XXIX
Harry
Jeszcze długo nie mogło do mnie dojść to, co wyznała mi właśnie Samantha. Nie wierzę, że w człowieku może być tyle brutalności i złości. To wszystko ją przerosło. Za dużo problemów pojawiło się naraz. Jakim prawem ten gnój wykorzystał jej naiwność i moment, gdy nie myślała racjonalnie!? Kim trzeba być, aby posunąć się do takich czynów! Chyba nie chcę znać odpowiedzi. Będę spać spokojniej, wiedząc jak najmniej o nienawiści, kłębiącej się w osobach takich jak Taylor, czy Zack. Wiem jednak, że teraz Sam potrzebuje więcej wsparcia, niż kiedykolwiek. Powróciły do niej stare wspomnienia dobite kolejnymi problemami, które na pewno zostawia spory ślad w jej psychice. Było mi jej strasznie szkoda. W ogólna na to nie zasłużyła.
- Sam, nie możesz się czuć winna - szepnąłem. - A tym bardziej nie powinno być Ci wstyd, kochanie. Potraktuj całą ta sytuacje z Taylorem jak lekcję.
- Ale to ja wtedy popełniłam błędy, Harry - mruknęła. - Ja się na to zgodziłam.
- Jesteśmy tylko ludźmi, Sam - odparłem. - Popełniłaś błąd, ale on nie miał prawa tego wykorzystać. Proszę Cię, zapamiętaj, że gdyby Cię kochał to by zaczekał. To Ty powinnaś być dla niego najważniejsza, a nie jego cholerne potrzeby, skarbie.
Dziewczyna podniosła się i lekko uniosła kąciki ust ku górze. Chwilę później złączyła nasze usta, a ja przeniosłem dłoń z jej pleców na policzek.
- Dziękuję, Hazz - szepnęła, na chwilę odrywając się od moich ust. - I przepraszam, że nie powiedziałam Ci wcześniej - dodała, a tym razem to ja ją pocałowałem.
- Nie myśl o tym - odparłem.
Ponownie podczas naszej rozmowy przytuliłem do siebie brunetkę. Naprawdę, cholernie na to nie zasłużyła.
- Dziękuję - rzuciłem do kelnera, gdy postawił przed nami nasze zamówienie. Podałem Sam sztućce z małego koszyczka, które również podał mężczyzna.
- Straciłam apetyt - bąknęła i uwolniła się z mojego uścisku.
- Domyślam się, mała. Ale nie jadłaś nic od kilku godzin - mruknąłem. Dziewczyna w końcu zabrała ode mnie widelec z nożem i zabraliśmy się do jedzenia.
Nie zdążyłem dokończyć jeść, a do bufetu wszedł lekarz z kilkoma kartami w ręku.
- Pani Harvey? - odezwał się, wodząc wzrokiem po klientach. Nie było tu dużo osób, więc chwilę później Sam stanęła przed mężczyzną i podała mu dłoń. Wyglądał bardzo młodo jak na lekarza. - Dzień dobry, nazywam się doktor Payne i zajmuje się Pani bratem - powiedział i zerknął w swoje papiery. - Edward Harvey, zgadza się?
- Tak, tak - odpowiedziała szybko. - Co z nim?
- Zapraszam - rzucił i wskazał dłonią wyjście z bufetu, odsuwając się lekko, aby umożliwić Sam wyjście. Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, a ja zapewniłem ja, że zaczekam na korytarzu pod salą. Gdy wyszli zapłaciłem za zamówienie i udałem się w wyznaczone miejsce.
Samantha siedziała w sali, w której leży Ed już od ponad godziny. Miałem nadzieję, że tyle to trwa, bo wszystko jest w porządku i właśnie z nim rozmawia, a nie płacze, bo coś jest nie tak jak być powinno. Poczułem wibrowanie w kieszeni moich spodni, a korytarz, w który siedziałem wypełnił się cichą muzyką, wydobywającą się z mojego telefonu.
- Cześć, Caroline - odparłem, starając się brzmieć radośnie. - Co słychać?
- To chyba ja powinnam Cie o ty spytać, Harry - zaśmiała się. - Nie odzywałeś się od ponad trzech tygodni - zauważyła.
- Tak... Wybacz - westchnąłem. - Miałem trochę spraw na głowie.
- Rozumiem, jak w pracy? - zapytała.
- W porządku - mruknąłem. - A jak u Ciebie? Z małą już wszystko dobrze, tak?
- Tak, w porządku. Tęskni za Tobą, cały czas się pyta kiedy przyjdzie wujek Harry. Kiedy przyjedziesz?
- Postaram się jeszcze w tym tygodniu - odparłem. - Mogę wpaść z kimś jeszcze?
- Tak, jasne. Z kim?
- Z Samanthą. Mówiłem Ci o niej, pamiętasz? - zapytałem.
- Samantha... Oh, tak! Świetnie, będę miała okazję pogratulować jej na żywo - zaśmiała się. - Coś Was łączy, że chcesz przyjść z nią? - zapytała podejrzliwym tonem. Nie sądziłem, że będę ją o tym informować w ten sposób. W momencie, gdy miałem potwierdzić mój związek Sam wyszła z sali.
- Zadzwonię później, cześć - rzuciłem szybko do telefonu i chowając go do kieszeni podszedłem do dziewczyny.
***
Samantha
- Mówiłem Ci, że wszystko się ułoży, kochanie - odezwał się Harry, na chwilę odrywając wzrok od drogi i łapiąc mnie za dłoń.
- Nie wszystko się ułożyło, pamiętaj - zaśmiałam się cicho, lecz wcale nie miałam nastroju do żartów.
Lekarz powiedział mi, że Ed z tego wyjdzie. Jego stan jest stabilny, ale jest coś dlaczego siedziałam przy nim tyle czasu. Siedziałam przy nim, choć nie mogłam z nim porozmawiać, ani zobaczyć jego uśmiechu. Jest w śpiączce. Jeśli wierzyć lekarzom, obudzi się jeszcze w tym miesiącu, ale i tak później będzie musiał pozostać w szpitalu przez parę tygodni. Zadzwoniłam do rodziców Angeli, aby dowiedzieć się co z nią. Okazało się, że nic poważnego jej nie dotknęło. Jest cała i zdrowa, pojutrze będzie mogła wrócić do swojego domu.
Mam nadzieję, że już niedługo moje wszystkie problemy zniknął i zapomnę, że w ogóle miały miejsce. Jutro wieczorem policja ma zgarnąć Taylora. Denerwuję się, bo mam być przy tym obecna. Tak jak mi napisał. Mam stawić się u niego o dwudziestej, a dopiero za mną ma wejść policja. Harry obiecał, że pojedzie ze mną i zaczeka na mnie przy samochodzie. Do tego czasu nie mam najmniejszego zamiaru ruszać się sama z domu.
- Hej - mruknął. Chyba przez dłuższy czas się nie odzywałam, zamyśliłam się. - Głowa do góry. Już jutro nie będziesz się musiała martwić o tych idiotów. Nie ma opcji, żeby ich nie zamknęli, nie wywinął się z tego. Za kilka tygodni zdejmą Ci z nogi tego białego buta, wrócisz do treningów i znów będziesz wygrywać wszystkie zawody i patrzeć jak inne zawodniczki krzywią się na twój widok.
Zaśmiałam się na jego słowa. Przypomniały mi się wszystkie spojrzenia rzucane w moja stronę po konkursach i nękanie dziewczyn w stadninie w Londynie. Przyznam, że pod wpływem czasu i doświadczeń to całkiem miłe wspomnienia.
- Od kiedy jesteś taki zabawny, Harold? - zapytałam z uśmiechem, a brunet tylko krótko na mnie spojrzał i udał, że go to uraziło.
- Wydaje mi się, że od momentu, gdy poznałem dziewczynę, przy której nie da się nudzić - odparł, a ja momentalnie spaliłam buraka. - Mówiłem już, że lubię jak się rumienisz? - zaśmiał się.
- Nie przypominam sobie - odpowiedziałam, a samochód Styles'a wjechał na podjazd pod moim domem. Niezdarnie wysiadłam z pojazdu i weszłam z Harry'm do środka. Po przekroczeniu progu drzwi zrobiłam to co stało się częścią mojej rutyny. Rzuciłam kule obok szafki i skierowałam się do kuchni.
- Co chcesz do picia, Hazz? - zapytałam, gdy podchodził do mnie. - Kawa, herbata?
- Poproszę kawę - odparł, na co przytaknęłam i nastawiłam wodę w czajniku elektrycznym, po czym wskoczyłam na wyspę kuchenną. Harry stanął przede mną, wciskając się pomiędzy moje nogi i kładąc dłonie po obydwu stronach mojego ciała. Zatopiłam spojrzenie w jego zielonych oczach, które uśmiechały się razem z jego ustami.
- Dziękuję za dzisiaj. Jestem Ci bardzo wdzięczna -szepnęłam, na co Harry delikatnie musnął moje usta.
- Jestem tu dla Ciebie, mała - odparł. - Zawsze możesz na mnie liczyć, nieważne co się dzieje.
Uśmiechnęłam się szeroko i przeniosłam jedna dłoń na gładki policzek bruneta, a drugą na jego ramię. Tez zaś złapał mnie w talii, przez co zostałam wciśnięta w jego ciało. Blat nie był szczególnie wysoki, więc nasze twarze znajdowały się na mniej więcej tej samej wysokości.
- Kocham Cię, Harry - wyznałam. I było to szczere. To co budowało się między nami przez te tygodnie spowodowało, że moje serce wariowało, gdy Hazza był przy mnie.
- Ja Ciebie też - powiedział z lekkim uśmiechem i pocałował czubek mojego nosa, po czym mocno mnie do siebie przytulił. Objęłam jego kark i wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi, wdychając zapach jego perfum.
Oboje trwaliśmy we wspólnym uścisku, ciesząc się chwilą tylko dla siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro