XXVI
Siedziałam pod boksem mojej krowy i przeglądałam coś na telefonie. Nicole napisała mi, że będzie z stajni dopiero za trzy godziny. Przeklęłam w myślach, gdy przypomniałam sobie, że to ja ustalałam jej grafik. Jednak już kilka sekund później przekonałam się, że nie będę miała okazji do nudy.
- Samantha! - usłyszałam znajomy głos. Taylor... Przeszły mnie ciarki po całym ciele. Wszystkiego się spodziewałam, ale nie jego tutaj.
- Co Ty tutaj robisz? - zapytałam zdezorientowana, wstając z ziemi i cofając się o kilka kroków, trzymając się jednocześnie krat boksu. Nie mógł znaleźć sobie innego momentu, niż ten, gdy nie mam szans na ucieczkę na tej jednej nodze.
- Przyjechałem do ciebie, kochanie. Nie cieszysz się? - odparł pewnie, podchodząc.
- A podasz mi powód, z którego miałabym się cieszyć?
- Widzisz mnie, to nie wystarczy?
- Żebyś się nie przeliczył - bąknęłam.
- To ty się przeliczyłaś myśląc, że puszczę ci płazem to, że nie przyszłaś na spotkanie. Mieliśmy umowę, a ty jej nie dotrzymałaś! Nie dziw się więc, że tu jestem! - krzyknął, na co momentalnie zamknęłam oczy i spuściłam głowę. Jak ja mogłam być z kimś takim?
- Ja od początku Ci mówiłam, że się na to nie zgadzam! W dupie mam tę twoją umowę! Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie jestem!?
- Słońce, ja wiem wszystko - mruknął i zbliżył się jeszcze bardziej, tak, że czułam jego oddech na mojej skórze.
- Więc powinieneś wiedzieć, że nie przystanę na to, co mi proponowałeś!
- Zgodzisz się, bo mam dobry argument. W końcu chyba nie chcesz, żeby coś się stało twojemu bratu, co?
Na jego słowa momentalnie zamarłam i spojrzałam w jego oczy, które sama miałam pokryte szklistą powłoką. Byłam przerażona. Ba, to za mało powiedziane. Byłam o wiele spokojniejsza, dopóki nie wplatał w to mojego brata. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, więc na moją odpowiedź Taylor musiał chwilę poczekać.
- Niczego mu nie zrobisz, blefujesz - wyszeptałam w końcu.
- Jesteś na dobrej drodze, żeby się przekonać czy blefuje - warknął tuż nad moich uchem.
- Co Ty chcesz na tym ugrać?
- Chcę dostać to czego nie dostałem wcześniej, a co miał mi ułatwić Zack.
- A chcesz, żeby skończyło się tak jak wcześniej? - wypaliłam drżącym głosem.
- O nie, moja droga. Tym razem będzie po mojemu i zaraz ci to udowodnię - krzyknął i złapał mnie za rękę. Chwilę później ciągnął mnie w bliżej nieokreślonym kierunku. Starałam się nie wywrócić i nadążyć skakaniem na jednej nodze za jego tempem.
- Zostaw mnie!
- Możesz pomarzyć! - krzyknął ponownie i pociągną mnie jeszcze bardziej. Zaczęłam się wyrywać, a przynajmniej się starałam.
Zaciągnął mnie na tyły stajni, wokół której na moje nieszczęście nie było po prostu nic poza belami siana niedaleko. Popchnął mnie na ścianę, o która uderzyłam z taka siłą, że momentalnie zrobiło mi się słabo. Dotknęłam tyłu mojej głowy, z której emitował ból.
Spojrzałam w oczy szatyna, w których widziałam tylko złość. Szedł w moja stronę z zaciśniętymi pięściami. Nie byłam w stanie się ruszyć, czy nawet racjonalnie myśleć. Po moich policzkach z każda sekunda spływało coraz więcej łez i razem z tym coraz bardziej bałam się tego, co zrobi Taylor. Popchnął mnie jeszcze raz, przez co wylądowałam na sianie. Szybko znalazł się nade mną, łapiąc za moje dłonie jedna ręką i trzymając je nad moją głową. Drugą zaczął odpinać guzik moich spodni. Zamachnęłam się i przyłożyłam mu kolanem w krocze. Taylor jąkał z bólu, lecz ani na moment nie poluzował uścisku. Spojrzał na mnie z wymalowanym gniewem na twarzy i wycelował pięścią w moją twarz. Czułam, jak z mojego łuku brwiowego zaczęła płynąć krew.
- Pożałujesz tego, suko! - warknął i wymierzył kolejny cios, tym razem w moje żebra.
Zwijając się z bólu, nie robiłam już niczego w stronę samoobrony. Moje ciało i nerwy mi na to nie pozwalały. Znowu działo się to co kiedyś. Ponownie czułam się jak ścierwo, jak przedmiot, który można wykorzystywać bez żadnych konsekwencji. W tym momencie byłam po prostu jego zabawką. Moje łzy mieszały się z krwią, a Taylor zaczynał to, po co tu przyszedł. Jego dłoń coraz mocniej zaciskała się na moich. Druga dłonią podał sobie mój podkoszulek do zębów i za pomocą ręki zaczął go rozrywać. Zamknęłam oczy, nie chcąc za żadne skarby tego widzieć. Szczególnie jego. Czekałam na kolejce uderzenie, szarpnięcie, czy coś jeszcze gorszego, lecz niczego później już nie poczułam.
Otworzyłam, oczy i to co zobaczyłam, sprawiło, że momentalnie poderwałam się do pozycji siedzącej, podpierając się z tyłu rękoma.
- Nie waż się jej tknąć! - krzyknął Harry, trzymając Taylora za koszulkę i przygwożdżając go do ściany, z taka siłą, z jaką zrobił szatyn zrobił to mi. Taylor jednak nie miał zamiaru się poddawać i wymierzył Styles'owi cios w brzuch, po czym uwolnił się z jego uścisku.
- Zostaw go! - krzyknęłam do mojego byłego i wstałam, lecz nie miał najmniejszego zamiaru się mnie posłuchać.
- Zamknij pysk! - warknął i rzucił się na Harry'ego, który starał się odpierać każdy jego atak.
- Taylor! - odezwałam się, na co Styles skierował na moment wzrok w moją stronę i sekundę później uderzył szatyna w łuk brwiowy. Ponownie znalazł się pod ścianą, lecz tym razem zasłaniał twarz rękoma z obawy przed następnymi uderzeniami. Widząc, że Styles nie ma zamiaru się wycofać, a Taylor już odpuścił złapałam Hazzę na rękę, którą przymierzał się do następnego ciosu. Zasłużył na to, ale miałam już tego dość jak na jeden dzień.
Taylor podniósł się powoli i odszedł gdy Harry zaczął krzyczeć, że ma się stąd jak najszybciej wynosić. Nadal trzymałam jego rękę, a z moich oczy nie przestawały płynąć łzy. Do tego wszystkiego zaczęłam obawiać się o Eda.
- Co się stało? - powiedział Harry i odwrócił się przodem do mnie. Spuściłam od razu głowę i zaczęłam szlochać. Wszystkie emocje wydostały się ze mnie dopiero teraz, gdy cała sytuacja się uspokoiła. Dotarło do mnie co się wydarzyło, a ból zaczął nabierać na sile. Złapał delikatnie za mój podbródek i skierował moja twarz na swoją, po czym zamarł, widząc co działo ie na mojej twarzy i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Załapałam za jego podkoszulek i kurczowo trzymałam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, Sam? - szepnął do mojego ucha i jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągnął. Jego głos się łamał.
- Prze-przepraszam, n-nie mogłam - wydukałam przez płacz.
- Już dobrze, kochanie - odezwał się po chwili. - Jestem tu.
- Co się stało? Słyszałem krzyki - usłyszałam głos drugiego z trenerów, gdy do nas podbiegał. Odsunęłam się od Harry'ego i wymieniłam z nim spojrzenia.
- Harvey, idź do mojego gabinetu - bąknął do mnie, a ja zrobiłam to o co poprosił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro