46 Cios poniżej pasa
pov: Noemi
Rozglądałam się za Alexandrem, ale niestety nigdzie go nie widziałam. Dopiero po chwili zreflektowałam się i zaprosiłam jego ojca do domu. Mężczyzna cały czas intensywnie mi się przyglądał.
- Gdzie jest Alex? - zapytałam go, gdy tak milczał i na mnie spoglądał. Nie wyglądałam pięknie, gdyż moje ciało pokrywały siniaki, ale nie krępowało mnie jego spojrzenie. Przyzwyczaiłam się do bycia ocenianą i szufladkowaną, dlatego też odpowiadałam twardym, dumnym spojrzeniem.
- W Chicago. Wrócił ze mną, ale jest chwilowo zajęty. - Odpowiedział w końcu. Uśmiechnął się do mnie delikatnie – nawet nie wiesz, ile rzeczy zrobił z twojego powodu. Musisz być naprawdę wyjątkowa.
Zmieszałam się trochę, bo spodziewałam się ataku i pretensji o nasz romans, ale ojciec Alexa nie nawiązywał do tego. Zapytał jeszcze o moje zdrowie i szybko się pożegnał, tłumacząc obowiązkami.
- Dbaj o siebie, Noemi – rzucił mi na odchodnym. - Dbaj o siebie, bo on nie zniesie, jeśli cokolwiek ci się stanie, a ja nie chcę, żeby zrobił jakąś głupotę. To mój jedyny syn – skinął głową i zniknął za drzwiami.
Do końca dnia Alex nie pojawił się u mnie. Deacon spędził kolejną noc na podłodze, a ja miałam jakieś takie niejasne przeczucie, że Blake już więcej mnie nie odwiedzi.
„Tego chciałaś" – mówiłam sobie w myślach – „Miał się odczepić. Miał dać spokój. Dał"
Nie było mi z tym lepiej.
Czułam się cholernie winna, bo w szpitalu opiekował się mną z oddaniem, a i po powrocie do domu robił wszystko, żebym mogła poczuć się lepiej. To ja zepsułam sprawę. Złamałam mu serce. Nigdy nie zapomnę, jak spojrzał na mnie wtedy, gdy uświadomił sobie, iż nie chciałam go w moim życiu. To musiał być cios poniżej pasa.
Kolejne dni wyglądały tak samo: spędzałam je w towarzystwie Deacona i kota. Czasami wpadała też Polly, ale wygadywała dziwne rzeczy i to głównie do ochroniarza.
- Znasz się na żeglarstwie? - zapytała szóstego dnia mojego „domowego aresztu". Mężczyzna spoglądał na nią z uprzejmym zainteresowaniem, ale jego twarz oprócz tego nie wyrażała żadnych emocji.
- Trochę, Polly.
- Umiesz dobrze wiązać liny?
- Wydaje mi się, że tak. Znam kilka węzłów – odpowiadał jej spokojnie.
- To wspaniale! - cieszyła się dziewczyna. - A masz może kolczyki w ciekawych miejscach? - rzuciła znaczące spojrzenie na jego krocze.
- Polly! - syknęłam na nią – weź się opanuj. To prywatne sprawy... - pokręciłam głową.
- Ale ja się nie wstydzę! Sama mam kolczyk, mogę pokazać – wstała z krzesła i chyba chciała zdjąć spodnie, ale ją powstrzymałam i usadziłam.
- Nie ma takiej potrzeby. Wierzymy na słowo – odparłam patrząc na nią z przyganą w oczach.
Koleżanka cały czas intensywnie spoglądała na ochroniarza. Bezustannie czekała, aż jej odpowie.
- Mam, Polly – wyznał wreszcie. W dalszym ciągu był niewzruszony i obojętny w przeciwieństwie do pracownicy, która wręcz podskakiwała na krześle.
Musiałam zrobić głupią minę, gdy to usłyszałam, ale żadne z nich nie zwróciło na mnie uwagi.
Deacon i kolczyk w... proszę, proszę...
- Jesteś na coś uczulony? Silikon? Lateks? - kontynuowała przesłuchanie.
- Nie, Polly. Nie jestem.
Pokiwała głową z zadowoleniem.
- Boję się.
Zerknęłam na nią porządnie zdezorientowana, bo nie wyglądała, jakby była przestraszona. Deacon też się zaskoczył, ale nie dawał tego tak bardzo po sobie poznać, tylko uważniej przyglądał się dziewczynie.
- Boję się – powtórzyła. - To moje hasło bezpieczeństwa. Nigdy go nie użyłam – dodała z dumą.
- Gratuluję, Polly – odparł poważnie ochroniarz.
- A ty? Masz jakieś hasło bezpieczeństwa? - wnikała.
- Nie mam, Polly.
Po wyjściu dziewczyny spojrzałam na niego i z pełną powagą poradziłam.
- Coś mi się wydaje, że jednak powinieneś sobie wymyślić jakieś hasło bezpieczeństwa. Ona chyba coś planuje, a z tego, co mówiła, to może być... - szukałam właściwego słowa – niezapomniane przeżycie.
- Ma pani rację, pani Davies. W przypadku Polly dobrze jest mieć własne hasło bezpieczeństwa. - Potwierdził niewzruszenie.
Westchnęłam cicho i poszłam do sypialni. Od sześciu dni próbowałam się skontaktować z Alexem, ale nie odbierał połączeń ode mnie, ani z prywatnego, ani ze służbowego numeru. Nie odpisywał też na wiadomości.
W następnym tygodniu wracali rodzice. Znaleźli piękny dom w Miami i planowali przenieść się tam jak najszybciej. Miałam coraz mniej czasu na przeproszenie Alexandra. Nie chciałam wyjeżdżać, dopóki szczerze nie porozmawiamy i nie przeproszę go za to, że chciałam go oszukać.
Zadzwoniłam do Nicole, żeby zapytać, czy też dostała wezwanie od adwokata, żeby stawić się na spotkaniu, podczas którego miał zostać odczytany testament Brenona Mitchella. Nie miałam pojęcia, dlaczego były burmistrz miał uwzględniać nas w swoim testamencie, w końcu byłyśmy dla niego nikim, pomyłką i błędem.
Nie chciałam nawet iść na to spotkanie, ale Nicky szybko wybiła mi to z głowy i stwierdziła, że „coś od tego chuja nam się należy za zmarnowane dzieciństwo i odebranie nam mamy". Musiałam się z tym zgodzić. Lata bez mamy były bardzo trudne.
- Wydajesz się smutna – stwierdziła w pewnym momencie siostra – twój kawaler za mocno cię wymęczył i się nie wyspałaś?
Przewróciłam oczami.
- Nie mam żadnego kawalera. Alex już do mnie nie przychodzi. Między nami wszystko skończone – wyznałam szczerze.
- Nie brzmisz, jakbyś była zadowolona.
- Bo nie jestem. Rozstaliśmy się w brzydki sposób. Chciałabym go przeprosić, ale on unika mnie, jak ognia. Zostawił u mnie swojego ochroniarza, który pilnuje, żebym przyjmowała leki i się nie przemęczała, a sam od tygodnia mnie nie odwiedził.
Siostra przez chwilę myślała.
- Skoro zostawił cię pod opieką ochrony z powodu zwykłej grypy i potłuczenia dupy na schodach, to znak, że mu dalej zależy. Obraził się, ale chce, żebyś była bezpieczna i zadbana – dedukowała Nicole.
Tak... ona nie wiedziała o poronieniu. Wyznałam tylko mamie Rose, a i to bez szczegółów. Nie wspomniałam o pobiciu, wszystko poszło na schody w mojej kamienicy.
- Musisz go do siebie zwabić – radziła.
- Niby jak? - zapytałam – ochroniarz może się z nim kontaktować tylko wtedy, gdy coś mi się dzieje, a ja nie chcę sobie nic robić, ani tym bardziej symulować. Alex nie lubi kłamstwa.
Nicole milczała przez jakiś czas, ale w końcu wyskoczyła z propozycją.
- Skoro mieszka u ciebie obcy facet, a twój nie chce przyjechać, to musisz... zacząć to wykorzystywać.
- Niby jak? - powtórzyłam.
- Wzbudź zazdrość. Zacznij chodzić nago po domu czy coś. Ochroniarz będzie musiał zadzwonić do szefa, w końcu takie zachowanie nie będzie standardowe. Uwierz mi, przyjedzie na sygnale, jak się dowie, że ktokolwiek się na ciebie patrzy. Gdy tylko pojawi się w mieszkaniu, wykorzystaj swój największy atut...
- Jaki? - zapytałam z powątpieniem. Jej plan był dziwny.
- Cycki.
Zamurowało mnie na chwilę, ale Nicole kontynuowała niezrażona ciszą po mojej stronie.
- Zacznij eksponować cycki i go uwodzić. Niech zobaczy, z czego rezygnuje. Zrobi mu się żal i zmięknie. Znaczy, wtedy pewnie stwardnieje, ale w ogólnym rozrachunku, jak dobrze to rozegrasz, to będzie ci jadł z ręki.
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Ty tak na poważnie?
- Oczywiście. W końcu jesteś u siebie, prawda? Dlaczego nie możesz chodzić nago? To twoje mieszkanie. Twój facet musi zaakceptować, że jego ochroniarz będzie miał niezłe widoki, albo usunie go i sam zacznie cię pilnować.
- To... dziwne – wydusiłam z siebie. Nie wyobrażałam sobie odstawiać taką szopkę przy Deaconie.
- Jutro dziewczyna z mojego sklepu podrzuci ci karton najbardziej kurewskiej bielizny, jaką tylko znajdę. Nakładaj i paraduj po domu. Może to i dziwne, ale pamiętaj: na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone.
Pół nocy nie mogłam spać, gdyż biłam się z myślami, czy powinnam robić coś takiego. Z jednej strony trochę się wstydziłam, ale z drugiej... Alex unikał mnie już tak długo. Byłam pewna, że robił to z premedytacją. Nie lubiłam być ignorowana.
Nad ranem wybrałam numer telefonu takiej jednej firmy, którą znalazłam w internecie.
Jak się bawić, to grubo, a co.
***
- Pani Davies? Jest pani tego pewna? - Deacon rzucał mi zaskoczone spojrzenia. Chyba pierwszy raz w życiu na jego twarzy pojawiło się coś innego, niż obojętność i powaga.
- Oczywiście, że jestem – spoglądałam z zadowoleniem na dwóch mężczyzn, którzy kończyli montować w moim salonie rurę do pole dance. - Wybacz, że akurat w miejscu, w którym zazwyczaj śpisz, ale zawsze możesz rozłożyć nogi i wziąć rurę tak w środek – radziłam mu najdostojniej, jak potrafiłam.
Widziałam, że wahał się, co zrobić, ale ostatecznie usiadł grzecznie na kanapie i czekał na rozwój sytuacji.
Moja siostra postarała się, jak nigdy wcześniej. Przesłała mi pudło tak skąpej bielizny, że za każdym razem, gdy coś przymierzałam, czułam się bardziej rozebrana, niż ubrana. Siniaki na nogach, plecach i brzuchu ładnie się goiły, więc nie wyglądałam jak tragicznie potłuczona ofiara losu, tylko jak trochę potłuczona ofiara losu. Zawsze to jakiś postęp.
Nałożyłam na siebie czerwoną, koronkową koszulkę na cienkich ramiączkach i z tak głębokim dekoltem, że piersi trzymały się w niej tylko na słowo honoru. Do tego były jeszcze stringi, ale nie chciałam aż tak szokować Deacona za pierwszym razem, więc nałożyłam zwykłe, choć też koronkowe i czerwone figi.
Myślałam, że parsknę śmiechem, gdy wkroczyłam tak wystrojona do salonu i zobaczyłam minę ochroniarza. Nawet zrobiło mi się go żal, bo zdążyłam go polubić przez te kilka dni, a w tym momencie wyglądał, jakby nie wiedział, gdzie się patrzeć.
- Pani Davies? Wszystko z panią w porządku? - zapytał w końcu spoglądając na podłogę.
Podeszłam powolnym krokiem i oparłam się o moją nową rurę.
- Oczywiście, Deacon. Zamierzam jak najszybciej wrócić do formy. Będę codziennie ćwiczyć taniec na tym oto sprzęcie.
- A ma pani do tego jakiś inny strój? Byłbym wdzięczny...
- Nie – urwałam szybko. - Mam tylko to i kilka podobnych rzeczy, choć przyznam ci szczerze, że rozważam, czy nie tańczyć nago. Sam wiesz, jak w tym mieszkaniu jest gorąco. Stare mury porządnie się nagrzewają – pokiwałam głową.
- Pani Davies, proszę o zachowanie powagi i odpowiedni strój, to nie jest...
- Jestem u siebie, Deacon. Nie zapominaj o tym. Mogę chodzić, jak mi się podoba – odparłam twardo. Ochroniarz w dalszym ciągu wpatrywał się w podłogę, więc nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale wydawało mi się, że bije się z myślami.
- Panu Blake'owi to się nie spodoba – wydusił wreszcie.
Zachichotałam wesoło. Deacon spinał się bardziej, niż myślałam. Czas na sprawdzenie jego lojalności.
- A widzisz tu gdzieś Alexa? - nawet machnęłam ręką wskazując na pomieszczenie – to będzie nasza słodka tajemnica, Deacon... Tylko my będziemy o tym wiedzieli... - dodałam zalotnie. Byłam gotowa puścić mu oczko, ale nie odrywał wzroku od podłogi.
- Nie mogę, pani Davies. Pan Blake musi o wszystkim wiedzieć. Na pewno nie spodoba mu się pani zachowanie.
- To niech pan Blake powie mi to osobiście – powiedziałam z pewnością w głosie.
Ochroniarz po raz kolejny zamilkł, rozważając moje słowa.
- Ma pani rację. Będę musiał poinformować szefa. Proszę mi wybaczyć, ale to, co pani dziś robi, jest niepokojące. Szef naprawdę musi o wszystkim wiedzieć – zaczął mi się tłumaczyć, jakby rzeczywiście było mu przykro, że na mnie donosił.
Pokręciłam głową i odeszłam do aneksu kuchennego, nalać sobie trochę wody.
Słyszałam, jak Deacon dzwoni do Alexa.
- Panie Blake, mam mały problem z panią Davies. Nie, to nie zdrowotny, choć... kto wie...
Prawie parsknęłam śmiechem, gdy pomyślałam sobie, iż ochroniarz podejrzewał mnie o jakąś chorobę umysłową. Podeszłam powoli do rury i chwyciłam ją jedną ręką ponad głową, a do tego przywarłam do niej bokiem w bardzo wyzywającej pozie.
- Pani Davies kazała zamontować sobie rurę w salonie i teraz zamierza na niej tańczyć. Jej strój... - zastanowił się na moment – jest bardzo skąpy, ale ma w planach tańczyć nago.
- Zrób mi zdjęcie i mu wyślij jako dowód – wyszeptałam.
Oderwał na chwilę telefon od ucha i pstryknął mi szybką fotkę.
- Wysyłam panu zdjęcie, panie Blake. - Zrobił to, co mówił, a Alex musiał od razu ją odebrać, bo zaraz kontynuowali rozmowę – tak panie Blake, właśnie w tym momencie stoi przede mną i zamierza tańczyć.
- Jak będziesz ładnie klaskał to obiecuję, że zdejmę z siebie tę koszulkę i kolejny taniec zatańczę dla ciebie tylko w majtkach – krzyknęłam głośno. Chciałam mieć pewność, że Alexander dokładnie to usłyszał.
Ochroniarz spojrzał na mnie, ale zaraz przeniósł wzrok na podłogę.
- Pan Blake prosi, aby się pani uspokoiła i przebrała. Nie może się pani nadwyrężać.
- Oj... rzuciłam mu pozornie zmartwione spojrzenie, ale i tak tego nie widział – wyobraź sobie, że nie zamierzam tego robić. Jeśli chcesz, żebym się przebrała Deacon, to zabierz mnie do mojej sypialni, rozbierz mnie, a następnie ubierz w co zechcesz. Proszę, daję ci pełną dowolność do dysponowania moim ciałem – powiedziałam podniesionym głosem, żeby i do Alexa to trafiło.
Ochroniarz posłuchał, jak Blake coś mu odpowiada, żeby po chwili rozłączyć się i schować telefon. Nie ruszył się z kanapy i w dalszym ciągu kontemplował podłogę.
- To cios poniżej pasa, wie pani o tym – wymruczał cicho.
Zaśmiałam się z tego stwierdzenia.
- Wstydzisz się nagich kobiet, Deacon?
- Nie, pani Davies. Po prostu obowiązują mnie pewne zasady.
Zaciekawił mnie teraz.
- Jakie to zasady?
Przez jakiś czas nie odpowiadał, ale w końcu doczekałam się jego wyznania.
- W mojej profesji... nie wolno zbyt długo przyglądać się kobiecie szefa, a tym bardziej jej dotykać. Można to robić tylko, gdy coś jej zagraża, w innym trzeba zachować dystans i szacunek.
Przewróciłam oczami na to stwierdzenie.
- Nie jestem kobietą twojego szefa, już ci to mówiłam.
- A ja mówiłem, że to pani zdanie, pani Davies.
- To prawda, a nie moje zdanie. - Zaprzeczyłam szybko – gdybym była kimś ważnym dla Alexa, to by tu ze mną był, a nie unikał jak plag egipskich. Widocznie coś źle zrozumiałeś, gdy cię tu do mnie przydzielał.
- Szef jest bardzo zajęty, ale na pewno pamięta o pani.
- Dlatego nie odbiera ode mnie dziesięciu połączeń, a z tobą rozmawia już po pierwszym sygnale? - dociekałam z delikatną obrazą.
- Wie, że ja dzwonię, gdy dzieje się coś ważnego.
- A ja to niby nie?!
- To już wie tylko pani, pani Davies.
Chciałam coś jeszcze dodać o tym, że facet dla swojej „kobiety" powinien znaleźć czas zawsze, a nie zasłaniać się pracą, ale nie zdążyłam, bo drzwi do mojego mieszkania otworzyły się tak gwałtownie, że podskoczyłam nie tylko ja, ale i Puszek. Jedynie Deacon pozostał czujny, ale aż się cały napiął i instynktownie sięgnął po broń.
- Co ty najlepszego wymyślasz?! - powiedział... wściekły Alex.
We własnej osobie.
Wyglądał wspaniale, jak zawsze. Tęskniłam za tą jego elegancją i zapachem, który wyczułam, gdy tylko przekroczył próg. Wprawdzie zadrżałam, gdy obrzucił mnie tasakującym spojrzeniem, ale po chwili zebrałam się w sobie i uraczyłam go obojętnym wyrazem twarzy.
- Siedzę zamknięta od tygodnia, to mi się nudzi. Znalazłam nową rozrywkę – klepnęłam kilka razy dłonią w rurę – jak ci się podoba mój nowy sprzęt? Zamierzam robić pokazy dla Deacona.
Alex podszedł dwa kroki w moją stronę i w dalszym ciągu mordował mnie spojrzeniem swoich niebieskich oczu.
- Nie będzie żadnych pokazów dla Deacona, a ty w tym momencie idziesz się przebrać, Noemi. Nie żartuję.
- Bo co? - najeżyłam się na ten jego władczy ton. Oderwałam rękę od rury i wyprostowałam się tak mocno...
że kusa bluzka pękła poniżej dekoltu. Materiał rozjechał się w dwie strony.
W ostatniej chwili zakryłam jedną dłonią piersi, bo inaczej byłbym kompletnie odsłonięta. Alex wydawał się zaskoczony takim obrotem sprawy. Ochroniarz nic nie widział, gdyż stałam do niego tyłem.
Spojrzałam wrednie na Blake'a i powoli odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na jego pracownika.
- Deacon? Pomożesz mi? Jestem praktycznie naga i trzeba...
Nie dokończyłam, ponieważ Alexander momentalnie stanął przy mnie i objął ramionami, przyciskając moje ciało do swojego torsu.
- Deacon właśnie wychodzi. Dziś ma dzień wolny – odparł Blake. Nie spuszczał ze mnie błyszczącego od nadmiaru emocji wzroku.
- A co ze mną? W końcu mogę zostać sama? - Zapytałam zaczepnie, ale zaraz skrzywiłam się, bo Alex za mocno mnie przycisnął i odczułam to w żebrach. Mężczyzna od razu poluzował uścisk.
- Nie, Noemi. Nie możesz zostać sama, bo wpadają ci do głowy głupie pomysły. Dzisiaj zostanę z tobą. Musimy porozmawiać – odparł poważnie.
Zmrużyłam oczy i też zachowałam pokerową minę.
Nie chciałam, żeby tak szybko się zorientował, że o to właśnie mi chodziło...
Chwytajcie Bonus :) W dalszym ciągu mam do napisania jeszcze 2 rozdziały, a co chwilę coś wpada :P Mam nadzieję, że już jutro uda się wszystko zakończyć. Dobrej nocy :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro