Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 Króliczek

pov: Alexander

Najlepsze niespodzianki to takie, których w życiu byśmy się nie spodziewali. Noemi wyglądała, jakby zobaczyła ducha, gdy stanąłem w tym jej mini biurze. Szybko pozbyłem się irytującej, różowej koleżanki. Chciałem mieć brunetkę tylko dla siebie – żeby grzecznie porozmawiać o moich oczekiwaniach względem niej. Dziewczyna trochę się mnie bała, ale mimo to zdobywała się na cięte odpowiedzi. Była też szczera. Przynajmniej teraz.

Zauważyłem, że po raz kolejny nienaturalnie spinała się, gdy schodziliśmy na tematy seksu. W ciężarówce myślałem, iż to dlatego, że była zestresowana całą sytuacją, ale na swoim terenie powinna czuć się swobodniej. Zacząłem mieć niejasne podejrzenia, że to nawet nie chodzi o mnie, gdyż w pewnym momencie zamyśliła się na dłużej, a po chwili wyglądała, jakby wpadała w panikę. Moje nieostrożne słowa musiały przypomnieć jej coś z przeszłości.

Niestety, miałem rację.

Nie chciałem, żeby przestraszyła się mojej złości, ale wewnętrznie gotowałem się z wściekłości. Nie mogłem zrozumieć, jak ktoś miał czelność ją skrzywdzić. Nie rozumiałem też, dlaczego aż tak bardzo dotknęło mnie to wydarzenie z jej przeszłości. Nie powinienem się tym interesować, w końcu to nie moja sprawa.

Tłumaczyłem to sobie, gdy wzywałem drugiego kierowcę i kierowałem się w stronę domu. Problemy tej dziewczyny nie dotyczyły mnie, chociaż krzyżowały moje plany względem niej. Musiałem działać rozważnie, jeśli chciałem zaciągnąć ją do łóżka. Wyglądało, że nie będzie tak łatwo.

 Mogłem też zrezygnować z Noemi i o wszystkim zapomnieć. Tak chyba byłoby najlepiej. Nie potrzebowałem dodatkowych problemów z przypadkową, a do tego niechętną mi dziewczyną, miałem ich wystarczająco dużo. 

W dalszym ciągu nie wyjaśniło się, kto próbował się mnie pozbyć. Seth wkurwiał mnie samą swoją obecnością i wiecznym przypierdalaniem się dosłownie o każdy szczegół. Ojciec wymagał, abym robił wszystko zgodnie z jego wolą, a gdy jakiś pomysł wychodził ode mnie, zawsze znajdował milion wymówek, aby tylko skończyło się tak, jak on chciał. Macocha i siostry cały czas przeżywały mój zbliżający się wielkimi krokami ślub i praktycznie każde spotkanie z nimi kończyło się rozmowami na ten właśnie temat.

Nie potrzebowałem problemów z upartą i cyniczną dziewczyną. Powinienem o niej zapomnieć jak najszybciej.

Niestety nie mogłem.

Przez te kilka dni zanim ją znalazłem, wspomnienia o niej nawiedzały mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Postrzegałem ją jako bardzo kuszący obiekt seksualny. To, że podobała mi się fizycznie, było niezaprzeczalnym faktem.

Nie chciałem jej poznawać. Nie zamierzałem, w końcu potrzebowałem jej tylko do jednego. Zdenerwowała mnie tym, iż kłamała, patrząc mi prosto w oczy, gdy próbowała uśpić moją czujność wtedy w motelu. Chciałem ją za to ukarać. Pokazać jej, że jeśli ze mną zaczęła, to musi też skończyć.

- Przynieś mi wszystko, co masz o Noemi – poleciłem Deaconowi – chcę znać każdy szczegół z jej życia – dodałem.

- Nawet intymny? - pracownik uśmiechnął się, bo znał odpowiedź.

- Szczególnie taki – skinąłem mu głową na znak, że może odejść.

To by było na tyle, jeśli chodziło o moje postanowienie trzymania się z daleka od dziewczyny z milionem problemów.

Przede wszystkim chciałem się dowiedzieć, kto ją skrzywdził. Poleciłem przeszukać policyjne bazy danych do sześciu lat wstecz. Dziewczyna miała dwadzieścia cztery lata, więc zakładałem, że te kilka lat, to nie więcej niż sześć. Jeśli nic nie znajdziemy, to dołożę jeszcze dwa, ale posiłkując się ogólnymi statystykami przestępstw na tle seksualnym w naszym mieście, dochodziło się do wniosku, że najwięcej takich zdarzeń miało miejsce w przedziale wiekowym 18 – 26 lat. Oczywiście to tylko uogólnione dane, jednak szukałem jakiegoś punktu zaczepienia.

Deacon dość szybko przysłał mi kilka ciekawych informacji o Noemi: urodziła się dzięki metodzie in vitro. Jej ojciec był bezpłodny, ale chciał spełniać się jako rodzic, więc jego żona skorzystała z lokalnego Banku Nasienia. Dziewczyna miała siostrę bliźniaczkę o imieniu Nicole, ale nie były do siebie podobne. W listopadzie skończyła 24 lata. Wyjaśniło się też podwójne nazwisko dziewczyny: po prostu miała je po obojgu rodzicach. Żadnego męża na horyzoncie... Aż uśmiechnąłem się, gdy to sobie uświadomiłem.

Potem odkryłem, że matka Noemi, ta biologiczna, odsiadywała wyrok za zabicie... Curta Mitchella. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Bren pożyczył rano od mojego ojca samolot, bo wybierał się do syna... dokładnie do Curtisa. Według danych z policyjnych akt, a także z sądu, Rose Nolan - Davies, fanatyczna feministka i przeciwniczka burmistrza Mitchella, zabiła jego młodszego syna w odwecie za blokowanie zgody na marsz popierający prawa kobiet. Do akt sprawy dołączono całą listę przewinień kobiety: były to głównie nielegalne manifestacje i protesty. Jakieś drobniejsze nadużycia: naruszanie miru domowego, nieobyczajne zachowania w miejscach publicznych – wszystko było związane z protestami organizowanymi przez lokalną grupę feministek.

- Niezła wichrzycielka z tej matki – powiedziałem do Deacona, gdy przyszedł z kolejnymi informacjami o Noemi.

- Wygląda na to, że przez wybryk matki, dziewczyna miała ciężkie życie. Trzy razy zmieniała szkołę podstawową, a w dokumentacji z liceum jest, iż praktycznie co chwilę wdawała się w bójki. Nie była lubianym uczniem. Nie można odmówić jej inteligencji, gdyż miała dobre oceny, a jej wynik końcowy SAT był najwyższym w szkole, ale pod względem społecznym jej relacje leżały -dodał mężczyzna i przekazał mi teczkę z informacjami o licealnym życiu Noemi. Było tam nawet jej zdjęcie z albumu końcowego. Nie uśmiechała się, a jedynie ponuro wpatrywała przed siebie.

- Matka zniszczyła jej życie. Jako dziecko przestępczyni musiała mieć naprawdę ciężko – dodał Deacon.

Stwierdziłem, iż muszę porozmawiać z ojcem na temat Mitchella. Dlaczego jego śmierć została sfabrykowana, a jakby nie było, niewinna kobieta odsiadywała za to wyrok? Przeglądając dokumenty, zauważyłem, że Noemi wielokrotnie odwoływała się od postanowień sądu i ostatecznie obniżono karę jej matki do połowy tego, co zasądził jej sąd pierwszej instancji.

- Dziewczyna studiowała na lokalnej Akademii Teatralnej, na wydziale aktorstwa. Dokładnie taniec i śpiew, jednak, co dziwne, nie skończyła studiów. Porzuciła je w zasadzie przed samą obroną dyplomu w szóstym semestrze nauki – pracownik aż podrapał się po głowie – dziwne. Tyle lat się męczyć, żeby nagle wszystko skreślić? Kredyt i tak musi spłacać, bo w końcu korzystała z zajęć, ale przez to, że nie podeszła do egzaminów, wszystkie lata nauki poszły na marne.

Rzeczywiście osobliwe. Po co jej to było? Dlaczego nie dała rady dokończyć nauki? Przejrzałem jej portfolio i wyniki wcześniejszych zaliczeń: wyglądało, że radziła sobie naprawdę dobrze. Była bardzo aktywna i chętnie brała udział w konkursach i występach charytatywnych. Kilku wykładowców napisało jej listy pochwalne za zaangażowanie w pracę na rzecz społeczności lokalnej. Gdyby tylko dokończyła studia, spokojnie mogłaby zacząć pracę w każdym teatrze... Z takimi rekomendacjami... Nie miałaby problemów ze znalezieniem zatrudnienia. Nie musiałaby ganiać za ludźmi i porywać ich na niby. Co jej strzeliło do głowy, żeby tak nagle z wszystkiego zrezygnować?

- Znalazłeś coś o jej związkach? Z mężczyznami lub kobietami? - dociekałem. Może spinała się przy mnie dlatego, że po prostu nie byłem w jej typie?

- Nie. Kilka pojedynczych zdjęć z imprez, gdzie bawiła się z różnymi chłopakami, ale raczej z nikim się nie spotykała, albo robiła to tak dyskretnie, że nikt o tym nie wiedział. Od dwóch lat wynajmuje kawalerkę i lokal usługowy w jednej lokalizacji – mężczyzna pokazał mi znajomy adres – z zapisów w umowie najmu wychodziłoby, że mieszka sama.

Dziewczyna coraz bardziej mnie intrygowała. Była pełna sprzeczności i zagadek, a ja zapragnąłem dowiedzieć się o niej wszystkiego. Nie miałem pojęcia, po co mi ta wiedza, ale wiedziałem, że nie przestanę, dopóki nie wyrobię sobie pełnego obrazu życia Noemi. Musiałem zacząć od rozmowy z ojcem.

Nie znalazłem go tak od razu, gdyż miał jakieś załatwienia na mieście, ale po południu w końcu zawitał do domu.

- Mógłbyś powiedzieć mi, o co chodzi z synem Mitchella? Dlaczego ojciec go odwiedza, gdy oficjalnie chłopak nie żyje od... - szybko przeliczyłem w głowie – szesnastu lat? - zapytałem podczas późnego lunchu, który jedliśmy tylko we dwóch. Szczur gdzieś wybył, a macocha siedziała u Prue, bo siostra kilka tygodni temu urodziła swoje pierwsze dziecko, dlatego też Lou Anne w ostatnim miesiącu dużo czasu spędzała u córki, ku niezadowoleniu męża Prudence. Nie przepadał za teściową i nie dziwiłem mu się. Macocha była wybitnie irytująca.

- Co się tak nagle nim zainteresowałeś? - ojciec spojrzał się na mnie ze zdziwieniem.

- Tak po prostu. Gdy powiedziałeś o tym samolocie, przypomniało mi się, że przecież Curt nie żyje, a stary Mitchell raczej nie leciałby na cmentarz, skoro ma go pod nosem. Jestem po prostu ciekawy, o co chodzi.

- Nie wiem wszystkiego, bo nigdy nie interesowały mnie osobiste problemy Brena. Z tego, co mi mówił, za czasów jego pracy w urzędzie miejskim, zmagał się z jakąś wybitnie upierdliwą grupą feministek. Jedna z kobiet, chyba przywódczyni tej chorej zgrai, cały czas wchodziła na zebrania rady miejskiej i krzyczała coś o prawach kobiet, organizowała protesty przed gmachem urzędu, pikiety przeciwko Mitchellowi, wypisywała o nim do gazet. Wiesz, jaki jest Bren... - ojciec spojrzał na mnie znacząco – według niego miejsce kobiety jest w kuchni, albo w sypialni. Najlepiej, żeby niektóre nie opuszczały kuchni, a niektóre sypialni. Swoich synów również wychowywał w otoczce patriarchatu. To, że ciągle zdradzał żonę z praktykantkami w urzędzie było tajemnicą Poliszynela... Pieprzone feministki czepiły się go, gdy jedna z pracownic próbowała oskarżyć Mitchella o mobbing i molestowanie. Oczywiście nic mu nie udowodniono, w końcu Brenon to stary wyga i umiał się dobrze kryć, jednak od tamtego czasu burmistrz musiał zmagać się z hordą emancypantek. Jedna była wybitnie upierdliwa, a do tego nachalna. Zaczęła szantażować Brena i domagać się pieniędzy za milczenie. Gdy tego nie zrobił, kobieta napadła na jego młodszego syna i prawie go zabiła. Mitchell postanowił skorzystać z okazji: Curt miał problemy z pewnymi ludźmi i pasowało, żeby zniknął na jakiś czas. Bren miał problem z popierdoloną feministką... Postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: sfingować śmierć syna i wrobić w to tę kobietę, która była mu niczym wrzód na dupie.

Pokiwałem głową. Takie działanie jak najbardziej byłoby w stylu Mitchella. Stary był przebiegły i zawsze myślał tylko o sobie.

Pomyślałem sobie, iż matka Noemi musiała być wyjątkowo wredną suką, skoro nie pomyślała, iż jej działania doprowadzą do nieszczęścia. Mitchell był mściwy, a z tego co mówił ojciec, ta kobieta sama pchała mu się pod nogi. Nic dziwnego, że została zdeptana. Szkoda, że nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej nierozsądne działania odbiją się na córce. Te zmiany szkoły... Problemy w liceum... Noemi wiele przeszła z powodu nawiedzonej matki.

Może by tak... podręczyć tę całą Rose? Czytałem, że całkiem dobrze radziła sobie w więzieniu. W dalszym ciągu walczyła o prawa kobiet i nie miała problemów z osadzonymi... Może by tak zemścić się na matce za to, co musiała przez nią przechodzić córka?

Odrzuciłem tę kuszącą myśl. W zasadzie odłożyłem na później. Noemi przez tyle lat walczyła o zmniejszenie wyroku i jak najlepsze warunki dla Rose Nolan, że na pewno nie ucieszyłaby się, gdybym zaczął mącić. Jeszcze nie teraz. Muszę lepiej obeznać się w sytuacji.

Wieczorem wybrałem się do takiego jednego baru, gdyż doskonale wiedziałem, że i ona tam będzie. Musiałem przekonać się na własne oczy, jakie stosunki łączą ją z tymi mężczyznami, którzy mówią do niej szefowo. Wydawało się, że rzeczywiście ich relacje nie mają intymnego podłoża. Przynajmniej dwa kłopoty z głowy: nie musiałem ich eliminować.

Gdy jednak zobaczyłem, jak jakiś idiota kleił się do dziewczyny przy barze, poczułem nieprzemożoną chęć skrzywdzenia go choćby za to, że ważył się na nią spojrzeć. Facet zrobił jednak więcej: próbował wykorzystać Noemi. Doprawił jej piwo.

- Wiecie, co z nim zrobić – powiedziałem do policjantów, którzy kilka chwil później pojawili się w barze i skuli problematycznego śmiecia.

- Tam, gdzie zawsze panie Blake? - dopytał młodszy funkcjonariusz. Potwierdziłem. Wcisnąłem kilka banknotów w rękę chłopaka. Urok Chicago – najbardziej skorumpowanego miasta w całych Stanach. Mogłem mieć całą policję w kieszeni i nikogo to nie dziwiło. Nikomu też w zasadzie nie przeszkadzało.

Po raz drugi pomogłem Noemi, gdy jej nierozsądna koleżanka skręciła kostkę. Nawet mi to pasowało – dzięki temu mogłem pokazać się z jak najlepszej strony i wzbudzić w dziewczynie choć trochę pozytywnych emocji względem własnej osoby. Chciałem, żeby była mi wdzięczna... Żeby miała wobec mnie dług, bo doskonale wiedziałem, czego zażądam jako jego spłaty.

Musiałem bardzo się pilnować, żeby nie działać za szybko. Z uporem maniaka trzymałem ręce w jednym miejscu, gdy siedziała na moich kolanach, choć pragnąłem błądzić nimi po całym jej ciele – kuszącym i delikatnym. Gdy tylko odstawiłem ją pod kamienicę, wybrałem się, aby rozwiązać problem z facetem z baru.

Moi ludzie trochę się nim zajęli, ale wiedzieli, że miał pozostać żywy do momentu mojego pojawienia się.

- Pamiętasz mnie? - zapytałem go, gdy tylko wszedłem na dach starej fabryki. Budynek był wysoki – liczył kilkanaście kondygnacji. Działka sąsiadująca z obiektem została wykupiona przez firmę deweloperską, która rozpoczęła budowę kolejnego wieżowca. Jak na razie zaczęli wylewać fundamenty, więc praktycznie cały teren pod fabryką najeżony był sterczącymi drutami, które zbroiły beton. Fabryka miała docelowo zostać zburzona, jednak jeszcze przez jakiś czas zamierzałem wykorzystywać jej teren do różnego rodzaju porachunków.

Facet ledwie podniósł głowę, gdy usłyszał moje słowa. Chłopaki porządnie się nim zajęli, bo nie był w stanie ustać na własnych nogach, dlatego też podtrzymywali go po obu stronach. Z jego twarzy też niewiele zostało.

Próbował skupić swoją uwagę na mnie, ale trwało to stanowczo za długo, więc podszedłem bliżej.

- Pamiętasz, co próbowałeś zrobić takiej jednej dziewczynie z baru? - zapytałem cicho. Podejrzewałem, że to nie była jego pierwsza taka akcja, ale byłem przekonany, że na pewno ostatnia.

- Nie chciałem jej skrzywdzić. To miała być tylko zabawa. Laska zaliczyłaby niezły odlot i zapomniała o wszystkim – wydusił z siebie. Każde zdanie okraszone było jękiem bólu, dźwiękiem świszczącego oddechu i bulgotania krwi i innych wydzielin, które kapały po twarzy faceta w miejscu, gdzie wcześniej znajdował się jego nos.

Wkurzyło mnie, że nie widział nic złego w swoim zachowaniu. Tylko zabawa... Dla Noemi nie byłaby to zabawa. Może i nic by nie pamiętała, ale to nie zmienia faktu, że zostałaby wykorzystana.

- Laska nie zaliczy odlotu. Ty wręcz przeciwnie – machnąłem chłopakom, żeby odwrócili go przodem do krawędzi budynku. Facet wykrzesał z siebie ostatnią odrobinę energii, bo zaczął przepraszać i błagać o życie.

- To się już nie powtórzy – obiecał. Próbował odwrócić głowę w moją stronę, ale nie zamierzałem na niego patrzeć. Nie interesowały mnie jego słowa.

- Oczywiście, że się nie powtórzy – uśmiechnąłem się wrednie i skinąłem głową. Moi ludzie puścili mężczyznę, który od razu przechylił się i wyleciał za krawędź budynku. Nabił się na jedną z rur od rusztowania i tak zawisł na jakąś chwilę, potem jednak osunął się niżej, praktycznie na sam dół.

- Kolejny samobójca? - zapytał mnie młody posterunkowy, który miał zapłacone za zajęcie się tą sprawą.

- Ta fabryka musi być przeklęta. To już szósty w tym tygodniu – dodał drugi policjant. Spojrzałem na nich z zadowoleniem.

- Jak to dobrze, że miasto się za nią wzięło i w najbliższym czasie zostanie rozebrana – rzuciłem ironicznie.

- Skąd wtedy będą skakali? - dopytał młodszy z funkcjonariuszy.

- Na pewno znajdą sobie jakieś miejsce – odparłem.

Teren, na którym znajdowała się fabryka, był bardzo atrakcyjny, jednak właściciel żądał za niego zdecydowanie za dużo. Na szczęście od kilku lat miejsce stało się „modne" wśród samobójców, co znacznie obniżyło cenę obiektu. Byłem pewny, że jeszcze kilka tygodni i kupię tę ziemię w bardzo korzystnej cenie...

***

Następnego dnia nie miałem tyle szczęścia, jeśli chodziło o unikanie interakcji ze Szczurem, gdyż wpadł podczas lunchu i jak zwykle właził ojcu w dupę.

- Muszę pojawić się dziś na urodzinach ambasadora, a tak bardzo mi się nie chce – westchnął ojciec.

- Santiago bardzo nam pomaga. Wypadałoby wpaść chociaż na chwilę – odparł Seth.

- Ale jest starym sprochem i ma nieśmieszne żarty. Czas spędzony w jego towarzystwie to istna męczarnia – tata pokręcił głową – wiem, że nam pomaga, dlatego staram się utrzymywać z nim poprawne relacje.

- Skoro nie chcesz iść, to może nasz złoty chłopak wybierze się za ciebie? - zaproponował nagle Szczur i spojrzał z wrednym uśmiechem na mnie – w końcu pełni funkcję reprezentacyjną w naszej rodzinie, gdyż jest zbyt cenny na poważniejsze zadania. Co ty na to, Alexandrze? - zwrócił się bezpośrednio do mnie – poradzisz sobie na urodzinach ambasadora, czy może mam cię wyręczyć, bo to ponad twoje siły?

Zagotowałem się ze złości, ale nie okazałem tego, bo to by go tylko ucieszyło. Nie chciałem dawać mu tej satysfakcji... Nie przy ojcu.

- Z chęcią cię zastąpię – spojrzałem na tatę – nieśmieszne żarty Santiago nie przeszkadzają mi tak bardzo, jak widok twarzy mojego drogiego brata. Z dwojga złego, wolę znosić towarzystwo Kolumbijczyka, niż Setha.

Miałem wieczorem pojawić się na lotnisku ze Szczurem i dopilnować takiej jednej dostawy, ale skoro mogłem wymigać się z tej sytuacji, to wolałem z tego skorzystać.

- Tort podają o 22. Nie spóźnij się – rzucił mi ojciec i zajął się dyskusją z pasierbem na temat wieczornej dostawy.

Nie pasowała mi ta zmiana planów, ale każda chwila spędzona w obecności Setha była katorgą, dlatego kilka minut przed 22 znalazłem się w klubie Half. Ambasador rozsiadł się wygodnie w największej z prywatnych lóż, a ja zająłem miejsce z tyłu, bliżej wyjścia, gdyż planowałem szybko się stąd zmyć.

 Moje myśli cały czas krążyły wokół Noemi – miałem ochotę wpaść do niej w odwiedziny, ale na pewno by się przestraszyła. Może chociaż podjechać pod jej mieszkanie... I co? Przecież nie będę obserwował jej okien, bo to byłoby głupie. 

Otrząsnąłem się z niemądrych myśli, gdy na salę wjechał ogromny tort, który wyglądał na atrapę. Naprawdę powinienem dać sobie spokój z tą dziewczyną. Za dużo o niej myślałem, a to nie prowadziło do niczego dobrego.

Pianista zaintonował urodzinową piosenkę, więc byłem pewny, że zaraz jakaś laska wyskoczy z tortu i zacznie się wyginać przy Santiago. Stary sproch na pewno jej nie przepuści...

Gdy wieko atrapy uchyliło się i wyskoczył z niego seksowny króliczek... zdębiałem.

Dobrze, że siedziałem z tyłu, bo moja mina musiała być wybitnie głupia.

Nie spodziewałem się, że spotkam dziś Noemi. Nie w takim miejscu. Nie w takim... stroju.

Dziewczyna z szerokim uśmiechem złapała za mikrofon i rozejrzała się po zebranych. Widziałem, jak jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się. Ona też się mnie tu nie spodziewała.

Szybko otrząsnęła się z szoku i zaczęła śpiewać dla Santiago... Miałem ochotę skrzywdzić każdego z obecnych tu mężczyzn za to, jak na nią patrzyli. Słyszałem zachęcające pomruki, gdy Noemi krążyła obok ambasadora i uśmiechała się do niego miło. Na szczęście zachowywała dystans i pokazywała, że przyszła tu jedynie zaśpiewać, a nie skakać po kolanach starego zboczeńca. W innej sytuacji musiałbym zareagować.

- Proszę, proszę, co za uroczy króliczek mnie odwiedził – ucieszył się Kolumbijczyk, gdy Noemi skończyła piosenkę i złożyła mu życzenia. Wtedy też kelnerzy przynieśli prawdziwy tort, ale żaden z mężczyzn nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy w dalszym ciągu obserwowali dziewczynę, która wyglądała, jakby miała zamiar wyjść. W zasadzie skończyła swoją pracę, więc to było normalne. Niestety Santiago myślał, że to dopiero wstęp do zabawy z Noemi, bo wstał i momentalnie chwycił ją za ramię.

- Nie chcesz pobawić się marchewką? - zapytał obleśnie, a pozostali zaśmieli się i zaczęli zachęcać ambasadora do pokazania dziewczynie tej „marchewki".

Teraz już musiałem zareagować.

Ruszyłem z miejsca i niedelikatnie odsunąłem rękę Santiago z ramienia Noemi. Spojrzała na mnie z zaskoczeniem i chyba chciała coś powiedzieć, ale nie dałem jej szansy – nachyliłem się i bezceremonialnie przerzuciłem ją przez ramię.

- Ten króliczek może się bawić tylko jedną marchewką – skupiłem ostry wzrok na Kolumbijczyku – twoja powinna być zarezerwowana dla żony.

Nie czekałem na odpowiedź mężczyzny. Ruszyłem w kierunku wyjścia. Praktycznie zderzyłem się z facetem, którego kojarzyłem z porwania i imprezy w barze. Musiał to być jeden z pracowników Noemi. Chyba bał się zareagować, gdy wynosiłem jego szefową, bo tylko spojrzał na mnie z zastanowieniem.

- Możesz mnie puścić!? - krzyknęła dziewczyna, gdy wyszliśmy na pusty korytarz. Rozejrzałem się w prawo i lewo, a następnie skierowałem do drzwi z napisem „Tylko dla personelu". Wniosłem tam Noemi i postawiłem na podłodze. Byliśmy w jakimś magazynie, bo wszędzie stały pudła pełne alkoholi.

- Co ty najlepszego wyrabiasz?! - spojrzałem na nią ze złością. Odwzajemniła wrogie spojrzenie.

- Pracuję.

- Jako prostytutka?!

- Jako tancerka! Zastępuję Allie, która ma kontuzję! Pierwszy raz w życiu wyskoczyłam z tego tortu! - zbulwersowała się.

- I zdecydowanie ostatni – zrobiłem krok w jej stronę, ale zaraz się cofnęła.

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić!

- Właśnie, że będę. Nie poradziłabyś sobie beze mnie. Santiago nie należy do miłych ludzi – zbliżyłem się do niej, ale powtórnie mi uciekła. Niestety przeliczyła się, bo gwałtownie uderzyła plecami w ścianę. Nie mogła się już bardziej cofnąć.

- Przecież to publiczne miejsce! Impreza dla dyplomatów i innych ważnych osób!

- Uwierz mi, króliczku, że nie każdy facet w garniturze to dżentelmen... Nie mieliby skrupułów, żeby zrobić z tobą to, na co mieliby ochotę, nawet pomimo twoich protestów.

Zbliżyłem się do niej tak, że praktycznie stykaliśmy się ciałami. Oparłem rękę obok jej głowy i spoglądałem w jej pociemniałe ze złości oczy.

- Zdaję sobie sprawę, że nie każdy to dżentelmen. W końcu poznałam ciebie... - odparła wrednie.

- Nieładnie Noemi... Po raz kolejny ratuję twój seksowny tyłeczek, a ty jesteś taka niemiła... - pokręciłem głową z udawanym niezadowoleniem – ciesz się, że ten twój pracownik się tu kręcił i być może zdążyłby zareagować, bo inaczej przełożyłbym cię przez kolano...

- Chciałbyś – odparła szybko i uniosła brodę. Spoglądała na mnie wyzywająco.

- Oczywiście, że chciałbym. Ktoś musi nauczyć cię, co powinnaś robić, a przede wszystkim z kim.

- I to akurat masz być ty? - powiedziała z powątpieniem – ty masz mnie czegoś nauczyć?

- Mogę nauczyć cię wielu rzeczy – spojrzałem na nią wymownie, a ona delikatnie się zarumieniła. Chyba miała brudne myśli... - Jako, że od wczoraj ratuję cię z opresji, to tak, roszczę sobie pełne prawo do pokazania ci, co myślę o tak nierozsądnym zachowaniu.

- Nie prosiłam cię o to. Domyślam się, że nie robisz tego z czystego serca, tylko czegoś ode mnie chcesz – odparła. Podniosłem drugą rękę i dotknąłem jej policzka. Wprawdzie drgnęła na ten gest, ale nie odwróciła głowy. W dalszym ciągu patrzyła mi prosto w oczy.

- Dokładnie wiesz, czego chcę – pogładziłem ją opuszkami palców po policzku, a następnie powędrowałem do szyi. Czułem pod palcami, jak puls jej przyspieszył. Nie mogłem być zbyt nachalny, bo mogłaby się przestraszyć. Musiałem działać powoli.

 Było to cholernie trudne, bo o niczym innym nie marzyłem, niż o zdjęciu z niej tego różowego fatałaszka i zerżnięciu jej nawet przy tej ścianie, ale musiałem się powstrzymać. Z nią trzeba było delikatnie i stopniowo.

- Dobrze wiesz, że tego nie dostaniesz – powiedziała cicho i przełknęła ślinę. Nachyliłem się nad nią tak, że nasze twarze dzieliły jedynie centymetry.

- Dobrze wiesz, że jeszcze trochę i sama do mnie przyjdziesz, bo nie będziesz potrafiła o mnie zapomnieć, a ja wtedy otworzę szampana i dam ci wszystko, o co tylko poprosisz – wyszeptałem w jej usta. Zbliżyłem się tak, że nasze ciała się zetknęły. Przesunąłem rękę z jej szyi i objąłem ją w talii.

- Nie przyjdę. Nie ma takiej możliwości – szła w zaparte, ale nie odpychała mnie. Wydawało się, że tak naprawdę... czeka na mój ruch. Widocznie lubiła igrać z ogniem.

Pragnąłem ją pocałować. Przycisnąć do ściany tak, żeby objęła mnie nogami w pasie i oddać się żądzy.

To by było jednak za proste.

Nachyliłem się do niej tak bardzo, że teraz już milimetry dzieliły nas od pocałunku. Usłyszałem, jak dziewczyna wstrzymała oddech.

- W takim razie wyrażenie „gonić króliczka" nabiera nowego znaczenia – odsunąłem się od dziewczyny, która nie ukrywała, iż była zszokowana takim obrotem sprawy. Nie wiedziałem, czy bardziej zaskoczyło ją to, że chciałem ją pocałować, czy to, że jednak tego nie zrobiłem. Widocznie spodziewała się czegoś innego...

- Do zobaczenia wkrótce, Noemi – obrzuciłem ją zadowolonym spojrzeniem i opuściłem pomieszczenie. Na korytarzu spotkałem tego jej pracownika – przyglądał mi się nieufnie i wszedł do magazynu, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja.

Musiałem wytłumaczyć mój nagły zryw przed ambasadorem i jego znajomymi, ale zawsze mogłem zrzucić to na obrazę moralności, w końcu byłem jej orędownikiem w naszym mieście. Teść byłby dumny, iż tak bardzo pilnuję, aby nie dochodziło do nadużyć. 

Zmarkotniałem, gdy przypomniałem sobie o tej całej farsie z zaręczynami. Od kilku dni miałem ochotę rzucić to wszystko i zerwać umowę. Postąpić wbrew woli ojca. Być może rozpętać kolejną wojnę.

To by było cholernie nierozsądne i beształem się za takie myśli. Wcześniej nigdy nie pomyślałbym o tym, żeby ważyć się zignorować to, co senior rodu Blake postanowił. Teraz jednak zacząłem się nad tym zastanawiać.

Co się tak nagle zmieniło? Czemu kontrakt, na który ciężko pracował mój ojciec zaczynał mi wadzić?

Nie miałem bladego pojęcia. Jedynie niejasne uczucie, dlaczego tak irracjonalnie się zachowywałem od kilku dni.

To wszystko przez nią.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro