzień.
Zaśmiałam się cicho na to, co powiedział i jeszcze mocniej w niego wtuliłam. Wytarłam łzy z moich policzków i zeszłam na dół, aby dokończyć Meridę Waleczną. Jednak nieważne jak bardzo bym się starała to zawsze wracały do mnie przypuszczenia i obawy w związku z tym, że wizyta Harry'ego u Angeli miała swój konkretny powód to właśnie o tym non stop myślałam. Ufam Harry'emu, ale teraz już nie ufam Angeli.
Wraz z napisami końcowymi zadzwonił mój telefon. Podeszłam po niego szybko i zerknęłam na wyświetlacz. To doktor Payne.
Szybko przesunęłam w bok zieloną słuchawkę. Miał do mnie dzwonić tylko w nagłych przypadkach. Mam nadzieję, że w końcu po tylu tygodniach moje myślenie o tym, że Ed się w końcu obudzi stanie się rzeczywistością.
- Słucham? - odezwałam się drżącym głosem.
- Pani Samantha Harvey? Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala.
- Jak to? Coś się stało?
- Muszę z Panią porozmawiać, to pilne.
- Dobrze, już jadę.
- Do zobaczenia.
Jego ton głosu był opanowany, ale to pewnie dlatego, że jest w swoim zawodzie od wielu lat i po prostu przywykł do przekazywania ludziom informacji na teraz stanu zdrowia ich najbliższych. Mimo wszystko jego głos mnie uspokoił. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś mogło pójść źle. A przynajmniej się starałam.
- Sam, cała się trzęsiesz. O co chodzi? - zapytał mnie Will, stając naprzeciw mnie.
Jego głos dotarł do mnie dopiero po kilku sekundach. Spojrzałam na niego, nie wiedząc zupełnie na co powinnam się przygotować. Coś we mnie krzyczało, że to już dziś. Że to dziś się obudzi i będę mogła znów z nim porozmawiać, jednak wydawało mi się, że to by było zbyt pozytywne, jak na to co ostatnio mnie spotyka.
- Muszę jechać do szpitala - rzuciłam i pobiegłam na górę, zmienić pidżamę na coś w czym mogę wyjść do ludzi. Will od razu zaoferował się mnie podwieźć, a Nicole za wszelką cenę chciała jechać z nami.
Moi przyjaciele również przebrali się z jednorożcowej pidżamy w ubrania, w których do mnie przyjechali i kilka minut później wychodziliśmy z budynku. Zjadały mnie nerwy podczas gdy siedziałam w samochodzie Willa i czekałam, aż wianuszek samochodów poruszy się w końcu kilka metrów do przodu. Co ludzie robią wieczorami, że wszędzie są takie korki?
Byliśmy pod ogromnym budynkiem po czterdziestu minutach. W tym czasie doczekałam się 4 nieodebranych połączeń od Harry'ego. Czyżby ruszyło nim sumienie? Niemożliwe.
Wręcz wybiegłam z samochodu i ruszyłam do głównego holu, gdzie znajdowała się recepcja i podałam w małym okienku nazwisko lekarza. Starsza kobieta powiedziała mi, abym kierowała się do gabinetu numer 36. Przekazała również, że dr Payne na nas czeka.
Z bijącym sercem i głową wypełnioną obawami zapukałam do drzwi, zza których chwilę później usłyszałam ciche proszę. Weszłam do środka, gdzie powitał mnie poważny wyraz twarzy pana Payne'a. Will położył mi dłoń na plecach, dodając mi otuchy, lecz szczerze nie za dużo mi to dało. Moje serce było zapewne słychać na drugim końcu szpitala.
- Proszę, niech państwo usiądą - odezwał się i sam usiadł za swoim biurkiem, wskazując na fotele. Zajęłam swoje miejsce między przyjaciółmi i czekałam w stresie, aż lekarz powie mi o co chodzi. - Niestety stan pani brata jest bardzo poważny. Nie ma już raczej szans, na to, że coś się poprawi. Skonsultuję się jeszcze z neurologiem i przekażę Pani, czy coś się zmieniło, jednak proszę się przygotować na prawdopodobne odłączenie Pana Edwarda od aparatury.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro