Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Rozdział IV - Nowa Misja~

Kolejne dni mijały nieubłaganie. Większość żołnierzy już pogodziła się z tym, że są za Murem Rose, a Marię, będzie ciężko odzyskać, jak nie wcale. Lecz, najważniejsze to mieć jakieś marzenia, które niekonieczne tak łatwo spełnić, prawda?

Nie tak dawno, dokładniej dwa dni temu, Erwin Smith ogłosił, że za miesiąc odbędzie się wyprawa poza mury. Niektórzy byli zasmuceni, inni w ogóle się tym nie przejęli, a reszta była zbulwersowana. Ale co poradzić, sami się pchali do zwiadowców.

Od tamtego czasu wszyscy o wiele mocniej trenowali, a treningi odbywały się, nie dwa, a trzy razy dziennie.

Na szczęście dziś odbędą się tylko ta minimalna wersja, a to przez sprawdzanie sprzętu, które odbędzie się popołudniu.

Był późny ranek, po pierwszym treningu i teraz, żołnierze mieli czas wolny więc większość wykorzystała go na wyjazd do miasta.

W tym Akemi, Nick, Zack, Katy i Louis, którzy aktualnie snuli się bez celu po dystrykcie Trost.

- Czy wypada nam snuć się tak tutaj bez naszego dowódcy? - zastanawiała się szatynka.

- No przecież kapral nie był zadowolony, gdy zaproponowałaś mu chodzenie po Trostcie - przypomniała jej Akemi jedząc kawałek chleba, który zakupiła niedawno.

- W sumie racja... - szatynka uśmiechnęła się nerwowo.

Kontynuowali spacer. Słońce akurat dzisiaj było schowane od samego rana za ciemnymi, szarymi oraz ciężkimi chmurami. Widocznie zapowiadało się na silny deszcz. Wiatr był chłodny i rozwiewał rozrzucone śmieci na ulicy.

~***~

Całkiem niedawno skład Levi'a wrócił do siedziby. Teraz wszyscy zwiadowcy byli po wieczornym treningu i siedzieli na łące. 

- Jeny! Myślałam, że wypluje płuca! - Katy szybko biorącej wdechy padła na zieloną i miękką trawę. 

Lou poszedł w jej ślady i również położył się z szeroko rozwartymi ramionami. 

- Nie było, aż tak źle - odezwał się Nick poprawiając kurtkę od munduru.

Łąka znajdowała się mały kawałek od zamku, w którym mieściła się siedziba więc spokojnie można było widzieć cały budynek, a tym samym osoby, które siedziały przed nim.

Co za tym idzie, skład Levi'a widział jak jakaś osoba, chyba dziewczyna, zbliża się do nich. Gdy była jeszcze bliżej rozpoznali, że to Olivia, która pomachała do nich i podbiegła.

- Cześć - uśmiechnęła się szatynka. - Katy, Aki, macie iść do dowódcy,  sama nie wiem po co - wyprzedziła ich pytanie.

- O nie ja się nigdzie nie ruszam, jestem zbyt zmęczona! - Katy wygodniej rozłożyła się na trawie.

Akemi westchnęła i wstała, po czym lekko kopnęła zielonooką.

- No wstawaj. Uwierz, że już mnie powoli wkurza takie dziecinnie zachowanie - odparła sucho.

- No to masz problem - Katy wzruszyła ramionami. - No dobra, już idę - dodała, gdy zauważyła niezwykle złą minę Daishi. Podparła się rękami, po czym podniosła z się z trawy i ruszyła w stronę zamku wraz z Akemi. 

Zachód słońca jak zwykle był prześliczny, że aż nie sposób nie zatrzymać się i nie podziwiać. Jedyną rzeczą, która przeszkadzała w przypatrywaniu się wieczornemu słońcu było coś co zwiadowcy chcieli by żeby zostało obalone, a raczej coś przez co to coś stoi. 

Tym czymś są mury, a wraz z nimi tytani, którzy trzymają ich wszystkich jak w klatce. 

Katy i Akemi postanowiły szybko dowiedzieć się czego chce od nich dowódca i wrócić na łąkę do reszty członków oddziału, do którego należą. 

Weszły do budynku i powoli ruszyły kamiennymi schodami na piętro wysoko postawionych zwiadowców. 

Po drodze zamieniły kilka słów ze znajomymi, zgrabnie ominęły jakieś kłócące się kadetki i w końcu znalazły się przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami od gabinetu Erwina Smitha. 

Katy zapukała niezbyt mocno, lecz stanowczo. Usłyszały pozwolenie na wejście i weszły do pomieszczenia. 

- Wzywałeś nas, dowódco - Katy zamknęła drzwi i zasalutowała. - Czy coś się stało? 

- Spocznij. Spokojnie, nic nie przeskrobałyście - Erwin uśmiechnął się i oparł łokcie o blat biurka, po czym oparł brodę na splecionych dłoniach. - Mam dla was misję. 

Przyjaciółki odetchnęły z ulgą, naprawdę się bały, że zrobiły coś złego. 

- Na odludziach muru Rose jest wioska, w której jest siedziba gangu, który handluje organami - szatynka wzdrygnęła się, ale Smith nie zwrócił na to większej uwagi i kontynuował. - Waszym zadaniem jest pomóc stacjonarnym w rozwiązaniu tego gangu. 

- Ale dlaczego akurat tylko my? - Akemi nie miała zamiaru wrócić tutaj bez nerki, albo w ogóle nie wrócić. 

- Jesteście tu nie, aż tak krótko i jesteście silne więc czemu nie? Jutro rano wyjedziecie i po drodze spotkacie się ze stacjonarnymi. To wszystko co miałem wam do przekazania. 

Ponownie zasalutowały, i gdy już miały opuszczać pomieszczeni, zatrzymał je jeszcze na chwilę.  

- Życzę powodzenia, nagroda was nie ominie. I uważajcie.

- Tak jest! - odpowiedziały i się uśmiechnęły, po czym wyszły. 

Katy zamknęła drzwi, które lekko skrzypnęły. 

- Już się bałam, że coś zrobiłyśmy - Katy odetchnęła z ulgą i poprawiła kurtkę od munduru. 

- Cóż, Brewki Zagłady wysłały nas, zauważ że tylko nas dwie, na misję do gangu, który handluje organami. Jest tu jakiś podstęp? - Akemi ruszyła w stronę schodów, a zielonooka za nią. 

- Raczej nie, a przynajmniej tak mi się wydaje - odparła zgodnie z prawdą Katy. 

Kiedy dziewczyny już znalazły się piętro niżej, kobaltowooki wszedł do pomieszczenia, z którego ostatnio wyszły. 

- Naprawdę masz zamiar je tam wysłać bez większego przedyskutowania tego ze mną? - zimny głos kapitania Levi'a zniszczył ciszę panującą  w gabinecie Smith'a.

- Tak, przecież sobie poradzą, jestem pewny - Erwin nie oderwał wzroku od raportów, które przeglądał.

- Nie mogłeś wysłać kogokolwiek innego kto nie jest w moim oddziale? - pytanie to zabrzmiało z ust Ackermana bardziej jak groźba wypowiedziana bez emocji. 

- U ciebie są jedni z najlepszych - odłożył kartkę, którą przed chwilą zasłonił twarz przez wczytywanie się w raport jednego z kadetów, który chyba miał poważne problemy z pisaniem. - Nieprawdaż? 

- Tch, to jedyny i ostatni raz kiedy się zgadzam na takie coś - nie dając szans na odpowiedź Smith'owi wyszedł i z głośno zatrzasnął za sobą drzwi. 

~***~

Następnego dnia, bardzo wczesnego ranka Katy i Akemi oporządzały konie i były już prawie gotowe do wyruszenia na misję. 

- Tylko wróćcie z pełnym wewnętrznym wyposażeniem, bo chyba bez płuca czy czegoś innego będzie wam ciężko - Zack ziewnął i uśmiechnął się. 

- Bardzo śmieszne - odparła Akemi z kamienną twarzą, ale po chwili zaśmiała się.

- Nie no co ty Zack, wrócimy całe - Katy poklepała swojego brązowego konia i posłała uśmiech blondynowi. 

- Czemu tylko wy musicie jechać, a nie ja? - Louis chyba nadal nie umiał pogodzić się z tym, że to nie jego wysłali na tą niezwykle ważną misję. 

- Bo my jesteśmy lepsze - odparła dumnie Akemi, po czym ponownie się zaśmiała i wsiadła na konia. 

- Trzymajcie się! - Katy również wsiadła na konia. 

- Im dłużej wam to zejdzie tym więcej treningów będziecie miały do nadrobienia - Levi podszedł do członków swojego oddziału. 

- Tak jest, kapitanie! - Akemi posłała uśmiech Ackerman'owi i uderzała łydkami swojego wierzchowca, by ten ruszył. 

- Do zobaczenia! - krzyknęła Katy i ruszyła za kremowowłosą. 

Louis, Zack oraz Nick machali jeszcze za dziewczynami, lecz gdy zniknęły za zakrętem zaprzestali temu. 

Levi zaś przypatrywał się tylko temu bez słowa, i gdy dziewczyny zniknęły jak gdyby nigdy nic wrócił do zamku. 

- Jak myślisz, dadzą radę bez nas? - Louis zwrócił się do Nicka. 

- One mają nie dać rady? To jedne z bardziej odważnych i silnych osób jakie znam - chłopak poklepał przyjaciela po ramieniu w celu uspokojenia. 

- Najwyżej możemy przypadkiem im pomóc... - Zack uśmiechnął się chytrze do brązowowłosego. 

- Błagam was, nie mówcie, że macie zamiar za nimi pojechać - Nick stracił wiarę w przyjaciół. 

- A właśnie, że mamy! - odparli zgodnie Zack oraz Louis. 

- Z kim ja się zadaje - westchnął Nick. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro