6 Piękna nieznajoma
pov: Noemi
Mężczyzna nawet nie ukrywał, iż bawiło go moje zdenerwowanie. Mnie nie było do śmiechu. Ani trochę.
Ta cała pomyłka z jego porwaniem była jednym z gorszych doświadczeń, jakie przyszło mi przeżyć, dlatego, że to właśnie on w nim uczestniczył.
Nie losowy facet, tylko on. Blake.
Poznanie go w tak niefortunnych warunkach było jak podpisanie wyroku śmierci. Jeśli miałabym być szczera, to nie chciałabym go spotkać w żadnych warunkach, ale te, które były moim udziałem, zdawały się wybitnie niesprzyjające.
- Dzień dobry! - krzyknęła rozradowana Polly i wlepiła w mężczyznę zafascynowane spojrzenie, którego nawet nie odwzajemnił. Nie spuszczał wzroku ze mnie.
- Przepraszam, ale właśnie wychodzę. Muszę... pojechać do mieszkania, po coś... - powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy. Chciałam, żeby sobie poszedł, bo w końcu nie mieliśmy o czym rozmawiać.
- Ale przecież mieszkasz piętro wyżej... To gdzie ty chcesz jechać? - zdziwiła się moja pracownica, przez co miałam ochotę palnąć ją czymś w ten pusty, różowy łeb.
Blake uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy usłyszał, co powiedziała Polly. Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam usta. To nie mogła być prawda... To tylko jakiś koszmar. Na pewno mi się to śniło.
- Dobrze wiedzieć... - zadowolony głos Alexa przegonił moją ostatnią, złudną nadzieję. Otworzyłam oczy i powtórnie na niego spojrzałam – twoja koleżanka ma na imię?... - zapytał, a ja wcale nie miałam ochoty mu odpowiadać.
- Polly! Mam na imię Polly i jestem pana wielką fanką! - krzyknęła dziewczyna i gwałtownie zerwała się z krzesła.
Obawiałam się, że zaraz złapie Blake'a i uściśnie, ale na szczęście ostatnie szare komórki obudziły się na czas i koleżanka zatrzymała się w pół kroku. Może to też dlatego, iż Alexander obrzucił ją niechętnym spojrzeniem.
- Fanką? Co dokładnie masz na myśli? - zapytał spokojnym głosem. Wydawało mi się, że wyczuwam w nim nutę drwiny.
- Całokształt pana działalności... - zaczęła, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Mężczyzna wyglądał, jakby się dobrze bawił, wysłuchując farmazony mojej pracownicy – i ogólne pana. Podziwiam pana.
- W takim razie... Polly... może mogłabyś coś dla mnie zrobić? - zapytał pozornie uprzejmym głosem i spojrzał uważnie na dziewczynę. Koleżanka na te słowa zrobiła wielkie oczy: była zaskoczona, ale jednocześnie podekscytowana, że rozmawiała z Alexem.
- Pewnie! Zrobię wszystko – odrzekła od razu, więc musiałam przystopować jej nierozsądnie zapędy.
- Polly jest w pracy i nie może teraz nic innego robić. Ma... pracować – powiedziałam szybko i spojrzałam twardo na mężczyznę. Nie chciałam, żeby wciągał moją pracownicę w jakieś niebezpieczeństwo.
- Ale ja z chęcią zrobię! Dla pana Blake'a... - dziewczyna w poważaniu miała moje protesty i w dalszym ciągu wpatrywała się w Alexa jak w obraz.
- Świetnie, Polly. Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć – odwrócił się tak, że widziałam jego profil. Stanął naprzeciwko koleżanki i kontynuował – potrzebuję, żebyś pojechała na stację paliw przy motelu „Havana" na North Clark Street i kupiła mi puszkę coli. Cola musi być koniecznie z tamtego sklepu, rozumiesz? - zapytał poważnie, a dziewczyna kiwnęła głową, ale też zmartwiła się.
- Ale ja nie mam prawa jazdy... Po siedemnastym razie odpuściłam egzamin. Wszędzie jeżdżę autobusami – odparła szczerze.
- Mój kierowca cię zawiezie – machnął ręką na jednego z mężczyzn, na co ten od razu podszedł do drzwi i je otworzył, zachęcając Polly do wyjścia.
- To nie jest dobry pomysł. Polly naprawdę nie ma czasu...
- Nic się nie dzieje, Noemi! - dziewczyna spojrzała na mnie ignorując mój ostrzegawczy ton – pojadę po tę colę. Skoro to takie ważne dla pana Blake'a...
- Bardzo ważne, Polly. Bardzo – Alex uśmiechnął się zachęcająco, na co koleżanka tylko westchnęła.
- Tylko to jest daleko, a o tej porze są korki. Może to zająć trochę czasu – dodała, ruszając w stronę kierowcy.
- Nie martw się, Polly. Poczekam tyle, ile będzie trzeba. Nie musisz się spieszyć, Noemi na pewno odpowiednio się mną zajmie...
Specjalnie odwrócił twarz w moją stronę i przejechał spojrzeniem od moich nóg, po samą twarz. Bardzo powoli.
- O tak! Noemi jest świetna w kontaktach z klientami. Wręcz jedzą jej z ręki – uśmiechała się dziewczyna i pomachała mi na odchodnym.
- Jedzą z ręki? - mruknął Blake i wlepił we mnie niepokojące spojrzenie.
- Takie głupie porównanie – odparłam i skrzyżowałam ręce na piersi. Na szczęście moje codzienne stroje były wygodne i niewyzywające, ale przez to, że Alex gapił się na mnie tak... drapieżnie, miałam wrażenie, iż jestem naga. Cholernie mnie to krępowało.
- Poczekaj na zewnątrz. Przypilnuj, żeby nikt nie wchodził – polecił ochroniarzowi. Napięłam się jeszcze bardziej, gdy drzwi za mężczyzną się zamknęły i zostaliśmy sami.
Nie chciałam, żeby widział, że tak bardzo boję się tego spotkania, więc mocniej przycisnęłam ręce do swojego ciała, a dłonie zacisnęłam w pięści, żeby nie drżały.
- Wolałem, gdy byłaś bardziej rozebrana – spojrzał znacząco na mój, na szczęście, zakryty koszulką biust.
- A ja wolałam, gdy byłeś związany i zakneblowany – odparłam i złowrogo zmrużyłam oczy.
- Lubisz zabawy z linami? Nie ma sprawy, koteczku... Jestem otwarty na wszelkie propozycje – zrobił krok w moją stronę, dlatego odruchowo cofnęłam się w kierunku gabinetu.
- Czego ode mnie chcesz? Obiecałeś dać nam spokój! - powiedziałam bardziej nerwowo, niż planowałam.
- Obiecałem dać spokój twoim pracownikom. Nie deklarowałem tego w stosunku do ciebie, Noemi... - zrobił kolejny krok, a ja znów się cofnęłam.
- Ale przecież uratowaliśmy ci życie! To jest ważniejsze, niż przypadkowe porwanie – zaciskałam pięści tak mocno, że na pewno zostaną mi ślady po paznokciach.
- Oczywiście, że jest ważniejsze. Dlatego też nie zaczepiam tych mężczyzn, którzy mnie obezwładnili, a następnie skrępowali – następny krok i moja odpowiedź: powolne wycofywanie się.
- Jednak zaczepiasz mnie, a ja nic takiego nie zrobiłam!
- Dokładnie, Noemi. Nic nie zrobiłaś... a obiecałaś mi coś. Przyszedłem właśnie w tej sprawie – ruszył tak gwałtownie w moją stronę, że równie szybko się wycofałam... i zderzyłam się tyłem ud z biurkiem w moim gabinecie. Na pewno zostanie mi po tym ślad...
Mężczyzna stanął bardzo blisko mnie. Prawie stykaliśmy się ciałami, dlatego, żeby mieć go jak najdalej od siebie, usiadłam na biurku i odchyliłam się, podpierając rozprostowanymi rękami.
- Naruszasz moją przestrzeń osobistą.
- Podoba mi się twoja przestrzeń osobista, już ci to mówiłem.
- Myślałam, że jesteśmy kwita. Umawiałam się z tobą na... godziny w motelu tylko i wyłącznie, w ramach załagodzenia pomyłki, ale potem wyszło, że uratowaliśmy ci życie, więc tak jakby... sprawa została zamknięta.
Wyciągnął dłoń i odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. Potem jednak nie opuścił ręki, tylko przesunął ją na moją szyję. Delikatnie błądził po niej opuszkami palców.
- Umawialiśmy się na ostry seks, koteczku. Takie zobowiązania nie przepadają, choćby nie wiem co. Twoim kolegom się upiekło, mimo że mnie porwali. Ich życia w zamian za uratowanie mojego. Ty mnie oszukałaś: uwodziłaś i zachęcałaś... Muszę cię za to ukarać. Nienawidzę oszustów, a ty byłaś bardzo przekonującym blagierem. Pięć godzin nadal obowiązuje. Przyszedłem omówić szczegóły.
Napięłam się jeszcze bardziej, gdy się nade mną nachylił. Serce biło mi niczym jakiś oszalały ptak zamknięty na przymus w klatce. Musiałam się od niego odsunąć i to jak najszybciej.
Podniosłam się, przez co jeszcze bardziej zmniejszyłam między nami dystans. Spodobało mu się, to, bo teraz miał mnie na wyciągnięcie ręki. Chyba nawet to planował – złapać mnie i przycisnąć do siebie, ale byłam szybsza. Przesunęłam się w lewo. Wprawdzie otarłam się o niego biodrami, ale udało mi się prędko odskoczyć, a następnie ukryć za biurkiem.
Od razu usiadłam, żeby tylko nie było widać, jak trzęsą mi się nogi. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Nawet chwyciłam za kubek z kawą i łapczywie upiłam łyk, choć była jeszcze gorąca.
Moja nagła ucieczka zaskoczyła go, ale po chwili przeszedł nad nią do porządku dziennego. Przysunął sobie bliżej jedyne dostępne w pomieszczeniu krzesło i wygodnie się na nim rozsiadł.
- Uważam, iż nic nie jestem winna. Nie chciałam cię oszukać, naprawdę... Plan był taki, że porywamy Asha z pokoju, ale nie spodziewaliśmy, że będzie tam też prostytutka, dlatego musiałam improwizować – starałam się być z nim szczera. Miałam nadzieję, że to doceni – ja... nie zajmuję się takimi usługami i jeśli bardzo się upierasz, bo przeze mnie straciłeś wieczór, to naprawdę, mogę ci załatwić jakąś dziewczynę, która z chęcią zrobi, co tylko zechcesz. Ja taka nie jestem.
Przyglądał się mi przez chwilę i nic nie mówił. Modliłam się w duchu, żeby dał się przekonać i w końcu odczepił się ode mnie.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, która mi odmawia. Fascynujące... - przysunął się tak, że położył dłonie na moim biurku – zachęciłaś mnie jeszcze bardziej. Ja zawsze dostaję to, co chcę. W tym momencie chcę ciebie, Noemi.
- Jak mnie zmusisz, zacznę krzyczeć! - ostrzegłam od razu – mam paralizator i gaz pieprzowy! Użyję!
- I to ma mnie niby odstraszyć? - zaśmiał się krótko – zapowiada się dobra zabawa. Jesteś... kreatywna. Podoba mi się to.
- Nie żartuję! Będę się bronić... - nie zamierzałam dać się wykorzystać. Już nie.
Szesnaście lat temu byłam słabym dzieckiem, teraz na szczęście wiele się zmieniło. Nikt nie miał prawa do niczego mnie zmuszać.
Nawet on.
- Ja również nie żartuję... - powiedział cicho, a ja poczułam, że z tych nerwów zrobiłam się czerwona na twarzy, a do oczu napłynęły mi łzy. Starałam się głęboko oddychać, żeby tylko się przed nim nie rozpłakać. To i tak nic by nie zmieniło.
Wtedy płakałam.
Krzyczałam i błagałam, a Curt tylko się śmiał.
Radowało go moje cierpienie. Nakręcało do większej brutalności, a ja tego nie rozumiałam. Mama zawsze mnie uczyła, że jak coś mi się nie podoba, to mam o tym otwarcie mówić.
Mówiłam mu. Cały czas prosiłam, żeby przestał, ale on reagował jeszcze większym zadowoleniem. Nie przestał.
W którymś momencie to ja przestałam. Nie walczyłam, ani nie krzyczałam. Tylko płakałam. Tak po cichu, dopóki starczyło mi łez.
Potem nawet i one przestały płynąć.
Pamiętałam, że gdy skończył, powiedział mi, że byłam jak zabawka: interesowałam go tylko na chwilę. Byłam ciekawa, dopóki nie zostałam zepsuta, a przecież nikt nie chce zepsutych zabawek, dlatego też nikt nigdy nie będzie mnie chciał. Dodał, że powinnam być mu wdzięczna, bo on mnie chciał. Na chwilę, ale to też się miało liczyć.
Alex powiedział o mnie to samo. Miałam być jego zabaweczką. Zepsutą zabaweczką.
Poczułam piekący ból w klatce piersiowej. Tak jakby coś mnie zgniatało od środka. Słowa Blake'a tak bardzo przypominały mi to, co mówił do mnie Mitchell, że zaczynałam panikować. Nie mogłam dopuścić, aby tamta sytuacja się powtórzyła.
Zauważył, że coś jest ze mną nie tak, bo głupi uśmiech zniknął z jego warg. Przyglądał się mi poważnie przez dłuższą chwilę.
- Czy miałaś kiedyś jakąś nieprzyjemną przygodę? Wydaje mi się, że reagujesz bardzo emocjonalnie.
Skinęłam głową. Nie chciałam wdawać się w szczegóły, bo były mu niepotrzebne.
- Zostałaś zmuszona?
Opuściłam wzrok na swoje zaciśnięte ręce.
- Odpowiedz, Noemi. Zostałaś zmuszona? - jego głos był twardy i nieustępliwy. Nie zamierzał mi odpuścić.
- Tak.
Nie chciałam na niego patrzeć. Pragnęłam, aby sobie poszedł i zostawił mnie w spokoju.
- Czy sprawca został ukarany? - zapytał spokojnie, ale zdawałam sobie sprawę, że to tylko pozorny spokój. Nie rozumiałam, czemu miałoby go to interesować, w końcu to nie jego problem, jednak nie chciałam kłamać.
- Tak. Został ukarany.
Przez chwilę oboje milczeliśmy. Odważyłam się nawet spojrzeć na mężczyznę. Wydawać by się mogło, że przez cały ten czas nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Kiedy?
- Co? - nie zrozumiałam, o co mu chodziło.
- Kiedy zostałaś skrzywdzona?
- Kilka lat temu.
Nie musiał wiedzieć, że to raczej kilkanaście, a nie kilka. To w końcu była tajemnica.
- Nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Jestem pewny, że nadejdzie taki dzień, że sama do mnie przyjdziesz, Noemi, a ja wtedy przyjmę cię z otwartymi ramionami – wstał tak gwałtownie, że aż zadrżałam.
Spojrzałam na niego niepewnie. Czyżby jednak... odpuszczał mi? Znowu się udało? A może... to jakiś podstęp?
- Przekaż koleżance, że ta cola jest dla ciebie. Za tę, którą ci zabrałem dwa dni temu. Do zobaczenia wkrótce, Noemi... - rzucił mi jeszcze jedno tajemnicze spojrzenie i wyszedł.
Nie sądziłam, że odczuję taką wielką ulgę, że aż popłyną mi łzy. Dał mi spokój...
Oparłam łokcie na biurku i ukryłam w nich zapłakaną twarz. Dał mi spokój...
Przed powrotem Polly uspokoiłam się na tyle, żeby planować wieczorne wyjście do baru. Czułam się taka szczęśliwa, że wszystko w końcu zaczęło się układać. Koniec kłopotów z Blake'em. Koleżanka była zawiedziona, że nie zastała Alexa w naszym biurze, ale moja propozycja wspólnego wyjścia do baru od razu poprawiła jej humor.
- Naprawdę? Mogę? - dziwiła się, bo wiedziała, iż ostatnio podpadła. Dziś w sumie też podniosła mi ciśnienie, ale wybaczyłam jej to.
Pomyślałam sobie, że z tej radości to się chyba porządnie upiję, bo dawno nic nie poprawiło mi humoru tak, jak pozytywne zakończenie sprawy z Alexandrem.
***
- Dziś na mój koszt – obwieściłam pracownikom, gdy tylko rozsiedliśmy się na czerwonych, skórzanych kanapach w naszym ulubionym barze. Wszyscy przyjęli to z wielkim zadowoleniem.
Po dwóch godzinach intensywnej integracji stwierdziłam, iż musimy to powtarzać częściej. Dawno tak dobrze się nie bawiłam, jak w gronie znajomych podczas luźnego, spokojnego wieczoru. Potrzebowałam takiego czasu. Chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo.
Nic nie mogło mi tego zepsuć.
Wznieśliśmy nawet kilka toastów. Wprawdzie butelkami z piwem, ale zawsze to coś.
- Za spokój z Blake'em. Wszystko rozeszło się po kościach – powiedział Pit.
- No właśnie. Mogło być niebezpiecznie, na szczęście mamy happy end – dodał Marcus. Allie nie była zbyt wtajemniczona w porwania, bo zazwyczaj zajmowała się tańcem na urodzinach i zabawianiem dzieciaków na kinderparty, a Polly pierwsza podniosła piwo, gdy usłyszała nazwisko Alexa.
- Za Blake'a i jego wygląd. Jest tak gorący, że brałabym go w ciemno – westchnęła. Aż zabrałam jej piwo, bo mówiła głupoty. W pewnym momencie zaczęła nam trochę szaleć i chciała iść tańczyć, ale udało się ją zatrzymać.
- Siedź. Tu nie ma miejsca na taniec – krzyknęła na nią Allie. Koleżanka przez chwilę była na nas obrażona, bo jak to tak mogliśmy „ograniczać jej konstytucyjne swobody obywatelskie", ale na szczęście szybko jej przeszło.
Zaczęła spoglądać gdzieś za mnie i szeroko się uśmiechać. Nawet pomachała w którymś momencie.
- Co się tak szczerzysz? - zapytałam ją z rozbawieniem i odłożyłam kolejną pustą butelkę. Pit i Marcus narzucili takie tempo, ale ja, jako szefowa, nie mogłam być gorsza i dotrzymywałam im kroku.
- Spotkałam miłość swojego życia – spojrzała na mnie rozanielonym, choć mętnym wzrokiem. Zaśmiałam się pod nosem i aż się obróciłam, żeby spojrzeć na jej nową „miłość".
Nawet pomyślałam sobie, że to dobrze, iż ktoś jej wpadł w oko, bo może w końcu przestanie mówić tyle o Alexie.
Uśmiech momentalnie zszedł mi z ust.
Gwałtownie odwróciłam się z powrotem w stronę stolika i delikatnie przygarbiłam, jakby to miało mi pomóc w ukryciu się przed Blake'em.
Któż inny siedziałby w tym samym barze, co my? Na pewno całkiem przypadkowo...
- Nie zachęcaj go! Lepiej żeby nas nie widział! - syknęłam do rozradowanej Polly, ale zignorowała mnie. Była już delikatnie wstawiona i zaczynała stawać się odważniejsza, niż zwykle.
- Ale ja właśnie chcę, żeby nas widział – wybełkotała i uśmiechnęła się promiennie – nawet już tu idzie – dodała i ponownie wlepiła wzrok za moje plecy. Zresztą nie tylko ona. Pit i Marcus też. Nawet Allie, która chyba nie znała Alexandra, a jeśli już, to jedynie z gazet.
- Witaj, Noemi... - aksamitny głos mężczyzny okraszony był jak zwykle nutą drwiny.
- Witaj! - krzyknęła od razu Polly – usiądziesz z nami? Mogę zrobić ci miejsce koło mnie – nawet przesunęła się tak energicznie, że praktycznie usiadła mi na kolanach – ups... - zaśmiała się, gdy tylko zauważyła swój błąd.
Tylko ona wykazywała entuzjazm z powodu pojawienia się Blake'a. Pozostali pracownicy wpatrywali się w niego w ciszy.
Nie odwróciłam głowy, bo nie chciałam na niego patrzeć. Im mniej interakcji, tym lepiej.
- Dziękuję Polly, ale nie skorzystam. Tak tylko chciałem się przywitać z Noemi. Nie będę wam przeszkadzał – odparł wesołym głosem i odszedł, zanim zdołałam się na niego spojrzeć.
- Byłaś niemiła. Nawet nie powiedziałaś mu cześć, a ni nic innego – koleżanka wydęła usta i zmarszczyła brwi – a on jest taki słodki i miły. I przystojny... - ponownie się rozmarzyła.
- Chyba pójdę po jeszcze jedno piwo. Na trzeźwo jakoś tak ciężko mi tego słuchać – powiedziałam i przepchnęłam się obok pracownicy. Kątem oka zauważyłam, że Alexander usiadł kilka miejsc dalej, niestety w takim położeniu, z którego miał dobry widok na nasz stolik.
Usiadłam na jedynym wolnym stołku i próbowałam złapać uwagę barmana, ale stał kilka metrów dalej i nie za bardzo reagował na moje zaczepki.
- Może ci pomóc? - zapytał ktoś nieoczekiwanie, praktycznie nad moim uchem. Spojrzałam na nieznajomego mężczyznę.
- Dzięki, ale nie trzeba. Poradzę sobie – na dowód machnęłam ręką, a barman w końcu zareagował – to, co wcześniej – uśmiechnęłam się do niego. Dokładnie wiedział, o co chodziło, bo szybko postawił przede mną butelkę z piwem.
- Coś ci chyba upadło – powiedział nieznajomy, a ja odruchowo nachyliłam się i spojrzałam na podłogę pod krzesłem.
- Nic nie widzę... - podniosłam głowę i zerknęłam na faceta. Spoglądał na mnie niby niewinnie, ale miałam wrażenie, że coś ukrywał, bo widziałam w jego oczach zastanawiający błysk.
Być może powinnam przystopować z tym piciem.
- Widocznie musiałem się pomylić... Takie tu słabe światło, że mało co widać. To pewnie przez ciebie...
Zmarszczyłam brwi i obrzuciłam go uważniejszym wzrokiem. Czyżby był pijany?
- A to niby dlaczego?
- Bo twoja uroda przyćmiewa wszystko i wszystkich.
Parsknęłam śmiechem na ten tani tekst i sięgnęłam po butelkę. Mężczyzna wyciągnął rękę w moją stronę i położył na moim ramieniu.
- Jak masz na imię? Chyba, że wolisz, żebym mówił do ciebie „piękna nieznajoma"? - zapytał i uśmiechnął się zachęcająco. Miałam ochotę przewrócić oczami, ale ograniczyłam się jedynie do wzmocnienia chwytu na butelce i podniesienia jej do ust.
Nie dane mi było się jednak napić tego piwa.
Dosłownie w jednej sekundzie ktoś brutalnie wyrwał mi je z ręki, a w następnym momencie facet, który próbował mnie poderwać, został zgięty w pół, a jego twarz złączyła się z blatem. W zasadzie to została sadystycznie wciśnięta w barową ladę.
Przez Alexa.
Mężczyzna jedną ręką przyciskał nieszczęśnika, a w drugiej trzymał moje piwo. Barman i ludzie znajdujący się najbliżej przyglądali się temu z niepokojem, ale nikt nie wyrywał się, żeby pomóc zaatakowanemu, gdyż ochroniarze Blake'a stanęli po obu stronach swojego pracodawcy i specjalnie odchylili marynarki tak, iż było widać, że są uzbrojeni.
- Co ty robisz! - krzyknęłam. Zachowywał się tak niepoprawnie, że chyba powinien zdawać sobie z tego sprawę. Zignorował moje pytanie i zwrócił się do tego poszkodowanego.
- Chcesz się napić? - przysunął mu pod nos moje piwo. Facet próbował się wyrywać, jednak był znacznie mniejszy i wątlejszy w porównaniu z wysokim i dobrze zbudowanym Blake'em. Nie miał za bardzo szans na choć minimalne poruszenie się.
- To moje piwo! - wyciągnęłam rękę, żeby mu je odebrać, ale szybko odsunął je ode mnie.
- Poczęstujesz kolegę, w końcu on ciebie też czymś poczęstował, prawda? - Alex wzmocnił uścisk tak bardzo, iż praktycznie słyszałam chrzęst łamanej kości nosowej.
- Nie chciałem!!! Nie wiedziałem, że to twoja laska!!! Myślałem, że jest samotna! - facet na ladzie zaczął się ślinić, a z jego nosa obficie leciała krew.
- Krzywdzisz go! - zbliżyłam się do Blake'a i położyłam dłoń na jego ramieniu. Chciałam choć trochę go przesunąć. Spowodować, żeby złagodził swój agresywny uścisk.
- Skarbie, ja dopiero zaczynam go krzywdzić – Alex spojrzał na moją rękę na swoim garniturze i gwałtownie pociągnął faceta za włosy – a ty, brzydki nieznajomy, masz to teraz wypić – powtórnie przysunął do jego twarzy moje piwo.
- Co się tak czepiłeś tego picia! Daj mu spokój! Nic ci nie zrobił! - krzyknęłam i tym razem natarłam całym ciałem na mężczyznę. Na nic się to zdało. Był jak góra lodowa: nie do pokonania.
- Mnie nie, ale tobie próbował – odparł Blake i podniósł ramię tak, że po chwili obejmował moje plecy tą ręką, którą trzymał piwo, a drugą ponownie wciskał twarz nieszczęśnika w ladę. Facet z tego wszystkiego chyba nawet zaczął płakać.
- To, że wyrywał mnie na denne teksty, to nie zbrodnia – wydawało mi się, że przyciągnął mnie jeszcze bliżej, ale on tylko zgiął rękę, którą mnie obejmował i uniósł butelkę z piwem na wysokość moich oczu.
- Za denne teksty złamałem mu nos. Za to połamię mu inne części ciała – obrócił butelkę tak, iż wyraźnie widziałam jej dno, a raczej to, co się tam znajdowało. Białe, szybko uciekające bąbelki, ale tylko w jednym miejscu... To, co leżało się na dnie, z każdą chwilą się zmniejszało, ale nadal można było rozpoznać, co to.
Rozszerzyłam oczy ze zdumienia i szybko spojrzałam na Alexa.
Czyżby właśnie... pomógł mi, zanim napiłam się doprawionego piwa?
To, że na dnie butelki rozpuszczała się tabletka, było niezaprzeczalnym faktem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro